Felieton „Spróbuj pomyśleć”: Tylko referendum


Pobierz Pobierz

Szanowni Państwo!

Na dwa dni przed rozpoczęciem szczytu Unii Europejskiej, pan dr Marek Cichocki, przedstawiciel Prezydenta Rzeczypospolitej do negocjacji traktatu konstytucyjnego, nieoczekiwanie oświadczył, że Polska jest gotowa do kompromisu. Tak przynajmniej informowały media. Nie wyobrażam sobie, by pan Cichocki złożył taka deklarację na własną rękę. Skoro jednak tak, to znaczy, że mamy co najmniej dwa ośrodki kształtowania polityki zagranicznej państwa; z jednej strony pan prezydent z drugiej – pan premier.

Nietrudno zauważyć, że deklaracja pana Marka Cichockiego, złożona na dwa dni przed rozpoczęciem szczytu Unii Europejskiej, podważa stanowisko pana premiera Kaczyńskiego, który za „kompromis” uważał właśnie propozycję pierwiastkowego liczenia głosów, za którą gotów był nawet „umierać”. Warto zwrócić uwagę, że niemal cały Sejm – poza Sojuszem Lewicy Demokratycznej i Polskim Stronnictwem Ludowym – przed kilkoma dniami udzielił rządowi poparcia w sprawie systemu pierwiastkowego. Tymczasem pan Marek Cichocki zgłasza gotowość do kompromisu. W jakim właściwie celu to robi?

Trzeba wziąć pod uwagę możliwość, że pan prezydent może wiedzieć coś, czego my nie wiemy. Wiele wskazuje na to, że Polska jest penetrowana przez państwa trzecie na wylot. W takiej sytuacji sprowokowanie w Polsce gwałtownych rozruchów, które zmusiłyby rząd do użycia siły, a może nawet – do użycia broni, jest dla obcego wywiadu zadaniem stosunkowo łatwym tym bardziej, że mógłby liczyć na wydatną pomoc rodzimej piątej kolumny, próbującej ratować własną skórę. Nie jest zatem wykluczone, ze pan prezydent dowiedział się czegoś, co skłoniło go do udzielenia panu Cichockiemu pozwolenia na zmianę stanowiska.

Równie możliwe jest jednak i to, że nie ma żadnej groźby prowokacji ze strony zagranicy, tylko – że mobilizacja opinii publicznej wokół systemu pierwiastkowego liczenia głosów, od samego początku miała charakter zasłony dymnej, która miała przed oczyma wyborców ukryć intencję przyjęcia konstytucji Unii Europejskiej. Taki kamuflaż byłby oczywiście wskazany w sytuacji, gdy znaczna część wyborców Prawa i Sprawiedliwości oraz wyborców pana prezydenta Kaczyńskiego – to przeciwnicy ratyfikowania przez Polskę konstytucji Unii Europejskiej. Na ich użytek można by zainscenizować widowisko desperackiej obrony interesu narodowego, która na skutek zbyt silnego naporu nie dała rezultatu.

Niezależnie od tego, co spowodowało, że na dwa dni przed rozpoczęciem szczytu Unii Europejskiej, Polska ustami pana Marka Cichockiego zaczyna wycofywać się ze stanowiska uznanego nie tylko za słuszne, ale nawet za godne poświęceń, warto zwrócić uwagę na kwestie konstytucyjne, związane z ewentualna zgodą na konstytucję Unii Europejskiej.

Konstytucja nasza stwierdza, że suwerenem, a więc źródłem wszelkiej władzy, jest Naród polski. To, ze naród wybiera posłów, senatorów i prezydenta, nie oznacza wcale, że wskutek tego traci na ich rzecz swoją suwerenność. Przeciwnie – to posłowie, senatorowie i prezydent sprawują w imieniu suwerena, czyli narodu mandat, a więc zlecenie wykonywania pewnych kompetencji określonych w konstytucji. Te kompetencje nie obejmują możliwości wyrzeczenia się w imieniu narodu suwerenności politycznej. Tego nie obejmuje ani mandat poselski, ani mandat senatorski, ani mandat prezydencki.

Dowodem na to jest choćby przysięga, jaka zgodnie z art. 130 konstytucji składa prezydent. Prezydent przysięga między innymi, że dochowa wierności postanowieniom konstytucji, że będzie strzegł godności Narodu oraz niepodległości państwa. Dochowanie wierności postanowieniom konstytucji oznacza również, a może nawet przede wszystkim, respektowanie porządku konstytucyjnego, którego fundamentem jest właśnie zasada suwerenności narodu. Krótko mówiąc – ani prezydent, ani Sejm, ani Senat, ani Zgromadzenie Narodowe nie ma uprawnień do zrzeczenia się w imieniu Rzeczypospolitej – a więc – w imieniu Narodu – suwerenności państwowej.

Czy jednak w przypadku ewentualnej ratyfikacji traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej mamy do czynienia z wyrzeczeniem się suwerenności? Z uwagi na to, że to właśnie konstytucja Unii Europejskiej w art. 1 rozdziału I ustanawia Unię Europejską jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego, wyposażony w osobowość prawną odrębną od osobowości każdego z państw członkowskich, mającą własnego prezydenta i ministra spraw zagranicznych – musimy powiedzieć, że tak. Przyjęcie konstytucji Unii Europejskiej w kształcie nadanym jej przez Konwent oznacza zgodę na rezygnację z suwerenności państwowej. Takiej zgody nie może udzielić ani prezydent, ani Sejm, ani Senat, ani Zgromadzenie Narodowe. Taką zgodę może ewentualnie wyrazić sam Naród w referendum.

Tę sprawę trzeba postawić wyjątkowo jasno, żeby każdy zwolennik przyjęcia konstytucji Unii Europejskiej zdawał sobie sprawę, iż próbując przyjąć traktat konstytucyjny z pominięciem referendum, popełnia zbrodnię przeciwko Narodowi, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Miejmy nadzieję, że taki wyrodek, taki renegat się w Polsce nie znajdzie, a jeśli nawet by się znalazł – że nie starczy mu odwagi, by targnąć się na suwerenność Narodu, za którą tyle krwi przelali polscy patrioci.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj