Budzimy Polskę

Z Lechem Makowieckim, poetą i pieśniarzem, rozmawia Piotr Tomczyk.

Dlaczego warto czytać?

– Warto, bo to jest najważniejszy ze sposobów poznawania świata. Ale nie każda książka, która wpadnie nam w ręce, jest wartościowa. Życie jest za krótkie, by tracić czas na „harlekinowe” story. Czytając lekturę wyselekcjonowaną, rozwijamy się intelektualnie, ubogacamy doświadczeniem innych, rozwijamy swoje zdolności, poszerzamy horyzonty. I tak znajomość faktów wyniesiona z publikacji historycznych pozwoli nam samym uniknąć błędów w przyszłości. Biografie sławnych ludzi pokazują ich drogę ku wielkości, zaszczepiając w nas piękne ideały. Traktaty filozoficzne, naukowe, polityczne czy społeczne pozwolą zrozumieć otaczający nas świat; ba – nawet wyjść poza jego granice – w kosmos czy w abstrakcję. Trywializując, nawet prozaiczna książka kucharska jest pewnym kompendium wiedzy praktycznej, którą jesteśmy w stanie sami sobie przyswoić. I jeszcze jedno: czytanie uczy nas pięknego wysławiania się.

Jak przekonać do czytania młodzież? Do czego książki mogą być potrzebne „dzieciom internetu”, które codziennie bombardowane są tysiącami medialnych informacji?

– Trzeba dzieciom dużo czytać, już od najmłodszych lat. To wyrabia nawyk, kształtuje wyobraźnię. Ja pokochałem czytanie dzięki ojcu. Potem, kiedy już sam opanowałem tę sztukę, trudno mnie było od książki oderwać! Obrywało mi się za ślęczenie po nocach z latarką pod kołdrą.

Przez całą podstawówkę i liceum „przerabiałem” sukcesywnie półkę za półką ze szkolnej biblioteki: Sienkiewicz, Szklarski, Bunsch, Prus, Reymont, Kraszewski (chyba komplet powieści!), Lem, Cooper, Doyle, May, Twain, Hašek, Conrad, Balzac, Dumas, Scott, Hemingway itp. itd. Z prowadzonych przez jakiś czas statystyk wyszło mi, że czytałem wtedy średnio czterysta stron dziennie! Z wiekiem przyszedł apetyt na Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Krasickiego, Goethego, Lechonia, Tuwima, Hemara. Nie ominąłem ani Bułhakowa, ani Cortázara, Dostojewskiego, Szołochowa czy Tolkiena. Ubocznym efektem tegoż „maratonu” są dziś okulary krótkowidza; dlatego też zalecam wszystkim rozsądek w tym względzie. Higiena wzroku obowiązuje.

Podobno statystyczny Polak czyta tylko jedną książkę rocznie. Jaka jest Pańska metoda na brak wolnego czasu, jak znaleźć czas na czytanie?

– W czasach mojej młodości nie było internetu, telewizji kablowej czy gier komputerowych. Teraz tych „złodziei czasu” jest nieporównywalnie więcej. Boję się, że gdyby Chopin żył współcześnie, zmarnowałby swój talent, leżąc na kanapie z pilotem w ręku. Wejście w dorosłe życie: studia, praca, rodzina – znacznie wyhamowały mój pęd do czytania. Na szczęście lata „praktyki” spowodowały znaczny postęp w szybkości pochłaniania literek.

Kocham podróżować pociągiem, autobusem, samolotem – to najlepszy czas na nadrabianie czytelniczych zaległości. To jest jeden z powodów, dla których na trasie samochód prowadzi zwykle moja żona. Natomiast dla podróżujących solo kierowców wymyślono audiobooki.

Nie sprawdza mi się zupełnie czytanie w łóżku przed snem (chyba że chodzi o szybkie zaśnięcie). Zasadniczo, żeby więcej czytać, trzeba z czegoś zrezygnować – z gier, telenoweli, Facebooka – lub zdecydowanie ograniczyć te odmóżdżające czynności.

Pana ulubiona książka lub taka, która miała jakiś szczególny wpływ na Pańskie życie?

– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie dziś, z pozycji dorosłego czytelnika. Stanowczo za dużo jest tych naprawdę ważnych książek. Ale pamiętam doskonale, gdy jako uczeń podstawówki (koniec lat 60.) wystawałem pod witryną księgarni, podziwiając przez szybę grube, ekskluzywne tomisko traktujące o mitach. Cena 100 zł – jak na moją uczniowską kieszeń była zupełnie nierealna. A ja właśnie przechodziłem fascynację mitologią starożytnych Greków i Rzymian!

Wzdychałem i odchodziłem od wystawy. W rezultacie i bez tej książki udało mi się zgromadzić w głowie tak ogromną wiedzę, że kibicując (przed telewizorem) uczestnikom „Wielkiej gry”, doszedłem bez pomyłki do „mitologicznego” finału!

Mój wychowawca z liceum potrafił nam zaszczepić umiejętność samokształcenia, dzięki czemu – mimo ukończonych studiów inżynierskich – swobodnie poruszam się dziś w świecie muzyki, poezji, polskiej tradycji, historii, dziennikarstwa czy mediów w ogóle.

Moja fascynacja poezją Mickiewicza zaowocowała kilkoma biograficznymi scenariuszami telewizyjnymi i płytą „Zayazd u Mistrza Adama”. Śpiewane wiersze wieszcza według mojego pomysłu zatwierdzone zostały przez rzeczoznawców MEN jako „zalecany materiał dydaktyczny”. Nie studiując ani historii, ani polonistyki, zapewne mógłbym dziś doktoryzować się z polskiego romantyzmu!

Pół żartem można więc podsumować, że wartościowa lektura może pomóc nawet w karierze naukowej. A jak zostaje się bardem polskiej pamięci historycznej?

– Najpierw trzeba polubić historię swego kraju. Miałem szczęście do świetnych nauczycieli tego przedmiotu. To byli ludzie z prawdziwą pasją. Dzięki nim odbierałem zdarzenia z przeszłości jak sensacyjny, wciągający swą fabułą film kostiumowy, który – w odróżnieniu od fikcji hollywoodzkich – zdarzył się kiedyś naprawdę. Mimo że ukończyłem studia politechniczne, a z wykształcenia jestem konstruktorem kadłubów okrętowych, uważam, że najważniejszym przedmiotem nauczania powinna być właśnie historia! Chcąc uniknąć zagrożeń w najbliższej przyszłości, trzeba i należy uczyć się na błędach przeszłości.

Skąd fascynacja twórczością Adama Mickiewicza? Czy także inni artyści, pisarze, muzycy mieli porównywalny wpływ na Pana drogę artystyczną?

– Wychowałem się na balladach Dylana, Wysockiego, Cohena, Okudżawy. Jestem admiratorem polskich romantyków, a zwłaszcza Adama Mickiewicza. Gdyby nie on, Sienkiewicz, Chopin czy Matejko – Polski, jaką znamy, pewnie by już nie było. Jestem fanem ludzi wielkiego czynu i ducha – Jana Pawła II i Józefa Piłsudskiego. I zdaję sobie sprawę, że obecnie zagrożenia wynarodowieniem są w naszym kraju podobne do tych w czasie zaborów, jeśli nawet nie większe.

Demoralizacja dzieci i młodzieży, ekspansja gender, wojujący homoseksualizm, przyzwolenie na grabież majątku narodowego, stawianie przez elity rządzące interesu własnego wyżej od polskiej racji stanu, zwykłe zaprzaństwo – to wszystko niepokoi, wręcz przeraża. Zrównywanie patriotyzmu z faszyzmem nikogo już nie szokuje. Jako twórca staram się zarazem być wychowawcą młodzieży, bo o nią idzie teraz największy bój. Próbuję sięgać po XIX-wieczne, sprawdzone wzory i poruszać młode sumienia. Pewnie dlatego moje wierszowane felietony z cyklu „Pro publico bono” piszę przeważnie trzynastozgłoskowcem. Mój film o wysiedleniach Polaków przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej został zablokowany. W 2008 roku wygrałem konkurs na scenariusz, który jest już gotowy i od lat zalega na półkach Agencji Filmowej TVP S.A., ale nie poddaję się. Zacząłem pisać powieść o tych tragicznych dla naszego Narodu wydarzeniach. Będzie ona przeciwwagą na relatywizowanie niemieckich win przez Erikę Steinbach czy twórców serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”.

Pozostaje mi w takim razie życzyć Panu dalszych sukcesów w dziele budzenia polskich sumień.

– Mam nadzieję, że wspólne działanie twórców z sercem po prawej stronie i mediów, którym bliskie jest zawołanie „Bóg – Honor – Ojczyzna” pozwoli wreszcie obudzić Polskę. Czego i sobie, i Czytelnikom „Naszego Dziennika” serdecznie życzę.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl