Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Lech Wałęsa ciągle w służbie

 

Szanowni Państwo!

Cóż za przedziwny zbieg okoliczności, cóż za osobliwy przypadek – a warto przypomnieć opinię księdza Bronisława Bozowskiego, że nie ma przypadków, są tylko znaki, a wobec tego – cóż za osobliwy znak, że w setną rocznicę tak zwanego „aktu 5 listopada” były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa w wywiadzie dla niemieckiej gazety zaapelował o zrobienie z Polską porządku? Akt 5 listopada 1916 roku zapowiadał utworzenie Królestwa Polskiego, które miało „pozostawać w łączności” z obydwoma mocarstwami, to znaczy – Niemcami i Austro-Węgrami – czyli coś takiego, co mamy teraz, w następstwie Anschlussu i ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Sto lat temu akt 5 listopada stanowił krok naprzód, bo wcześniej nad państwem polskim stał tylko cmentarny krzyż – ale dzisiaj  powrót do tamtej sytuacji nie musi być powodem do radości. Zresztą nie o radość tu chodzi, tylko o wezwanie z jakim nasz Kukuniek, czyli były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa zwrócił się do Unii Europejskiej – żeby mianowicie zrobiła z Polską porządek. „Polska znalazła się w ślepej uliczce i dlatego potrzebuje pomocy całego świata” – powiedział.

„Świat”, jak świat – ale niektóre części świata, a przede wszystkim Niemcy, chyba nie pozostaną głuche na ten głos serca gorejącego tym bardziej, że apel Lecha Wałęsy wychodzi naprzeciw wymaganiom stawianym przez traktat lizboński w przypadku tzw. klauzuli solidarności. Stanowi ona, że jeśli w jakimś kraju członkowskich pojawiło się zagrożenie dla demokracji, to Unia Europejska, na prośbę zainteresowanego kraju, może udzielić mu „bratniej pomocy” by zagrożenia dla demokracji usunąć. Wprawdzie Lech Wałęsa nie jest już prezydentem, ale skoro demokracja jest zagrożona, to chyba nikt nie będzie sobie zawracał głowy takimi drobiazgami. Zresztą  jeśli komuś prośba Lecha Wałęsy o interwencję w Polsce nie wystarczy, to przecież jest jeszcze drugi „Bolek” naszych czasów w osobie pana Mateusza Kijowskiego, postawionego na fasadzie Komitetu Obrony Demokracji. Prośba takich dwóch tęgich obrońców demokracji chyba wystarczy do uruchomienia „klauzuli solidarności” i udzielenia Polsce bratniej pomocy?

No dobrze – ale jak właściwie ta bratnia pomoc miałaby wyglądać?  Wyobrażam sobie to tak, że ubowcy, co to „jeszcze samego znali Stalina”, no i oczywiście młodsi też, dzisiaj zorganizowani w Komitecie Obrony Demokracji, wykonają najbrudniejszą, być może również mokrą robotę, zaś nasza niezwyciężona armia zapewni im osłonę siłową. Zapowiedział to otwartym tekstem pan pułkownik rezerwy Adam Mazguła, a podobno nie jest w tej opinii osamotniony – że mianowicie nasza niezwyciężona armia w razie potrzeby stanie na nieubłaganym gruncie obrony konstytucji tak samo, jak 13 grudnia 1981 roku stanęła na nieubłaganym gruncie obrony ustroju socjalistycznego i sojuszu ze Związkiem Radzieckim – a Unia Europejska udzieli całej operacji osłony politycznej, to znaczy – wytłumaczy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

W tej sytuacji apel Lecha Wałęsy wzbudza podejrzenie, że wykonuje on zadanie zlecone, podobnie jak kiedyś, kiedy to w nagrodę za dobre sprawowanie wygrywał w totolotka. Świadczy to o ciągłości, która utrzymuje się niezależnie od transformacji ustrojowych. Jak punkt ciężkości władzy w naszym nieszczęśliwym kraju 13 grudnia 1981 roku przesunął się z oficjalnych struktur  w stronę bezpieczniackich watah, tak już tam pozostał z tą różnicą, że kiedyś bezpieka zgrupowana była wyłącznie w Stronnictwie Ruskim, a teraz rozdzieliła się na trzy stronnictwa – również Stronnictwo Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie. Wysługują się one centralom, do których przewerbowały się na służbę jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych, rotacyjnie administrując naszym nieszczęśliwym krajem za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur. Tak było w wieku XVII, kiedy to państwa ościenne próbowały sobie Polskę podporządkować – w czym pomagali im wybitne osobistości w rodzaju podkanclerzego Hieronima Radziejowskiego, który najpierw kombinował z Habsburgami, a potem – ze Szwedami, czy w wieku XVIII, w rodzaju Szczęsnego Potockiego, Seweryna Rzewuskiego i Ksawerego Branickiego – przywódców Konfederacji Targowickiej. Okazuje się, że wszyscy oni dochowali się następcy w osobie Kukuńka, który najwyraźniej nie pochodzi od rzymskiego cesarza Walensa. I dopiero na tym tle lepiej rozumiemy, dlaczego w roku 1988 wprowadzono w Polsce moratorioum na wykonywanie kary śmierci, a w 1998 zniesiono ją w ogóle. Dzięki temu każdy może bronić demokracji w poczuciu całkowitej bezkarności.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj