Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz Pobierz

Skoro  bawimy się w demokrację…

Szanowni Państwo!

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. U nas w bójce o kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości, a zwłaszcza – nad sądami – mamy znacznie więcej uczestników; z jednej strony rząd w osobie ministra Ziobry, z drugiej strony – pan prezydent Duda, który chciałby wykorzystać okazję do uniezależnienia się od prezesa Jarosława Kaczyńskiego,  z trzeciej strony – politycy opozycyjni, prowadzeni na sznurku przez stare kiejkuty, które z kolei wysługują się Naszej Złotej Pani, jako czwartemu uczestnikowi tej bójki. Piątą stroną są oczywiście sędziowie, którzy zasmakowali w sytuacji, gdy nie podlegają już żadnemu konstytucyjnemu organowi państwa, które ma im tylko płacić. Z tego jakoś zrezygnować nie chcą. Więc kiedy pan prezydent zawetował rządowe ustawy, niezawisłym sędziom zajaśniała iskierka nadziei, że  wszystko zostanie po staremu i w naszym nieszczęśliwym kraju utrwali się na nawet rozszerzy stan anarchii, który Naszej Złotej Pani w Berlinie może się nawet podobać, tak samo, jak w XVIII wieku rosyjskiej imperatorowej Katarzynie. Ilustracją tej pogłębiającej się anarchii jest nie tylko postawa pani prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która niedługo, wzorem pana Samuela Łaszcza, pewnie wyrokami sądowymi podbije sobie delię – ale i samych sędziów, którzy tak się rozdokazywali, że nawet „nie uznają” nominacji prezesów sądów, dokonywanych przez ministra Ziobrę, chociaż ustawa o ustroju sądów powszechnych taki właśnie tryb przewiduje, a według konstytucji niezawiśli sędziowie „ustawom” podlegają. Któż zatem może skorzystać na bójce z udziałem politycznych gangów, starych kiejkutów, sędziów, a nawet Naszej Złotej Pani, która szczuje niemieckich owczarków w osobach Franciszka Timmermansa i Jana Klaudiusza Junckera, żeby Polskę tarmosili?

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pierwszym krokiem pana prezydenta w stronę emancypacji było ogłoszenie referendum konstytucyjnego. Takie referendum może zarządzić pan prezydent, ale za zgodą Senatu. Czy prezes Kaczyński pozwoli Senatowi na wyrażenie takiej zgody – tego jeszcze nie wiemy, ale  optymistycznie zakładam, że w ramach poszukiwania kompromisu pozwoli. W takiej sytuacji pojawia się szansa, by ze wspomnianej bójki korzyści wyciągnęli obywatele, których Wielce Czcigodna Kamila Gasiuk-Pihowicz, trochę oszołomiona od nadymania się własnym gazem, patetycznie nazwała „suwerenami”. Szansa polega na tym, by to właśnie obywatele odzyskali kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości, a zwłaszcza – nad niezawisłymi sędziami. Wymagałoby to zmiany konstytucji, ale skoro pan prezydent właśnie zapowiedział w tej sprawie referendum, no to nie żałujmy sobie i puśćmy wodze fantazji. Odzyskanie przez obywateli kontroli nad niezawisłymi sędziami wymagałoby rezygnacji z zasady nieusuwalności sędziów – żeby i oni wreszcie poczuli nad sobą jakiś tęgi bat. Sędziowie mianowani przez pana prezydenta korzystaliby ze wszystkich gwarancji niezawisłości – ale co pięć lat musieliby poddać się ocenie obywateli w głosowaniu. To głosowanie można by powiązać z wyborami prezydenta, które odbywają się właśnie co pięć lat. Obywatele głosowaliby na poszczególnych sędziów zarówno w konkretnym okręgu sądowym, jak i w skali całego kraju – w przypadku Sądu Najwyższego. Jeśli któryś sędzia nie uzyskałby w głosowaniu bezwzględnej większości, a więc co najmniej połowy oddanych głosów plus jeden – to musiałby odejść ze stanowiska bez żadnego odwołania.  Dzięki temu można by stopniowo uwolnić wymiar sprawiedliwości od konfidentów starych kiejkutów, które dzięki temu mogą ręcznie sterować – i chyba sterują – całym sądownictwem. Skoro obywatele mogą wybierać posłów, senatorów, a nawet prezydenta, to niby dlaczego nie mogliby wybierać sobie sędziów, komendantów policji i szefów prokuratur? Wpływ na obsadzanie takich stanowisk z punktu widzenia obywateli jest nawet ważniejszy, bo z posłem, senatorem, nie mówiąc już o prezydencie, obywatel może się nigdy w życiu nie zetknąć, natomiast z  komendantem policji, prokuratorem czy sędzią styka się wielokrotnie, czy to jako przestępca, czy to jako ofiara przestępstw, czy wreszcie, jako uczestnik postępowania cywilnego. Nie ma żadnego powodu, żeby monopol na obsadzanie takich stanowisk pozostawiać politycznym gangom, czy starym kiejkutom zwłaszcza, że ta zaciekła bójka między nimi, w którą włączyli się również sędziowie pokazuje, że nikt w żadną niezawisłość nie wierzy. Gdyby bowiem sędziowie naprawdę byli niezawiśli, to każdy sędzia byłby podobny do drugiego, jak dwie krople wody, bez względu na to, kto go na to stanowisko mianował. Więc skoro już bawimy się w demokrację, to niechże i obywatele mają coś do gadania.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj