Pandemia ujawniła skalę patologii tzw. surogacji na Ukrainie
Zamknięcie granic podczas pandemii obnażyło patologiczne zjawisko tzw. surogacji na Ukrainie. Według mediów, w tym kraju czeka na odbiór przez rodziny ponad 500 niemowląt urodzonych przez tzw. matki zastępcze. Przez blokadę ruchu granicznego kliniki nie wiedzą, jakie działania podjąć wobec tych dzieci.
Swój sprzeciw wobec tej patologii surogacji wyraził dziś m.in. episkopat Ukrainy. W liście księża biskupi wskazali, że w tym kraju dozwolony jest proceder, w ramach którego osoby są traktowane jako towar, jaki można zamówić, wyprodukować i sprzedać. Episkopat wezwał też władze państwowe do ochrony rodziny.
Krytyczne stanowisko wobec tego zjawiska zajął też dr Błażej Kmieciak. Bioetyk podkreślił, że cierpią na nim kobiety traktowane przedmiotowo oraz bezbronne dzieci.
– Surogacja bardzo często przedstawiana jest jako głos wsparcia dla kobiet i mężczyzn, którzy doświadczają braku dziecka. Sytuacja, którą widzimy na Ukrainie, pokazuje wprost, że dzieci były zamówionym produktem, którego odebrać nie możemy w tym momencie, ponieważ „mamy ważniejsze sprawy na głowie”, czyli nasze zdrowie i bezpieczeństwo, a nie dobrostan i bezpieczeństwo emocjonalne tych biednych małych kruszyn. Każde dziecko jest darem i cudem bez względu na to, jak i z jaką intencją zostaje poczęte. Najmniej zawinione w tej całej sytuacji istoty ludzkie, czyli te dzieci, doświadczają największego cierpienia – powiedział dr Błażej Kmieciak.
Na Ukrainie wynajęta matka – tzw. surogatka – za pieniądze poddaje się zaimplantowaniu poczętego dziecka w procederze in-vitro. Ma je donosić, urodzić i oddać czekającym parom. Ta patologia jest legalna na Ukrainie.
Jak podała tamtejsza rzecznik praw człowieka, w samym tylko Kijowie w hotelu prawie 50 niemowląt oczekuje na odebranie przez obcokrajowców.
Ludmyła Denisowa zaalarmowała, że „surogacja na Ukrainie to problem wymagający pilnej reakcji”.
RIRM