Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

Dziwna wojna
Pierwszego września 1939 r. hitlerowskie Niemcy napadły na Polskę, która czuła się w miarę pewnie, posiadając gwarancje brytyjskie i francuskie. Dwa dni po wkroczeniu Niemców Francja i Wielka Brytania wypowiedziały wojnę III Rzeszy. Formalnie więc kraje te wywiązały się ze zobowiązań sojuszniczych, ale nie podjęły żadnych militarnych akcji. Francuscy żołnierze grali w piłkę, a ich wojnę z Niemcami określano jako „drôle de guerre” – dziwną wojnę.

Obecnie Polska jest członkiem Paktu Północnoatlantyckiego (NATO), który gwarantuje jej w artykule 5 przyjście z pomocą. Artykuł ten stanowi, że „każdy atak zbrojny z zewnątrz, zwrócony przeciwko jednemu lub kilku państwom członkowskim, traktowany będzie jako atak przeciwko całej organizacji”.

Polski Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski od lat angażuje się także w budowę armii europejskiej, gdyż, jak twierdzi chciałby, aby Polska miała podwójną polisę bezpieczeństwa. Ta druga polisa jest wizją mgławicową. Opiera się na artykule 42 Traktatu z Lizbony, gdzie m.in. zapisano „Wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony obejmuje stopniowe określanie wspólnej polityki obronnej Unii. Doprowadzi ona do stworzenia wspólnej obrony, jeżeli Rada Europejska stanowiąc jednomyślnie tak zdecyduje”.

Na tę jednomyślność trudno liczyć, gdyż premier Wlk. Brytanii od dawna twierdzi, że „Unii Europejskiej nie potrzebne są własne wojska lądowe i siły powietrzne, a także wszelkie pozostałe komponenty pełnowartościowych sił zbrojnych”. Uważa, że podstawą „europejskiego bezpieczeństwa jest blok NATO”. Co jednak by się stało, gdyby Polska, jak przed laty, musiała walczyć sama?

Śp. Prezydent Lech Kaczyński, diagnozując apetyty militarne Rosji, twierdził, że najpierw Gruzja, potem Ukraina i państwa przybałtyckie, a następnie Polska. Warto więc przyjrzeć się polskim siłom zbrojnym z jednej strony jako ogniwa Sojuszu Północnoatlantyckiego, z drugiej jednak jako samodzielnej armii. Nasze siły liczą około 100 tysięcy zawodowych żołnierzy. To wojska lądowe, siły powietrzne, marynarka wojenna i wojska specjalne. Niestety sześć lat temu zlikwidowano Wojska Obrony Terytorialnej (WOT), które specjalizowały się w działaniach obronnych terytorium Polski i używane były w czasie klęsk żywiołowych. Dla porównania armia rosyjska liczy około 1 milion 100 tysięcy żołnierzy, czyli jest prawie 11 razy liczniejsza od polskiej, a w wypadku wojny po mobilizacji liczba ta może wzrosnąć do pięciu milionów żołnierzy, co oznacza, że przewyższy naszą armię pięćdziesięciokrotnie. Atutem polskiej armii są samoloty wielozadaniowe F-16, których w tej chwili posiadamy 48, a także samoloty myśliwskie MIG-29 w liczbie 32, a część i tak nie jest sprawna. Jednakże w liczbach całkowitych Rosja ma 14 razy więcej samolotów bojowych. W innych rodzajach broni dysproporcja jest jeszcze większa. Zdaniem ekspertów najgorzej wypada polska Marynarka Wojenna. Dowodzą oni, że „jeden nowoczesny okręt rosyjski byłby w stanie zatopić całą polską flotę”.

Stan taki jest pochodną polityki obronnej naszego państwa. Rząd polski wydaje na armię około 10 miliardów złotych i w porównaniu z innymi krajami są to środki symboliczne. Ponadto fundusze na naszą armię często wydawane są nieracjonalnie i w sposób dotknięty korupcją. Także system szkolenia i dowodzenia w polskiej armii jest nieefektywny. Pomimo dopasowywania naszej armii do standardów NATO, nadal jest ona mało profesjonalna.

W Polsce na jednego dowódcę przypada tylko trzech żołnierzy, podczas gdy w USA na jednego dowódcę prawie sześciu żołnierzy, a w Wielkiej Brytanii prawie siedmiu.

Obecnie Polska aktywnie włącza się w bieg przemian na Ukrainie, gdzie pierwsze skrzypce gra Rosja. Obserwując politykę Rosji, opartą na rozwiązaniach militarnych, vide sprawa Krymu, warto poważnie zastanowić się nad diagnozą śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Oczywiście jak przed laty wszyscy wierzymy w skuteczność zawartych sojuszy, ale musimy pamiętać o starej zasadzie „umiesz liczyć, licz na siebie”.

prof. Mirosław Piotrowski

drukuj