Jaruzelskiego obciąża długa lista zarzutów

Z dr. hab. Janem Żarynem, historykiem i sygnatariuszem apelu "Razem 13
grudnia", rozmawia Maciej Walaszczyk

Jak doszło do tego, że w 2010 roku obserwujemy – za sprawą rządzących – próby
rehabilitacji Wojciecha Jaruzelskiego?

– Na pewno obserwujemy rehabilitację PRL i postaw, które w tym czasie
obserwowaliśmy, jako relatywnie równorzędnych i sprzyjających sprawie polskiej.
Jest to fałsz historyczny i etyczny, co – przynajmniej dla mnie – jest nawet
istotniejsze jako ważny element budowania ładu społecznego. Z drugiej strony
rehabilitacja Jaruzelskiego miała miejsce w kontekście wizyty w Polsce
rosyjskiego prezydenta. Był to dla samego Dmitrija Miedwiediewa czytelny sygnał,
że dziś strona polska zupełnie na poważnie bierze doświadczenie PZPR-owskie jako
jedną z podstaw do układania stosunków polsko-rosyjskich. Jest to oczywiście
sygnał fatalny, świadczący o niechęci czy przynajmniej braku determinacji do
podtrzymywania jednego z najważniejszych kanonów polityki państwa – suwerenności
państwowej. Jeśli nawet prezydent Bronisław Komorowski nie rozumie, że tak
właśnie można interpretować zaproszenie Jaruzelskiego na posiedzenie Rady
Bezpieczeństwa Narodowego przed wizytą rosyjskiego przywódcy, to nie zwalnia go
z odpowiedzialności właśnie za takie oto skutki.

Kto odpowiada za zrównanie ofiar reżimu komunistycznego z katami,
opozycjonistów z partyjnymi aparatczykami w ostatnich 20 latach?

– Przez ten czas nie było tak źle. Choć właśnie teraz znów obserwujemy powrót do
początku lat 90. i koncepcji lansowanej wtedy przez Unię Demokratyczną, a potem
Unię Wolności. Przy czym wówczas, jak tłumaczy część tego środowiska, była ona
podyktowana niewiedzą o tym, jak głęboko będzie można odzyskać niepodległość. Bo
reakcja Związku Sowieckiego mogła być wówczas teoretycznie bardzo różna.

Jak się jednak okazało, możliwości budowy suwerennego i niepodległego państwa
były wtedy większe niż przedstawiano opinii publicznej.

– No właśnie, dziś wiemy, że tak rzeczywiście było. Dlatego doświadczenie z
czasów rządu Tadeusza Mazowieckiego powinno uczyć większej odwagi, a nie
podtrzymywać – czasem zrozumiały – lęk czy ostrożność. W polityce ostrożność
jest oczywiście potrzeba, ale gdy dominuje lęk, skutki polityczne są po prostu
złe.

Wojciech Jaruzelski przy każdej okazji pisze listy otwarte, komentuje
dyskusje wokół własnej osoby i kreuje się wręcz na współtwórcę niepodległej
Polski, odwołując się właśnie do tej współpracy z czasów ugody Okrągłego Stołu i
rządu Mazowieckiego. Jak należy to odczytywać?

– To z jego strony czytelne zaproszenie do powrotu do tego, co łączyło
postkomunistów z częścią struktur solidarnościowych na początku lat 90.
Niepodległa Polska była wówczas pewnego rodzaju przedmiotem i skutkiem ugody
tych dwóch sił politycznych, co wówczas stanowiło – być może – przymusowy układ.
Jednakże dziś powinniśmy tak w sferze idei, interpretacji historii, pamięci
budować przyszłość wspólnoty na prawdzie i nie akceptować narracji kłamliwych i
szkodliwych. W sferze politycznej z kolei nie powinniśmy dopuszczać na równych
prawach walczących o wolność i jej grabarzy. Przykładowo, to Stanisław
Mikołajczyk próbował w latach 1945-1947 – nieskutecznie – bronić Polaków przed
sowietyzacją, a Władysław Gomułka, Bolesław Bierut i im posłuszni proces
sowietyzacji przyspieszali. Różnica postaw jest ogromna. Chodzi dziś o to, by
dominujący nurt polityczny, jakim jest Platforma Obywatelska, nie zapominał o
spuściźnie PRL-wskiej, o ludziach, strukturach, zależnościach, które wywodzą się
z tego okresu i które po 1989 roku były bardzo żywotne. Oby już nie powracały.
Dziś wiemy, że po 2005 roku interesy postkomunistów zostały bardzo mocno
naruszone, najpierw w wizji naprawy państwa, jaką miały być PO – PiS, a potem w
czasie krótkotrwałych rządów Prawa i Sprawiedliwości. Co ważne, to Polacy
odrzucili przymusowy układ z przełomu lat 80. i 90. w wyborach demokratycznych.
Wywołało to gwałtowny opór i nagonkę na tamten rząd, w końcu upadek; boję się,
że od tej pory siły "klejące" tamten układ postkomunistów z Unią Demokratyczną
naciskają na PO, mówiąc: "Istnieje widoczna potrzeba przypominania wam, gdzie
jest wasz sojusznik". List Jaruzelskiego zamieszczony w "Gazecie Wyborczej" to
kolejny przykład istniejących i rzeczywistych celów tego środowiska.

Jak długo będzie funkcjonowała ta zależność?
– 10 kwietnia spotkała nas olbrzymia tragedia, ponieważ zginęła bardzo znacząca
część polskiej prawicowej elity. Miała ona świadomość, że najistotniejszą
sprawą, jeśli chodzi o życie publiczne, jest misja obrony suwerenności, tak
państwa, jak i Narodu. Podkreślała znaczenie Narodu, a więc wspólnoty, której
udział w życiu demokratycznego państwa powinien być zwiększany i wspierany, a
nie zastępowany. Tymczasem "demokracja po polsku" zamieniona została w proces
zbiorowego ogłupiania Narodu przez zmówioną część naszej elity, a grupy
społeczne posiadające największe udziały w życiu politycznym, medialnym i
biznesowym uznały, że same ze sobą będą prowadziły bój o granice kompromisu, nie
dopuszczając do debaty nikogo z zewnątrz. To wszystko wplątane jest w zjawisko
obumierania wrażliwości elit politycznych na obronę rzeczywistych interesów
Narodu, w tym obniżenie rangi Polski w polityce międzynarodowej w tle. Jedynie
jako obserwator, a nie analityk, ale jednocześnie historyk dziejów najnowszych,
który ma skłonność do porównań, odnoszę wrażenie, że prowadzoną przez rząd
polityką jesteśmy spychani do roli podwykonawcy usługującego interesom
przywódców innych państw. Jeśli jest to proces zamierzony, bo przyniesie nam
zyski, to Naród powinien o nich być informowany. Przywoływanie do życia w
przestrzeni publicznej PRL-owskich "duchów" w postaci Jaruzelskiego – doradcy,
niestety rodzi jedynie obawy.

Co najbardziej obciąża Wojciecha Jaruzelskiego?
– Lista zarzutów jest bardzo długa. Pierwszy z nich to zdrada tej części Wojska
Polskiego po wojnie, która w sytuacji beznadziejnej próbowała przynajmniej
zbliżyć wizerunek odradzającej się armii do jej przedwojennego wzorca.
Jaruzelski został dokładnie wtedy informatorem Informacji Wojskowej, która z
nadania sowieckiego miała nakaz likwidowania wszelkiej suwerenności wojska
związanej z tradycją II Rzeczypospolitej. Objawiała się ona oczywiście w
żołnierskich życiorysach. Eliminacja zarówno oficerów Polskich Sił Zbrojnych na
Zachodzie, "oflagowców", a więc oficerów Września Ő39, którzy całą wojnę
spędzili w obozach jenieckich i byli wychowani w tradycji zwycięstwa w wojnie
polsko-bolszewickiej w 1920 roku, nastąpiła właśnie w czasach stalinowskich. I
Jaruzelski w tym uczestniczył. Potem był beneficjentem karczowania w wojsku
polskich tradycji, ponieważ stał się nadzwyczaj szybko wysokim oficerem LWP. A
od 1956 roku pełnił już bardzo wysokie funkcje. Tę szybką ścieżkę kariery
zawdzięczał nie tylko intelektowi, ale też służalczości.

W czym ta służalczość się jeszcze przejawiała?
– Od 1959 roku rozpoczęto formowanie jednostek kleryckich. Była to jedna z form
represji przeciw Kościołowi katolickiemu, a w szczególności wobec biskupów
narażających się państwu komunistycznemu. Od 1968 roku Jaruzelski ma na koncie
karygodne zachowania podyktowane moczarowsko-gomułkowską kampanią mającą na celu
wyczyszczenie wojska z osób pochodzenia żydowskiego, które zresztą wraz z nim
formowały to ludowe wojsko i wraz z Jaruzelskim wpływały na to, by było ono
coraz mniej polskie. Zaraz potem dochodzi odpowiedzialność czy
współodpowiedzialność za masakrę robotników w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu.
Ponad 40 osób to oczywiście także ofiary całej "góry" partyjno-wojskowej z
Gomułką i gen. Korczyńskim na czele.

Jako historyk powiedział Pan wprost: Jaruzelski jest współodpowiedzialny za
tę zbrodnię. Tymczasem sąd nie potrafi wskazać i osądzić winnych.

– Warsztat historyczny rządzi się własnymi prawami. Nie musi być w nim miejsca
na tak daleko posunięte domniemanie niewinności polegające na tym, że trzeba
bezwzględnie udowodnić sprawstwo danego przestępstwa, by nazwać kogoś
przestępcą. W porządku historycznym istnieje odpowiedzialność polityczna za
sprawowanie władzy w danym okresie. A skoro znamy kulisy i metodologię
podejmowania decyzji w łonie zarówno partii, jak i struktur wojskowych czy
esbeckich, to w związku z tym kierownictwo tych resortów i struktur, czy to się
im podoba, czy nie, są odpowiedzialne za śmierć tych 40 osób na Wybrzeżu.
Również za inne konsekwencje: rannych, zabitych na komendach Trójmiasta i
Szczecina, za gehennę rodzin aresztowanych, wreszcie za totalną inwigilację
stoczni, w których w latach 70. próbowano szukać wszystkich, którzy chcieli
upamiętnić ofiary Grudnia Ô70. To całe pasmo odpowiedzialności za tysiące
przestępstw, których dokonano w PRL. Jeśli nawet nie uda się tego dowieść przed
sądem, to nie ma wątpliwości, że system ten nie był kierowany przez Marsjan, ale
przez konkretnych ludzi.

Pikieta pod domem Jaruzelskiego odbywa się zawsze w rocznicę wprowadzenia
stanu wojennego. Jaka jest historyczna odpowiedzialność Jaruzelskiego za
zdławienie i właściwie bezpowrotne zabicie ruchu "Solidarności" jako
ogólnonarodowego fenomenu?

– "Solidarność" skupiła prawie 10 mln Polaków. Musimy mieć świadomość, że ruch
zainicjowany przez robotników promieniował później na wszystkie środowiska i
struktury społeczne w Polsce. Zmusił komunistów do demokratyzacji
nomenklaturowych stowarzyszeń i organizacji, np. dziennikarskich czy
literackich. Była to więc autentyczna i pierwsza od wielu lat próba budowy
samorządnej Rzeczypospolitej i podmiotowego społeczeństwa. Oczywiście był to też
ruch romantyczny, którego obroną, jak dziś wiemy, świat zachodni nie był
zainteresowany. Nie było też realnych możliwości upadku Związku Sowieckiego bez
wojny, szczególnie w kontekście relacji sowiecko-amerykańskich. Ekipa
Jaruzelskiego stanowiła tę część bloku sowieckiego, która była grabarzem naszej
podmiotowości. Nie ma wątpliwości, że to ekipa Jaruzelskiego, a dziś mamy taką
wiedzę, realizowała wytyczne Moskwy, które polegały na tym, by ruch
"Solidarności" został zdławiony własnymi siłami, a nie w wyniku interwencji
zbrojnej, np. wojsk Układu Warszawskiego.

Jaka zatem była zależność Jaruzelskiego wobec Związku Sowieckiego, nawet na
tle innych pierwszych sekretarzy PZPR?

– Paradoksalnie najbardziej suwerenny był Władysław Gomułka, co brzmi tragicznie
dla zestawianych z nim innych przywódców partii komunistycznej w PRL. Pozostali,
poza zwykłym dbaniem o własne kariery i chęcią utrzymania się przy władzy, w
oczach mieli zwykły strach przed Moskwą. Jaruzelski niczym się pod tym względem
nie wyróżniał.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl