Spotkania formacyjne z Błogosławionym Janem Pawłem II [2]


Pobierz Pobierz

Katecheza 2

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica. Bardzo serdecznie pragnę pozdrowić wszystkich słuchaczy Radia Maryja w ramach rozmów niedokończonych – w szkole Jana Pawła II,  z cyklu spotkania formacyjne z bł. Janem Pawłem II, z udziałem ks. prof. dr hab. Pawła Bortkiewicza. Księże Profesorze, serdecznie witamy  w studiu Radia Maryja.

– Szczęść Boże, kłaniam się bardzo serdecznie Ojcu Rektorowi i wszystkim Radiosłuchaczom.

– Proponuję Księdzu Profesorowi, jak i naszym słuchaczom abyśmy weszli w klimat tej szkoły Jana Pawła II, poprzez wysłuchanie piosenki, którą śpiewał właśnie Jan Paweł II. Domyślamy się, o jaką piosenkę chodzi.

*

Właśnie ta oazowa pieśń wyprowadziła mnie z Ojczyzny przed 23 laty. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wybór konklawe, z nią, z oazową pieśnią nie rozstawałem się przez wszystkie te lata. Była jakimś ukrytym tchnieniem Ojczyzny. Dziękuję ci pieśni oazowa!

 

– Pan kiedyś stanął nad brzegiem…

[- Barka –]

*

– Prawda, że zawsze z wielkim wzruszeniem słuchamy tej pieśni, którą śpiewał, kochać śpiewać Jan Paweł II… Księże Profesorze, dokładnie wczoraj dwa lata minęły od tego radosnego momentu, kiedy Ojciec Święty Benedykt XVI wyniósł na ołtarze nasze naszego rodaka, Jana Pawła II Wielkiego, jak już przyzwyczajamy się w Kościele mówić. Jaki świat i jaką cywilizację zastał Jan Paweł II u początku swego pontyfikatu, skoro głośno wołał u początku swego pontyfikatu, o czym mówiliśmy miesiąc temu, ‘Otwórzcie drzwi Chrystusowi… Otwórzcie…’

– Istotnie warto wracać w jakiś sposób do Barki, do tej pieśni, która pozwala nam stanąć przy Janie Pawle II, warto wracać do wspomnienia beatyfikacji z 1 maja. Warto także i trzeba wracać, jak Ojciec Rektor zauważył, do tych słów z początku pontyfikatu: Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi!

Te słowa, do których tak mocno przywykliśmy, one odsłaniają bardzo głęboką wizję świata w rozumieniu Jana Pawła II. Można powiedzieć najkrócej i najprościej, że skoro padają słowa: Otwórzcie drzwi Chrystusowi, to znaczy, że świat jest za zamkniętymi drzwiami. Jest bez Chrystusa i człowiek w tym świecie żyje w lęku. Dlatego Papież woła: Nie lękajcie się! To jest zatem świat, który potrzebuje Chrystusa – najkrócej rzecz ujmując. Potrzebuje Chrystusa, Jego krzyża i odkupienia, bo odkupienie przychodzi tylko poprzez krzyż. I zauważmy w tym miejscu, przypomnijmy sobie ten wizerunek Ojca Świętego Jana Pawła II, poczynając od października 1978r, a skończywszy na Wielkim Piątku roku 2005. Ten wizerunek Jana Pawła II zjednoczonego z krzyżem Chrystusa. Najpierw szedł wsparty o krzyż czerpiąc z niego swoją moc, a jednocześnie ten krzyż niósł w przestrzeń świata. Niósł go w przestrzeń świata zamkniętego dla Chrystusa. Niosąc orędzie Odkupienia, niosąc orędzie Chrystusa Odkupiciela człowieka. Oczywiście ta wizja Papieża niosącego krzyż i niosącego Chrystusa Odkupiciela człowieka była wizją, która dla wielu od początku wydawała się trudna. W jakimś sensie te trudności związane z przywracaniem Chrystusa Odkupiciela człowieka światu wyraził kiedyś Vittorio Messori. W niezapomnianym wywiadzie „Przekroczyć próg nadziei”. Bodajże w ósmym rozdziale tej książki Messori zadaje Papieżowi pytanie dlaczego historia zbawienia jest tak skomplikowana? Dlaczego potrzebny był krzyż, dlaczego odkupienia za taką cenę? Czy nie można było tej sprawy załatwić inaczej? A Ojciec Święty, z charakterystyczną dla siebie erudycją, zaczyna wówczas przedstawiać dzieje kultury europejskiej, kultury nowożytnej. Rozpoczyna od kartezjańskiego przełomu w filozofii, od owego słynnego Kartezjuszowego „myślę więc jestem” (cogito ergo sum), mówiąc jakie to miało znaczenie dla naszej kultury i cywilizacji. Mówiąc najkrócej, do czasów Kartezjusza, cała filozofia opierała się na filozofii bytu, na filozofii tego, co jest, co jest rzeczywiste. Kartezjusz dokonał przewartościowania w stronę naszej świadomości. A więc najistotniejsze nie było już to, co jest rzeczywistością, ale istotne stało się to, czego ja mam świadomość. Bóg, w ten sposób, przestał być rzeczywistością obiektywną, stał się rzeczywistością pomyślaną, bądź nie pomyślaną – zależną od człowieka. Ojciec Święty zauważa, że to miało ogromne znaczenie dla współczesności – najpierw dla czasów oświecenia, kiedy Bóg stał się Bogiem pozaświatowym. On jeszcze był do pomyślenia jako pewna idea, jako pewna koncepcja, jako hasło, choćby na niektórych sztandarach czy banknotach (in God we trust). Ale to nie był Bóg żywy, to nie był Bóg obecny. To był Bóg wypchnięty poza margines świata, a świat toczył się swoim rytmem. I człowiek w tym świecie żył tak, jakby Bóg nie istniał… Jan Paweł II zauważa, że to oświeceniowe podejście do świata i do Boga, stało się także domeną naszych czasów i dzisiaj człowiek także żyje tak, jakby Bóg nie istniał. Żyje za zamkniętymi drzwiami, żyje na ziemi jałowej, żyje w lęku. Żyje w lęku przed wytworami własnych rąk. Żyje w lęku, nawet bez odwagi zapytania o sens własnego życia.

Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że jego wytwory — rzecz jasna nie wszystkie i nie większość, ale niektóre, i to właśnie te, które zawierają w sobie szczególną miarę ludzkiej pomysłowości i przedsiębiorczości — mogą zostać obrócone w sposób radykalny przeciwko człowiekowi. Mogą stać się środkami i narzędziami jakiegoś wręcz niewyobrażalnego samozniszczenia, wobec którego wszystkie znane nam z dziejów kataklizmy i katastrofy zdają się blednąć. Musi przeto zrodzić się pytanie, na jakiej drodze owa dana człowiekowi od początku władza, mocą której miał czynić ziemię sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), obraca się przeciwko człowiekowi, wywołując zrozumiały stan niepokoju, świadomego czy też podświadomego lęku, poczucie zagrożenia, które na różne sposoby udziela się współczesnej rodzinie ludzkiej i w różnych postaciach się ujawnia” (RH 15).

Dlatego wielką ideą Jana Pawła II staje się przywrócenie Bogu właściwego Mu miejsca, wprowadzenie Chrystusa do wnętrza tego świata. W swojej programowej encyklice Redemptor hominis Ojciec Święty zapisał słowa niezwykle poruszające i zapadające w pamięć i serce: Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”. To jest ów — jeśli tak wolno się wyrazić — ludzki wymiar Tajemnicy Odkupienia. Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swego człowieczeństwa (RH 10).

To, co mnie osobiście uderzało od początku przeczytania tych słów, to niezwykle piękny i głęboki język literacki Jana Pawła II. Człowiek nie może żyć bez miłości – to znaczy potrzebuje tego, by objawiła mu się Miłość, ale także tego, by się spotkał z Miłością, aby Ją dotknął, uczynił w jakiś sposób swoją – oswoił, przyswoił, zasymilował, znalazł w Niej żywe uczestnictwo. Zatem to nie jest tylko kwestia teorii, koncepcji świata takiego czy innego, to jest kwestia dążenia Jana Pawła II do tego, byśmy spotkali się z Chrystusem. Abyśmy Go doświadczyli tak, jak On Go doświadczał. Dlatego, że Chrystus i tylko Chrystus objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi.

– Księże Profesorze, przychodzi mi na myśl francuski filozof Emmanuel Mounier, który powiedział „kocham, więc jestem”. Czy nie jest to piękna i skorygowana parafraza tego, co powiedział Kartezjusz?

– Dokładnie tak. Jan Paweł II pokazywał w licznych swoich wypowiedziach i dokumentach, że owo kartezjańskie „myślę, więc jestem”, niezależnie zapewne od intencji samego Kartezjusza, a zgodnie z faktycznymi skutkami tej zasady, bardzo mocno zawęziło człowieka, zredukowało go do wyłącznie świadomościowego podmiotu. Zauważmy tylko niejako na marginesie, że owa zasada spowodowała ogromny chaos we współczesnych sprawach dotyczących życia ludzkiego i określenia człowieka. Skoro bowiem „myślę, więc jestem”, to konsekwentnie, skoro nie myślę, to mnie nie ma. Skoro nie mam świadomości – nie jestem człowiekiem. Tutaj dotykamy całego obszaru współczesnych obszarów i problemów bioetycznych, w których usiłuje się usprawiedliwiać zamachy na życie ludzkie tym, ze ktoś jeszcze nie jest człowiekiem (lub już nim nie jest), ponieważ nie ma świadomości – jeszcze jej nie ma lub już jej nie ma. Więc to podejście kartezjańskie doprowadziło do ogromnej redukcji człowieka.

Natomiast to zdanie Emmanuela Mounier „kocham więc jestem” jest przywróceniem pełni człowieczeństwa. Przywróceniem tego, co Karol Wojtyła, jako personalista, podobnie jak Mounier, mocno akcentował – miłość i tylko miłość zdolna jest przywrócić człowieka samemu człowiekowi. Miłość jest sposobem na zrozumienie człowieka.

Skoro Chrystus może otworzyć drzwi, to tam, gdzie Chrystus staje się obecny – dla Jana Pawła II – zaczyna się cywilizacja miłości. Ale jest też – poza Chrystusem – ta druga cywilizacja, o której z cała odwagą mówił i przed którą przestrzegał Jan Paweł II – cywilizacja śmierci. Księże Profesorze, co stanowi istotę cywilizacji miłości w zestawieniu z cywilizacją śmierci?

– Warto może najpierw zauważyć, że to pojęcie „cywilizacja miłości” wprowadził do myśli Kościoła Paweł VI. Jan Paweł II natomiast rozwinął to pojęcie i nadał mu specyficzne cechy, intepretując w charakterystyczny dla siebie sposób podstawowe elementy owego pojęcia. Najkrócej ujmując, za Pawłem VI i Janem Pawłem II, można powiedzieć, że cywilizacja miłości, opiera się na czterech podstawowych prymatach. Po pierwsze, prymat osoby nad rzeczą –ważniejsza jest osoba niż rzecz. Po drugie, to jest prymat być nad mieć, który jest konsekwencją pierwszego.  Liczy się przede wszystkim to, że jestem niż to, co posiadam, jak posiadam, ile posiadam. Po trzecie, prymat etyki nad techniką. I po czwarte, co mocno akcentował Jan Paweł II, prymat miłości nad sprawiedliwością.

Oczywiście, warto i trzeba zauważyć, że te prymaty budują najpierw bardzo konkretną wizję człowieka, ale także rodziny i społeczeństwa.

Cywilizacja miłości oznacza zatem najpierw prymat osoby nad rzeczą. Nie godzi się zatem na to, aby życie osobiste, społeczne czy rodzinne, było przeliczane w kategoriach materialnych. Żeby tutaj dokonywać jakichś prób rachunku dóbr. Liczy się po prostu osoba ludzka ponad wszystko. Jeżeli ta cywilizacja miłości zakłada prymat być przed mieć, to znowu podkreśla charakter osobowy tej cywilizacji. Liczy się to, kim jestem. Liczy się to, że jestem człowiekiem, niezależnie od tego, jaką mam pozycję społeczną, jaki prestiż, ile posiadam, ile dóbr ekonomicznych nagromadziłem.

Myślę, że bardzo szczególną ilustracją napięcia między cywilizacją miłości i życia, a cywilizacją użycia i śmierci, staje się w naszym kontekście tak mocno dyskutowany problem reprodukcji in vitro, sztucznego zapłodnienia in vitro.

Zauważmy, patrząc przez pryzmat cywilizacji miłości i cywilizacji życia z jednej strony, a cywilizacji użycia i cywilizacji śmierci z drugiej strony, że reprodukcja in vitro dokładnie odsłania zaprzeczenie cywilizacji miłości.

Po pierwsze, mówimy tutaj o reprodukcji człowieka, a nie o poczęciu (jeśli chcemy być uczciwi w stosunku do tego co się dzieje, nie mówimy o „leczeniu niepłodności”, ale o reprodukcji człowieka). Człowiek więc zostaje potraktowany jako produkt biotechnologiczny, jako przedmiot, którym się manipuluje w momencie zaistnienia. To jest totalne i fundamentalne podważenie cywilizacji miłości i jej zasady prymatu osoby nad rzeczą.

Zauważmy dalej, że bardzo często w sporach wokół in vitro pojawia się argument w rodzaju: rodzice bardzo chcą mieć dziecko, rodzice maja prawo do tego, by dziecko mieć… Liczy się zatem „mieć” potencjalnych rodziców, niż „być” potencjalnego dziecka. Jest to znów dokładne odwrócenie zasady cywilizacji miłości: prymatu „być” przed „mieć”.  Cały zabieg odbywa się drogą technologii, to jest stechnologizowana reprodukcja. Kościół podkreśla, że jest to technologia oderwana od aktu miłości osobowej. Reprodukcja zostaje oderwana od aktu miłości osobowej. Mamy więc tutaj do czynienia z prymatem techniki nad etyką – znowu jest to zaprzeczenie jednej z podstawowych zasad cywilizacji miłości. I wreszcie ta relacja: miłość – sprawiedliwość. Często podkreśla się w dyskusjach o in vitro, że rodzice mają prawo do posiadania dziecka. Nie podkreśla się przy tym wcale, że dziecko ma prawo do posiadania rodziców, a nie zespołu reproduktorów. To swoiście rozumiana sprawiedliwość, która ignoruje miłość. Ignoruje się to, że elementem, który umożliwia w sposób godny pojawienie się dziecka w rodzinie, jest przede wszystkim miłość.

Tak traktowana specyficzna „sprawiedliwość” oderwana od miłości, może stać się – jak podkreślał Jan Paweł II w Dives in misericordia – najwyższą niesprawiedliwością [„Doświadczenie przeszłości i współczesności wskazuje na to, że sprawiedliwość sama nie wystarcza, że — co więcej — może doprowadzić do zaprzeczenia i zniweczenia siebie samej jeśli nie dopuści się do kształtowanie życia ludzkiego w różnych jego wymiarach owej głębszej mocy, jaką jest miłość. To przecież doświadczenie dziejowe pozwoliło, miedzy innymi, na sformułowanie twierdzenia: summum ius — summa iniuria” (DM 12)].

Może stać się krzywdą wyrządzoną człowiekowi, jeżeli potraktujemy go na zasadzie rzekomej sprawiedliwości, wedle miary technologii, w duchu tego, że chcę tego człowieka mieć, w duchu prymatu rzeczy nad osobą. To jest wielkie zaprzeczenie cywilizacji miłości, nie waham się użyć tych mocnych słów, choć trzeba pamiętać, że rozpatrujemy ten problem niepłodności w określonej przestrzeni świata. Pytanie – w jakiej przestrzeni? Czy świata za zamkniętymi drzwiami? Jeżeli tak, to będziemy się buntowali i odrzucali wymienioną argumentację, będziemy krzyczeli – bardzo boleśnie i prawdziwie zarazem – o dramacie tych małżeństw, będziemy podkreślali rozliczne elementy emocjonalne, nie racjonalne, przyzwolimy na spory polityczne…

Przywróćmy w ten obszar świata za zamkniętymi drzwiami krzyż Chrystusa. I przypomnijmy to, co Kościół za pontyfikatu Jana Pawła II, mówił w Instrukcji „Donum vitae”: „Małżonkowie znajdujący się w tej bolesnej sytuacji są powołani do odkrycia w niej okazji do szczególnego uczestnictwa w Krzyżu Pana, źródle płodności duchowej. Pary małżeńskie bezpłodne nie powinny zapominać, że ‘również, gdy rodzicielstwo nie jest możliwe, to życie małżeńskie nie traci wartości. Bezpłodność fizyczna – oczywiście – może być dla małżonków okazją do podjęcia innych ważnych zadań w stosunku do życia osób ludzkich, takich jak na przykład adopcja, różne formy dzieł wychowawczych, pomoc innym rodzicom, dzieciom ubogim lub upośledzonym’” (Donum vitae, nr 8).

Tu wracamy znów do punktu wyjścia; jeżeli spojrzymy na świat za zamkniętymi drzwiami – jest to świat bólu, świat cierpienia, świat chaotycznych poszukiwań. Natomiast, jeżeli w tym świecie postawimy krzyż Chrystusa, znak Odkupienia i miłości, to wówczas człowiek może w tym świecie odnaleźć siebie, może odnaleźć sens życia, może odnaleźć swoje spełnienie i szczęście.

– Jan Paweł II – jak mogliśmy zaobserwować – był to człowiek, który promieniował radością życia. Nawet jeśli w ostatnich klatach jego życia widać było, że cierpienie wyryło na nim konkretne znaki, to jednak cały czas był człowiekiem ogromnej nadziei i cały czas próbował ludzi uszczęśliwić. Ja sobie przynajmniej kojarzę te wszystkie spotkania z ludźmi młodymi. Ile on im mówił o drodze do szczęścia…  Moje pytanie na tej kanwie: jaka jest wizja prawdziwego szczęścia w myśli i nauczaniu Jana Pawła II? A dodatkowo – w kontekście tego, o czym dzisiaj mówimy – świata cywilizacji miłości – cywilizacji śmierci? Czy ten świat, w którym my żyjemy, czy może być źródłem prawdziwego szczęścia?

– Bardzo dziękuję, że Ojciec Rektor poruszył najpierw radość Jana Pawła II, jako przejaw, wyraz jego szczęścia. Przyznam się, że jednym z niezapomnianych zdań wypowiedzianych przez Ojca Świętego jest zdanie, które powiedział bodajże w 80. rocznicę swoich urodzin: Umiem cieszyć się życiem…

Ten stary wówczas Papież, schorowany, cierpiący, portretowany przez wielu, jako nastygmatyzowany tak cierpieniem, że zamknięty w przestrzeni cierpienia i bólu, wypowiedział te słowa: Umiem cieszyć się życiem…  No właśnie, radość Jana Pawła II, która płynęła z miłości, ze zjednoczenia z Bogiem, sprawiała, że on pojmował szczęście bardzo konkretnie i zarazem bardzo dogłębnie. Ciesząc się życiem i odkrywając szczęście w różnych przestrzeniach świata (bo przecież kontemplował piękno gór i przeżywał z tego tytułu szczęście, doznawał szczęścia z autentycznego dobra związanego z postępem wiedzy i techniki), nade wszystko odkrywał szczęście w spotkaniach z ludźmi, a jeszcze bardziej – w spotkaniach z Bogiem. W ten sposób można powiedzieć, że budował taką całościową, pełną wizję szczęścia.

Wiemy z historii myśli ludzkiej, że pojęcie szczęścia było rozumiane bardzo różnie. Poczynając od czasów starożytnych, kiedy widziano szczęście w życiu cnotliwym, ale i widziano je w zaspokajaniu przyjemności zmysłowych (hedonizm), widziano szczęście w samorealizacji człowieka (tak, jak postrzegał to Arystoteles), widziani szczęście także w samoopanowaniu, w ascezie… Chrześcijaństwo przyniosło wizję szczęścia najpełniejszą, wizję szczęścia, która polega na dążeniu do zjednoczenia z Bogiem. Dlatego, że Bóg jest miłością, a człowiek nie może żyć bez Miłości – przypominam raz jeszcze te genialne słowa Jana Pawła II z jego pierwszej encykliki.  Szczęście, które proponuje Jan Paweł II jest szczęściem polegającym na przylgnięciu do Chrystusa. Jednocześnie – na oglądaniu poprzez pryzmat Chrystusa całego świata. Świata, który staje się już wówczas innym; to nie jest ten świat za zamkniętymi drzwiami, to jest świat zjednoczony z Bogiem.

W wywiadzie z Messorim, od którego rozpocząłem naszą rozmowę, Jan Paweł II na pytanie o to, dlaczego historia zbawienia jest tak bardzo skomplikowana, Jan Paweł II odpowiada wykładem filozoficznym, wykładem z historii idei, a zarazem historii cywilizacji, Messori, jakby zaniepokojony tym faktem, ponawia kwestię – jak to się wszystko ma do tego pytania? Dlaczego historia zbawienia jest tak bardzo skomplikowana? I wówczas Ojciec Święty mówi: bo myśmy sobie niejako tę historię taką stworzyli, zamykając się przed Bogiem i żyjąc tak, jakby Bóg nie istniał… Natomiast, odczytajmy słowo Boże, odczytajmy prawdziwą wizję świata! A ta wizja jest taka: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swojego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne…

Bóg w centrum świata i wówczas wszystko staje się proste. Przy wszystkich pytaniach i dramatach które przeżywamy, przy poszukiwaniach sensu życia, przy wielkich pytaniach, które są fundamentalnie ważne, jeżeli jest Bóg, te pytania zyskują swoją racjonalność. To po pierwsze. Tak, zyskują swoją racjonalność, bo nie są osadzone w przestrzeni jakiegoś fatum czy mitologii. To są pytania, które zostają osadzone w perspektywie Tego, który jest Praprzyczyną wszystkiego i jednocześnie Spełnieniem tego świata. Są to więc pytania racjonalne. I są to pytania, które w Bogu zyskują swoją odpowiedź. To po drugie. Człowiek, który pyta, który ma odwagę sensownie pytać i który jednocześnie zyskuje niezwykle sensowną i prawdziwą odpowiedź – to jest człowiek szczęśliwy. Takim człowiekiem, bardzo wytrwale pielgrzymującym do celu ostatecznego sensu, był właśnie Jan Paweł II. Taką drogę do sensu i do szczęścia nam pozostawił.

– Już w tym, co zostało powiedziane, widzimy, że współczesny świat, ta współczesna cywilizacja, czyni wszystko aby człowiek był pozornie szczęśliwy. Chociażby poruszony problem zapłodnienia in vitro. Wielu rządzących tłumaczy, przecież my chcemy uszczęśliwić ludzi, którzy cierpią. Widzimy, w jakim kierunku zmierza współczesne wychowanie, edukacja w polskich szkołach, nie tylko na uniwersytetach. Kreśli się wszędzie perspektywę szczęścia, rzekomego szczęścia. A jak być rzeczywiście wychowywanym, jak powinno wyglądać wychowanie, które można by nazwać prawdziwym i nowoczesnym zarazem wychowaniem do szczęścia? Może wysłuchajmy słów samego Ojca Świętego, który wypowiedział je 6 czerwca 1979 r. w Częstochowie. A słowa te kierował do profesorów i studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Jan Paweł II:

Ja myślę, że to pragnienie prawa do Chrystusa, które się budzi, które bardzo już się obudziło, musi przejść przez swoją wielką próbę, przez próbę społeczną, ażeby mogło uczynić zadość jakimś opatrznościowym zamiarom samego Boga, samego Chrystusa. Pamiętajmy o tym, że Chrystus nigdy swoim apostołom i uczniom nie mówił, że będą mieli lekkie życie. Można powiedzieć nawet, że ich w pewnym sensie odstraszał… Chrystus mówił rzeczy bardzo twarde, proste, jasne i twarde. Między innymi mówił to: ‘Będziecie mieć ucisk i wyłączą was z bożnic, i każdy, kto was zabija, będzie myślał, że czyni przysługę Bogu’ (por. J 16,3). Nie ma w tym jakiegoś martyrologizmu, jakiegoś cierpiętnictwa; jest w tym ta czysta, krystaliczna (jak ten kryształ, który mi ofiarowaliście), ewangeliczna prawda. Myślę, że każdy chrześcijanin w Polsce, każdy młody chrześcijanin w Polsce, który wie o tym, jak jest – wyście dali temu wyraz – podejmuje właśnie to pewne ryzyko, dokładnie to samo, które Chrystus  założył w Ewangelii. Im więcej będzie ludzi zdolnych do podejmowania tego ryzyka, ludzi młodych, tym silniejszy będzie Chrystus. Silniejszy będzie Chrystus, jeśli można się tak w przenośni wyrazić: potężniejsza będzie Jego sprawa tutaj, w tej naszej rzeczywistości.

Odwiedziny w Polsce są już drugimi, pierwsze były odwiedziny w Mek­syku, gdzie Kościół jest w ogóle poza prawem i gdzie ten Kościół, postawiony poza prawem, stał się Kościołem niezwykle mocnym, właśnie dlatego, że lu­dzie tego kraju, ci bracia i siostry, przyjęli tam ryzyko bycia chrześcijaninem wedle tych prostych, ewangelicznych słów Chrystusa. Można sprawę Chry­stusa osłabić, można jej zaszkodzić, niekoniecznie przez wybór światopoglądu, ideologii diametralnie przeciwnej. Każdy człowiek, który wybiera światopo­gląd uczciwie, według własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Nato­miast niebezpieczny, powiedziałbym, dla jednej i dla drugiej strony, i dla Kościoła, i dla tej drugiej strony — nazwijcie ją, jak chcecie — jest człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera wedle najgłębszych przekonań, wedle swojej wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić w jakiejś koniunkturze, chce płynąć kierując się jakimś konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo, wedle tego, jak zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczne ryzyko życia, przyznawania się do swojej wewnętrznej prawdy ze wszystkimi konsekwencjami. I tutaj moje życzenie pod adresem KUL-u jako instytucji już się rozkłada na każdego z was. Instytucja powinna wam w tym dopoma­gać, ale ostatecznie to życzenie powinno się wypełnić poprzez każdego z was i gorąco wam tego życzę, abyście to życzenie przyjęli, abyście się go nie bali przyjąć, tak jak przyjęli je ostatecznie Apostołowie Chrystusa, chociaż mieli bardzo dużo wewnętrznych oporów. Wiemy doskonale, czytamy Ewangelię i widzimy, jak to w nich się kształtowało, na jakie opory natrafiało, na jakie niezrozumienie, na jakie mielizny naszego, ich człowieczeństwa, było narażo­ne. Ostatecznie chodzi o to, żeby to przyjąć, przyjąć ze wszystkimi konsekwencjami, nie bać się tego przyjąć. Przyszłość Polski zależy od tego, ilu będzie ludzi w ten sposób dojrzałych.

Tego wam z całej duszy życzę. Nie chcę już mnożyć słów, bo czasu nie ma za dużo, a poza tym lepiej zakończyć w takim miejscu, w którym wszyscy słuchacze są przekonani.

Jeszcze jedno wam powiem. Powiem wam, że ta droga ma swój urok. I wy wszyscy jesteście świadomi tego, że ta droga ma swój urok i swoje piękno. Ewangelia to jest droga pięknego życia człowieka albo też droga trudnego piękna życia ludzkiego. Życzę wam właśnie tej drogi, tego trudnego piękna życia ludzkiego

– Słowa, które właściwie nie potrzebują komentarza, ale ja mimo wszystko poproszę Księdza Profesora o słowo refleksji…

– Słowa rzeczywiście niezwykłe, tym bardziej, że może już nie zawsze przez nas pamiętane, tak jak wiele innych słów. A możemy się przekonać, że właśnie takie przemówienie, które nie było przeznaczone do wielkiej liczby adresatów, ileż ono zawiera w sobie piękna, ile ładunku niezwykłej treści.

Zanim dotknę, z wielką nieśmiałością tych słów Ojca Świętego, wrócę do początku poprzedzającego ten wysłuchany fragment, a mianowicie do słów Ojca Rektora o tym, że dzisiaj świat proponuje bardzo rozliczne szczęścia – atrakcyjne, medialne, polityczne. I ciągle jesteśmy tego świadkami – wszak słyszymy propozycje właśnie „uszczęśliwiania” małżeństw niepłodnych, poprzez in vitro, słyszymy propozycje „uszczęśliwiania”  ludzi żyjących w związkach partnerskich czy związkach homoseksualnych, poprzez instytucjonalizację tych związków. Być może niedługo usłyszymy jeszcze dalej idące propozycje „uszczęśliwiania”, bo pewne procesy już się zaczynają. Słyszymy, że chłopak „uszczęśliwił” dziewczynę, poprzez spędzenie z nią niezapomnianych chwil.

Zauważmy pierwszą i właściwie podstawową rzecz, że w tych wszystkich propozycjach szczęście jest związane z egoizmem i że jest zaprzeczeniem miłości. Takie szczęście i życie egoistyczne jest swoiście „lekkim” życiem, ale jak zwrócił uwagę Jan Paweł II, takie życie nie ma nic wspólnego z Ewangelią. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie rozumiejących nauki Chrystusa, może poczuć się w tym momencie dotkniętymi. Bo powiedzą, że na przykład takie życie w związkach partnerskich czy homoseksualnych boryka się z licznymi trudnościami i to nie jest wcale lekkie życie. Ale nie wnikając w tej chwili w głębszą analizę tych zjawisk, śmiem twierdzić i gotów jestem dowodzić tej tezy bardzo konsekwentnie, że to jest przejawem egoizmu, że liczy się tutaj przede wszystkim to, że chcę zaspokoić swoją potrzebę, swoje pragnienie tak, czy inaczej rozumiane, ale – egoistyczne pragnienie. Natomiast nie ma to nic wspólnego z autentyczną miłością, która jest bezinteresownym darem z siebie dla drugiego człowieka. Tutaj mamy do czynienia natomiast z egoistycznym pożądaniem, egoistycznym pragnieniem. I ono w gruncie rzeczy, jeśli spojrzymy na to uczciwie, jest lekkim życiem. Jan Paweł II mówi: to nie ma nic wspólnego z Ewangelią.

A dalej mówi o rzeczach niezwykle ważnych. Mówiąc o trudzie życia, Chrystus nie ma na myśli cierpiętnictwa. To nie jest tak, że chrześcijanin jest wzywany do tego, aby być cierpiętnikiem. Natomiast realizm życia, nasze ograniczenia sprawiają, że my jesteśmy skazani na cierpienie. Ze względu na swoją cielesność, ze względu na swoją odrębność, na różnice poglądów, różnice związane z różnorodnymi strukturami systemowymi, politycznymi także, w których się znajdujemy, jesteśmy skazani na różnego rodzaju cierpienia. Przede wszystkim jesteśmy skazania na cierpienie związane z naszą przemijalnością, z naszą fizycznością, z tym, że chorujemy, że dążymy do śmierci. Z tym cierpieniem trzeba się liczyć. To nie znaczy, że mamy rozpamiętywać to cierpienie. Ale mamy, licząc się z tym cierpieniem, podejmować ryzyko dobrego wyboru.

To jest piękne stwierdzenie, które pada w tym przemówieniu Jana Pawła II: każdy chrześcijanin podejmuje ryzyko dobrego wyboru, związane z Ewangelią.   Im więcej ludzi jest zdolnych do tego ryzyka ewangelicznego, tym w jakimś sensie silniejszy jest Chrystus.

To też przepiękne i niezwykłe słowa! I jeszcze to zdanie, które padło u końca tego przemówienia, że Ewangelia to jest droga pięknego życia człowiek albo też droga trudnego piękna życia ludzkiego. Droga trudnego piękna życia ludzkiego. Ale jak się tak zastanowimy to owo trudne piękno życia ludzkiego jest zarazem pięknem miłości. Na tym polega owo trudne piękno życia ludzkiego, że ono jest wyrażone w miłości, że ono jest miłością.

Może jeszcze jedno takie zdanie – proszę wybaczyć, że poza głównym wątkiem naszej refleksji. Ale kiedy Ojciec Święty wspominał o tym, że jego pierwsza podróż apostolska odbyła się do Meksyku, warto może żebyśmy pamiętali, że był to niezwykły zabieg dyplomacji watykańskiej. Był to wyjazd do państwa, które było konstytucyjnie ateistyczne, gdzie Kościół, jak mówił Ojciec Święty, był poza prawem. Skoro Meksyk przyjął entuzjastycznie Jana Pawła II, władze PRL-u nie mogły Papieża – Polaka nie przyjąć. Były to władze państwa, które konstytucyjnie było państwem neutralnym światopoglądowo, a więc państwem, w którym Kościół miał rzekomo prawo obecności w życiu publicznym. Pierwsza pielgrzymka do Meksyku była genialnym zabiegiem dyplomacji watykańskiej, który pozwolił Papieżowi bez większych trudności przybyć do ojczyzny. Ale to jest temat na osobną refleksję poza naszym cyklem…

Tu wracam jedynie do tej myśli, że szczęście, które oferuje Chrystus, i które przypomina Jan Paweł II, rozczytany w Ewangelii Chrystusa, to jest droga trudnego piękna życia ludzkiego. To jest droga prawdziwej miłości.

– Zrodziło mi się takie pytanie: skoro wszystko co piękne, związane jest z trudem, czy może być piękno bez trudu?

– To jest pytanie bardzo ciekawe i bardzo inspirujące. Z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że Bóg jest samym pięknem. Czy to piękno w Bogu jest związane z trudem, z cierpieniem? Chciałoby się odpowiedzieć, że nie, bo Bóg jest doskonałością, jest więc Tym, który nie może się trudzić. Ale z drugiej strony, że w Bogu samym, w Jezusie Chrystusie, doświadczamy piękna Jego życia, Jego odkupienia, piękna zmartwychwstania, które powiązane jest z niezwykłym trudem:  z cierpieniem i śmiercią. A więc można powiedzieć, że nawet Bóg, który jest sam w sobie absolutnym pięknem, doświadcza sam i odsłania nam to,  że piękno jest powiązane z trudem.

A w naszym świecie, w człowieku, myślę, że nie ma takiego piękna, które nie byłoby powiązane z trudem. Sam fakt, iż nasze dzisiejsze spotkanie w Szkole Jana Pawła II, związane jest dla naszych słuchaczy z trudem – wieczornej pory, zmęczeniem, myślę, że może stanowić nadzieję, iż i z tego trudu zrodzi się piękno.

– W nauczaniu Jana Pawła II i doświadczeniu Jego pontyfikatu, widać było, że Ojciec Święty był zakochany w człowieku, walczył o godność człowieka, szczególnie upominał się o tych, o których nikt już nie pamiętał, tak jak wtedy, gdy mówił o nas i za nas (pozbawionych głosu, pamiętamy w jakim kontekście). Stąd następne pytanie, które mi się rodzi – kiedy człowiek staje się bardziej człowiekiem i co służy humanizacji współczesnego świata, aby w nim zapanowała rzeczywiście cywilizacja miłości i życia, kultura życia?

– Istotnie, Jan Paweł II upominał się o każdego człowieka. Upominał się zarówno w przestrzeni politycznej – tego byliśmy wielokrotnie świadkami, choćby wówczas, gdy tak jak Ojciec Rektor wspomniał, na polskim Wybrzeżu, wołał: mówię do was i niejako za was. Mówił zatem w naszym imieniu, w sytuacji, w której my byliśmy pozbawieni głosu w państwie komunistycznym. Upominał się o nas w przestrzeni politycznej.

Ale myślę, że warto też zwrócić uwagę przy tej okazji, że on się upominał o nas przed Bogiem. Każdego dnia w swoich modlitwach. Jest piękny fragment w tej cytowanej już książce Vittorio Messoriego, wywiadzie „Przekroczyć próg nadziei”, gdzie Jan Paweł II mówi o swojej geografii modlitwy.

Właśnie o tym, że on każdego dnia wędruje całymi obszarami świata, odkrywając ludzkie potrzeby i zanosząc je do Boga. To było także swoiste upominanie się o człowieka.

Człowiek… Myślę, że Jan Paweł II był pasjonatem człowieka. Tak jak mamy to wyrażone w wierszu Lieberta: Uczę się ciebie człowieku/ powoli się uczę, powoli…, tak Jan Paweł II uczył się człowieka całe życie. Nie dlatego, że ta nauka przychodziła mu z trudem (przepraszam za niestosowność tego wyrażenia). Ale dlatego, że człowiek był dla niego wielką tajemnicą, tajemnicą, która była odczytywana tylko w Bogu samym.  Dlatego to uczenie było całożyciowe. To uczenie polegało na zgłębianiu tajemnicy człowieka poprzez filozofię, poprzez literaturę – poezję, dramat, poprzez teologię. I poprzez mistykę. To wszystko sprawiało, że człowiek przez Jana Pawła II był dogłębnie poznawany. A syntezą tego poznawania człowieka było dogłębne potwierdzanie słów Soboru Watykańskiego II o tym, że człowiek nie może zrozumieć samego siebie inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego. Właśnie, sednem ludzkiej sprawy jest miłość, bo bezinteresowny dar z siebie samego, to jest przecież miłość. Jan Paweł II jako filozof pisał w „Miłości i odpowiedzialności”: osoba jest takim dobrem, z którym nie godzi się używanie, które nie może być traktowane jako przedmiot użycia i w tej normie jako środek do celu. […] osoba jest takim dobrem, że właściwe i pełnowartościowe odniesienie do niej stanowi tylko miłość. I tę właśnie pozytywną treść normy personalistycznej eksponuje przykazanie miłości.

Afirmacja człowieka ze względu na niego samego. Afirmacja człowieka ze względu na wartość wewnętrzną człowieka – taki był opis filozoficzny miłości. Opis teologiczny znajdował odzwierciedlenie w Chrystusie, który będąc nowym Adamem, będąc doskonałym człowiekiem, oddał swoje życie za nas, wydał samego siebie. I właśnie owo bycie bezinteresownym darem dla Jana Pawła II było kluczem do zrozumienia człowieka. To bycie bezinteresownym darem dla drugiego ono się wyraża bardzo konkretnie w życiu małżeńskim, w życiu matki, ojca, w życiu dziecka, które jest przecież darem dla swoich rodziców, to się wyraża w pracy zawodowej, kiedy człowiek staje się bezinteresownym darem dla innych, kiedy traktuje swoją pracę jako powołanie, będące oddaniem się drugiemu, poświęceniem. To się wyraża w posłudze kapłańskiej, w życiu zakonnym, to się wyraża w momencie cierpienia, kiedy człowiek może ofiarować swoje cierpienia za Kościół, za innych, za świat. Zauważmy, jak bardzo często  Jan Paweł II stawał przy ludziach chorych. W każdej pielgrzymce do Polski miał tę uprzywilejowaną grupę ludzi cierpiących, chorych, starych, przy których stawał, aby ich przekonywać, jak bezcennym darem dla Kościoła są właśnie oni poprzez swoje cierpienie.  W tym realizuje się pełnia człowieczeństwa. Poprzez takiego człowieka, który w sposób bezinteresowny potrafi oddać samego siebie zarówno w wymiarze osobistym, małżeńskim i rodzinnym, w wymiarze wreszcie społecznym i politycznym – widziałbym właśnie ową drogę humanizacji  świata. Nie poprzez ideologie, nie poprzez programy systemowe, ale właśnie w tym zrozumieniu do końca człowieka. W tym zrozumieniu poprzez kryterium miłości. Człowiek w ten sposób określa relacje do siebie, do drugiego, do świata, w tym do środowiska (problemy ekologiczne), określa swoją relację do Boga. W ten sposób po prostu rzeczywiście humanizuje świat.

– Widzimy i wiemy bardzo dobrze, że Jan Paweł II rzeczywiście stawiał człowieka w centrum całej egzystencji, ale też i w centrum życia Kościoła. I dlatego mówił wielokrotnie, że ‘człowiek jest drogą Kościoła’… Ale oczywiście, nie człowiek oderwany od innych, lecz będący w relacjach. Człowiek tak naprawdę staje się człowiekiem poprzez relację z innymi, by móc być darem. Myślę, że Jan Paweł II nadał nowemu przykazaniu nowe imię – to imię to solidarność. Budowanie cywilizacji miłości dokonuje się w oparciu o ludzi solidarnych. Tej solidarności uczymy się najpierw w rodzinie i stąd moje pytanie – czy istnieje przyszłość dla świata bez rodziny?

– Dzisiaj obserwujemy zmasowany i zarazem bardzo perwersyjny atak na rodzinę, który przebiega bardzo różnymi kanałami. Nie sposób ich tutaj wymienić. To jest zagrożenie bytu rodziny, poprzez uderzenie w dzietność małżeństw i rodziny,  to jest zagrożenie w sferze samej koncepcji, kiedy małżeństwo przestaje być monogamicznym związkiem mężczyzny i kobiety, a staje się dowolnym związkiem partnerskim, to jest uderzenie w samo pojęcie małżeństwa – traci ono swoje znaczenie, swój sens w dobie promocji ideologii homoseksualnej, ideologii gender. Tak rozbijana rodzina oznacza jedno. Oznacza degradację świata, oznacza kres nadziei dla świata. Jan Paweł II wyraził się bardzo prosto i jak zawsze genialnie, pisząc w Familiaris consortio „Przyszłość świata idzie przez rodzinę”. Jeżeli nie odbudujemy przyszłości małżeństwa i rodziny nie możemy myśleć o przyszłości świata. I to w sensie demograficznym, politycznym, ekonomicznym, ale także w sensie kulturowym. Jeżeli nie będziemy  mieli małżeństwa, które jest autentyczną wspólnotą życia i miłości, jak uczył Sobór Watykański II, jeżeli będziemy natomiast mieli „małżeństwo” zredukowane do dowolnego związku, chaotycznie opisane, to mamy wówczas zafałszowanie prawdy. A nadzieja, jak często mówił Norwid, i jak często przypominał za nim Jan Paweł II, wyrasta z prawdy. Zniszczenie prawdy, oznacza zniszczenie nadziei.

Idąc dalej w tej szkole Jana Pawła II widzimy, że współczesne problemy pokazują, że jest wśród nas kryzys, który jest kryzysem pojęć. My przestajemy rozumieć podstawowe pojęcia. Potrzebujemy nowej edukacji. Właśnie, na czym miałaby polegać ta nowa edukacja, byśmy przypomnieli sobie, czym jest prawda, czym jest miłość, czym jest szczęście, kim jest człowiek?!

­– Istotnie, temat, który Ojciec Rektor w tej chwili porusza jest tematem fundamentalnie ważnym dla pontyfikatu Jana Pawła II. Dość przypomnieć słynny dialog Andre Frossarda z Janem Pawłem II, kiedy Frossard zapytawszy, jakie zdanie z Ewangelii uważa Wasza Świątobliwość za najważniejsze, usłyszał niemal natychmiast ku swojemu zdumieniu, bo nie spodziewał się, że uzyska szybką i jednoznaczną odpowiedź, „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Słowa Chrystusa Pana. Jan Paweł II był niezwykłym miłośnikiem prawdy, a zarazem jej obrońcą. Dlatego tym bardziej boleśnie dotykało go to, że prawda jest dziś nie doceniona, że prawda jest dziś zafałszowana. A dokonuje się właśnie przez kryzys pojęć.

Zauważmy, ten kryzys pojęć i kryzys prawdy przebiega przede wszystkim przez obszar miłości, przez obszar małżeństwa. Pojęcie takie jak „wolna miłość”, pojęcie takie jak „małżeństwo homoseksualne”, pojęcie takie jak „leczenie niepłodności drogą in vitro”, pojęcie takie jak „aborcja jako wolny wybór kobiety”, pojęcie takie jak „prawa reprodukcyjne”, „prawo do aborcji” – to są ewidentnie zakłamane, nawet nie zmanipulowane, ale dogłębnie zakłamane pojęcia.

Czym jest „wolna miłość” w rozumieniu tych, którzy to pojęcie lansują? Jest użyciem człowieka, wykorzystaniem człowieka, a to jest zaprzeczenie miłości.

Czym jest „prawo do reprodukcji”? Jest roszczeniem do wyprodukowania ludzkiego życia dla osiągniecia własnych potrzeb, jest podeptaniem prawa drugiego człowieka do bycia podmiotem miłości. To nie jest prawo, ale ewidentne bezprawie.

Czym jest dzisiaj tzw. „leczenie niepłodności” wiązane z metodą in vitro? Przecież ono niczego nie leczy. Ono jest jedynie i zarazem jest aż zreprodukowaniem nowego życia.

Zauważmy, ze te pojęcia bardzo skutecznie niszczą pojęcie miłości i niszczą konkret tej miłości osadzony w małżeństwie i rodzinie. To jest dewastacja tych pojęć i to jest dewastacja prawdy o człowieku.

Dlatego co nam pozostaje? Po pierwsze, mamy powinność i obowiązek mówienia tego, co jest prawdą. Mówienie o tym, czym jest miłość. Mówienie nie tylko słowami, ale przede wszystkim pokazywanie tej miłości życiem. Czym jest autentyczna miłość? Jest miłością wierną, która trwa przy drugim człowieku, która nie jest dowolnym użyciem człowieka, ale jest wiernym trwaniem z  drugim człowiekiem, w byciu bezinteresownym darem dla niego.

Czym jest prawo człowieka? Jest tylko i wyłącznie konsekwencją natury ludzkiej i godności osoby ludzkiej, które jest równocześnie zobowiązaniem. Zauważmy, ze bardzo często mówimy dziś o prawach (często są to roszczenia), natomiast prawie wcale nie mówimy o obowiązkach. To jedynie Kościół, także ustami Jana Pawła II miał i ma odwagę mówić o obowiązkach osoby ludzkiej. A więc – przywracanie pojęć, przywracanie prawdy i świadczenie o tej prawdzie życiem. Zwłaszcza w tym, co dotyczy miłości – miłości w małżeństwie, miłości w rodzinie, miłości społecznej, miłości do ojczyzny.

Spotykamy się dzisiaj w wigilię uroczystości 3 Maja, uroczystości maryjnej, ale i patriotycznej, która przypomina nam o tym, czym jest miłość ojczyzny. Ta miłość wymaga dzisiaj także przywrócenia jej autentycznego brzmienia.

– Księże Profesorze, Ksiądz powołuje się wielokrotnie na wywiad Vittorio Messoriego z Janem Pawłem II „Przekroczyć próg nadziei”. Tam dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy, także dla nas Polaków bolesnych. Mianowicie, Ojciec Święty, kiedy w czasie jednej ze swoich podróży apostolskich do rodaków wziął za przedmiot rozważań Dekalog, wspominał w wywiadzie, że tzw. „zwolennicy programu oświeceniowego” poczytali mu to za złe. A Papież przecież starał się przekonać świat o ludzkim grzechu i ten Papież staje się dla tej mentalności persona non grata. To są bardzo mocne słowa. Widać, jak bardzo musiało to zaboleć Ojca św. Jana Pawła II. Ale wracam tutaj do kwestii owego przekonywania o grzechu. Dzisiaj ludzie często wiążą to pojęcie automatycznie z potępieniem i odrzucają je.

– Tak, słowa, które Ojciec Rektor tutaj przytacza są istotnie niezwykle bolesne. Chyba nie ma drugiego takiego tekstu papieskiego, w którym tak osobiście i zarazem tak konkretnie Ojciec Święty z bólem wspominałby reakcję Polaków na swoją wizytę. Przypomnijmy – jest rok 1991, Polska odzyskała niepodległość po wydarzeniach roku 1989. Przybywa Ojciec Święty do Ojczyzny, ale zamiast epatować nas radością z wolności świeżo odzyskanej, ukazuje nam potrzebę zagospodarowania owej wolności poprzez Dekalog. Tak, jak zresztą to miało miejsce w Biblii: kiedy Żydzi wychodzili z Egiptu, z domu niewoli, nie wychodzi po to, by się cieszyć wolnością. Oni szli z domu niewoli, by jako wolni złożyć ofiarę Bogu i zawrzeć z Nim przymierze. By otrzymać Dekalog. Taki był kres wyjścia i wyzwolenia z niewoli egipskiej. Ojciec Święty uczynił w Polsce to samo. Mówiąc o wyzwoleniu i wolności trzeba mówić prawdę, trzeba ukazywać to, co nam zagraża, trzeba przekonywać o grzechu, który jest największym wrogiem wolności i który prowadzi do autentycznego zniewolenia. Jest zaprzeczeniem miłości.

Czym jest grzech? Mówimy klasycznie, że jest odwróceniem się od Boga i zwróceniem się ku stworzeniu.  Jest więc pomieszaniem, zaprzeczeniem i deformacją porządku miłości. O tym wszystkim przypominał nam Ojciec Święty, przed tym nas przestrzegał. Uczył nas, jak zagospodarować wolność miłością, jak zagospodarować wolność solidarnością. Przecież myśmy wtedy pamiętali – było w nas to przekonanie, że nie ma wolności bez solidarności. A on nas uczył tego, czym jest solidarność w konkretnym życiu, w życiu osobistym i społecznym.

I wtedy – trzeba to powiedzieć, choć jest to naruszenie nuty bardzo pozytywnego rozpamiętywania myśli Jana Pawła II – trzeba to przypomnieć, właśnie wtedy w 1991 r., istniała w Polsce konkretna formacja polityczna: Kongres Liberalno-Demokratyczny. To byli konkretni politycy, którzy dzisiaj odgrywają bardzo znaczące role w reprezentowaniu Polski w Unii Europejskiej, przede wszystkim zaś odgrywają kluczowe role w polskim rządzie. To byli bardzo konkretni ludzie, których można wskazać z imienia i nazwiska, to była ta formacja polityczna, która zarzuciła wtedy Papieżowi, że nie rozumie spraw polskich, że mówi o rzeczach, które Polaków nie dotyczą. To byli ludzie, którzy bilansowali wizytę papieską od strony ekonomicznej. Nie sposób o tym nie wspomnieć, skoro wspomniał o tym sam Ojciec Święty bardzo boleśnie.

Ale żeby nie zamykać tego fragmentu naszej rozmowy tym, co było przykre, co jest wstydliwe, a nade wszystko karygodne i zasługujące na pogardę takich poglądów, to trzeba przypomnieć tutaj ten wymiar pozytywny – Ojciec Święty mimo tego oporu ze strony części świata politycznego, tych których sam nazwał „zwolennikami programu oświeceniowego”, konsekwentnie przypominał i przypomina nam do dziś,  że wolność musi mieć dopełnienie w miłości, w solidarności. Przypominał i przypomina, że najważniejszym kluczem do zrozumienia człowieka jest miłość, że człowiek nie może żyć bez miłości. Miłość jest bezinteresownym darem dla drugiego, darem, który przełamuje cywilizację utylitarną, cywilizację indywidualizmu, egoizmu i śmierci. Przypominał i przypomina, że miłość jest tym tworzywem, które buduje cywilizację miłości, opartą na prymacie osoby nad rzeczą, być nad mieć, etyki nad techniką oraz miłości nad sprawiedliwością.

– Też już konkluduję jedną myślą: w tych dniach Ojciec święty Franciszek mówił o tzw. „błogosławionym wstydzie”. Rzeczywiście, uznać swój grzech oznacza zawstydzić się. Ale jest też wstyd błogosławionym i leczącym. Źle jest, gdy się nie wstydzimy już zła, świadomie popełnianego grzechu, czy popełnianej krzywdy. Ojciec Święty nawiązał do słowa w języku hiszpańskim „sin berquenca”. Nie możemy być ludźmi bezwstydnymi, mamy być ludźmi, którzy z win popełnionych i upadków potrafią uczynić błogosławioną winę, która przyprowadza nas do Chrystusa, który pełen miłosierdzia oczekuje na każdego człowieka. Wszyscy tęsknimy za pokojem serca, za pokojem sumienia, jaki daje Chrystus. Dlatego, w oczekiwaniu na telefony, zanućmy sobie z Janem Pawłem II…

1h 05’ 55’’

drukuj