Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

 

Szanowni Państwo!

Wtorkowa debata i środowe uchwalenie w Sejmie ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji tak zwanego „paktu fiskalnego”, jakoś nie przyciągnęły uwagi niezależnych mediów głównego nurtu. Wolą one skupiać zarówno swoją uwagę, jak i uwagę odbiorców na „matce Madzi”, której proces właśnie się rozpoczął. Wiele wskazuje na to, że jak tak dalej pójdzie, to „matka Madzi” zostanie przez postępactwo awansowana do rangi autorytetu moralnego, obok pani Anety Krawczykowej, pani Alicji Tysiąc, no i oczywiście – obok osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka”. Jakie czasy, jakie środowiska, takie autorytety. No dobrze – ale dlaczego właściwie niezależne media głównego nurtu tak niechętnie informują o rządowych próbach ratyfikacji tak zwanego „paktu fiskalnego”? Przecież taka ratyfikacja spowoduje amputowanie znacznej części politycznej suwerenności – tym razem w zakresie polityki budżetowej i w ogóle – polityki finansowej państwa. Pakt fiskalny przewiduje bowiem wydatne zwiększenie władczych uprawnień Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej w zakresie tworzenia budżetów krajów członkowskich. Im większe stają się władcze uprawnienia organów Unii Europejskiej, tym mniejszy zakres uprawnień zostaje krajom członkowskim, to chyba jasne? Zatem kwestia zakresu uprawnień, jaki po ratyfikacji tak zwanego „paktu fiskalnego” pozostanie naszemu nieszczęśliwemu krajowi, jest chyba znacznie ważniejsza, niż proces „matki Madzi”, czy zagadnienie odwagi cywilnej pana Jakuba Śpiewaka, co to sprawnie rozkradł fundację Kidprotect i niedługo pewnie też powiększy grono autorytetów moralnych – a nawet ważniejsza od utworzonego niedawno związku partnerskiego, którego uczestnicy dlaczegoś nazwali „Instytutem Myśli Państwowej”. Nie potrafię tedy wytłumaczyć sobie niechęci mediów głównego nurtu do obszerniejszego zajęcia się następstwami ratyfikacji tak zwanego „paktu fiskalnego” inaczej, niż przysłowiem, iż w domu wisielca nie mówi się o sznurze.  Skoro już amputowanie, a może nawet całkowita likwidacja suwerenności Polski została postanowiona przez Naszą Złotą Panią i przekazana do wykonania naszym okupantom z bezpieczniackich watah, którzy odpowiednio w tym kierunku nakręcili zarówno Umiłowanych Przywódców, jak i niezależne media głównego nurtu, to po co zawczasu informować  opinię publiczną? Czyż nie wystarczy, jeśli te skutki zostaną  jej objawione już po fakcie, kiedy niczemu nie będzie już można zapobiec? Jasne, że zarówno z punktu widzenia Naszej Złotej Pani Anieli, jak i z punktu widzenia okupującej Polskę bezpieczniackiej hordy, tak właśnie jest najlepiej. A skoro tak, to niezależne media głównego nurtu posłusznie się do tej dyrektywy zastosują, epatując opinię publiczną tak zwanymi tematami zastępczymi.

My jednak tymi rozkazami nie jesteśmy związani, więc wykorzystajmy okazję, jaką stwarza uchwalenie ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji tak zwanego „paktu fiskalnego”, do przypomnienia o suwerenności. Kwestię suwerenności można rozpatrywać w dwóch aspektach: wewnętrznym i zewnętrznym. Aspekt wewnętrzny dotyczy tego, kto w państwie ma ostatnie słowo w sprawie własnych uprawnień i własnych kompetencji. Suwerenność w tym aspekcie to zdolność do samodzielnego ustanawiania granic własnych kompetencji, samodzielnego decydowania, co mi wolno, a czego nie. W ustroju monarchicznym takim suwerenem jest monarcha; na przykład papież w Stolicy Apostolskiej – bo w Kościele jest ustrój monarchiczny, zgodnie ze skierowaną do apostołów uwagą Pana Jezusa: „nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. W ustrojach republikańskich za takiego suwerena uważany jest naród, który, nawiasem mówiąc, w różnych epokach historycznych był różnie rozumiany.

Aspekt zewnętrzny suwerenności dotyczy państwa i oznacza zdolność państwa do samodzielnego ustanawiania własnych praw. Jeśli państwo rzeczywiście samodzielnie kształtuje własne prawa, to mówimy, że jest suwerenne.  Jak wiadomo, około 90 procent prawa obowiązującego w Polsce ustanawiane jest w organach Unii Europejskiej i to pokazuje, jak niewiele suwerenności już nam pozostało. Warto tedy przypomnieć, że jest też wyższy stopień  zdolności państwa do ustanawiania własnych praw. Niektóre państwa bowiem są w stanie ustanawiać własne prawa nie tylko w swoich granicach, ale również – poza swoimi granicami.  Takie państwa nazywamy mocarstwami, a tę zdolność – mocarstwowością. Zatem suwerenność w aspekcie zewnętrznym jest co najmniej dwustopniowa: najwyższy stopień to mocarstwowość, a zwyczajny, to suwerenność. Warto zatem przypomnieć o tych sprawach przy okazji uchwalenia ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji tak zwanego „paktu fiskalnego”, żebyśmy wiedzieli, co bezpowrotnie tracimy.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj