Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz

Pobierz

Gorzka Bawaria

Ostatnie wybory w Bawarii nadal są przedmiotem komentarzy wielu brukselskich polityków. Bawaria to dla uchodźców kraj obiecany, jeszcze do niedawna dla Bawarczyków też. Najbogatszy land Niemiec, trzynaście milionów ludności, Wolne Państwo Bawaria (Freistaat Bayern). Taki ma status. Od dziesięcioleci rządy sprawuje tam CSU, czyli Unia Chrześcijańsko-Społeczna – siostrzana partia CDU Angeli Merkel. Dotychczas innych partii tam funkcjonujących nawet nie trzeba było nazywać „przystawkami”. CSU bowiem miała większość i rządziła samodzielnie. Również w tych wyborach zwyciężyła, zdobywając 37% głosów, ale, według polityków tego ugrupowania, było to „gorzkie zwycięstwo”.
CSU uzyskała najgorszy wynik od ponad 60 lat i nie będzie mogła rządzić samodzielnie. Musi sobie kogoś dobrać. Pewnie nie będzie to SPD, z którą na poziomie federalnym tworzy wielką koalicję. SPD w Bawarii uzyskała tragiczny dla niej wynik – poniżej dziesięciu procent. W porównaniu do poprzednich wyborów, straciła połowę zwolenników. Lokalne wybory w Bawarii pokazały więc, że dwie największe partie rządzące w Niemczech straciły tu łącznie 20% wyborców. I tym właśnie przekazem żyją media i politycy.

W europejskiej prasie podkreśla się, że lokalne głosowanie w Bawarii miało znaczenie ogólnokrajowe. Francuski dziennik „Le Figaro” napisał, że wynik wyborów w Bawarii to „trzęsienie ziemi zagrażające Merkel”. Zasadnicze pytanie brzmi więc, jak wybory w Bawarii wpłyną na funkcjonowanie wielkiej koalicji CDU/CSU/SPD, na czele której stoi kanclerz Angela Merkel. Pani kanclerz od pewnego czasu traci swoją silną pozycję. Zarówno formacje polityczne, jak i konkretne osoby z nią współpracujące oraz z nią kojarzone tracą politycznie. W SPD panuje powszechne przekonanie, że ich tak słaby wynik wyborczy i niskie sondażowe notowania w Niemczech są przede wszystkim ceną za wejście do koalicji z Merkel. Także gorzki wynik wyborczy CSU w Bawarii to bez wątpienia konsekwencja polityki migracyjnej Merkel, która nie podoba się także wielu posłom CDU. Niedawno pani kanclerz jako szefowa tej partii wysunęła kandydaturę swojego zaufanego polityka Volkera Kaudera na szefa klubu CDU/CSU w Bundestagu. Wbrew jej sugestii posłowie odrzucili tę propozycję i wybrali inną osobę. Merkel publicznie przyznała się do porażki, a w mediach niemieckich można było przeczytać o buncie w łonie partii i schyłku ery Merkel. Zaczęto się też zastanawiać, jak długo jeszcze będzie kanclerzem i czy możliwa jest jej wymiana.
W polityce oczywiście wszystko jest możliwe, bo jak twierdził Otto von Bismarck, „polityka jest sztuką tego, co możliwe…”. Pytanie jednak brzmi, co naprawdę jest możliwe i kiedy.
Na razie kanclerz Merkel rządzi w Niemczech i ma decydujący głos w Unii Europejskiej. Niedawno poparła niemieckiego europosła Manfreda Webera, który stara się o stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Weber jest przewodniczącym największej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim – Europejskiej Partii Ludowej i wywodzi się z Bawarii. Poparcia udzielił mu także premier Bawarii Markus Söder, z którym dotychczas Weber pozostawał w szorstkich relacjach. Czy na gruncie europejskim poparcie Merkel pomoże Weberowi?
Już zgłaszają się inni konkurenci. Być może konstrukcja Unii Europejskiej, w której dominuje Merkel, się zachwieje. Tuż po wyborach w Bawarii, wicepremier Włoch Luigi di Maio stwierdził, że wyniki w Bawarii to zapowiedź „politycznego trzęsienia ziemi” w UE. „Zawsze wam mówiłem, że nadchodzi polityczne trzęsienie ziemi również w Europie (…) Głosowanie w Bawarii to zapowiedź tego, co się wydarzy” – dodał di Maio.

Włoski rząd ma nadzieję na dobry wynik Alternatywy dla Niemiec, która w Bawarii uzyskała prawie 11% i jest reprezentowana w niemal wszystkich krajach związkowych Niemiec. Bacznie śledzi też sytuację w innych krajach.  Kluczowymi mają okazać się wybory do Parlamentu Europejskiego w maju przyszłego roku. Jeśli odpowiednia liczba europosłów spoza mainstreamu wejdzie do tej Izby, możliwy będzie wybór innych kandydatów na najwyższe stanowiska, niż ci wskazywani dotychczas przez Angelę Merkel, jak Jean-Claude Juncker, Antonio Tajani, czy Donald Tusk. A propos tego ostatniego, to gdy w Bawarii odbywały się wspomniane wybory, to nasz przewodniczący Rady wybrał się akurat na wycieczkę po Paryżu, podróżując ulicami tego miasta na elektrycznej hulajnodze, czym nie omieszkał się pochwalić na Instagramie. Gdy powrócił po weekendzie do Brukseli, oświadczył, że musimy być przygotowani na wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej beż żadnego porozumienia. Wieka Brytania to druga co do wielkości gospodarka europejska. Brak porozumienia, to brak wpłat do unijnej kasy. Jeśli tak się stanie, to nie odnotujemy jak w Bawarii „gorzkiego zwycięstwa” lecz może „słodką klęskę”.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj