Ślązacy zawsze byli patriotami

Z Magdaleną Buczek, założycielką Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci, absolwentką dziennikarstwa w WSKSiM, rozmawia Agnieszka Żurek

Jaka jest aktualna liczba dzieci – członków Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci?
– W tej chwili do Kół należy około 150 tysięcy dzieci z Polski i spoza jej granic – z 32 krajów świata. Co roku na Jasną Górę przyjeżdżają dzieci na przykład z Czech, z Niemiec, a nawet zza oceanu. Z kolei we Włoszech pewna pani z Polski razem ze swoją koleżanką zakładała Koła Różańcowe we włoskich szkołach. Jedno Koło liczyło – a było to już parę lat temu – ponad 1000 osób.

Dzieci lubią modlitwę różańcową?
– Bardzo chętnie podejmują zobowiązanie do codziennego odmawiania co najmniej dziesiątki Różańca. Świadczy o tym liczba członków PKRD. Modlitwa różańcowa wypływa z ich czystego serca, pełnego ufności oraz wielkiej miłości do Jezusa i Maryi. Jednak na podstawie moich obserwacji mogę powiedzieć, że Koło Różańcowe musi mieć swojego opiekuna, który będzie mobilizował dzieci do tej modlitwy. Dziecko czasami ma z początku zapał, po pewnym czasie jednak ten zapał może ustać – jeżeli nie będzie podtrzymywany przez opiekunów poprzez organizowanie spotkań formacyjnych, wyjazdów na nasze pielgrzymki czy poprzez urządzanie zabaw dla dzieci. Kiedy dzieci są mobilizowane, zachęcane do modlitwy, wtedy na pewno im się ona nie znudzi, ale przyniesie piękne owoce, a same dzieci będą zachęcać do modlitwy swoich rówieśników. Nie może również zabraknąć zaangażowania ze strony rodziców, aby wraz ze swoimi dziećmi klękali do wspólnej modlitwy i przypominali o podjętym zobowiązaniu.

Bodźcem do podjęcia modlitwy często staje się chęć pomocy członkom rodziny.
– Tak, często tak jest. Kilka lat temu otrzymałam list. Było to świadectwo pewnej rodziny, w której ojciec był alkoholikiem. Był to ogromny problem, wielka tragedia i koszmar dla całej rodziny. Dzieci razem ze swoją mamą zaczęły codziennie odmawiać w jego intencji Różaniec. Modlili się bardzo wytrwale. Któregoś dnia ojciec zaczął modlić się razem z nimi. Wkrótce przestał pić, został uzdrowiony z nałogu. Dzieci w sposób szczególny angażują się i mobilizują wtedy, kiedy wiedzą, że w jakiejś sprawie potrzebna jest ich modlitwa. Modlitwa ma także wymiar jednoczący całą rodzinę.

Jakie łaski otrzymują dzieci dzięki modlitwie różańcowej?
– Pamiętam kilka spotkań Podwórkowych Kół Różańca, jakie odbyły się w kaplicy szpitalnej Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Na te spotkania zapraszał nas ks. Jacek Bazarnik. Uczestniczyły w nich dzieci cierpiące i chore. Podczas jednego z nich modliliśmy się gorąco za dziecko cierpiące na nowotwór. Zostało ono uzdrowione. To była wielka łaska i wielki cud. Pamiętam także własny pobyt w szpitalu. Było to w 1996 roku w Krakowie-Prokocimiu. Wtedy jeszcze nie istniały Podwórkowe Koła – powstały one dopiero rok później – ale wspólnie z dziećmi, które leżały ze mną na oddziale, podjęłyśmy z mamą modlitwę różańcową. Inicjatywa wyszła od samych dzieci. Z początku nie wiedziały one, jak modlić się na Różańcu ani nawet jak zrobić znak krzyża świętego. Nikt ich wcześniej tego nie nauczył. Uczyłam więc te dzieci modlitwy. Przez pewien czas uczestniczyli w niej także rodzice kilkunastoletniej dziewczyny, która leżała w szpitalu po operacji usunięcia guza mózgu. Jej stan był bardzo ciężki, lekarze nie dawali jej właściwie żadnych szans. Tymczasem została ona uzdrowiona.

Dla modlących się dzieci musiało to być niesamowite przeżycie.
– Tak, zdecydowanie. Modlitwa różańcowa ma ogromną moc. Kiedy spotykałam się w szkołach z dziećmi i młodzieżą, otrzymywałam później świadectwa od dzieci, które po takim spotkaniu podjęły zobowiązanie codziennego odmawiania dziesiątki Różańca świętego. Ta modlitwa często zupełnie zmieniała ich życie. Otrzymywałam świadectwa od dzieci, które zanim zaczęły się modlić na Różańcu, nie wierzyły w Boga, a nawet zdarzało im się wyśmiewać z osób modlących się. Tymczasem pod wpływem modlitwy to się stopniowo zmieniało. Pamiętam także świadectwo pewnej dziewczyny, która zanim zaczęła odmawiać Różaniec, bardzo przeklinała i kłóciła się ze swoją rodziną. Pod wpływem modlitwy różańcowej zmieniła się i zobaczyła, że ta modlitwa ma ogromną wartość i wielki sens.

A czym jest modlitwa różańcowa dla Pani?
– Różaniec odmawiam od trzeciego roku życia. Tej modlitwy nauczyła mnie moja mama. Z początku wydawało jej się, że ta modlitwa może być za trudna dla małego dziecka. Ja jednak bardzo chciałam się modlić na Różańcu. Mama zgodziła się więc i zaczęłyśmy wspólnie z babcią i ciocią odmawiać Różaniec. Kiedy mogliśmy już odbierać Radio Maryja, zaczęłam modlić się razem z Radiem – w południe o godz. 12.30, a wieczorem o 20.20. I tak zostało do dziś. Codziennie odmawiam dwie części Różańca, czasami oczywiście więcej – modlimy się z mamą na przykład w samochodzie. Omadlamy rozmaite intencje, powierzamy Maryi nasze różne spotkania. To przynosi wielkie owoce.

Jaką rolę odgrywa Różaniec w kształtowaniu Pani życia wewnętrznego?
– Nie wyobrażam sobie życia bez Różańca. Wiem i czuję to, że Maryja przez Różaniec daje mi wiele sił do życia, do trwania każdego dnia, do pogłębiania swojej wiary, zbliżania się do Boga, do wytrwania w cierpieniu, w różnych trudnościach, przeciwnościach i kłopotach. Różaniec to ogromna moc i siła do walki ze złem. W Różańcu mogę wszystko powierzyć Matce Bożej – wszystkie intencje, wszystkie swoje radości, ale także troski. Każdego dnia czuję wielką moc tej modlitwy. Bez niej nie byłabym w stanie funkcjonować.

W jaki sposób radzi sobie Pani z cierpieniem fizycznym?
– Wszystkie cierpienia można znieść, przetrwać jedynie wtedy, kiedy ofiarowuje się je Bogu – z miłością i z radością powierzając Mu wszystko, co nas spotyka. Sama też tego doświadczam. Żeby nie zmarnować cierpienia, trzeba je ofiarować Bogu wraz z cierpieniami Pana Jezusa. Jestem pewna, że to cierpienie wydaje owoce. Ofiarowuję je w różnych intencjach. Pan Bóg najlepiej wie, komu ta ofiara jest najbardziej potrzebna. To jest wielkie umocnienie. Człowiek sam nie byłby w stanie znieść niektórych sytuacji. Jest na to po prostu za słaby. Z Bogiem jednak wszystko można przetrwać i wytrzymać. Kiedy Pan Bóg daje cierpienie, daje też łaskę, żeby je przyjąć i ofiarować.

Bierze Pani udział w Krucjacie Różańcowej za Ojczyznę?
– Tak, zapisałam się do Krucjaty Różańcowej. Jednak już o wiele wcześniej modliłam się za Ojczyznę. Staram się też wszędzie tę modlitwę propagować. Ta modlitwa jest konieczna. Modlitwa dzieci ma szczególną moc. W swoich audycjach i na spotkaniach zachęcam dzieci do modlitwy za Ojczyznę. To właśnie dzieci są przyszłością Polski. Od nich będzie wiele zależało. Ważne jest zatem, żeby już teraz poczuły one odpowiedzialność za Ojczyznę. Na razie nie mogą jeszcze podejmować samodzielnie żadnych decyzji, ale mogą się modlić. Żadna modlitwa nie zostanie zmarnowana, ale przyniesie wielkie owoce – tak jak stało się to na przykład na Węgrzech. Wierzę, że tak będzie także w Polsce. Trzeba jedynie, żebyśmy my jako Polacy umieli to odczuć, żebyśmy zyskali wewnętrzne przekonanie, że jeśli jako Naród, w jedności, będziemy odmawiać Różaniec święty, będziemy mogli wyprosić potrzebne łaski – przede wszystkim łaskę przemiany naszej Ojczyzny, przemianę rzeczywistości, w jakiej żyjemy, a także przemianę ludzkich serc. Nie możemy tracić nadziei, że nastąpi zwycięstwo Matki Najświętszej, która jest Królową Polski.

Nasza Ojczyzna jest teraz szczególnie atakowana przez zło.
– Obserwuję to, co dzieje się w Polsce. Kiedyś nie było tak silnego ataku na Kościół, na wartości chrześcijańskie i na ludzi wierzących, a nawet na dzieci, które od najmłodszych lat narażone są na zło – przemoc i demoralizację. Jeszcze kilka lat temu tak nie było, to przyszło bardzo szybko i trudno nam nad tym zapanować, a przede wszystkim – nie poddać się, ochronić dzieci i młodzież przed złem, szczególnie tym obecnym w niektórych mediach. Praktycznie z każdej strony człowiek jest bombardowany różnymi treściami, które mają na niego bardzo negatywny wpływ. Potrzeba wielkiej czujności rodziców i wychowawców, żeby młodego człowieka ochronić i w odpowiedni sposób przekazać mu wiedzę o rzeczywistości, w której żyjemy. Wszyscy powinniśmy dążyć do prawdy i do tego, żeby wartości katolickie, w których wyrastamy, były szanowane. Przede wszystkim powinniśmy się troszczyć o umocnienie wiary w sercach wszystkich Polaków. Tylko w ten sposób będziemy mogli przetrwać ten trudny czas i pokonać wszelkie zło. Ważne jest także wychowanie patriotyczne, nauka historii. Trzeba szanować polską tradycję, kulturę i dorobek poprzednich pokoleń. Nie należy tego niszczyć i nie wolno z tego drwić.

Śląsk znany jest ze swojego gorącego patriotyzmu.
– Tak, i jest bardzo związany z Polską. Poza tym Ślązacy to w większości ludzie bardzo wierzący. Ich wiara jest wciąż żywa i przekazywana z pokolenia na pokolenie. Widać to w kościołach, dużo ludzi uczestniczy u nas we Mszach Świętych nie tylko w niedzielę, ale także w ciągu tygodnia. Wielu z nas żywi przekonanie, że tylko Pan Bóg może nas uchronić przed zagrożeniami, z jakimi borykają się ludzie ciężko pracujący w kopalniach czy w przemyśle. U nas w domu także od zawsze pielęgnowaliśmy takie wartości jak wiara i miłość do Ojczyzny. Kiedy jeszcze żyła moja babcia, wiele razy opowiadała mi o różnych wydarzeniach z okresu wojny, bardzo dobrze pamiętała te czasy. Dzieje wcześniejsze znała z kolei z opowiadań swoich rodziców. Opowiadania babci bardzo mnie fascynowały. Ja także od zawsze na bieżąco interesowałam się sprawami kraju, już od dziecka. Było to dla mnie naturalne, ponieważ członkom naszej rodziny od zawsze leżało na sercu to, co dzieje się w naszej Ojczyźnie.

Jak odbiera Pani działania dążące do utworzenia śląskiej autonomii?
– Patrzę na to bardzo krytycznym okiem. Jest to dla nas wielki ból. Myślę o tym, jak przyjęliby to moi dziadkowie, którzy bili się o wolną i niepodległą Polskę, czy pradziadkowie, którzy walczyli w Powstaniach Śląskich. Z naszego domu wychodzono do Powstań Śląskich. Na naszej łące odbył się wiec Wojciecha Korfantego, na którym nawoływano mieszkańców do powstania. W naszym domu przechowywano także – z narażeniem życia całej rodziny – broń dla powstańców. Mój dziadek walczył z kolei w Armii Andersa. Wcześniej dostał się do niewoli rosyjskiej – był jednym z nielicznych, którym udało się uciec. Gdyby moi dziadkowie zobaczyli, co dzieje się teraz na Śląsku, byłby to dla nich straszny cios. Nigdy nie było przecież tak, żeby mieszkańcy Śląska nie chcieli należeć do Polski. Po co były powstania? Po to, żeby Śląsk nadal należał do Polski, a nie do żadnego innego kraju. Nikt z nas nie chciał także żadnej „autonomii”. Mieszkańcy Śląska zawsze byli gorącymi patriotami, czego przykładem jest chociażby moja rodzina. Wszyscy, jako mieszkańcy Śląska, walczyli o to samo. To, co dzieje się teraz, działania na rzecz utworzenia śląskiej autonomii, są dla mnie zupełnie niezrozumiałe i uważam, że ci, którzy się ich dopuszczają, nie są ani Polakami, ani Ślązakami.

Czy Pani zdaniem, Ślązacy mają świadomość, że to, co dzieje się w ich regionie, może być próbą sztucznego wywołania konfliktu?
– Część ludzi bardzo szybko daje się zmanipulować poprzez różnego rodzaju chwytliwe hasła i obietnice – że będziemy mieć więcej pieniędzy, więcej swobody, że uzyskanie autonomii sprawi, iż zyska na tym nasz przemysł, przedsiębiorstwa, pojawią się nowe miejsca pracy, że będziemy mogli sami decydować o tym, co dzieje się w naszym regionie i nie będzie to ustalane odgórnie przez władze centralne. Niestety, niektórzy ludzie przyjmują te hasła za dobrą monetę. Bardzo mnie to boli i mam nadzieję, że do niczego takiego, jak stworzenie autonomii Śląska, nie dojdzie. To byłaby tragedia, która pociągnie za sobą lawinę roszczeń wysuwanych przez kolejne regiony. Doprowadziłoby to do strasznego zniszczenia, rozbicia Polski. Obecne dążenia do utworzenia autonomii Śląska mają jakieś ukryte cele. Nie są one dobre ani dla Polski, ani dla Śląska, leżą one gdzieś poza naszymi granicami. Mam nadzieję, że nie dojdzie do utworzenia autonomii, chociaż kolejne podejmowane w tej sprawie decyzje są coraz gorsze i coraz groźniejsze, ponieważ są wspierane przez koalicję rządzącą. Może to być niebezpieczne. Na szczęście jest też wielu ludzi, którzy to dostrzegają i nie są obojętni. Podejmują różne działania, aby obronić Śląsk i uświadamiać jego mieszkańców. Będziemy więc wspólnie walczyć i nie poddamy się.

Teraz batalia toczy się też o miejsce na multipleksie dla Telewizji Trwam. Zwróciła się Pani w tej sprawie do prezesa KRRiT.
– List do prezesa KRRiT wystosowałam w lutym tego roku, kiedy rozpoczęła się cała akcja protestów do Krajowej Rady. Postanowiłam zabrać głos w imieniu wszystkich członków PKRD. Uważam, że państwo musi się liczyć z katolikami, którzy mają prawo do odbierania w swoich domach programów przekazujących wartości chrześcijańskie.

Dlaczego tak Pani zależy na powszechnej dostępności Polaków do Telewizji Trwam?
– Telewizja Trwam ma ogromną rolę w jednoczeniu Polaków, zarówno mieszkających w kraju, jak i za granicą. Transmisje z różnych uroczystości religijnych są niezwykłą wartością szczególnie dla ludzi chorych, cierpiących, którzy nie są w stanie udać się do kościoła. Przekaz wartości katolickich ma ogromne znaczenie nie tylko dla dorosłych, ale także dla dzieci i młodzieży. Dzięki Telewizji Trwam mogą się rozwijać również PKRD, zwłaszcza przez audycje emitowane w każdą sobotę oraz transmisje z naszych spotkań regionalnych i corocznej pielgrzymki na Jasną Górę. Ponadto Telewizja Trwam formuje postawy patriotyczne, ukazując prawdę o ważnych wydarzeniach, jakie miały miejsce w naszej Ojczyźnie na przestrzeni dziejów. Przekazuje również rzetelne informacje z Polski i ze świata, których nie znajdziemy w żadnym innym medium.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj