Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz

Pobierz

Szok elit

Wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych jest szokiem dla elit. Wygrał republikanin określający się jako antyestablishmentowy. Jego kontrkandydatka Hillary Clinton miała zdecydowanie większe poparcie wśród tzw. elit. Zgromadzony na jej kampanię wyborczą ogromny budżet mógł zniechęcić nawet tak bogatego kandydata jak Donald Trump. Hillary Clinton wspierał m.in. znany także w Polsce George Soros, który na jej kampanię wpłacił 7 milionów dolarów, a na Partię Demokratyczną 25 milionów. Soros był jednym z pierwszych, który już 3 lata temu opowiedział się za kandydaturą Clinton, a w trakcie kampanii werbalnie atakował Donalda Trumpa, twierdząc, że ten „wykonuje pracę Państwa Islamskiego”.

Donald Trump w przeciwieństwie do Sorosa był i jest krytyczny wobec polityki migracyjnej, także Unii Europejskiej, którą narzuciła kanclerz Niemiec Angela Merkel. Trump stwierdził: „…Zawsze uważałem Merkel za wspaniałego przywódcę jednakże to, co dzieje się w Niemczech, to szaleństwo. To jest obłęd”. Odniósł się też do unijnych mechanizmów: „Miałem już do czynienia z Unią Europejską, jest bardzo, bardzo zbiurokratyzowana i bardzo, bardzo uciążliwa”. Słowa te padły w kontekście brytyjskiego referendum w sprawie wyjścia z Unii. Dodawał więc „jeśli chodzi o Wielką Brytanię, to powiedziałbym, po co wam ona?”, czyli Unia. Decyzję o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii uznał za „fantastyczną”. Jego zdaniem „obywatele Wielkiej Brytanii odzyskali swój kraj”. Nie może więc dziwić, że do kampanii wyborczej Donalda Trumpa dołączył ojciec Brexitu Nigel Farage, który wystąpił na jego wiecu wyborczym w stanie Missisipi. Oczywiście poparł Trumpa, ale w specyficzny dla siebie sposób. Farage publicznie stwierdził, że jest osobą spoza Ameryki i nie może tu głosować, ani nie chce nikogo namawiać, ale gdyby mógł głosować, to nigdy nie zagłosowałby na Hillary Clinton. Zaznaczył, że motorem obu kampanii wyborczych zarówno w Wielkiej Brytanii jak i Trumpa w Stanach była „ludowa armia zwykłych obywateli”.  Jak więc establishment mógł popierać takiego kandydata jak Trump.
W bardzo twardej wyborczej grze podkreślano deklarację Trumpa, że po wygranych wyborach „będzie współpracował z Władimirem Putinem”. Jego doradca, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani, wyjaśniał, że „Trump nie zna Putina, nigdy go nie spotkał. Czy będzie z nim negocjował? Tak. Czy Reagan negocjował z Gorbaczowem? Tak”. Tyle Giuliani.

W Polsce nagłaśniano tezę, że wybór Donalda Trumpa będzie jednoznaczny z osłabieniem sił NATO, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej. Sam Trump w trakcie kampanii mówił: „Chcemy, żeby NATO było silne. Gdyby więcej krajów poszło za przykładem Polski, wszyscy nasi sojusznicy byliby bezpieczniejsi”.
W kampanii wyborczej Trump wielokrotnie deklarował współpracę z Polską, a podczas spotkania z Kongresem Polonii Amerykańskiej w Chicago stwierdził, że jest dumny z tego spotkania i obiecał, że będzie prawdziwym przyjacielem Polski. Wyraził też „podziw dla Polaków za to, że podczas zimnej wojny podtrzymywali płomień wolności”.

W trakcie kampanii poruszano też wiele innych osobistych i religijnych wątków, także aborcji. Tu Donald Trump na tle niezwykle proaborcyjnej Hillary Clinton jawił się jako konserwatysta, chrześcijanin, prezbiterianin.  Sam siebie określił jako przeciwnika aborcji, podobnie jak były prezydent Ronald Reagan. Stwierdził dosłownie: „Moje stanowisko się nie zmieniło, podobnie jak Ronald Reagan jestem za życiem, z wyjątkami”. Te wyjątki Reagan definiował jako „konieczne, aby uratować życie matki”. Wielu do dziś zadaje sobie pytanie, co tak naprawdę przesądziło o zwycięstwie Donalda Trumpa? Zszokowane, wręcz rozwścieczone tzw. elity już kilka godzin po ogłoszeniu wyniku wyborów ustaliły medialny przekaz, który jedna z gazet ujęła w takie słowa: „Sfrustrowani, biali, niewykształceni Amerykanie, siedzący całymi dniami przed telewizorami w swoich przyczepach, w dużej mierze zdecydowali o losie USA i świata”.  Jak będzie on wyglądał w dużej mierze zależy od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dla większości jest on ogromną niewiadomą.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj