Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

Przyjęcie przez Parlament Europejski w Strasburgu rezolucji odrzucającej porozumienie w sprawie budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-2020 zmusiło Radę i Komisję Europejską do ponownego zajęcia się tym tematem. Parlament Europejski opowiada się za zwiększeniem budżetu Unii, a największe państwa europejskie, jak Niemcy i Wielka Brytania, dążą do jego redukcji. Wiele krajów Unii Europejskiej, w tym Wielka Brytania, pilnie strzeże wywalczonych wcześniej rabatów. Najwięcej kontrowersji wzbudza tzw. rabat brytyjski. W lutym tego roku premier Wielkiej Brytanii David Cameron poinformował swoich rodaków, że „brytyjski rabat jest bezpieczny”.

Wszystko zaczęło się 29 lat temu, kiedy to ówczesna premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher przeforsowała podczas szczytu Rady Europejskiej w Fontainebleau w 1984 roku bezterminową decyzję o rabacie brytyjskim. W świat poszedł przekaz, że walcząc o ten rabat pani premier Thatcher waliła torebką w stół i krzyczała „oddawajcie z powrotem moje pieniądze”.  Tak naprawdę argumentowała „nie prosimy nawet o grosik z pieniędzy Wspólnoty dla Wielkiej Brytanii. Prosimy o zwrot ogromnej kwoty pieniędzy, które są nasze”. Rabat brytyjski okazał się wielkim politycznym sukcesem Margaret Thatcher. W tym wypadku pojęcie rabatu tylko w połowie odpowiada jego klasycznej definicji. Różni się od rabatów, jakie otrzymujemy np. w sklepie przy zakupie towarów. Sklep, obniżając cenę płaszcza o 30% bierze tę zniżkę na siebie.  W przypadku rabatu brytyjskiego, kosztem obniżonej składki Wielkiej Brytanii „obdarowano” inne kraje Unii Europejskiej, w tym Polskę.

W 2013 roku rabat brytyjski wyniesie około czterech miliardów euro. Z tego Francja finansuje około jeden miliard, Włochy ponad 800 milionów, Hiszpania ponad 500 milionów, Polska ponad 200 milionów euro, co stanowi około 5% przerzuconego na nas brytyjskiego rabatu, który rocznie wynosi prawie tyle, ile roczna składka Polski do Unii Europejskiej. Według danych polskiego Ministerstwa Finansów tylko w lutym tego roku na same rabaty przetransferowano z Polski do Unii Europejskiej ponad 51 milionów euro.

Wielka Brytania nie jest jedynym płatnikiem netto, który uzyskał składkowy rabat. Zniżkę otrzymały także Niemcy (ok. dwa i pół miliarda), Holandia (ponad jeden miliard), Szwecja (350 milionów) i Austria. Tymi rabatami również obarczono pozostałe kraje członkowskie. Według oficjalnych danych w 2011 roku Polska, czyli my, wszyscy podatnicy, „wypłaciła z tytułu finansowania mechanizmu korekcyjnego na rzecz Niderlandów i Szwecji 91 milionów 900 tysięcy złotych”. Kwota, jaką musimy płacić za rabat jest zmienna w zależności od udziału Polski w unijnym PKB. Im wyższy jest ten udział, tym więcej płacimy za rabaty. Dotyczy to całej naszej składki. W kończącej się siedmioletniej perspektywie budżetowej na lata 2007-2013 składka Polski na rzecz UE opiewa na około 24 miliardy euro, a w zbliżającej się siedmiolatce koszt ten wzrośnie do około czterdziestu miliardów euro. Realnie więc w zbliżającej się perspektywie budżetowej Polska prawdopodobnie otrzyma mniej niż poprzednio.

Wiele krajów Unii rekompensuje sobie koszt członkowskiej składki innymi mniej konwencjonalnymi zabiegami – od tworzenia specjalnych funduszy na rzecz tzw. regionów peryferyjnych (korzysta z tego Francja, Hiszpania i Portugalia) do uzyskiwania zwiększonych dotacji poprzez sztuczne przekwalifikowanie, czyli redefinicję w dyrektywach unijnych niektórych produktów. Marchewka staje się owocem, a ślimak rybą śródlądową. Zyskują na tym Portugalia i Francja. Pomysłowość niektórych unijnych rządów zdaje się nie mieć granic. Nie zakończył się też proces udzielania rabatów. Dwa miesiące temu podczas unijnego szczytu w Brukseli premier Danii pani Helle Thorning Schmidt wywalczyła dla swego kraju rabat w wysokości 130 milionów euro rocznie, czyli blisko miliard euro w nowej siedmioletniej perspektywie finansowej Unii. Zdecydowanie domagała się „równości i sprawiedliwości”. Jak zacytowały gazety, mówiła wprost: „inni mają, a jedynie my nie”.

Ciekawe, czy doczekamy kiedyś czasu, gdy polski premier, zamiast nadstawiać plecy do poklepywania, zdobędzie się na taką stanowczość lub spryt, bo o uderzeniu torebką w stół, jak w przypadku Margaret Thatcher, nie mamy chyba co marzyć.

prof. dr hab. Mirosław Piotrowski

drukuj