Dzień Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej – „Maryjo spraw, bym był kimś”Kalwaria Podlaska w Serpelicach


Pobierz Pobierz

Nie zmarnujcie życia!

Księże biskupie ordynariuszu tej diecezji, księże biskupie z dalekiej Odessy, kochani księża, wszyscy tu zgromadzeni, wszystkie władze. Kochani młodzi przyjaciele!



Odpowiadając na zaproszenie Ducha Świętego przez naszego pasterza, ukochanego księdza biskupa Antoniego Dydycza, a z nim wszystkich gorliwych duszpasterzy – przybyliśmy dziś tutaj, na to serpelickie kalwaryjskie wzgórze, jak co roku w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Kalwaria to miejsce straceń. To miejsce, na którym z miłości do każdego z nas oddał życie Boży Syn na haniebnym wtedy krzyżu. Do tego popchnęła Go – powiedzielibyśmy ludzkim językiem – miłość Jego, i Ojca, i Ducha Świętego. Miłość aż do końca, aż do krzyża, aż do odrzucenia przez niemal wszystkich! Przy Nim została tylko Maryja, Jego Matka, niewiasty i jeden uczeń. Umiłowany uczeń… Nawet uczniowie przestraszyli się i uciekli.


Idzie nowe pokolenie


W drodze na to wzgórze odmawialiście Różaniec. Jest to odpowiedź na wołanie Matki Najświętszej, także w Fatimie. To zrozumiałe, że odmawialiśmy Różaniec, bo przecież teraz chodzi Ona od kościoła do kościoła, od parafii do parafii w znaku fatimskim na tej pięknej ziemi podlaskiej i spotyka swe dzieci jak tamte w Fatimie: Łucję, Franciszka i Hiacyntę, w czasie sześciu objawień w Fatimie, począwszy od 13 maja 1917 r., na parę miesięcy przed wybuchem strasznej rewolucji październikowej, która pochłonęła miliony ofiar i której skutki doświadczamy do dzisiaj, także w naszej Ojczyźnie, z tamtym nieludzkim systemem, z tamtym myśleniem. A później Matka Najświętsza spotykała jeszcze się z Łucją. Wołała o nawrócenie, pokutę, Różaniec. Ksiądz Andrzej Adamski, też podlasiak, pisze: „Podczas drugiego objawienia 13 czerwca 1917 r. Matka Boża powiedziała do Łucji: „Jezus chce się posłużyć tobą, abym była bardziej znana i miłowana. Chcę zaprowadzić na świecie nabożeństwo do mojego Niepokalanego Serca. Tym, którzy przyjmą to nabożeństwo, obiecuję zbawienie. Te dusze będą przez Boga kochane jak kwiaty postawione przeze mnie dla ozdoby Jego tronu”. Przed prawą dłonią Maryi dzieci zobaczyły wówczas serce, w które były wbite ciernie. Zrozumiały, że jest to Niepokalane Serce Maryi znieważane przez grzechy ludzkości. Serce pragnące zadośćuczynienia. Serce pragnące, aby było kochane, serce kochające. W kolejnym widzeniu 13 lipca Maryja przekazała dzieciom słynną tajemnicę fatimską, złożoną z trzech części. Po wizji piekła stanowiącej pierwszą część tajemnicy, Matka Boża powiedziała z dobrocią i ze smutkiem: „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Bóg chce je ratować. Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do Mojego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczyni się to, co wam powiem, wielu zostanie przed piekłem uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi, ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za jego liczne zbrodnie. Będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego. Aby temu zapobiec, przybędę, by prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię Świętą wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędy nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowania. Dobrzy będą męczeni. Ojciec Święty będzie wiele cierpieć. Różne narody zginą. Na koniec moje Niepokalane Serce zatryumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje na świecie pokój””.

Kochani, warto zaznaczyć, że od wypełnienia tej prośby zależy także spełnienie obietnicy łask, jakie Maryja związała z tym nabożeństwem. Siostra Łucja, która odeszła do Domu Ojca dwa miesiące przed Janem Pawłem II, pisała: „Zaprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi oznacza doprowadzić ludzi do całkowitego poświęcenia się nawróceniu, oddaniu, głębokiej czci i miłości. Nowe pokolenie, które się narodzi z niewiasty zapowiedzianej przez Boga, zatryumfuje w walce z pokoleniem szatańskim miażdżąc głowę jego”. I mówił Jezus do Łucji: Maryja jest Matką tego nowego pokolenia.


Czas ostatecznej konfrontacji


Kochani młodzi przyjaciele, żyjemy w czasach, w których szatan zbiera w świecie i w Polsce wielkie żniwo. Niejednokrotnie Pan Bóg przez Maryję przekazywał wybranym, także w naszych czasach, tę wizję. Niejednokrotnie mówiłem w Radiu Maryja, że Jan Paweł II jeszcze jako kardynał, dwa lata przed swoim wyborem na Stolicę Piotrową odwiedził Stany Zjednoczone. Widząc proroczo sytuację świata, w ostatnim swoim wystąpieniu w czasie tej wizyty we wstrząsających słowach opisał kryzys Kościoła i świata. Tak mówił Ojciec Święty: „Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, Ewangelią i jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Bożej Opatrzności. Jest to czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski Kościół w szczególności”.

Drodzy przyjaciele, szatan to Lucyfer. Jego imię pochodzi od słowa „lux” – światło, i oznacza ogromną inteligencję. On jest niezwykle inteligentny i niezwykle pyszny. Wypowiedział wojnę Panu Bogu i wszystkim, którzy do Niego należą; działa na ludzi, na każdego z nas na różne sposoby. Oprócz ogromnej inteligencji ma również wiele lat trwającą praktykę, jak zwodzić ludzi. Uprowadza jednostki, grupy, narody, wchodzi w systemy filozoficzne, polityczne, wszędzie tam, gdzie jest człowiek. Działa na przeróżne sposoby. W naszych czasach widać, jak doprowadza decydentów tego świata do dyskryminowania chrześcijaństwa, katolicyzmu. Przez swoich współpracowników, wykorzystując potężne media, ci decydenci krzewią w społeczeństwach wrogość wobec Kościoła, duchowieństwa, wierzących i głoszonych przez Kościół wartości, a czynią to naturalnie w imię tolerancji i wolności.

Dobrze obserwujcie świat, polityków, filozofów, tzw. autorytety. Obserwujcie ludzi mediów, ludzi, których nazwali dziennikarzami. Obserwujcie, a zauważycie, że jedynym akceptowalnym uprzedzeniem stała się niechęć do chrześcijaństwa, religii, będącej korzeniem i zwornikiem tradycji narodowych, także naszego Narodu, i jedyną drogą ukazującą prawdziwy, pełny sens życia ludzkiego. O tym ostatnio pisał wybitny pisarz amerykański David Limbaugh w książce „Prześladowanie chrześcijan w naszych czasach”.


Wezwani do wielkości


W tej sytuacji świata i Polski stajemy jak dzieci w Fatimie: z Matką Najświętszą, z różańcami w rękach i krzyżami, pełni idealizmu i miłości stajemy w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego na tym kalwaryjskim wzgórzu. Nie bójmy się, idąc przez ten świat. Pan Bóg dokonuje w sercach cudów. Trzeba tylko iść za Chrystusem i Maryją. Trzeba tylko pokornie zawierzyć się Bogu jak Ona, jak Maryja. Tak możemy stawać się narzędziami Jego miłości, tak pozwolimy Mu uczynić w sobie i przez siebie wielkie rzeczy. Jak wielkie rzeczy, czyli wielkie cuda uczynił w Maryi i czyni przez Maryję sam Bóg. Jak uczynił to w wielu dziewczętach i chłopcach: św. Marii Goretti, Karolinie Kózkównie, Alojzym Gonzadze, św. Dominiku Savio, Pier Giorgio Frassatim, św. Stanisławie Kostce, Wincentym Frelichowskim i wielu niewyniesionych na ołtarze, a wspaniałych świętych. Oni nie zmarnowali życia!

Kochani, człowiek rodzi się osobą, żeby stać się osobowością, by nie być malizną, ale mocarzem ducha. Staje się tak, gdy człowiek pozwoli Panu Bogu, ba! prosi Go, by to On czynił w nim wielkie rzeczy. Dzisiaj niech każdy z nas poprosi w swoim sercu: czyń we mnie wielkie rzeczy. Gdy kapłan będzie hostię podnosił do góry na patenie, złóżmy wtedy nasze serca. On wszystko widzi. A gdy będzie przeistoczenie, gdy księża biskupi, kapłani powiedzą: „To jest Ciało moje, to jest Krew moja”, powiedzcie: przemień całe moje wnętrze, ja nie chcę zmarnować życia, ja nie chcę być malizną, takim niczym. Ja chcę być wielkim jak tylu wielkich. Nie tylko Jan Paweł II mógł być wielki, on wzywał nas wszystkich do wielkości. On tylko pokazał drogę: oddać się zupełnie Maryi, oddać się Jezusowi i iść Jego śladami. Być bardzo nowoczesnym w formach i bardzo bliskim Jezusa. On widzi wszystko, co jest w moim sercu.


Zachowaj się jak trzeba


I na koniec jeszcze jeden przykład człowieka wielkiego ducha, wielkiej osobowości, jak było z Podlasia wielu, m.in. męczennicy podlascy. To ks. Jerzy Popiełuszko, którego 60. rocznica urodzin jest dzisiaj. Albo przykład wspaniałej dziewczyny z Podlasia – Danuty Siedzikówny pseudonim „Inka”. Urodziła się na Podlasiu w Guszczewinie koło Narewki na skraju Puszczy Białowieskiej 3 września 1928 r. jako druga z trzech córek leśniczego Wacława Siedzika i Eugenii Tymińskiej. Zarówno rodzina ojca Danuty, jak i matki pielęgnowała od pokoleń wiarę i polskie tradycje patriotyczne. We wrześniu 1939 r. rodzinne strony Danki znalazły się pod sowiecką okupacją. Rozpoczęła się penetracja przez NKWD środowisk patriotycznych i religijnych, wspierana przez zakonspirowane już w okresie międzywojennym komunistyczne jaczejki. Rozpoczęły się zesłania, ich ofiarą padł także ojciec Danuty, Wacław Siedzik. Wywieziono go na Sybir 10 lutego 1940 r. w ramach pierwszej wielkiej deportacji obywateli Polski w głąb Związku Sowieckiego. Trafił do kopalni, skąd uwolni go umowa polsko-sowiecka z lipca 1941 roku. Razem z armią gen. Władysława Andersa opuści Sowiety, lecz tak jak wielu polskich zesłańców wycieńczonych ponad ludzką pracą i przez długi czas niedożywiony, umrze na żołnierskim szlaku w Teheranie.

NKWD wypędziło matkę z córkami z leśniczówki. Eugenia wynajęła pokój w Narewce i zamieszkała tam z dziećmi. Nie załamało ją zesłanie męża. Wierzyła, że wróci tak jak w roku 1926. Należała do siatki terenowej Armii Krajowej. Niemieccy kolaboranci wydali ją gestapo. Najcięższym doświadczeniem w życiu Danki był widok matki straszliwie pobitej w śledztwie przez gestapo. Trafiła do więziennego lazaretu. Brała do ręki miotłę i pod pozorem zamiatania korytarza podchodziła do drzwi widocznych od strony bramy. Ludzie z siatki AK powiadomili Wiesię i Danusię o możliwości zobaczenia matki. Takie były ostatnie „widzenia”, bo nie zamieniły ani słowa ze sobą. Niedługo po tym Eugenia została rozstrzelana w lesie białostockim. To było we wrześniu 1943 roku. Kilka miesięcy po śmierci matki starsze córki, Wiesia i Danusia, złożyły przysięgę w Armii Krajowej. Obie siostry uczestniczyły w kursie sanitariuszek, który trwał zimą 1944/1945, już po przejściu frontu sowieckiego. Danka była w podziemiu sanitariuszką. Używała pseudonimu „Inka” na pamiątkę szkolnej przyjaźni. Walczyła na Wileńszczyźnie, wypełniając rozkaz legendarnego dowódcy, wielkiego człowieka „Łupaszki”, o którym nie wolno było mówić w czasach PRL-u. Na jego rozkaz przybyła do Gdańska. Także jej siostry, Helena i Jagoda, niewiele starsze od „Inki”, działały w wileńskiej konspiracji. Jak wspaniała była ta „Inka”. Wyobraźcie sobie, gdy w czasie walk z ubowcami ona ich opatrywała, pomagała rannym, ratowała ich życie.

W Gdańsku dziewczęta urządziły sobie koncert pieśni partyzanckiej, który trwał do późnej nocy. Nie zdawały sobie sprawy, że mieszkanie jest już „spalone”. Pod oknami czaili się ubecy. „Inka” uczyła siostry piosenki, której wcześniej nie znały, ułożonej do słów Andrzeja Trzebińskiego, młodego poety z Warszawy, zabitego przez Niemców w ulicznej egzekucji w listopadzie 1943 roku.

Ubowcy aresztowali „Inkę” i natychmiast odjechali. Pozostałe siostry gorączkowo niszczyły zachowane zdjęcia z lasu i inne materiały, które mogłyby komuś zaszkodzić. Domyślały się, że ubowcy zaraz po nie wrócą. Tak też się stało. Będąc w więzieniu, jedna z sióstr zobaczyła „Inkę” po raz ostatni. „Inka” stała w oknie. Patrzyła… O czym wtedy myślała? Rankiem 28 sierpnia 1946 r., na sześć dni przed osiemnastymi urodzinami, Danka Siedzikówna „Inka” weszła do sali egzekucyjnej w gdańskim więzieniu przy ul. Kurkowej. Była godzina 6.15. Sala egzekucyjna pełna ludzi. Wśród nich przejęty tą sytuacją do głębi wikariusz kościoła garnizonowego w Gdańsku ksiądz Marian Prusak, który dwie godziny wcześniej spowiadał „Inkę”. Odczytano wyrok. Strzały z pepesz trzasnęły, drasnęły tylko dziewczynę i zraniły jej towarzysza niedoli oficera wileńskiej AK Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Zanim te strzały padły, obydwoje zdążyli krzyknąć: „Niech żyje Polska!”. Oszołomieni hukiem wystrzałów, osunęli się na ziemię. Inka podniosła się raz jeszcze i krzyknęła: „Niech żyje major „Łupaszko”!”. Dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW podszedł i z bliskiej odległości strzałami z pistoletu w głowę zabił obydwoje.

W pożegnalnym grypsie przekazanym z więzienia już po wyroku śmierci Danka napisała: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.

Kochane dziewczęta, chłopcy! Drogi przyjacielu – idź za Chrystusem, oddaj Mu dzisiaj swoje serce. Oddaj serce Maryi. I kochając Go, wołaj swym życiem, słowem, świadectwem w swych rodzinach, środowiskach, w każdym zakątku w Polsce, Europie i świecie o Jego miłości. Wołaj – jest Bóg! Wszędzie! I stawaj się odważnie coraz bardziej świętym, radosnym misjonarzem Boga, by na końcu drogi życia móc powiedzieć Bogu i ludziom: zachowałem się/zachowałam się jak trzeba. Amen.

Tytuł i śródtytuły od redakcji.

drukuj