Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Bajki dla dzieci w domu wisielca

Szanowni Państwo!

Zgodnie ze świecką tradycją, jaka w naszym nieszczęśliwym kraju została zapoczątkowana w roku 1950, kiedy Józef Stalin był jeszcze pełen wigoru i planów na przyszłość, 1 czerwca ludzie dorośli podlizują się dzieciom, w ramach tak zwanego „Międzynarodowego Dnia Dziecka”. Józef Stalin był, jak wiadomo, wielkim przyjacielem dzieci, więc żeby uchronić je od złych wpływów, rodzicom wielu z nich zgotował – jak pisze poeta – „zasłużony zgon”. Oczywiście nie wszystkim, co to, to nie. Jeśli jakaś rodzina miała prawidłowy kręgosłup i ćwierkała z właściwego klucza, to dzieci od maleńkości nasiąkały w niej odpowiednią atmosferą tak dokładnie, że roztaczają ją wokół siebie nawet w zaawansowanym wieku – o czym może przekonać się każdy czytelnik „Gazety Wyborczej”. Skoro przyjacielem dzieci był Józef Stalin, to i w Polsce od przyjaciół dzieci aż się roiło, do tego stopnia, że nie można było nawet splunąć, żeby w jakiegoś nie trafić. Na ich czele stał Bolesław Bierut, który „kochał dzieci” – o czym jeszcze w roku 2011 zapewniał swoich czytelników pan Michał Domański na łamach komunistycznego portalu „Władza Rad”, dzięki troskliwej opiece niezawisłych sądów, ukazującym się do dnia dzisiejszego. Wspominam o tym portalu, ponieważ w ubiegły poniedziałek nieprzejednana opozycja świętowała rocznicę „upadku komunizmu”, jaki miał definitywnie nastąpić 4 czerwca 1989 roku.

Od tamtej pory nastała w Polsce demokracja, a świadomość tej transformacji ustrojowej dotarła nawet pod strzechy, o czym świadczy anonimowa przyśpiewka: „pan prokurator ma rację, mamy w Polsce demokrację!” A w demokracji – jak to w demokracji – musi być parlament, który w celach dekoracyjnych powołano nawet w Unii Europejskiej. Oprócz parlamentu są tam oczywiście jeszcze inne organy, na przykład – Komisja Europejska, bombardująca tubylcze parlamenty dyrektywami w ilości większej, niż jedna dziennie, które tubylczy parlamentarzyści streszczają własnymi słowami i w rezultacie mamy tak zwaną „biegunkę legislacyjną”. A skoro już jest parlament, to raz do roku swój parlament mają też dzieci – żeby od małego nauczyły się mówić nie to, co myślą, tylko to, co na aktualnym etapie myśleć i mówić trzeba. Tego roku Parlament Dziecięcy obradował nie w Sejmie, który akurat wykadzano po zakończeniu protestu inwalidów i ich energicznych mam, tylko na Uniwersytecie Warszawskim, co to w dziele duraczenia całych pokoleń młodzieży ma niezaprzeczalne zasługi i osiągnięcia. Oprócz dzieci młodocianych, jak się można domyślić – starannie wyselekcjonowanych, podobnie jak na recepcje u Bolesława Bieruta – można było zobaczyć dzieci w wieku starszym, na przykład w osobie posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

Wprawdzie w związku z zaostrzającą się walką o praworządność, panuje u nas atmosfera szalenie jurydyczna i na przykład, kiedy pani w szkole mówi, że dwa dodać dwa jest cztery, to dzieci pytają, czy ma na to świadków – ale dzieciństwo ma swoje prawa i dzieci – jak to dzieci – jednocześnie wierzą we wszystko, co im powiedzą starsi i mądrzejsi, zwłaszcza z kierowniczego kolektywu „Gazety Wyborczej”. Podaje on do wierzenia dzieciom małym i dużym, a nawet dzieciom zgrzybiałym, że 4 czerwca 1989 roku „upadł komunizm”, zaś najlepszym dowodem tego upadku był wybór na prezydenta „wolnej Polski” przywódcy owych „upadłych” komunistów, generała Wojciecha Jaruzelskiego.

24Z tego powodu niektórzy powiadają, że komunizm wcale nie upadł, tylko się przepoczwarzył, to znaczy – że najtwardsze jądro komunizmu, jakim niewątpliwie była bezpieka, ukrył się za fasadą utworzoną ze swoich konfidentów i tak zwanych „pożytecznych idiotów” i zza tego parawanu po staremu okupuje nasz nieszczęśliwy kraj – ale kto by tam wierzył w takie rzeczy w sytuacji kiedy wszystkie autorytety moralne, co to pozostają na liście płac Fundacji Batorego, mówią co innego? Jest z tym co prawda pewien kłopot, bo 4 czerwca przypada też inna rocznica – rocznica obalenia w 1992 roku rządu premiera Jana Olszewskiego z powodu próby ujawnienia konfidentów komunistycznej bezpieki w strukturach państwa. Ta próba się nie udała, toteż konfidenci, już w kolejnych pokoleniach, panoszą się w naszym nieszczęśliwym kraju – i swoim zwyczajem oraz za przykładem oficerów prowadzących – wysługują się państwom ościennym, wskutek czego wojna, jaką polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza od 1944 roku prowadzi przeciwko historycznemu narodowi polskiemu, trwa u nas w najlepsze mimo sławnej transformacji ustrojowej. Ale jakże mówić takie rzeczy dzieciom, skoro powinny wiedzieć co innego – że mianowicie w domu wisielca nie mówi się o sznurze?

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj