XIV Pielgrzymka RRM na Jasną Górę: Homilia


Pobierz Pobierz

Wstęp

Ekscelencjo, Najdostojniejszy Księże Biskupie!
Czcigodny Ojcze Prowincjale!
Bardzo Czcigodny i Drogi Ojcze Dyrektorze Radia Maryja i TV Trwam!
Czcigodni Ojcowie Paulini, stróżowie tego świętego miejsca, na którym jesteśmy!
Drodzy Bracia Kapłani tu obecni!
Kochani Pielgrzymi, uczestnicy XIV Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę!
Umiłowani Słuchacze Radia Maryja i Widzowie Telewizji Trwam!
Umiłowane Dzieci Maryi, Królowej Polski!
Jesteśmy pierwszą grupą pielgrzymów Rodziny Radia Maryja przybyłą już do jasnogórskiego sanktuarium. Jutro dołączą do nas następni uczestnicy XIV Pielgrzymki do domu naszej wspólnej Matki. Jesteśmy radośni i szczęśliwi, że znajdujemy się tu razem przed Panem Bogiem, u boku Maryi, naszej Matki i Królowej. Jest to nasze wielkie religijne, modlitewne coroczne spotkanie Rodziny Radia Maryja i Telewizji Trwam. Przybywamy tutaj, by przed Maryją i z Maryją dziękować Bogu w tym roku ponownie. Dziękujemy za dar pontyfikatu Ojca Świętego sługi Bożego Jana Pawła II. Chcemy także dziękować za dar pielgrzymki jego następcy, Ojca Świętego Benedykta XVI do naszej Ojczyzny. Przez pośrednictwo Matki Bożej chcemy także przedstawiać Bogu przeróżne potrzeby i prośby, z którymi przybyliśmy tu, do Częstochowy. Naszą modlitewną postawę określa i wyznacza tu Słowo Boże ogłoszone przed chwilą, podczas tej jasnogórskiej wieczornej Eucharystii. To słowo od Boga pochodzące staje się światłem dla naszego umysłu, umacnia naszą wiarę, kształtuje naszą modlitwę, a potem nasze życie. W homilii podejmujemy namysł nad tym Bożym przesłaniem do nas zaadresowanym. Naszą refleksję ułożymy dziś w cztery części.

1. Jezus odrzucony ongiś przez mieszkańców rodzinnego miasta

Odczytana przed chwilą perykopa ewangelijna XIV niedzieli zwykłej prowadzi nas do Nazaretu. Jezus odwiedza swoje rodzinne miasto, gdzie się wychował, gdzie spędził swoje dzieciństwo i młodość. Tu przeżył 30 lat swego ukrytego życia. Stąd wyruszył do palestyńskich wiosek i miast z misją nauczania, z misją objawiania Boga Ojca przez słowa i czyny. W czasie publicznej działalności nie zapomniał o swoich rodzinnych stronach. Odwiedza Nazaret, zachodzi do synagogi, by nauczać. I oto wśród swoich spotyka go zawód, rozczarowanie. Mieszkańcy Nazaretu przyjmują Jego słowo podejrzliwie, z niedowierzaniem. Jezus dziwi się ich niedowiarstwu, rezygnuje z czynienia cudów. Do niewiernych słuchaczy kieruje słowa pełne bólu i żalu: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6, 4).
Siostry i Bracia. Postawa mieszkańców Nazaretu wcale nie była czymś wyjątkowym. Już prorocy Izraela spotykali się z dezaprobatą ze strony ludu. Przykładem może być prorok Ezechiel. Z dzisiejszego pierwszego czytania dowiadujemy się, do jakich ludzi posłał go Bóg: „Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach” (Ez 2, 3-4). Niełatwo było prorokowi wśród takich ludzi pełnić misję otrzymaną od Boga. Wiemy z historii Izraela, że także inni prorocy wiele wycierpieli od swoich rodaków. Ich misja spotykała się często z niezrozumieniem, często z dezaprobatą, a niekiedy nawet z męczeństwem, jak to miało miejsce w przypadku św. Jana Chrzciciela i św. Szczepana.
Siostry i Bracia. Starożytny świat pogański znał także przypadki odrzucenia misji ludzi sprawiedliwych. Przykładem może tu być grecki filozof Sokrates, którego odrzucił jego własny naród, a po śmierci postawił mu pomnik. Norwid wyraził dobitnie tę nieszczęsną historię w słowach: „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, że ci ze złota statuę lud niesie, otruwszy pierwej”.

2. Chrystus odrzucany dzisiaj

Siostry i Bracia. Patrząc dziś na Chrystusa, którym pogardzają mieszkańcy rodzinnego Nazaretu, myślimy o dzisiejszej rzeczywistości, o współczesnym świecie i naszym osobistym i rodzinnym życiu. Zauważamy, że powtarza się w jakimś wydaniu tamta nazaretańska sytuacja. Potwierdzają się słowa z Janowej Ewangelii o Słowie, które stało się ciałem, które „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11). Oto zechciejmy zauważyć:

a) Po pierwsze, Chrystus ma dzisiaj niewielką tylko grupę uczniów w Ziemi Świętej, tam, gdzie się urodził, nauczał, umarł i zmartwychwstał. Bolejemy nad tym, gdy pielgrzymujemy do ziemskiej ojczyzny Jezusa, gdy widzimy, jak w miejscach przez Niego uświęconych żyją dzisiaj agnostycy, także ateiści czy wyznawcy innych religii.

b) Po drugie, Siostry i Bracia, Chrystus jest dzisiaj pogardzany przez dyrygentów kontynentu europejskiego, którzy próbują na naszych oczach zaprowadzać nowy porządek życia publicznego, bez religii, bez chrześcijaństwa. Czyż nie jest to smutne, że Europa, przez tyle wieków chrześcijańska, stała się dzisiaj najbardziej zlaicyzowanym kontynentem świata, gdzie jest najwięcej agnostyków, liberałów i ateistów. Jest to bardzo niepokojące, gdyż to właśnie tego pokroju dyrygenci, przywódcy narodów gardzący Bogiem, przysporzyli Europie w XX wieku tyle cierpienia i nieszczęścia. Słusznie martwimy się, gdy widzimy, jak ludziom z katolickim rodowodem zamyka się dzisiaj drogę do ważnych stanowisk społecznych. Tak się stało np. ze znanym filozofem włoskim Rocco Butiglionem, przyjacielem i sympatykiem Ojca Świętego Jana Pawła II. Doskonałym znawcą jego filozofii i teologii. Nie przyjęto go do orkiestry Unii Europejskiej, bo przyznał się, że jest zwolennikiem wartości chrześcijańskich. Jego osoba nie jest bynajmniej w tym względzie wyjątkiem. Owo antychrześcijańskie nastawienie niektórych władców dzisiejszej Europy przejawia się wyraźnie w promowaniu aborcji, eutanazji, małżeństw homoseksualnych, ruchów feministycznych, a ostatnio ujawniło się to w agresywnym ataku na Polskę, w tym na Radio Maryja i Telewizję Trwam. Protestujemy przeciwko oszczerstwom i pomówieniom ogłoszonym 15 czerwca br. przez Parlament Europejski. Mówimy otwarcie, że nie mamy nic wspólnego z nietolerancją, antysemityzmem, rasizmem czy homofobią. A naszą wierność Panu Bogu i zasadom chrześcijańskim nie uważamy za przestępstwo, ale za błogosławieństwo.
Solidaryzujemy się także z tymi, którzy ostatnio protestują przeciwko poniżaniu i ośmieszaniu naszego prezydenta, katolika.

c) Po trzecie, Siostry i Bracia, Chrystus bywa także dzisiaj kwestionowany, a nawet odrzucany przez niektóre środowiska w naszym katolickim kraju. Mówił o tym Papież Benedykt XVI do polskiej młodzieży na Błoniach krakowskich 27 maja w czasie swojej pielgrzymki. Oto jego słowa: „Nie trzeba wielkiej bystrości umysłu, by dostrzec wielorakie objawy odrzucania Jezusa, również tam, gdzie Bóg dał nam wzrastać. Jezus niejednokrotnie jest ignorowany, jest wyśmiewany, jest ogłaszany królem przeszłości, ale nie teraźniejszości, a tym bardziej nie jutra, jest spychany do lamusa spraw i osób, o których nie powinno się mówić na głos i w obecności innych”. Czyż ostatnie ataki na ministra edukacji narodowej, akcje z podburzaną i protestującą młodzieżą, nie były tego potwierdzeniem? Redaktor Dariusz Zalewski pyta we wczorajszym wydaniu „Naszego Dziennika”: „Jeśli uczniowie mogą bezkarnie wykrzykiwać hasła wzywające do utopienia ministra w jeziorze, to jak może bronić się przed rozwydrzonymi dzieciakami zwykły nauczyciel w gimnazjum czy zawodówce?”.
Siostry i Bracia, niepokoją nas także ciągłe przycinki czy wyraźne ataki na Radio Maryja, Telewizję Trwam, „Nasz Dziennik” i traktowanie zwolenników i słuchaczy tego Radia i Telewizji przez niektórych dziennikarzy i polityków jako obywateli drugiej, gorszej kategorii.

3. Przyczyny postawy dezaprobaty i negacji

Z pewnością, Siostry i Bracia, warto zastanowić się nad przyczynami takiej postawy dezaprobaty i negacji, awersji wobec religii i chrześcijańskiej moralności. Max Scheler, filozof niemiecki XX stulecia, powiedział, że człowiek jest jedyną istotą, która tu, na ziemi, może mówić „nie”. Wielu ludzi mówi „nie” grzechowi, złu, ale są i tacy, którzy mówią „nie” wobec dobra. Takiego „nie” doświadczył właśnie Jezus w Nazarecie, takiego „nie” doświadcza dzisiaj Chrystus i Jego Kościół w niektórych środowiskach współczesnego świata.
Gdy zastanowimy się nad powodem takiej sytuacji, to możemy dojść do wykrycia następujących przyczyn tego niepokojącego zjawiska:

1) Brak dostatecznego rozpoznania dobra
Czasem sprzeciwiamy się czemuś, czego dokładnie nie znamy. Nazareńczycy z pewnością nie rozpoznali wartości Jezusa. Ci, którzy Mu nie dowierzali i odnosili się do Niego z lekceważeniem, prawdopodobnie znali Go tylko powierzchownie. Poznanie pobieżne dobra nie wyzwala tak wielkiego pragnienia zdobycia tegoż dobra. Natomiast poznanie dogłębne jakiejś wartości zwykle wyzwala w nas duże pragnienie jej zdobycia, posiadania. Jesteśmy ogromnie wdzięczni Radiu Maryja i Telewizji Trwam, że poprzez katechezy, transmisje z religijnych uroczystości, dyskusje na tematy religijne i społeczne przybliża nas do prawdy, że odkrywa nam dobro, że zachęca nas do jego wyboru, do jego pokochania i spełniania.

2) Postawa pychy
Często przed zachwytem Panem Bogiem, a także prawdą, dobrem, pięknem czy także innymi wartościami powstrzymuje nas postawa pychy czy fałszywej miłości własnej. Są tacy, którym się wydaje, że wszystko najlepiej wiedzą, wszystko lepiej potrafią, że nie muszą się już niczego uczyć, że nie potrzebują nawet Pana Boga i że należy żyć tak, jakby Go nie było. Bywa tak, że ludzie tego pokroju krytykują swoich rywali, próbują ich ośmieszyć lub przynajmniej pomniejszyć, by coś ugrać dla siebie. Z pewnością takie nastawienie cechowało słuchaczy Jezusa w Nazarecie. Postawa pychy, czyli brak pokory, jest bardzo nieprzyjazna do budowania i pogłębiania międzyludzkich, opartych na prawdzie więzów miłości i przyjaźni.

3) Dalszym czynnikiem, który powoduje dezaprobatę jest zazdrość
Bywają ludzie, którzy atakują drugich, gdy ci do czegoś dochodzą, gdy odnoszą jakieś sukcesy. Dlatego zdarza się, że ci, którzy coś robią, przejawiają inicjatywę, są krytykowani, ośmieszani, atakowani. Tak nie tylko zdarza się w parlamencie czy w zakładach pracy, ale to ma miejsce i na wyższych uczelniach, także w świecie artystów, ludzi kultury, ludzi życia publicznego. To zdarza się także w codziennym, szarym życiu, w naszych sąsiedztwach. Lekarstwem na tę chorobę jest radość z tego, co się ma, także umiejętność cieszenia się z cudzego sukcesu, gdyż prawdziwe sukcesy i osiągnięcia rodzą się pod wpływem Bożej pomocy, są Jego łaską i darem.

4) I jeszcze jedno źródło dezaprobaty, które nazywam przykre doświadczenie
Zdarzają się przypadki, że wśród ludzi nastawionych negatywnie wobec Pana Boga i Kościoła są tacy, którzy doświadczyli czegoś przykrego i od ludzi związanych z Kościołem, najczęściej od osób duchownych. Nie odchodząc od prawdy, takim osobom winniśmy wskazywać na pouczenie św. Pawła dotyczące naczynia glinianego i skarbu w nim ukrytego: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” – wyznawał św. Paweł (2 Kor 4, 7). Wartość skarbu nie zależy od naczynia, w jakim się znajduje. Wartość ta bowiem tkwi w nim samym, w tym skarbie. Zatem moc w posłudze kapłana pochodzi od Boga, a nie od człowieka, który jest jedynie narzędziem do jej przekazania drugiemu człowiekowi. Nie wolno przeto mylić naczynia, które może być niekiedy kruche, ze skarbem, który jest w nim przynoszony.

4. I, Siostry i Bracia, część czwarta, ostatnia – tajemnica ościenia

Proszę pozwolić, że nawiążemy w niej do treści drugiego czytania. Była w nim mowa o tajemniczym ościeniu dla ciała: „Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień – mówi św. Paweł – dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował” (2 Kor 12, 7).
Apostoł miał świadomość swego wyróżnienia. Przecież to on widział zmartwychwstałego Pana pod Damaszkiem, słyszał wyraźnie Jego słowa. To on był pełen niezwykłych przeżyć i doznań. I oto wśród tych olśnień i objawień znalazło się i cierpienie, zrobiło się miejsce na krzyż. Trzeba było znosić ów tajemniczy oścień dla ciała, bo tak to już jest urządzony ten świat i tak jest ustawione życie człowiecze, że
– każda światłość ma trochę cienia,
– każda słodycz ma trochę goryczy,
– do każdej radości dodana jest szczypta smutku,
– do każdego powodzenia okruch porażki,
– do każdego zdrowia cień choroby,
– a każde trwanie ma coś z przemijania.
Dlatego też nie urzeka nas w pełni radość, nie porywa nas powodzenie, nie rozpiera zdrowie, nie satysfakcjonuje zupełnie życie, trwanie. I to jest do pewnego stopnia nasz dramat, a może niekiedy i tragizm ludzkiego losu, tragizm jako nieodłączna cząstka doli człowieczej.
Każdy z nas ma taki Pawłowy oścień. Każdy z nas ma swoje piekło. Każdy z nas nosi w sobie oprócz tego, co raduje i uszczęśliwia, także to, co boli, dokucza, łamie, co powoduje niezadowolenie i próbuje odebrać radość życia.
Miał to Apostoł. Miał to nawet Chrystus – chociażby to niepowodzenie w rodzinnym mieście, o którym przed chwilą mówiliśmy, ale także inne bolesne doświadczenia ze strony faryzeuszów.
Ten jakiś oścień, Siostry i Bracia, mamy wszyscy. Mają go duchowni i wierni świeccy. Mają go bogaci i biedni, wykształceni i prości, młodzi i dorośli, wierzący i niewierzący. Mają go partie polityczne, członkowie PiS, PO, Samoobrony, SLD, Ligi Polskich Rodzin czy PSL. Ma go także Radio Maryja i Telewizja Trwam.
Ma go dzisiaj cały Naród, gdy doświadczamy różnych sprzeczności, bolączek, stresów i frustracji. Oścień dawał nam się we znaki w czasach komunistycznych, gdy staliśmy z kartką w ręku za kawałkiem mięsa, mydła czy paczką papierosów. Mamy go i dzisiaj, gdy rozprzedano za bezcen majątek narodowy, gdy młodzi w poszukiwaniu pracy i ludzkich warunków życia nagminnie uciekają za granicę, gdy wychodzą na jaw korupcje, przekręty, gdy trzeba udowadniać, że w czasie II wojny światowej funkcjonowały na terenie Polski niemieckie, a nie polskie obozy koncentracyjne, gdy trzeba się domagać, by zbrodnia katyńska uznana była za ludobójstwo, gdy padają niesprawiedliwe, często nieudowodnione podejrzenia o współpracę ze służbami bezpieczeństwa.
Siostry i Bracia, do tego ościenia ogólnonarodowego dochodzą ościenie z naszych rodzin, z naszego życia osobistego, zawodowego, sąsiedzkiego. Wystarczy zapytać: „co słychać?”, „co nowego?”, by dowiedzieć się, co jest owym ościeniem, powodującym ból, niepokój, smutek czy nawet lęk, co czyni uciążliwym codzienne życie.
Nie ma więc miejsca ani czasu bez duchowego czy materialnego bólu. Każdemu z nas towarzyszy jak cień, jakiś tajemniczy oścień. Każdy kosztuje chleba cierpienia – duchowego czy fizycznego, psychicznego czy materialnego.
Nie wiem dokładnie, co w tej chwili jest ościeniem dla ciebie. Ty sam lepiej wiesz, co cię boli, co dolega. Może tym ościeniem jest twoja sąsiadka, kolega, koleżanka z pracy. Może jest nim twój mąż, twoja synowa, twoja żona czy twoje dziecko. Może tym ościeniem jest twoja nerwowość, wybuchowość, o której wiesz i której nie możesz zwyciężyć. Może jest nim twój grzeszny nałóg, z którym już tyle razy usiłowałeś zerwać i dotąd się nie udało. Może jest nim niezrozumienie u twoich bliskich. A może i sam jesteś ościeniem dla twego utrudzonego ojca, matki schorowanej, dla twojego pacjenta, ucznia, studenta, pracownika.
Żalą się ludzie. Niestety, zdarzają się sceny żenujące, nawet kompromitujące. Wiadomo! Napotykane ciągle trudności rodzą często agresję, wyzwalają egoizm.
Siostry i Bracia. I co w tej sytuacji czynić? Co dalej? Buntować się, przeklinać, rozpaczać, walczyć, smucić się, godzić się z losem? Nie tędy droga! Trzeba nam wrócić do św. Pawła. Co on robił, gdzie szukał pomocy? „Trzykrotnie – zwierza się Apostoł – prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie oścień, lecz Pan mi powiedział: <Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali>” (2 Kor 12, 8-9). Kto to mówi? Mówi to Ten, który przeżył największe piekło, bo piekło opuszczenia, zdrad ludzkich; Ten, który doznał największego tragizmu, bo śmierci, i to haniebnej, na krzyżu; Ten, który wziął na siebie to całe ludzkie piekło. On właśnie mówi: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Siostry i Bracia. Wszystko to, co było piekłem, co było tragiczne, co stanowiło oścień, co bolało i wyciskało łzy, to wszystko nadal boli i wyciska łzy, ale to wszystko ma już głęboki sens dzięki krzyżowi Chrystusa. Jest siłą oczyszczającą, która drąży moje wnętrze do dna jestestwa, oczyszcza je i przygotowuje na przyjęcie wspaniałego daru – mocy Chrystusa.
I może im bardziej jakiś oścień wypala nas od wewnątrz, tym czystsze jest moje, nasze serce na przyjęcie mocy Chrystusowej. Im głębiej sięga oścień, tym pełniej wypełnia się moje wnętrze mocą z wysoka. A więc niepowodzenie, utrata, lęk, słabość, choroba, pokusa, opuszczenie czy nawet śmierć – to wszystko staje się narzędziem łaski, która pogłębia mnie, oczyszcza i przygotowuje dla mocy Chrystusowej.
Im więcej tego w moim życiu, tym większa możliwość wypełnienia mnie mocą Chrystusa. A zatem mogę z wewnętrznym przekonaniem powtórzyć dzisiaj za Apostołem jego końcowe słowa z fragmentu dzisiejszego Listu: „Będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12, 9b, 10b).

I zakończenie, Siostry i Bracia

Złóżmy dzisiaj te wszystkie ościenie, które nas może cisną i bolą, złóżmy je przed Maryją, na tym jasnogórskim ołtarzu, wierząc, że Ona przedłoży je Temu, który napełnia słabych mocą. Prośmy na tym szczególnym miejscu o odnowienie naszej wiary, byśmy mogli – w myśl naszego hasła pielgrzymkowego – dzielić się nią jak chlebem z naszymi bliźnimi. W środowiskach naszego życia.
Zawierzmy na nowo Chrystusowi. Ojciec Święty przypomniał nam w czasie pielgrzymki ostatniej, że jest ważne, w co wierzymy, ale jeszcze ważniejsze, komu wierzymy. Oto mamy świadomość, wierzymy w Chrystusa i wierzymy Chrystusowi. Nie pozwólmy, by Chrystus musiał się dziwić, jak kiedyś w Nazarecie, z powodu naszego wątpienia, a może i niedowiarstwa. Pamiętajmy, że On czyni cuda i podaje rękę tym, którzy wierzą. Otwórzmy nasze niedomagania, ościenie na Jego moc. Nie wstydźmy się chlubić z naszych słabości, by zrobić miejsce w nas dla Jego mocy. Prośmy Maryję, by nam wyprosiła łaskę, byśmy mogli za Apostołem powtarzać w każdym czasie i w każdym miejscu słowa: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13). Amen.

drukuj