On jest dla nas wielką nauką,pokrzepieniem i wskazówką

Z Jego Eminencją ks. kard. Stanisławem Nagym z Krakowa rozmawia Sławomir Jagodziński

Mija rok od czasu, gdy Ojciec Święty Jan Paweł II odszedł do domu Ojca. Jakie wspomnienia i refleksje towarzyszą Eminencji, gdy powraca myślą i sercem do tamtych szczególnych dni z kwietnia 2005 roku?
– Wskażę tutaj dwa nurty zamyślenia nad tamtymi dniami. Pierwszy to napisana cierpieniem przez Ojca Świętego encyklika o umieraniu i śmierci. Wszystkie papieskie dokumenty, encykliki są niezwykle cenne. Stanowią one zrąb doktryny katolickiej, do której będzie się musiał Kościół nieustannie odwoływać. Jednak ta ostatnia encyklika, napisana takim piórem – piórem konania, umierania na oczach świata – jest dokumentem wyjątkowym i o ogromnej wadze. Jego wątkiem wiodącym były słowa: „Pozwólcie mi wrócić do domu Ojca”. Ta swoista encyklika wymaga powracania do jej zawartości treściowej. Bo przecież współczesny świat, przy całym swoim postępie, ogromnym dostatku, osiągnięciach intelektualnych i technicznych, napiętnowany jest poczuciem przemijania, tego, że się idzie ku niewiadomej. To zaś rodzić może lęk, jeżeli nie rozpacz. Ojciec Święty Jan Paweł II dokładnie słyszał ten jęk duszy współczesnego człowieka. Przecież opisał go już w swej pierwszej encyklice „Redemptor hominis”. Także w adhortacji apostolskiej „Ecclesia in Europa” jako zadanie wyznaczył Kościołowi to: przywróćcie temu dziwnemu światu, zadowolonemu z siebie, ale przecież coraz bardziej tonącemu w bezsensie i rozpaczy, nadzieję.
Człowiek obok swych sukcesów, osiągnięć równocześnie przeżywa – na swój sposób – ten moment przemijania. I nie jest go w stanie zrozumieć bez Boga, gdyż wówczas uświadamia sobie, że jest prowadzony donikąd, wtedy rodzi się niepewność. I właśnie w takim momencie dziejowym pojawia się tak wspaniałe świadectwo Papieża, tak wyjątkowy dokument napisany cierpieniem. On jest dla nas wielką nauką, pokrzepieniem i wskazówką, gdzie trzeba szukać siły i oparcia, gdzie trzeba szukać elementów dających nadzieję. To jest do znalezienia tylko w Bogu, którego Papież pragnął pełnić wolę aż do końca swojego ziemskiego życia.

Zdumiewająca była ta reakcja ludzkości na świadectwo cierpienia i umierania Ojca Świętego…
– To drugi nurt mojego zamyślenia nad tymi dniami sprzed roku. Czy historia świata odnotowała już taki moment, jakim było umieranie Jana Pawła II? Nie wiem… Na pewno był to moment ogólnoświatowego zdumienia i skupienia. Może jeszcze nie żałoby, ale zaniepokojenia o życie Papieża i uświadomienia sobie, że jeżeli się Go utraci, to świat zostanie w niepokojący sposób osierocony, zabraknie mu drogowskazu. Ten fenomen „zacichnięcia” wokół tego papieskiego świadectwa cierpienia, procesu umierania i śmierci jest kolejnym wątkiem, który domaga się pamięci. Ten fenomen „zamilknięcia” prawie całej ludzkości, a w każdym razie świata chrześcijańskiego, domaga się także refleksji, zastanowienia się, tak ze strony wierzących, jak i niewierzących, co to wszystko oznaczało, jakie z tego wyciągnąć wnioski.

Mówił Ksiądz Kardynał o tej szczególnej encyklice pisanej przez Ojca Świętego piórem konania. Jakie podstawowe tezy tego wyjątkowego „dokumentu” można wskazać?
– Moim zdaniem, ona wskazuje na jedną podstawową i główną tezę: Człowieku! Jak chcesz przejść trudne życie i jeszcze trudniejszą śmierć, to nie masz innego wyjścia tylko oprzeć się na Bogu i w Bogu złożyć swoje nadzieje. Bo zarówno samo życie jest trudne, jak i śmierć. Przecież tyle męki jest w całym współczesnym świecie! Paradoksalnie, przy ogromnych środkach, którymi dysponuje ludzkość, ażeby zapobiec nędzy i biedzie, to ta nędza i bieda, terroryzm i zbrodnia, szerzą się dalej. Jest jakiś wirus, którym zarażeni są współcześni ludzie, wirus zabijania siebie i zabijania innych. Mimo że głosi się hasła praw człowieka, troski o jego godność, rzeczywistość jest jednak tak dalece odmienna – życie ludzkie nie jest szanowane. Stąd głęboka refleksja nad tym wszystkim wskazuje, że jedyną zasadą, która może uratować życie człowieka, nawet to ciężkie życie – dotknięte głodem, nędzą, terroryzmem, przemocą – jest odniesienie się w jakiś sposób do Boga.
Zatem zarówno trudne ludzkie życie może zostać uporządkowane w sensowną całość jedynie w oparciu o Pana Boga, jak i to trudne umieranie w postaci choroby, konania i śmierci. Przecież widzimy, jak ogromnie dużo w świecie jest tego cierpienia i umierania – można wyliczyć, ile zgonów ludzkich dokonuje się w minucie, w godzinie… Potrzebny jest nieustannie jakiś element, który by podtrzymywał, nadawał sens, chronił człowieka od rozpaczy. Stąd też śmierć Papieża, który umierał spokojnie, z tym hasłem na ustach: „Pozwólcie mi wrócić do domu Ojca”, jest potężną nauką na dzisiaj i na przyszłość. Ojciec Święty ukazał nam w tak wymowny sposób, że w filozofii przemijania człowieka, której On doświadcza i którą dostrzega, to odniesienie się do Pana Boga jest absolutnie niezbędne, jeżeli człowiek ma nie popaść w rozpacz, w poczucie bezsensu.

Przypominają się tu słowa Jana Pawła II: „Nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa”. A czy można zrozumieć Jana Pawła II bez głoszonej przez Niego w określony sposób antropologii i czy można zrozumieć Papieża bez tajemnicy Chrystusa?
– Przez całe swoje życie Jan Paweł II był zafascynowany i człowiekiem, i Chrystusem. Można tu wprowadzać rozróżnienie na różne etapy życia. Bo przecież już jako młodzieńca fascynowały Go dzieje Narodu, fascynowała Go literatura, język. Miał On już wówczas określoną orientację antropologiczną, orientację chrześcijańską. Zarówno w kapłaństwie, jak i w duszpasterzowaniu biskupim oraz kardynalskim coraz bardziej uwidaczniało się to zafascynowanie człowiekiem, troska o niego, stawanie blisko każdego, bez wyjątku, ale najbardziej tego skrzywdzonego, zostawionego samemu sobie. Bo przecież tak nakazał Chrystus, a On tego Chrystusa widział. I to również stało się podstawą tej Jego antropologii. Człowiek to „alter Chrystus”, więc do niego nie sposób się nie ustosunkować.
W wypadku antropologii Jana Pawła II doszła do tego także inna przesłanka – filozoficzna. Chodzi o spojrzenie na świat od strony najgłębszej. To z Jego myślenia o człowieku wynikało to, że ten człowiek jest wielką sprawą, największą sprawą w całym stworzeniu, i dlatego też trzeba się do niego w odpowiedni sposób ustosunkować. Reasumując, można powiedzieć, że te postawy filozofa, ale głęboko wierzącego i patrzącego na człowieka przez pryzmat Chrystusa, Papież posiadał już w okresie pasterskim, a potem już w sposób niezwykle rzucający się w oczy w okresie pontyfikatu.
Ojca Świętego nie można też zrozumieć bez tajemnicy Chrystusa. Wskazówką zasadniczą jest stosunek do Chrystusa określony przez Jana Pawła II w encyklice „Redemptor hominis”. I chociaż mówił o tym już wcześniej, po swoim wyborze, to w swoim programowym dokumencie „wyspowiadał” się światu jeszcze raz, w Kim widzi nadzieję. Obwieścił, jak widzi Chrystusa, wcielonego Boga, który idzie z człowiekiem ku lepszemu, ku zbawieniu, ku Niebu. Stąd też chrystologiczność Papieża jest rzeczą niepodważalną, jako współczynnik Jego osobowości, całej działalności i całego nauczania.

Niezbędna jest głęboka refleksja nad postacią i nauczaniem Ojca Świętego. Niestety, czasem ma się wrażenie, że postępuje proces spłycania podejścia do fenomenu Jana Pawła II, sprowadzanie go jedynie do emocji, napisu na koszulce czy zdjęcia na kubku…
– Powierzchowne reagowanie na fenomen Jana Pawła II już nie oburza, budzi głęboką litość przez swoje spłaszczanie, przez płytkość podejścia do tego Papieża. Na nic budowanie pomników Ojcu Świętemu, jeśli nie będzie wierności Jego wnętrzu. Wszelkie sprowadzanie fenomenu Papieża do tego, co najłatwiejsze, co płaskie, jest godne pożałowania. Dlatego trzeba sięgać do tego, co najważniejsze było w życiu Jana Pawła II. Nie można tu poprzestać na emocjach, potrzebna jest głęboka refleksja i nauka wierności Jego świadectwu i nauczaniu.

Czy Ojczyzna Papieża ma jakąś szczególną rolę w odkrywaniu, strzeżeniu i rozwijaniu tego wielkiego dziedzictwa Jana Pawła II?
– To pytanie rzeczywiście trzeba sobie postawić, jeżeli chce się zrozumieć, a w każdym razie jakoś całościowo objąć posługę Papieża Polaka. Ten pontyfikat, przy całej swojej koncentracji na Kościele powszechnym, na całej ludzkości, był pontyfikatem, w którym widoczny też był nurt zatroskania o Ojczyznę. Składała się na niego przede wszystkim fascynacja dziejami naszego Narodu z jego językiem, z jego kulturą, a także osobiste przywiązanie. Aby to zrozumieć, wystarczy sięgnąć po jedyny w swoim rodzaju Jego wiersz: „Myśląc Ojczyzna”.
Przez te długie lata pontyfikatu ani na chwilę nie można było pomyśleć, że ten człowiek stojący na szczycie losów ludzkości i Kościoła zapomniał o swojej Ojczyźnie. Przecież On tak ją kochał, był tak jej oddany, o nią nieustannie tak bardzo był zatroskany. I aż chciałoby się tutaj zapytać: czego było więcej w ostatniej fazie Jego pontyfikatu, czy tego gorącego rozmiłowania w Ojczyźnie, czy też bolesnego zatroskania o jej losy? Wystarczy wspomnieć wszystkie pielgrzymki do Polski, których było tak zastanawiająco dużo. One były nacechowane jednym, a mianowicie wolą pomagania Narodowi na etapie dziejów, w którym się znalazł. Chodziło o to, aby Polacy nie przegrali swego losu, tak jak już przegrywali wiele razy. Wszystkie wizyty były balsamem, który Papież usiłował wlewać w ten główny nerw Kościoła i Narodu, aby nie zmarnować losu Ojczyzny. Dlatego współczesność polska jest jak najbardziej sprawiedliwie współczesnością katolicką, a więc współczesnością, w której chce się rzeczywiście jako program życia tego Narodu wziąć Jego program odnowy politycznej i społecznej. Polska powinna pokazać, jak się zdejmuje z Narodu wszystko to, co go krępuje, co sprawia, że nie może on rozwinąć skrzydeł do lotu, choćby to było nie wiem jak trudne. Ciągle jednak wydaje mi się, że istnieje coś na sposób niedosytu obiektywnego w tym orientowaniu się na płaszczyźnie osobistej, społecznej, państwowej, na spuściznę, jaką po Ojcu Świętym Janie Pawle II otrzymała Polska. Stąd też obok satysfakcji, że w wielu środowiskach myśli się o tym, iż trzeba wracać do tych pokładów papieskich myśli o Ojczyźnie i dla Ojczyzny, musi być żywa troska, aby tego nie robiono powierzchownie, żeby pójść w głąb i te wszystkie wskazówki Papieża na temat tego, jak urządzać Ojczyznę, faktycznie realizować.

Czy, według Księdza Kardynała, te wielkie rekolekcje, jakie przeżyli Polacy w kwietniu ubiegłego roku, można w jakiś sposób łączyć z takimi, a nie innymi wynikami wyborów? Wszak klęskę poniosły np. ugrupowania proaborcyjne, wrogie prawu Bożemu…
– Ja bym tu nie był takim optymistą. Uważam, że Naród odreagował na te partie, bo poczuł jasną świadomość, ile zła mu wyrządzono i z tego właśnie ogólnego tytułu program tych ugrupowań odrzucił. Cała rzecz w tym, żeby teraz wypracować nowy program, który by tamten zły zdołał całkowicie przekreślić. Jednak – jak powiedziałem – nie uważam, że społeczeństwo było w tym względzie do końca inspirowane jedynie tymi rekolekcjami – społeczeństwo po prostu miało dość. Widać to zwłaszcza teraz, jak się ujawnia straszne krzywdy wyrządzane Ojczyźnie, przypadki rozkradania dóbr narodowych, nieuczciwość tak wielu i panoszenie się korupcji. Naród jakimś zdrowym instynktem odrzucił ten system. Skończył się ten napęd zewnętrznej opresji, dlatego też miał trochę rozwiązane ręce. Skorzystał z szansy w tych wyborach i wystawił rachunek taki, jaki wystawił. Ale to nie był rachunek jeszcze dość ostry, bo Naród do końca nie wiedział, co ten system zrobił społeczeństwu przez cały czas, kiedy nad nami panował. Jednocześnie nie można wykluczyć, że w jednym czy drugim przypadku ubiegłoroczne wydarzenia z kwietnia miały decydujące znaczenie. Zwłaszcza że Jan Paweł II głosił określoną naukę dotyczącą człowieka – także tego dopiero poczętego, głosił naukę o prawdzie, wolności i konieczności oparcia się na Bogu i Jego prawie w życiu osobistym i społecznym. Stąd też może wydarzenia sprzed roku stały się częściowo inspiracją dla takich, a nie innych decyzji Polaków. Jednak wydaje mi się, że zadecydowały tu jeszcze wcześniejsze pokłady doświadczeń, które determinowały Naród do tego, aby wybrać tak, a nie inaczej.

Wielu komentatorów po śmierci Papieża Polaka prognozowało różne, często dramatyczne, scenariusze dla Kościoła w Polsce. Co po roku można powiedzieć o naszym lokalnym Kościele?
– Trzeba na początku podkreślić, że Kościół nie stoi na jednostkach – choćby to byli ludzie wybitni, z wielkim autorytetem. To prawda, że w historii było wielu wybitnych Papieży, którzy z tego tytułu otrzymali przydomek Wielki. Zapisali się oni wyjątkowo w dziejach Kościoła. I chociaż ich dokonania miały często znaczenie historyczne, a inni się potem na nich opierali, to trzeba podkreślić, że Kto inny był i jest ostatecznym fundamentem, na którym Kościół opierał się i opiera – to Chrystus, który jest jeden i ten sam przez wieki. Dotyczy to Kościoła w ogólności, ale i Kościołów partykularnych. Chociaż niewątpliwie Jan Paweł II był wielkim autorytetem i oparciem dla Kościoła polskiego, to on sam nigdy nie chciał zastąpić swoją własną osobą pasterzy tego Kościoła. Tak głęboko zapisana była w Nim kolegialność Kościoła, że chciał, ażeby Episkopat Polski był odpowiedzialny za losy Kościoła w Polsce i z tego obowiązku się wywiązywał. I trzeba stwierdzić, że z tego obowiązku rzeczywiście się wywiązywał za Jego czasów i wywiązuje się po Jego śmierci – bo przecież nie może być inaczej. W zasadzie więc, wbrew temu, co czasem sądzono i co przewidywano, po przejściu Jana Pawła II do domu Ojca nie doszło do żadnego wstrząsu. Nie było żadnego rozbicia Kościoła polskiego, które próbowali wmówić politycy czy dziennikarze nierozumiejący Kościoła i chrześcijaństwa w ogóle. Usiłowali oni rysować zupełnie nieprawdziwy obraz Kościoła, określać sytuację w Kościele, a zwłaszcza dyktować to, co jego pasterze powinni robić.
Jeśli się mówi o Kościele po Janie Pawle II, to owe „po” trzeba wypowiadać w cudzysłowie – bo przecież sługa Boży Jan Paweł II z tego miejsca, gdzie się teraz znajduje, czuwa nad Kościołem swej Ojczyzny. Jednocześnie pasterzują biskupi, którzy posiadają charyzmat apostolski, są następcami Apostołów i do takiej roli zostali powołani. Oni pracują i starają się podejmować problemy, które w Kościele obiektywnie się pojawiają. Ale przecież poza problemem swoistego opędzania się przed tym namolnym dziennikarstwem, które chciałoby gospodarzyć w Kościele polskim, dziennikarstwem często nieinspirowanym zdrowym chrześcijaństwem (i nie wiadomo do końca, czym), biskupi mają jeszcze inne problemy, które muszą rozwiązywać.

Przed jakimi najważniejszymi wyzwaniami stoi obecnie Kościół?
– Jednym z takich problemów jest niewątpliwie to, co wynaleziono Kościołowi – sytuacja związana z ujawnianymi aktami po PRL. Okazuje się, że Kościół w części swojej rzeczywistości, jakimi byli niektórzy duchowni, był zaangażowany także w za daleko idącą współpracę z państwem. Tutaj trzeba znaleźć rozwiązanie tego problemu, który jest oczywiście trudny dla biskupów, ale i dla katolickiego społeczeństwa. Kościół staje wobec tego problemu i szuka właściwych dróg, ażeby ten problem rozwiązać.
Kolejna sprawa, która dla Kościoła jest wezwaniem, to problem materialnego statusu społeczeństwa. Nie może być dla Kościoła obojętny fakt, że z jednej strony mamy w Polsce tak ogromną liczbę ludzi ubogich, bezrobotnych, a z drugiej są grupy społeczne, które opływają we wszystko. Jakimi drogami i na jakiej zasadzie rozwiązać ten problem? W jaki sposób pomóc bezpośrednio bezrobotnym i w jaki sposób inspirować państwo, aby z tą plagą walczyło? Zawsze przecież trzeba podawać społeczeństwu rękę. I to też jest zadaniem Kościoła.
Innym ważnym wyzwaniem jest ta fala demoralizacji, która zalewa cały świat i zaczyna zalewać także Polskę. Istotnym elementem tej demoralizacji jest cywilizacja śmierci, z którą związany jest homoseksualizm, ale przede wszystkim nastawienie na tzw. aborcję. Ta rozlewająca się fala homoseksualizmu, którą bezczelnie narzuca się jako potrzebę czy określony program ludzkiego życia, jest czymś wyjątkowo trudnym do zatrzymania. Ma ona swoje początki na Zachodzie, a kto wie, czy nie jest zakorzeniona w ciężkich, zaangażowanych w to pieniądzach. Widać tu świadome działanie, ażeby taki program, który będzie uwzględniał legalność związków homoseksualnych z ich konsekwencjami, propagować. I chociaż jest to program, któremu bardzo trudno się przeciwstawiać, to Kościół nie może się od tego dyspensować.
I wreszcie kolejny problem, który staje w tej chwili przed Kościołem – korupcja w naszej Ojczyźnie. To przekupstwo, które jest w społeczeństwie, znieprawia je i zubaża. Stąd też pasterze, kapłani i ludzie świeccy mają z jednej strony obowiązek dekonspirowania wszelkich przejawów korupcji, a z drugiej myślenia o tym, w jaki sposób czynnie się temu przeciwstawić. Przerażający zakres tego problemu dopiero teraz tak wyraźnie jest widzialny, stąd też trzeba kształtować już ramy, w jaki sposób na to zadziałać – bo zadziałać będzie trzeba.

Ksiądz Kardynał wspomniał o tym zalewie demoralizacji związanym z cywilizacją śmierci. Z czego wynika tak wielka agresja na życie, na normalną rodzinę w tak wielu współczesnych krajach? Skąd ten strach przed wartościami chrześcijańskimi?
– Ma to swoje źródło na pewno w przekreśleniu korzeni chrześcijańskich w Europie, w antychrześcijańskości Zachodu. Niewątpliwie źródłem tej postawy jest rewolucja francuska, która wytyczyła sobie jako program zwalczanie chrześcijaństwa i była temu programowi wierna. Te postawy, niestety, zapadły głęboko w duszy i świadomości ludzkiej. Nie ulega wątpliwości, że tu również swój udział miała masoneria światowa. Do tych czynników, które wpisują się w program antychrześcijańskości, należy wreszcie rewolucja komunistyczna. Przecież oni programowo powiedzieli, że będą walczyć z Bogiem, i walczyli z Nim, i ślady tej walki są nadal widoczne. Kapłani, którzy przyjeżdżają z tamtych stron, są przerażeni stanem moralnym, światopoglądowym, obyczajowym ludzi. Otóż oni dysponowali za dużymi środkami, żeby nie mogli wpłynąć na wzmocnienie tego programu antychrześcijańskości, który w tej chwili rozszerza się po całej Europie.
W to wpisuje się program promowania demoralizacji, aż do najgłębszych tkanek życia ludzkiego. I chociaż np. problem homoseksualizmu czy problem tzw. aborcji jest zjawiskiem tak starym jak ludzkość, to natężenie tego obecnie jest niepokojące do tego stopnia, że można nawet mówić o powolnym kroczeniu ludzkości ku jakiemuś końcowi. Ten program demoralizacji swój największy wyraz znajduje w ataku na rodzinę. Głosi on, że to rodzinę trzeba zniszczyć, bo jest ona źródłem zniewolenia, alienacji, zwłaszcza kobiety. A przecież my wiemy, co poświadcza cała historia, że podstawową tkanką całego społecznego życia jest rodzina, normalna rodzina. Dramatyczne i niepokojące jest to, że ten program demoralizacji u nas, w Polsce, coraz głośniej jest wypowiadany – w tym kraju tak bardzo chrześcijańskim, który wydał takiego Papieża. Bezczelność w tym względzie posunęła się tak daleko, że mówi się już o tym publicznie i usiłuje się szerzyć tak, żeby weszło to do życia także Polaków. Wszystko to reasumuje się w ataku na rodzinę. Rodzina jest niewygodna, z punktu widzenia zniszczenia cywilizacji życia, dlatego się ją zwalcza. Stąd też nasz obowiązek: za wszelką cenę bronić rodziny i dbać o to, aby mogła ona funkcjonować prawidłowo.

W listopadzie i grudniu zeszłego roku polscy księża biskupi złożyli w Watykanie wizytę „ad limina Apostolorum”. W trzech przemówieniach Ojciec Święty Benedykt XVI nakreślił pewien duszpasterski program, którego filarami stają się: wychowanie katolickie, nowa ewangelizacja oraz udział świeckich w życiu Kościoła. Co szczególnie zwróciło uwagę Eminencji w tym papieskim przesłaniu?
– To, co powiedziałem wcześniej w kontekście rodziny. Moją uwagę przykuło wołanie o troskę o rodzinę i o walkę o rodzinę. Przecież z tym wiąże się problem młodego pokolenia. To młodzi są najbardziej zagrożeni, a to od nich będzie zależało całe jutro, w które Naród wejdzie. Oczywiście z tym wiąże się nowa ewangelizacja – przecież nie wychowamy młodego pokolenia inaczej, jak tylko w oparciu o Ewangelię. Cały problem w tym, co zrobić, aby ta ewangelizacja była skuteczna w naszych polskich warunkach, kiedy grunt jest coraz bardziej niesprzyjający. I stąd też wskazanie Ojca Świętego, aby się zastanowić nad ewangelizacją naszego młodego pokolenia, jest niezwykle istotne. Ja osobiście nie brałem udziału w wizycie „ad limina”, znam ją tylko z przekazów. Nie mogę wchodzić w szczegóły, bo byłoby to powierzchowne. Niemniej jedno wiem, iż sam fakt, że Ojciec Święty wybiera się w tak daleką i piękną podróż, tak swoiście zaplanowaną, świadczy o tym, że docenia wagę polskiego Kościoła. Troszczy się też oczywiście o to, aby ten Kościół, który stoi przed wieloma zagrożeniami, wyszedł z nich cały. Troszczy się o to, żeby Polska pozostała tym wielkim fundamentem Europy, głazem chrześcijaństwa na tym wielkim morzu europejskiego zlaicyzowania.

Jakie nadzieje, oczekiwania wiąże Ksiądz Kardynał ze wspomnianą pielgrzymką Benedykta XVI do Polski?
– Uważam, że to będzie trudna pielgrzymka. To, co powiem, to mogą być tylko przewidywania, nic więcej – i stąd też przewidywania słuszne, a może jeszcze bardziej niesłuszne. Polacy przyjmą następcę Jana Pawła II, bo wiedzą, jaki on miał stosunek do Papieża Polaka. Polacy posłuchają Benedykta XVI, bo wiedzą, że wiele z tego, co on im powie, będzie echem tego, co powiedział jego poprzednik. Ale jest niebezpieczeństwo, że Polacy mogą sobie powiedzieć – to jednak jest ktoś inny, nie ten tak bardzo „nasz”, z nas zrodzony, nas znający, i to może być źródłem jakiejś rezerwy wobec tego Papieża. Oby tak się nie stało! Oby Polacy, oby Kościół polski zrozumiał to, co było sensem podróżowania Jana Pawła II, mianowicie – zrozumiał tę pielgrzymkę jako odwiedziny Piotra, który przybywa po to, aby umacniać wiarę. Przecież Benedykt XVI przyjeżdża, ażeby wzmacniać wiarę w braciach, którymi dla niego są Polacy, do których tak często się zwraca z pozdrowieniami. Pragnę, aby spotkał się w naszej Ojczyźnie z przyjęciem najbardziej żarliwym i otwartym na to, co będzie miał naszemu Narodowi do powiedzenia.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl