Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz



Pobierz
Pobierz

Jak grzyb trujący i pokrzywa

Szanowni Państwo!

Gdyby nie to, że jest rozkaz, by myśleć pozytywnie, trzeba by powiedzieć, że idą ciężkie czasy. Nie dość, że Stare Kiejkuty nawet nie ukrywają rozgoryczenia z powodu raportu, jaki opublikowali Amerykanie na temat tajnych więzień CIA w rożnych zaprzyjaźnionych bantustanach, to jeszcze tylko patrzeć, jak pan marszałek Sikorski dostąpi męczeństwa za sprawą prokuratora generalnego, pana Andrzeja Seremeta, który uparł się, żeby panu marszałkowi sprawdzić kilometrówkę. Jeśli chodzi o Starych Kiejkutów, to wprawdzie dostali od CIA napiwek w wysokości 15 milinów w sałacie za usługi kuplerskie i stanie na świecy i chociaż nie brakuje u nas dociekliwych dziennikarzy śledczych, co to dekorują się nawzajem i nawzajem sobie świadczą, to przecież opinia publiczna do dzisiaj nie wie, kto ile tej sałaty wziął, gdzie ją schował, ani nawet – czy zapłacił od tego podatek. Widać nie tylko dociekliwi dziennikarze wiedzą, że takich rzeczy wykrywać im nie wolno, ale nawet pan minister Szczurek, co to wycisnąłby forsę nawet z kamienia, trzyma się od tego z daleka i żadnego podatku od Starych Kiejkutów się nie domaga. Być może dlatego, żeby uchronić ich przed dodatkowym męczeństwem w postaci konieczności wypłacenia torturowanym odszkodowania, jakie przyznał im Międzynarodowy Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Najwyraźniej nie tylko Stare Kiejkuty, ale i pan minister Szczurek uważa, że na to odszkodowanie powinni złożyć się polscy podatnicy, żeby Stare Kiejkuty mogły sobie za tę sałatę nie tylko wypić i zakąsić, ale nawet – założyć parę starych, ubeckich dynastii. W przeciwnym razie byłoby to straszne męczeństwo, co najmniej takie samo, jakie za sprawą prokuratora generalnego, pana Seremeta, zawisło nad głową pana marszałka Sikorskiego. Kto i dlaczego poszczuł pana Seremeta na pana marszałka – tego oczywiście nie wiemy, ale jak tak dalej pójdzie, to właśnie na panu marszałku Sikorskim może sprawdzić się trafność porzekadła, że „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”. Nie o to zresztą przede wszystkim chodzi, tylko o to, że jeśli pan marszałek Sikorski zostanie poddany męczeństwu, to może to oznaczać czasowe zawieszenie fundamentalnej konstytucyjnej zasady III Rzeczypospolitej: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Skoro – jak przewidział poeta – „chwieją się fundamenty światów”, to chyba idą złe czasy, nieprawdaż?

Jak tam będzie, tak tam będzie, ale, jak wspomniałem, jest rozkaz, żeby myśleć pozytywnie, więc jeśli nawet fundamenty światów się chwieją, to z drugiej strony niepodobna nie odnotować pojawienia się wreszcie dobrej wiadomości. Ta wiadomość nie tylko jest dobra, ale w dodatku – nawet prawdziwa, co w naszym nieszczęśliwym kraju stanowi  ewenement, jako że większość, a być może nawet wszystkie dobre wiadomości, jakimi faszerują nas niezależne media głównego nurtu niekoniecznie muszą być prawdziwe. To znaczy – oczywiście są prawdziwe, jakże by inaczej – ale tylko w tym sensie, że funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu dostali rozkaz, by podać je jako prawdziwe. Tymczasem wiadomość, że w Bydgoszczy lada dzień powstanie delegatura Centralnego Biura Antykorupcyjnego, jest nie tylko dobra, ale również  prawdziwa tym bardziej, że – jak podają czynniki miarodajne – nie tylko znajdą się na to pieniądze, ale nawet i siedziba w budynku po Policyjnej Izbie Dziecka. Centralne Biuro Antykorupcyjne jest jedną z siedmiu działających u nas oficjalnie bezpieczniackich watah, więc czego jak czego, ale bezpieczeństwa nam nie brakuje. Można nawet powiedzieć, że cały kraj powoli przechodzi pod Służbę Bezpieczeństwa i możemy sobie wyobrazić, jak taki widok mógłby ucieszyć Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego. Niestety zobaczyć on już tego nie może, bo jest bardzo starym nieboszczykiem, a właściwie piekłoszczykiem, ale mówi się trudno – nie ma rzeczy doskonałych. Centralne Biuro Antykorupcyjne też nie jest doskonałe, bo gołym okiem widać konflikt  między interesem społecznym, a interesem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W interesie społecznym leży jak najszybsza likwidacja korupcji, najlepiej poprzez likwidowanie okazji do korupcji – na przykład koncesji czy innych form reglamentacji gospodarki. Interes Centralnego Biura Antykorupcyjnego jest odwrotny; skoro już Biuro powstało, to w jego interesie leży, by walka z korupcją trwała możliwie jak najdłużej, bo dopóki istnieje korupcja, dopóty funkcjonariusze mają posady, pensje, nie mówiąc już o możliwości kręcenia lodów na boku. Ale, jak wiadomo, reglamentacji gospodarczej zlikwidować nie można, bo od tego fundamenty świata, a w każdym razie – fundamenty III Rzeczypospolitej – rozchwiałyby się ostatecznie, co zasmuciłoby nie tylko Starych Kiejkutów, ale i Umiłowanych Przywódców.  W tej sytuacji interes społeczny musi przegrywać z interesami bezpieczniackich watah – między innymi Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które najwyraźniej rośnie razem z naszym nieszczęśliwym krajem „jak grzyb trujący i pokrzywa”.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj