Homilia wygłoszona przez JE księdza kardynała Zenona Grocholewskiego z okazji 25. rocznicy święceń biskupich w bazylice archikatedralnej Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Poznaniu w uroczystość Świętej Rodziny, 30 grudnia 2007 r.


Pobierz Pobierz

Tajemnica Wcielenia Syna Bożego realizuje się w Rodzinie

Przeżywamy w tych dniach tajemnicę Wcielenia Syna Bożego: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Autorzy chrześcijańscy już od pierwszych wieków wyrażają zachwyt i zdumienie wobec faktu, że Bóg stał się człowiekiem, byśmy mogli stać się dziećmi Bożymi. Szkoda, że ta tajemnica Bożej miłości jest tak bardzo przytłumiona folklorem, który spłyca jej przeżywanie, a przecież chodzi o prawdę wiary zdolną ubogacić nasze serca, napełnić je światłem, mocą i wewnętrzną radością.

Dzisiaj Kościół ukazuje nam narodzonego Syna Bożego na tle Świętej Rodziny, której przypatrujemy się z uczuciami wdzięczności, uwielbienia, a także pewnej czułości. Czytania mszalne, które słyszeliśmy, podsuwają nam przede wszystkim dwa spostrzeżenia:

– Pierwsze z nich to fakt, że Święta Rodzina już od samego początku spotkała się nie tylko z cierpieniem, ale i prześladowaniem. Jak słyszeliśmy w Ewangelii Świętej (Mt 2, 13-15.19-23), „Anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu(…)bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby je zgładzić””. Nietrudno sobie wyobrazić trud i zagrożenia związane w owych czasach z podjęciem przez biednych ludzi, jakimi byli Maryja i Józef, tego rodzaju dalekiej wędrówki w nieznane.

– Drugie spostrzeżenie nasuwają pierwsze dwa czytania, kierując nasz wzrok ku każdej rodzinie. Prawie wzruszającym jest usłyszany przez nas tekst, w którym autor księgi Mądrości Syracha (Syr 3, 2-6.12-14) zachęca, ze względu na Boga, do czci i miłowania rodziców. Święty Paweł zaś w drugim czytaniu (Kol 3, 12-21) nawołuje do pielęgnowania różnych cnót, podkreślając: „Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości”. Na tym tle zwraca się do rodzin: „Żony, bądźcie poddane mężom (…). Mężowie, miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi. Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom (…). Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci”. Te czytania niewątpliwie zachęcają do tego, by atmosfera cnót Świętej Rodziny przepełniała wszystkie rodziny.

Kościół święty Rodziną Chrystusa

Nietrudno zauważyć, że sam Pan Jezus po latach poszerzył to pojęcie swojej rodziny. Gdy podczas Jego publicznej działalności oznajmiono Mu: „Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą”, odpowiedział: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?”, oraz wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mt 12, 47-50; Mk 3, 32-35). Dzisiaj tą świętą rodziną Chrystusa na ziemi jest cały Kościół święty. Pojęcie Kościoła jako Rodziny Bożej – obecne w całej historii chrześcijaństwa – znalazło w naszych czasach wyraźne odzwierciedlenie w dokumentach Soboru Watykańskiego II oraz późniejszych synodów biskupów (por. F. Bechina, Die Kirche als „Familie Gottes”. Die Stellung dieses theologischem Konzeptes im Zweiten Vatikanischen Konzil und in den Bischofssynoden von 1974-1994 im Hinblick auf eine „Familia-Dei-Ekklesiologie”, Editrice Pontificia Universit Gregoriana, Roma 1998).

Podobnie jak Rodzina Nazaretańska Kościół Boży od samego początku spotykał się z prześladowaniami. Iluż to różnego rodzaju „Herodów” chciało go zabić, unicestwić. Także obecnie nie brak tych prześladowań w różnych częściach świata (zob. Tch. Grimaux, Le livre noir des nouvelles persécutions antichrétiennes, Ed. Favre, Lausanne 2007), choć o nich mało się mówi, nie brak męczenników. Co więcej, te prześladowania niejednokrotnie są bardziej perfidne i bardziej podstępne. Drapieżne wilki przychodzą do nas niejednokrotnie w owczej skórze (por. Mt 6, 15). Moce ciemności czasem „podają się za anioła światłości” (2 Kor 11, 14). Zresztą i Herod był perfidny. Do Mędrców powiedział: „Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon” (Mt 2, 8), a przecież nie o pokłon mu chodziło. Mimo tych prześladowczych burz mamy jednak zapewnienie, że jak nad Maryją, Józefem i Dzieciątkiem, tak Opatrzność Boża czuwa nad Kościołem: bramy piekielne go nie zwyciężą (por. Mt 16, 18).

W tej wielkiej Rodzinie Bożej, podobnie jak niegdyś w Grocie Betlejemskiej i w Domku Nazaretańskim, Chrystus jest centrum. To On jest głównym przedmiotem radości, zainteresowania, adoracji, uwielbienia, troski, miłości. Wsłuchujemy się przede wszystkim w Jego głos, staramy się spełnić jak najlepiej Jego wolę. Jesteśmy gotowi dla Niego ponieść każdą ofiarę, każdy trud.

W tej Rodzinie Bożej, którą jest Kościół, jawi się także Maryja jako Matka Kościoła, Matka tejże wielkiej Rodziny, która prowadzi, uczy, jest wzorem i wstawia się za swoimi dziećmi. Jest w tej wielkiej Rodzinie Bożej, wraz z Józefem, przykład niezliczonej rzeszy świętych.

Atmosfera zaś i cnoty Rodziny Nazaretańskiej, uwypuklone w pierwszych dwóch czytaniach, mają nie tylko przenikać nasze rodziny, które Sobór Watykański II nazywa „domowymi kościołami” (KK 11b; DA 11c), ale powinny się realizować w całej Rodzinie Bożej, w całym Kościele.

Jakżeż nie kochać tego Kościoła, w którym żyje i działa Chrystus! Tego Kościoła, który umiłował Chrystus i „wydał za niego samego siebie” (Ef 5, 25); Kościoła, który jest Jego Mistycznym Ciałem, który jest sakramentem zbawienia całego rodzaju ludzkiego (por. KK 1), który przenika Duch Święty, który prowadzi do zbawienia, w którym jest źródło prawdziwej nadziei, bo – jak podkreślił Papież Benedykt XVI w swej ostatniej encyklice Spe salvi (30 listopada 2007) – „prawdziwą, wielką nadzieją człowieka, która przetrwa wszelkie zawody, może być tylko Bóg – Bóg, który nas umiłował” (n. 27). Jakże nie kochać tego Kościoła! Przychodzą na myśl słowa psalmu wyrażającego tęsknotę Żydów nad rzekami Babilonu za Jerozolimą, które tym bardziej można odnieść do naszej miłości względem Kościoła:

Jeruzalem, jeżeli zapomnę o tobie,

niech uschnie moja prawica!

Niech język mi przyschnie do podniebienia,

jeżeli nie będę pamiętał o tobie,

jeżeli nie postawię Jeruzalem

ponad największą moją radość

(Ps 137, 5-6).

Dar kapłaństwa

Chrystusowego

Dzisiaj, z okazji 25. rocznicy święceń biskupich, pragnę wyrazić radość i wdzięczność Bogu za to, że dane mi jest przynależeć do tej wspaniałej Rodziny Kościoła Bożego. Na tym tle, mając na myśli wspomnianą okoliczność jubileuszu, kieruję moje uczucia wdzięczności przede wszystkim wobec daru kapłaństwa Chrystusowego, jakim ten Kościół został ubogacony. Kapłaństwo i biskupstwo, jak wiemy, to ten sam sakrament: biskupstwo jest pełnią sakramentu kapłaństwa. Biskupi są w pełnym tego słowa znaczeniu następcami Apostołów, a kapłani ich sakramentalnymi współpracownikami.

Pan Jezus, tworząc Kościół święty, przypisywał ogromną rolę Apostołom. Oni są jedynymi, których powołał imiennie do tej funkcji. Nikogo innego nie powołał imiennie do jakiejś stałej misji, jedynie ich (o radach ewangelicznych mówił na Górze Błogosławieństw do wszystkich: por. Mt 5, 1-12). Z nimi przebywał przez cały czas; tłumaczył im bardziej szczegółowo przypowieści; przygotowywał ich na trudne doświadczenie swojej męki i śmierci na krzyżu; poprzez nich zapewnił Kościołowi sakrament kapłaństwa i Eucharystii; jednego z nich, Piotra, uczynił skałą, na której ma być budowany ten Kościół; to jego obdarzył charyzmatem i misją umacniania braci w wierze; potem posłał tych apostołów na cały świat, aby głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, by chrzcili, odpuszczali grzechy, sprawowali Eucharystię, karmiąc lud Boży Ciałem i Krwią Chrystusa. I właśnie ci prości rybacy palestyńscy, przygotowani przez Boskiego Mistrza i Jego mocą, mocą Jego Ducha, podbili świat dla Chrystusa.

Poprzez kapłaństwo i biskupstwo zostałem włączony w tę niezwykłą przygodę. I naprawdę jestem przekonany, że nie ma wspanialszej pracy, jak ubogacać ludzi wartościami Ewangelii, jak prowadzić ich do największego dobra, do Boga, który nas umiłował.

Dziękując Bogu za włączenie mnie w misję Apostołów, jestem w pełni świadomy, że nie jest ono moją zasługą. Wiem równocześnie, że u Pana Boga, gdy będzie mnie sądził, nie będzie się liczyć godność czy funkcja, lecz tylko świętość. Jedyną prawdziwą wielkością w oczach Bożych, jedyną prawdziwą wielkością w Kościele jest świętość. Spotkałem w życiu ludzi bardzo prostych, szerzej nieznanych, którzy budowali mnie świętością i wobec których czułem się mały. Sam fakt, że jestem biskupem, nie będzie stanowić w dniu sądu dodatkowych punktów na moją korzyść. Co więcej, może on być dla mnie powodem zakłopotania przed Bogiem, bo powierzając specyficzne zadanie, wzmacniając je specjalnym sakramentem, Pan ma prawo oczekiwać ode mnie czegoś więcej. Toteż dziękuję Bogu nie za stanowiska czy godności same w sobie, jakie powierzono mi w Kościele, lecz dziękuję przede wszystkim za to, że ubogacił Kościół święty darem Apostołów i ich następców. O, jakżeż bym chciał, aby ten dar jak najbardziej owocował we mnie i w innych, we wszystkich biskupach Kościoła. Gdy chodzi o mnie, to dziękuję za radość służenia Mu i za to, że On umacnia moje kroki.

Są mi więc bliskie słowa poety kapłana, Jana Twardowskiego, które wyrażają z jednej strony hołd wobec kapłaństwa i zarazem lęk w obliczu jego tajemnicy i wymogów:

Własnego kapłaństwa się boję,

własnego kapłaństwa się lękam,

i przed kapłaństwem w proch padam,

i przed kapłaństwem klękam.

W tym całym kontekście wiem jeszcze o tym, co Pan Jezus przypomniał podczas Ostatniej Wieczerzy, iż moce ciemności starają się głównie uderzać w pasterzy, by rozproszyły się owce (por. Mt 26, 31 oraz Za 13, 7). Toteż podziwiam mądrość Kościoła, który poleca, by w każdej Mszy św. na całym świecie modlono się za Papieża, a na terenie diecezji w każdej Mszy św. także za biskupa. Podziwiam mądrość mistyków, którzy dużo miejsca poświęcają modlitwie za Papieża, za biskupów i kapłanów, w świadomości, że od nich tak dużo zależy w Kościele i w świecie, że szatan stara się ich głównie osłabić. Osobiście zaś jestem głęboko wdzięczny za każdą obiecaną mi modlitwę, bo przecież to nie o mnie chodzi, lecz o to, by owocowało dla dobra Kościoła kapłaństwo Chrystusowe.

Wiem ponadto, że owocność mojej posługi biskupiej nie zależy tylko od zewnętrznych czynów i wysiłków, które są dostrzegane, ale także od mojej modlitwy, od mojej czystości, od mojej pokory i miłości. Toteż jestem świadomy, że realizuję biskupstwo w każdej chwili, i wtedy, gdy robię rachunek sumienia i postanawiam coś naprawić w moim życiu, i wtedy, gdy mimo zmęczenia biorę do ręki brewiarz, by chwalić Pana. Może jeszcze bardziej realizuje się biskupstwo w tych działaniach, które nie rzucają się w oczy, dokonują się w kontakcie z Bogiem.

Co więcej, wiem, że Chrystus był kapłanem i zarazem żertwą ofiarną: jako kapłan ofiarował samego siebie. On jest jedynym kapłanem Nowego Testamentu, każdy z nas uczestniczy w Jego kapłaństwie, a więc na Jego wzór musi być kapłanem i zarazem ofiarą. Nie można być w pełni kapłanem Chrystusowym bez gotowości do dobrowolnej ofiary, bez rzeczywistego podejmowania ofiary.

Oprócz tego zdaję sobie sprawę, że nie mam liczyć tylko na własne siły, choć mam nie szczędzić wysiłku, bo w Kościele „jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą” (Ps 127, 1). Pan Jezus powiedział to wyraźnie Apostołom: „Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.(…)Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi obfity owoc, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 4-5). A więc trzeba mi mocno trwać w Chrystusie i zaufać Chrystusowi. To On jest Pasterzem, a my tylko Jego narzędziami.

Mając to wszystko przed oczyma:

Własnego kapłaństwa się boję,

własnego kapłaństwa się lękam,

i przed kapłaństwem w proch padam,

i przed kapłaństwem klękam.

Zakończenie

Jestem więc wdzięczny wszystkim tutaj obecnym za łączność ze mną w dziękczynieniu Bogu za znakomity dar kapłaństwa-biskupstwa, jakim On obdarzył Kościół, by mógł nieustannie się odradzać i umacniać.

Szczerze dziękuję także za wsparcie modlitewne mojej pokornej i zarazem radosnej posługi w tej wielkiej, wspaniałej Rodzinie Bożej.

W każdym razie wszyscy tworzymy tę wielką Rodzinę Bożą. Jesteśmy ściśle współuzależnieni oraz wezwani do twórczej współpracy. Każdy z nas na swoim miejscu i w sposób odpowiadający swemu powołaniu ma jakąś misję do spełnienia dla dobra całości. Każdy na swojej drodze życia ma budować i umacniać ten Kościół święty. To jest niemożliwe bez łączności z Chrystusem. Najbardziej solidnym tworzywem tego budowania jest niewątpliwie świętość.

drukuj