Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Czarny gest

„Smoła czarna jest i lepka. Kreda zasię – biała jest. Komu pęknie w głowie klepka, nich uczyni czarny gest” – radził poeta, powołując się zresztą na „mędrca Kleobula”. No i stało się! Na same Święta Wielkanocne czarny gest uczynił pan red. Adam Michnik, do spółki ze swoim podwładnym, panem Jarosławem Mikołajewskim wysyłając w formie listu otwartego do papieża Franciszka  donos na Kościół w Polsce. Czyżby panu redaktorowi Michnikowi pękła klepka? Takie przypuszczenie graniczyłoby ze świętokradztwem, zwłaszcza odkąd pan red. Michnik zarówno przez Salon, jak i przez „człowieków honoru” w osobach generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, zgodnie został mianowany autorytetem moralnym. Powiększył w ten sposób grono osobistości, wobec których wysuwanie podejrzeń o pęknięcie klepki jest nie tylko niegrzeczne, ale również niebezpieczne. Taki podejrzliwiec może bowiem zostać postawiony przed niezawisłym sądem, który już tam powinność swej służby zrozumie i bez wahania skarci delikwenta surową ręką sprawiedliwości ludowej. Nawiasem mówiąc surowa ręka sprawiedliwości ludowej właśnie się objawiła w postaci nowego odczytania głosów w kokpicie „Tupolewa” przez specjalistów wynajętych przez wojskową prokuraturę. To nikogo nie powinno zaskakiwać i jak będzie trzeba, to specjaliści usłyszą i zanotują nawet głosy z zaświatów. Najwyraźniej w niezależnej prokuraturze musieli dojść do wniosku, że trzeba jakoś pomóc panu doktorowi Maciejowi Laskowi, zwanemu „Laskiem Smoleńskim”. Pan doktor Lasek został powołany jeszcze przez premiera Tuska do dawania odporu znienawidzonemu posłowi Macierewiczowi. Misja ta okazała się bardzo trudna i niewdzięczna, bo kiedy już pan doktor Lasek był gotów odeprzeć  ustalenia złowrogiego posła Macierewicza na temat, dajmy na to, pancernej brzozy, to on tymczasem występował z rewelacjami na temat wybuchów, na które pan doktor Lasek nie był przygotowany. W rezultacie złowrogi poseł Macierewicz zawsze był pół kroku do przodu i dopiero teraz niezależna prokuratura wpadła  na pomysł, by zastosować wobec niego taką sama taktykę. W rezultacie niejedno jeszcze usłyszymy, nie wyłączając oczywiście i głosów z zaświatów, które – jak przypuszczam – również pan redaktor Michnik w całej rozciągłości potwierdzi. Autorytetem moralnym bowiem zostaje się wprawdzie z powodu osobistych zalet i przymiotów, ale właśnie dlatego na takim dygnitarzu spoczywają pewne obowiązki, niczym na Brysiu z bajki Adama Mickiewicza „Pies i wilk”: „Panom pochlebiać ukłonem, sługom wachlować ogonem”, ale też „na dziada warknąć, Żyda potarmosić”. No, co do tarmoszenia, to na razie rozkazy są odwrotne, ale na dziada warknąć można zawsze – no i stąd ten donos w postaci listu otwartego do papieża Franciszka.

Chodzi o to, że pan redaktor Michnik jest wybitnym reprezentantem środowiska, które zawsze było w awangardzie nieubłaganego postępu. Kiedyś, w czasach stalinowskich, nieubłagany postęp wprowadzany był metodami, eufemistycznie określonymi później jako „administracyjne”. Polegały one głównie na tym, że osoby podejrzewane o hamowanie postępu były albo zabijane od razu, albo po ciężkim śledztwie, którego celem było wychwycenie wspólników w hamowaniu. Na tym polegała strategia bolszewicka, która nawet przyniosła pewne trwałe rezultaty, między innymi w dziedzinie przekształceń własnościowych, które również i dzisiaj w środowisku autorytetów moralnych są uznawane za sukces tak zwanej „sprawiedliwości społecznej”. Teraz jednak strategowie rewolucji komunistycznej odeszli od strategii bolszewickiej na rzecz pozornie łagodniejszej, chociaż bardziej podstępnej. W tej strategii na pierwszy plan wybija się masowe duraczenie, no i stąd taka oszołamiająca kariera pana redaktora Michnika, rzuconego na ten odcinek frontu ideologicznego w charakterze kierownika żydowskiej gazety dla mniej wartościowego narodu tubylczego. Pracowicie duraczy ona już kolejne pokolenie w nadziei, że mniej wartościowy naród tubylczy zostanie w końcu doprowadzony do stanu całkowitej bezbronności, dzięki czemu można będzie uczynić zeń słynny „nawóz historii”, z którego takie ozdoby rodzaju ludzkiego, jak choćby pan redaktor Michnik, ukrytymi korzonkami będą ciągnęły sobie życiodajne soki. W tym jednak celu najpierw należy odciąć go od warstwy przywódczej – i wielkanocny list otwarty w tej logice doskonale się mieści. Czy te działania okażą się skuteczne, to znaczy – czy papież Franciszek da się nabrać na te słowicze dźwięki, czy też jednym rzutem oka przejrzy lisie zamiary  – czas pokaże. Jak dotąd można tę inicjatywę skwitować, że „Adam z Jarosławem piszą memoriały. Smrodu z tego dużo, a pożytek mały”.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj