Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz



Pobierz

Pobierz

Przygody wołów młócących

Szanowni Państwo!

„Nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu” – zaleca Pismo Święte. Chodzi o to, by „wół  młócący” mógł się przy okazji wykonywania młocki trochę pożywić. Trafność tego spostrzeżenia nabiera szczególnej aktualności w związku z nabierającą rumieńców aferą bankową, zapoczątkowaną ujawnieniem przez pana Leszka Czarneckiego, biznesmena z przeszłością, że przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, pan Marek Chrzanowski, złożył mu propozycję korupcyjną na 40 milionów złotych.  Pan Czarnecki jest biznesmenem z przeszłością, bo już w wieku 18 lat został konfidentem Służby Bezpieczeństwa, a od 1982 roku został przejęty przez wywiad wojskowy. Podejrzewam w związku z tym, że pan Czarnecki, podobnie zresztą jak wielu innych wielkich biznesmenów,  obraca majątkiem powierzonym i chociaż przez ten czas mógł sobie na boku dorobić trochę własnego, to musi rozliczać się z soldateską, która utworzyła sobie w naszym nieszczęśliwym kraju gospodarcze imperium. Dodatkową poszlaką jest okoliczność, że pan Czarnecki swoją rozmowę z panem Chrzanowskim nagrał w marcu, ale ujawnił dopiero teraz, po przesłuchaniu Donalda Tuska w sprawie Amber Gold, a poza tym – na pół roku przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i na rok przed wyborami do Sejmu i Senatu. Już to samo nadaje akcji pana Czarneckiego wymiar polityczny. W dodatku ta sama ręka, która w roku 2015 z dnia na dzień utworzyła „Nowoczesną”, która –  zanim umieszczony na jej fasadzie pan Ryszard Petru zdołał otworzyć usta – została obdarzona 11 procentami zaufania, znowu postawiła pana Petru na fasadzie nowej partii, która ma jeszcze i tę zaletę, że może się rozmnażać. Widać wyraźnie, że soldateska zamierza dokonać przegrupowania na politycznej scenie naszego bantustanu i akcja pana Czarneckiego jest elementem całej operacji.

Ale to politycznego aspektu całej sprawy nie wyczerpuje. Rzecz w tym, że ekipa „dobrej zmiany” stara się naśladować przedwojenną sanację, która dażyła do podporządkowania całej gospodarki państwu. Ze statystyk wynika, że o ile w roku 1929 nie było ani jednej spółki handlowej z przeważającym udziałem państwa, to w roku 1938 była to już zdecydowana większość. Toteż i teraz, pod chwytliwym hasłem „repolonizacji”, przeprowadzana jest renacjonalizacja gospodarki. Na tym ogniu można upiec co najmniej dwie pieczenie. Po pierwsze – zrealizować gospodarczy i polityczny ideał Naczelnika Państwa, a po drugie – odebrać soldatesce gospodarcze imperium, jakie sobie zbudowała na rozkradzionym majątku państwowym. Przy takiej młocce jeden wół nie wystarczy; tu trzeba zaangażować całe stado wołów, no a – jak już wiemy z Pisma Świętego – żadnemu z nich nie można zawiązać gęby. Toteż trudno się dziwić, że przy realizowaniu programu renacjonalizacji gospodarki niejeden chciałby trochę uszczknąć dla siebie. Tym bardziej, że  realizacja tego programu przypomina do złudzenia tak zwany „rekiet”, to znaczy – wymuszanie pod pretekstem „ochrony”. W tym przypadku nie tyle chodzi o „ochronę, co o haracz w zamian za zaniechanie przez urzędników stosowania całego wachlarza administracyjnych szykan, które nie tylko każdego przedsiębiorcę mogą zniechęcić do  zajmowania się interesami, ale też każdą firmę doprowadzić do upadku. A jak już firma chyli się ku upadkowi, to można ją przejąć za psie pieniądze i powierzyć osobom zaufanym, które będą się z urzędnikami rozliczały, albo też – znacjonalizować w ramach programu „repolonizacji”. Nietrudno zauważyć, że przy takim programie może pożywić się całe stado wołów, więc nic dziwnego, że jeden przez drugiego próbują. „Kiedy śmiertelne toczą boje ze straszną, bezpieczniacką hydrą, to chcą mieć pewność, że na zawsze zdobędą to, co hydrze wydrą” – pisze poeta.

Charakterystyczne dla tej afery jest również i to, że pan Chrzanowski początkowo  prezentował buńczuczną postawę i wykluczał możliwość podania się do dymisji, ale już po dwóch godzinach tę dymisję złożył, a pan premier Morawiecki natychmiast ją przyjął. Rządowa telewizja przedstawia to jako kolejny sukces w krzewieniu praworządności. Wszysto to być może, ale nie od rzeczy będzie raz jeszcze przypomnieć o zbliżających się wyborach, zarówno do Parlamentu Europejskiego, jak i tubylczego Sejmu. Rzecz w tym, że klub parlamentarny PiS ma w gruncie rzeczy charakter koalicyjny, że oprócz PiS wchodzą tam dwie inne partyjki: Solidarna Polska pod przewodnictwem ministra Zbigniewa Ziobry i Polska Razem, kierowana przez pobożnego ministra Jarosława Gowina. One też chciałyby zapewnić sobie odpowiednie postawy wyjściowe do nowego rozdania Tymczasem pan premier Mateusz Morawiecki nie ma żadnego własnego zaplecza politycznego, a przed wyborami też by chciał sobie uciułać jakiś polityczny kapitał, więc z kół rządowych dochodzą odgłosy darcia kotów między panem premierem, a panem ministrem Ziobro. Pan Chrzanowski najwyraźniej wszedł między ostrza potężnych szermierzy, więc nie sądzę, żeby przy takiej młocce zdążył się pożywić.

                                                            Red. Stanisław Michalkiewicz

 

drukuj