Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz

Wokół przyjazdu Donalda Tuska

Szanowni Państwo!

Pojawienie się byłego premiera Donalda Tuska na obchodach 99 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości na zaproszenie pana prezydenta Andrzeja Dudy pokazuje, że konflikt między panem prezydentem a prezesem Jarosławem Kaczyńskim, nie jest żadną „ustawką”, tylko dzieje się naprawdę. Donald Tusk od wielu lat jest faworytem Naszej Złotej Pani z Berlina. Kiedy w konsekwencji afery hazardowej musiał wyrzucać z rządowej pirogi jednego po drugim murzyńskich chłopców na pożarcie krokodylom i od starych kiejkutów dostał szlaban na kandydowanie w wyborach prezydenckich, Nasza Złota Pani spowodowała przyznanie mu Nagrody im Karola Wielkiego, co stanowiło przestrogę, że kto odtąd podniesie świętokradczą rękę na Donalda Tuska, to będzie miał z nią do czynienia. Na takie dictum stare kiejkuty natychmiast się zreflektowały, ale Nasza Złota Pani na wszelki wypadek mocną ręką przeniosła go na europejskie salony, z których w roku 2010 powróci do Warszawy na białym koniu, by objąć stanowisko prezydenta naszego i tak już przecież nieszczęśliwego kraju. Tymczasem jednym w priorytetów politycznych prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jest wytarzanie Donalda Tuska w smole i pierzu, jako domniemanego sprawcy katastrofy smoleńskiej, do której miał doprowadzić do spółki z zimnym rosyjskim czekistą Putinem, co to zamierza zostać prezydentem Rosji już po raz czwarty. W tej sytuacji zaproszenie przez pana prezydenta Dudę Donalda Tuska na uroczystości do Warszawy oznacza po pierwsze, że ta sama ręka, która prowadzi Donalda Tuska, kieruje również panem prezydentem Dudą, dzięki czemu lepiej rozumiemy przyczynę, dla której decyzję o zawetowaniu ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie sądownictwa ogłosił on po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią. Po drugie – nieobecność Jarosława Kaczyńskiego na niepodległościowych uroczystościach w otoczeniu prezydenta oznacza, że pan prezydent niedowołanie wkroczył na szlak przetarty wcześniej przez Kazimierza Marcinkiewicza. Po trzecie – że w tej sytuacji pan prezydent musi poszukiwać sobie sojuszników i to raczej w kręgach od politycznego zaplecza rządu raczej oddalonych. To wyjaśnia, dlaczego panu prezydentowi tak zależało, by w wyborach sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa opozycja miała zagwarantowany parytet: PiS wybierze dziewięciu sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, a opozycja – sześciu. Myślę, że po takim porozumieniu każdego, kto będzie jeszcze wierzył w apolityczność  Krajowej Rady Sądownictwa i niezawisłość zasiadających tam sędziów, śmiało można uważać za idiotę. Ciekawe, ilu członków skompletowanej w ten sposób Krajowej Rady Sądownictwa będzie tajnymi współpracownikami starych kiejkutów, a za ich pośrednictwem – niemieckiej BND,  rosyjskiego GRU, a ilu – izraelskiego Mosadu. Okazuje się, że konsekwencje emancypacji pana prezydenta Dudy mogą mieć daleko idące konsekwencje nie tylko dla naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju, ale również dla sławnej „dobrej zmiany”. Dobra zmiana robiona do spółki ze starymi kiejkutami dobra być nie może z natury rzeczy, bo stare kiejkuty nigdy, ani przez chwilę nie służyły, ani nie służą Polsce, tylko państwom na służbę których się przewerbowały. Polska jest im potrzebna tylko do pasożytowania na niej, więc jeśli pan prezydent właśnie w tych środowiskach szuka sobie politycznych sojuszników, to nic dobrego z takich związków dla Polski wyniknąć nie może. Okazuje się, że wprawdzie pan prezes Jarosław Kaczyński, wysuwając kandydaturę Andrzeja Dudy na prezydenta w roku 2015 okazał się wirtuozem intrygi, ale co z tego, kiedy widzimy, że jak zwykle potyka się już o własne nogi?

Nie tylko zresztą on. Właśnie pan minister Waszczykowski dał wyraz wzruszającym wątpliwościom, czy deklaracje ukraińskich władz o strategicznym partnerstwie Ukrainy z Polską, są aby na pewno prawdziwe. Najwyraźniej aż do tej pory musiał uważać, że z tym strategicznym partnerstwem to wszystko naprawdę. Tymczasem cwani Ukraińcy opanowali do perfekcji sztukę obcinania kuponów od prezentowania światu Ukrainy, jako państwa specjalnej troski, któremu lepiej się w niczym nie sprzeciwiać, podobnie jak upośledzonemu na umyśle dziecku, które w przeciwnym razie może zrobić coś okropnego sobie, albo na przykład – podpalić dom. Wygląda na to, że nasi warszawscy statyści dawali się na ten prosty trick nabierać z oczywistą szkodą dla polskich interesów państwowych, zwłaszcza, że to strategiczne partnerstwo Polska musiała smarować złotem, które pewnie już jest stracone na zawsze, podobnie jak łzy, których nikt nam już nie powróci.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj