Homila wygłoszona przez Biskupa Polowego WP podczas Mszy św. radiowej w Bazylice św. Krzyża w Warszawie


Pobierz Pobierz

Kazanie Biskupa Polowego WP wygłoszone w Bazylice św. Krzyża podczas Mszy św. w intencji Sybiraków w XXV Niedzielę Zwykłą

Ojczyzno nasza. Ziemio ukochana
W trzydziestym dziewiątym cała krwią zalana
Nie dość, że Polskę na wpół rozebrali
Jeszcze Polaków na Sybir wysłali…

… O Polsko nasza, Ziemio nasza święta
Gdzie twoje Syny, gdzie twoje orlęta
Dzisiaj w Sybirskie tajgi przyjechali
Czy kiedy ciebie będziem oglądali…

… Zima, śnieg straszny w lesie, ciężka praca
Głód i tęsknota ciężko nas przygniata
Tyfus okrutny wśród ludzi się szerzy
Co dzień to więcej pod sosnami leży…
To fragmenty „Pieśni wygnańców z Ojczyzny”.

W lutym, kwietniu i lipcu 1940 roku, w czerwcu i lipcu roku 1941 oraz w latach 1944-1956 miały miejsce masowe wywózki ludności polskiej na Sybir. W sumie z Polski wywieziono 1,7 miliona osób, około pół miliona z nich wywieziono z Białostocczyzny. Na zesłaniu przebywali od 6 do nawet 15 lat. Wielu nie przeżyło transportu, inni zmarli w wyniku zimna i pracy ponad siły. Część
Sybiraków wydostała się z ZSRR z wojskami gen. Andersa i gen. Berlinga. Na zesłaniu pozostała co trzecia osoba.

10 luty będziem pamiętali:
Przyszli moskale, myśmy jeszcze spali,
I nasze dzieci na sanie wsadzili,
Na stację nas odprowadzili…

Często się mówi „załadowano do bydlęcych wagonów”. Jakże mylne jest te określenie – wspomina Pan Edward Bernatowicz. Transport bydła w owym czasie był luksusem w porównaniu z transportem zesłańców. Dla władzy sowieckiej zwierzęta miały większą wartość niż ludzie. Tygodniami dziesiątki transportów płyną na bezkresną Syberię. Brak wody i żywności. Transport czasami zatrzymuje się. „Opiekunowie” z gwiazdami na czapce pozwalają na zaopatrzenie się w wodę z płynącego rowu-strumienia. Skazańcy nie wiedzą, że jest to woda przemysłowa z pobliskiej huty. Chorują, niektórzy umierają. Oprawcy śmieją się ze
zrobionego "dowcipu„. W mroźny syberyjski wieczór transport dociera do celu. W szczerym polu nieduży budynek stacji kolejowej. Opróżniony pociąg odjeżdża. Muszą czekać do rana. W pomieszczeniach na stacji mieszczą się tylko kobiety i dzieci. Mężczyźni śpią na zewnątrz. Ciało przy ciele, przykryci tym, co mają. Ci, którzy spali na obrzeżach już się nie budzą. Czterdziestostopniowy mróz zrobił swoje. Pozbawieni są nawet prawa do rozpaczy. Łzy zamarzają na twarzy…

O świcie zjawiają się „rukawoditieli” oddalonych o dziesiątki kilometrów kołchozów i sowchozów. Rozpoczyna się
targ niewolników„. Rodzina Wincentego, która w komplecie dotarła, została przydzielona do wyrębu tajgi i spławiania drewna Jenisejem. Mała wioska w tajdze. Ludzie różnej narodowości, tacy sami zesłańcy jak oni. Mają
szczęście” – za rodzinne kosztowności, które udało się zaszyte w ubraniu przewieźć, otrzymują jednoizbową chatę. Ci, którzy trafili tu pierwsi musieli sami kopać sobie ziemianki, a później budować chaty. Praca w tajdze jest ciężka. Zimą ręcznymi piłami zwala się potężne drzewa, następnie oczyszczone z gałęzi, wołami ściąga się na wysoką skarpę nad zamarzniętą rzekę. Toczą się ze wzniesienia tworząc na lodzie potężny, bezładny stos. Piętnastoletni Mietek musi iść do pracy zgodnie z zasadą „kto nie rabotajet ten nie kuszajet”. Tworzy parę przy piłowaniu z starszą o trzy lata Ukrainką Olą. Nie daje rady. Wprawiona od lat do ciężkiej pracy dziewczyna chroni go, główny wysiłek biorąc na siebie. Wincenty za ślubną obrączkę załatwia u „rukawoditiela” dla Mietka pracę poganiacza wołów. Tę pracę jest w stanie wykonać…

W przestrzeń zesłania skazańcy syberyjscy wkraczali przez symboliczne wrota, na których widniał napis z dantejskiej bramy piekieł: „Kto wchodzi do mnie, żegna się z nadzieją”. Tragiczny los kilku pokoleń Polaków ostatnich stuleci spowodował, że Syberię nazywano „ziemią przeklętą”, „lodowym piekłem”, „krainą, gdzie nie ma nadziei”. W narodowej świadomości kojarzyła się ona zawsze z poniewierką, cierpieniem, tragedią – „nieludzką ziemią” lub „innym światem”. Ale nie tylko i nie zawsze.

Niewątpliwie tragedia zesłańców była realna, i co do tego wszyscy się zgadzają. Ale czy zawsze „wrota piekieł” oznaczały śmierć człowieczeństwa? A może tylko okrutną, bo przymusową zmianę realizacji swych osobistych pragnień? Może była progiem, za którym odkrywano nowe pokłady własnych możliwości? Okazuje się, że właśnie na Syberii dość często dochodziło do wewnętrznych przewartościowań, pozytywnych przemian czy wyborów właściwej drogi życia. Dzięki tym zmianom i wyborom arystokrata Roman książę Sanguszko stał się społecznikiem, młody idealista Józef Piłsudski – socjalistą, a Józef Kalinowski odnalazł swą drogę do świętości.

Analizując dzieje „polskiego Sybiru”, można dostrzec wyjątkowy wątek walki o przetrwanie w bezkresach syberyjskich, niesłabnącej miłości do dalekiej Ojczyzny i zwycięstwa ducha nad materią. Ten ostatni element jest bodaj najciekawszy w wielu wspomnieniach, a jednocześnie zawsze stanowił pozytywny aspekt „syndromu syberyjskiego”. W warunkach syberyjskich można było bowiem dostąpić bezpośredniego kontaktu ze Stwórcą, a przełomy wewnętrzne Sybiraków nie były zjawiskiem odosobnionym.

Gustaw Ehrenberg pisał, że Bóg odzyskany na syberyjskim zesłaniu był Bogiem osobowym i bliskim człowiekowi. Ufna wiara w Boski porządek świata pozwalała odnaleźć nadzieję, że dni próby nie są daremne, że prowadzą ku zwycięstwu ducha nad materią oraz świadomości nad bytem, że życie bez Boga to sen duszy, zaś przebudzenie – to dar łaski i bezpośrednie wkroczenie Boga w życie człowieka.

Pracując ponad siły w warzelniach soli czy kopalniach uranu, przy wyrębie tajgi i spławianiu drewna doświadczano Bożej miłości, sprawiedliwości i nadzwyczajnej opieki. W relacjach zesłańców niejednokrotnie uwydatniany był zdumiewający paradoks – nawet najsilniejszy fizycznie człowiek ulegał potędze Syberii, jeżeli nie wzrastał duchowo. Inaczej mówiąc, Sybirak wewnętrznie silny miał większe szanse przeżycia.

Bez wątpienia pielęgnowanie uczuć i praktyk religijnych pozwalało przetrwać na zesłaniu. Drobne pamiątki osobiste, zwłaszcza przedmioty kultu, z jednej strony podtrzymywały religijność, a z drugiej stawały się materialnym łącznikiem z rodziną, Ojczyzną, Kościołem. Kto tych przedmiotów nie posiadał, cierpiał duchowo. Roman książę Sanguszko na katorgę wyruszył z książką Tomasza
a’ Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Ktoś inny zabrał ze sobą „obraz Matki Boskiej Częstochowskiej dosyć duży, w ramach za szkłem, i dla dobra ogółu go przeznaczył” – wspomina Jakub Salinger.

Modlitwa i korzystanie z sakramentów pozwalały Sybirakom zachować człowieczeństwo. Z kolei postawa otwartości oraz służby promieniowała na innych i podnosiła ich na duchu. Józef Kalinowski – dzisiejszy święty zakonnik Rafał – prowadził swoje specyficzne duszpasterstwo wśród Polaków nie zawsze wierzących, także kapłanów, niekiedy mało gorliwych i przykładnych. Przekonywał wątpiących, dodawał otuchy zagubionym, wskazywał nowe rozwiązania podejścia do tragicznej sytuacji, w jakiej się wszyscy znaleźli. A przede wszystkim świadczył swoim życiem. W Tomsku nie zastał kapłana,
"nabożeństwa nie ma, ale zwykle organista z zakrystianem śpiewają godzinki i pieśni kościelne (…), Często zgryzoty mię dręczą, ale je przy pomocy Bożej usuwam” – pisał w liście z 25 grudnia 1864 roku. Otrzymane pieniądze rozdawał „potrzebującym towarzyszom”, a tych, co zostali w zniewolonej Ojczyźnie, prosił w listach o modlitwę.

Ks. Kazimierz Świątek, łagiernik pracujący w Workucie w latach 1945-1950, spowiadał więźniów i odprawiał Msze św. „Nie miałem co prawda kielicha, ale odkupiłem od jednego ze współwięźniów za dzienną rację chleba maleńki, fajansowy kubeczek, który on otrzymał w paczce z domu. I ten kubeczek stał się moim obozowych kielichem.(…)Najświętszy Sakrament przechowywałem dla chorych – niech Pan Bóg wybaczy – w pudełku od zapałek”.

Walter Ciszek, amerykański jezuita pochodzenia polskiego, dobrowolny misjonarz w łagrach sowieckich, po 1956 roku pracował w kopalni rudy żelaza pod Norylskiem. W obozie początkowo prowadził tajną pracę duszpasterską. Codziennie odprawiał Msze św., rozdawał Komunię, wygłaszał cotygodniowe konferencje dla grup więźniów.

Nielicznym tylko Bóg pozwolił doświadczyć radości przeżycia, odnalezienia bliskich i powrotu do Ojczyzny. Tym doświadczeniom towarzyszyły znowu modlitwa i pieśń dziękczynna. Kiedy w Brześciu czekano na przekroczenie Bugu, „we wszystkich wagonach śpiewano pieśni religijne, a że był to już maj, więc litanię i wszystkie pieśni do Matki Bożej.(…)Granicę z Polską przejechaliśmy klęcząc i śpiewając pieśni do Matki Bożej, nie było osoby nie płaczącej” – wyznaje Pan M.
Budziarek.

Tak wiele się dziś pisze i mówi na temat „geniuszy zła” – Hitlera i Stalina. Trzeba blisko siedemdziesięciu lat, by nabrać dystansu i móc podjąć próbę pewnej oceny ich działalności. Refleksja historyka zaczyna się przy grobach, które kryją szczątki ludzi wraz ze świadkami ich zgonu. Dziw bierze, że świat dostał się w ręce ludzi nastawionych na niszczenie, którzy potrafili zgromadzić wokół siebie setki tysięcy, równie groźnych jak oni, i przy pomocy terroru, propagandy, przemocy dokonali mordu na dziesiątkach milionów niewinnych ludzi, unieszczęśliwiając na wieki całe narody.

Autor Księgi Mądrości uwzględniając wieczny wymiar ludzkiego życia wspomina o ludziach niemądrych, a do takich należy bez wątpienia zaliczyć dwu „geniuszy zła” i wszystkich, którzy świadomie pomagali im realizować ich cele. Mając na uwadze ich knowanie pisze: „Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów /…/ Zasądźmy go na śmierć haniebną”. Chodzi o likwidację człowieka niewygodnego, sprzeciwiającego się realizacji planów złej władzy, domagającego się przestrzegania prawa, dostrzegającego i wytykającego błędy ludzi rządzących. W podtekście jest to walka z samym Bogiem, bo jeśli można bezkarnie likwidować ludzi sprawiedliwych, to znak, że Bóg się o nich nie upomina.

Jest w tym zimna logika zła. Człowiek sprawiedliwy obserwując straszną machinę niszczącą miliony sprawiedliwych, skonstruowaną przez ludzi podległych demonowi zła, stawia pytanie: jakie są granice bezprawia? Wydawało się, że druga wojna światowa sięgnęła jakby dna bezprawia, ale dziś przy błyskawicznym rozwoju techniki i wciąż wzrastającej agresji wiadomo, że przed ludzkością otwiera się jeszcze głębsza przepaść nieprawości. Pytanie więc o to, jak daleko może sięgać bezkarność pojawia się z jeszcze większą mocą.

Granice te wytyczają możliwości tkwiące w człowieku. Św. Jakub mówi o żądzach, które walczą w naszych członkach. Bóg nie stawia granic człowiekowi. Ubogaca go i dopuszcza na wykorzystanie tego bogactwa dla dobra i dla zła. On nie interweniuje. Granice te można postawić jedynie przez zmobilizowanie ludzi mądrych, odważnych, sprawiedliwych. Oni są w stanie wygrać partię ze złymi tego świata. Mądrość jest mocniejsza niż głupota.

Machina zła nie jest w stanie zmiażdżyć prawdziwie mądrych ludzi. Nie udało się to na Golgocie, nie udało się to w bunkrze głodowym w Oświęcimiu, gdzie zwycięstwo odnosi Ojciec Kolbe. Mądrość dysponuje wiecznością, może na czas pewien oddać dobra doczesne wiedząc, że te prawdziwe zmartwychwstają.

Dzieje ludzkości ukazują jedną prawdę w sposób dość oczywisty. Krzywda wyrządzona drugiemu ze spotęgowaną siłą uderza jak bumerang w tego, kto ją wyrządził. Czasem lot bumerangu może trwać wiele lat, ale on wraca i precyzyjnie niszczy tego, kto przy jego pomocy krzywdził. Dawid skrzywdził Uriasza, a później uciekał przed własnym swoim synem. Żydzi skrzywdzili Jezusa i w niespełna czterdzieści lat później stracili świątynię i setki tysięcy ludzi w powstaniu przeciw Rzymianom. Rzymianie, którzy krwawo podbijali świat, zostali w podobny sposób podbici przez barbarzyńców… W wielkim kole historii wszystko się zamyka. Tajemnica to wielka. W tym kole nie ma bezkarności. Wszelkie zło zostaje ukarane. Jeśli czas jest, włączony przez Chrystusa w wieczność, to rozliczenie zostanie dokonane co do ostatniego grosza, a czuwa nad nim sprawiedliwy Bóg (ks. E.
Staniek)
.
Zakończmy nasze rozważania słowami pięknego wiersza – pieśni autorstwa Mariana Jonkajtysa pt. „Matko Sybiraczko”:

O Matko … przez Syberię
boleśnie doświadczona.
Matko, na której oczach
Nasz Kraj Ojczysty konał
Gdy najeźdźcy ze Wschodu
W Drugiej Wojny zamieci
Wyrwali Ciebie z gniazda.
Ciebie i Twoje dzieci…

Przed Tobą – chylę czoło.
Z szacunkiem głowę kłonię …
Całuje spracowane
Twoje Matczyne dłonie,
Które z mocą nadludzką
I z czułą siłą kochania
Były tarczą – opoką
W trudnych chwilach zesłania.

W Sybirze – by uchronić
Od głodu Swe pociechy
Przeszłaś piekło
– za wszystkie Polaków
w świecie grzechy.
W poniewierce zesłania
Dotknęłaś śmierci progu
Dzieciom oddając wszystko …
Życie zawdzięczasz Bogu.

O Matko – Sybiraczko
Przed Tobą głowę kłonię …
Całuję spracowane
Twoje Matczyne dłonie,
Które z mocą nadludzką
I czułą siłą kochania
Były tarczą opoką
W trudnych chwilach zesłania.

By dzieciom w PRL-u
Dać wikt i wykształcenie
W sercu musiałaś tłumić
Gniew i rozgoryczenie …
Bo nie chciałaś się zgodzić
Z koniecznością ukrycia
Że za Polskę oddałaś
Na Wschodzie – cząstkę życia.

O matko – Sybiraczko
Przed Tobą głowę kłonię …
Całuję spracowane
Twoje Matczyne dłonie.
Które mocą nadludzką
I czułością kochania
Były tarczą – opoką
W trudnych chwilach zesłania.

I dzisiaj w Wolnej Polsce
Za ból, łzy i cierpienia
Przyjmij hołdu wyrazy
Młodego pokolenia…


+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego


Warszawa, 20 września 2009 roku

drukuj