Felieton „Spróbuj Pomyśleć”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Kryzys opieki zdrowotnej w naszym kraju zaczyna przechodzić w fazę niekontrolowaną i trudno uwierzyć, aby to słowa a nie czyny prominentów mogły przynieść jakąkolwiek poprawę sytuacji. Decyzje co do naprawy systemu opieki zdrowotnej muszą pojawić się natychmiast i nie mogą lekceważyć postulatów zgłaszanych przez lekarzy w coraz bardziej drastycznej formie. Poniżające traktowanie tej grupy zawodowej przynosi hańbę naszej Ojczyźnie i odpowiedzialność za bieżące i odległe następstwa takiej patologii w życiu publicznym nie spada lekarzy a na polityków.

Lekarz ma za zadanie zapobiegać chorobom i je leczyć, przynosić ulgę w cierpieniu pacjentom. Organizować pracę lekarza powinien polityk i obsadzony przez niego urzędnik. To polityk i urzędnik trzyma w ręku publiczne fundusze i tak je dzieli jak chce. Wybiera sobie priorytety, wydaje na nie publiczne pieniądze i kontroluje wykonanie założonych celów. Nie trzeba dodawać, że za planowanie, zarządzanie i kontrolowanie polityk i urzędnik wypłaca godziwe wynagrodzenie sam sobie lub na zasadzie wzajemności – koledze. Ręka rękę myje. Im bliżej kasy tym wyższe płace. Wystarczy porównać średnią zarobków w ministerstwie finansów ze średnią w ministerstwie zdrowia. Jak Polska długa i szeroka pensje, premie, nagrody i odprawy polityków, urzędników, członków rad nadzorczych i innych umiejętnie ulokowanych beneficjentów republiki kolesi wprost porażają bezwstydem i bezczelnością układu, który ośmiela się rabować w biały dzień mienie publiczne, kpiąc sobie w żywe oczy z płatników haraczy. Podatnicy, płatnicy składek ubezpieczeniowych, abonamentu radiowo-telewizyjnego, czynszu, klienci elektrowni, gazowni, zakładów wodociągowo-kanalizacyjnych, stacji benzynowych, konsumenci najbardziej podstawowych środków spożywczych, aby przeżyć muszą uzbierać na rzeczywistą wartość opłacanych produktów powiększoną o kosmiczne koszty utrzymania kasty polityczno-urzędniczej, która sama sobie przydziela wysokie apanaże, reszcie rzucając ochłapy. Po rozdaniu pieniędzy według partyjnego klucza a to na niekończące się i zawsze nieudane reformy, a to na chybione inwestycje, rozpadające się autostrady, terminale, zakupy leków, szczepionek i sprzętu medycznego po zawyżonych cenach, kasta polityczno-urzędnicza wynagradza się sowicie za te dokonania. Nic dziwnego, że brakuje pieniędzy dla bezpośrednich wykonawców zadań uznanych za podstawowe w każdej społeczności ludzkiej, takich choćby jak zapobieganie chorobom i ich leczenie, uczenie i wychowywanie, zadań na każdym poziomie rozwoju cywilizacyjnego wykonywanych przez elitę intelektualną, w Polsce rozpoznawaną jako inteligencja, jakże zasłużoną w przeszłości i obecnie dla interesu narodowego.

Wobec permanentnego ataku na zawód lekarski wypada więc porównać odpowiedzialność polityków i lekarzy za błędne decyzje. Miar przydatnych do porównania jest sporo. Może to być np. liczba straconych lat życia w zdrowiu. U dziesiątków milionów ludzi wystawionych na skutki błędnych decyzji politycznych narażających Polaków na utratę zdrowia lub przedwczesną śmierć idą w miliony liczby straconych lat życia w zdrowiu w wyniku działania lub zaniedbania działania polityka. Błędna decyzja lub czynność lekarza, choćby najbardziej obciążonego obowiązkami przyniesie nikły ułamek strat, które można przypisać politykowi. A ileż to pułapek zastawia na lekarzy wadliwy system opieki zdrowotnej. Chcąc pomóc człowiekowi w potrzebie – swojemu pacjentowi – w najlepszej wierze, zgodnie z etyką lekarską i aktualnym poziomem wiedzy medycznej, lekarz podejmuje nadludzkie nieraz wysiłki, aby pokonać monstrualne trudności organizacyjne, zaplanowane i bronione do upadłego przez nieudolnych polityków. I kto jest winien, kiedy pojawia się problem? Jest zrozumiałe, że poszkodowany pacjent i rozżalona rodzina za winnego uznaje lekarza. Ludzie innych zawodów mają swoją wiedzę specjalną i nie muszą znać się na wadach systemu opieki zdrowotnej. Ale dlaczego policja, prokurator i sąd nie szukają prawdziwych przyczyn zła w opiece zdrowotnej? Dlaczego nie docierają do decydentów i nie pytają o efektywność przeprowadzonych reform, zasadność i skuteczność wydanych przepisów i procedur? Gdzie są ci, którzy stworzyli warunki do rozpasanej korupcji i to nie na oddziałach szpitalnych i w przychodniach a tej, która zżera nasze podatki i składki ubezpieczeniowe, czyli korupcji związanej z nigdy niekończącymi się reformami, inwestycjami, albo zakupami po zawyżonych cenach?

Polityk i urzędnik faktycznie nie odpowie za nic, a za swoje błędy przyzna sobie wysokie wynagrodzenie, albo odprawę tak wysoką, że wystarczyłaby na pensje odpowiednie do rzeczywistej odpowiedzialności dla wielu lekarzy, którzy razem ze swoimi pacjentami są ofiarami niesprawiedliwego systemu.

Podejmijmy uczciwą dyskusję o zdrowiu narodu. Jeśli nie teraz, to kiedy?

Na koniec przytoczę treść listu elektronicznego, który warto zacytować. Ktoś przedstawiający się jako „obserwator sukcesów medycyny” napisał w mailu: „Toksyczność i nieefektywność chemioterapii czy przykład dla narodu? Czy to prawda, że szewc bez butów chodzi? A promowanie margaryny z widokiem serduszka odbija się czkawką u promującego? A trzy wielkie anteny GSM na dachu budynku Instytutu Onkologii to co? Może tamtejszym doktorom nie szkodzą (elektryka prąd nie tyka), ale pacjentom przebywającym w ich zasięgu 24 godz. na dobę na pewno nie pomagają. Także sąsiadom w promieniu kilkuset metrów od Instytutu.”

Uczciwa dyskusja o zdrowiu narodu powinna znaleźć odpowiedź także na te pytania.


Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

drukuj