Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Robi się duszno

Szanowni Państwo!

Wzgórze Slane, na którym 26 marca 433 roku święty Patryk rozpalił ognisko, które zapoczątkowało chrystianizację Irlandii, smagane jest zimnym wiatrem, nadlatującym znad Morza Irlandzkiego. Nad ruinami kościoła i klasztoru polatują gawrony. Odgłosy wiatru i gawronów nie pozwalają dosłyszeć klangoru, jaki za sprawą Umiłowanych Przywódców, a także niezależnych mediów wszystkich głównych nurtów wznosi się aż po niebiosa. Takie właśnie wrażenie można odnieść oglądając programy rozmaitych stacji telewizyjnych, w których od kilku dni odbywa się pracowite bicie piany. Przed kamerami pojawiają się zatroskani Umiłowani Przywódcy, których niezależni dziennikarze przesłuchują, a to w charakterze świadków, a to w charakterze podejrzanych – w zależności od tego, który Umiłowany Przywódca w jakiej stacji się pojawia, a kiedy jakiejś stacji nie udaje się wezwać na przesłuchanie żadnego Umiłowanego Przywódcy, którym przecież też należy się chwila wytchnienia, to niezależni dziennikarze przesłuchują siebie nawzajem. Całe to widowisko ma wywołać wrażenie, że Umiłowani Przywódcy, zwłaszcza z takich opozycyjnych ugrupowań, jak Platforma Obywatelska, czy Nowoczesna, uprawiają politykę, a niezależni dziennikarze tę polityczną działalność Umiłowanych Przywódców dokumentują i komentują.

Tymczasem to widowisko z żadną działalnością polityczną nie ma nic wspólnego. Jeśli o czymś świadczy, to tylko o tym, ze politycy Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej uprawianie prawdziwej polityki maja surowo zakazane – oczywiście każdy przez kogo innego. Podejrzewam, że na odprawie, na którą  Nasza Złota Pani wezwała pana Grzegorza Schetynę z Platformy Obywatelskiej i ministra-ministrowicza, czyli pana Władysława Kosiniaka-Kamysza z PSL do niemieckiej ambasady, obydwaj nie tylko otrzymali reprymendę za spartaczenie kombinacji operacyjnej, która w grudniu ubiegłego roku miała doprowadzić do przesilenia politycznego w naszym nieszczęśliwym kraju, ale musieli też dostać surowy zakaz politykowania na własną rękę, dopóki znowu nie odezwie się sygnał znajomej trąbki. No tak – ale przecież na sygnał znajomej trąbki nie można czekać bezczynnie, bo jeszcze ludzie zapomną, że jest tu jakaś Platforma Obywatelska, czy Polskie Stronnictwo Ludowe, więc nic dziwnego, że na wieść o wypadku, którego ofiarą padła pani premier Beata Szydło i funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, Umiłowani Przywódcy rzucili się na ten ochłap, niczym wygłodniałe hieny na padlinę. Za nimi trop w trop ruszyły szakale z ubeckich stacji telewizyjnych, rozhuśtując emocjonalnie  swoich wyznawców, a funkcjonariusze telewizji rządowej dla symetrii rozhuśtują emocjonalnie swoich. Ten dym bez ognia ma stworzyć wrażenie intensywnego życia politycznego, podczas gdy to jest tylko żałosna namiastka. W jeszcze gorszej sytuacji znalazł się pan Rysio z Nowoczesnej, którego Nasza Złota Pani zlekceważyła do tego stopnia, że nawet nie wezwała go na odprawę do ambasady. Jest rzeczą pewną, że coś tam przecież musi wiedzieć, a skoro tak, to najwyraźniej ona również musi uważać zarówno jego, jak i tę całą jego partię, za wydmuszkę starych kiejkutów, z którą politykom z państw poważnych nie wypada się kompromitować nawiązywaniem jakichkolwiek kontaktów, zwłaszcza osobistych. Toteż biedny pan Rysio też desperacko walczy o przekonanie opinii publicznej o swoim istnieniu i chwyta się każdej okazji. Skoro tedy pani premier Szydło przytrafił się wypadek drogowy, to nasze drapichrusty uznały go za prawdziwy dar Niebios i nic dziwnego, że próbują wycisnąć go jak cytrynę. Jak powiadają, dobra psu i mucha, a cóż dopiero – mucha takiego kalibru?

Wszystko to utwierdza nas w przekonaniu o pogłębiającym się kryzysie przywództwa w naszym nieszczęśliwym kraju i może nie zasługiwałoby na specjalną uwagę, gdyby nie deklaracja posła Borysa Budki, który zaoferował swoje usługi prawnicze 21-letniemu sprawcy wspomnianego wypadku. Ja bym tak z usług Wielce Czcigodnego posła Budki nie korzystał nawet gdyby ktoś mi do tego dopłacał, bo lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć, ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że Umiłowani Przywódcy z ugrupowań opozycyjnych też musieli się już zniechęcić do prezentowania w charakterze jasnego idola pana profesora Andrzeja Rzeplińskiego i przypomnieli sobie stare, dobre czasy, gdy w charakterze ofiary reżymu występowała pani Aneta Krawczykowa, co to nie mogła się zdecydować, kto właściwie jest ojcem jej dziecka – czy któryś z polityków Samoobrony, czy też nieznany mężczyzna, któremu oddała się w okolicach dworca kolejowego w Piotrkowie Trybunalskim. Toteż stojąc na smaganym zimnym wiatrem wzgórzu Slane i rozpamiętując rozpętany klangor, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w naszym nieszczęśliwym kraju robi się duszno.

                                                                     red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj