2. Człowiek Słowa


Zamieszczone teksty nie mają charakteru publikacji naukowej,
więc nie są opatrzone aparatem krytycznym.


Co znaczy, że Jan Paweł II był człowiekiem słowa?

Oczywistymi skojarzeniami w odpowiedzi na to pytanie są – jego twórczość literacka, poetycka i dramaturgiczna, posługa słowa, zaangażowanie w teatr rapsodyczny, niezliczone wręcz teksty homilii i dokumentów, wśród których znajdowały się słowa, które zapadły w naszą pamięć.

Jednak trzeba dostrzec coś więcej. Trzeba zauważyć, że posługa słowa była jedną z dróg Karola Wojtyły/Jana Pawła II, który był swoistym „pielgrzymem Absolutu” i jako ten pielgrzym wskazywał nam szczególną drogę – Drogę Prawdziwą do Życia, czyli Jezusa Chrystusa.

Określenie „Pielgrzym Absolutu” w odniesieniu do Jana Pawła II jest autorstwa G. Reale, włoskiego filozofa i historyka filozofii. Zwrócił on uwagę, że całe dzieje kultury europejskiej,  od starożytności poczynając, są wysiłkiem zmierzania w stronę Absolutu trzema drogami – drogą sztuki, drogą filozofii i drogą wiary (religii, teologii).

Rzecz w tym, że Jan Paweł II, z racji swojego osobistego geniuszu, był tym, który sam, samodzielnie, niejako autorsko podjął te drogi swoim życiem. Był wszak znakomitym literatem, wnikliwym i oryginalnym filozofem oraz znakomitym teologiem (pozostającym – co niezwykle istotne – w mistycznym kontakcie z Bogiem).

To trzeba zauważyć – nikt przed Karolem Wojtyłą, i prawdopodobnie nikt po nim, nie podjął samodzielnie, osobiście tych trzech dróg będących dziedzictwem całej kultury europejskiej.

A jedną z tych dróg była droga słowa.

Twórczość literacka i teatralna

Twórczość literacką rozpoczął Karol Wojtyła tekstem drukowanym w 1933 w „Dzwoneczku” (był to dodatek do krakowskiego tygodnika „Dzwon Niedzielny”). Natomiast pierwszym większym zbiorem poetyckim były Ballady beskidzkie (nie zostały niestety opublikowane). Wiosną 1939 roku ukazał się natomiast zbiór liryków Księga słowiańska [jego fragmenty zostały opublikowany w zbiorze Sonety. Magnificat, Kraków 1995].

Karol Wojtyła, od początku, w charakterystyczny dla siebie sposób, określał cechy właściwe uprawianej przez siebie poezji. W liście do M. Kotlarczyka, twórcy Teatru Rapsodycznego, a zarazem przyjaciela, w roku 1939 wyraził swoje credo: „polskość łacińska w oparciu o chrystianizm jest siłą ogromną, królestwem ducha, ideą ukochania godną Najwyższego. Bo dla nas duch jest więcej niż przemoc i miecz; bo w nas są korzenie Piękna przegłęboko, bo Piękno nasze i sztuka nasza z naszego jest Narodu i dla naszego Narodu: to jest pieśń Wieszczów, Teatr Wyspiańskiego, Księgi Kasprowicza i filozofia Norwida”

W moim odczuciu na szczególne zauważenie zasługuje najpierw owo sformułowanie „polskość łacińska”. Wybrzmi ono ponownie u „dojrzałego” Wojtyły, Jana Pawła II, w jego bardzo znaczącym Akcie Europejskim w Santiago de Compostela, w roku 1982. Prezentując własną tożsamość, Ojciec Święty mówił: „ja, Jan Paweł, syn polskiego narodu, który zawsze uważał się za naród europejski ze względu na swe początki, tradycję, kulturę i żywotne więzy, syn narodu słowiańskiego wśród Latynów i łacińskiego pośród Słowian”. „Polskość łacińska” i naród  „słowiański wśród Latynów i łaciński pośród Słowian” wyrażają odrębność, tożsamość i specyfikę polskiej kultury. Jest ona niejako pomostem między Wschodem i Zachodem, ale nie tylko pełni rolę łącznika. Stanowi autonomiczny fenomen. Jest sama w sobie wartością, i to wartością szczególną.

Nietrudno dostrzec, że ta wartość zostaje oparta i zarazem pomnożona przez „chrystianizm [który] jest siłą ogromną, królestwem ducha, ideą ukochania godną Najwyższego”.

Młodzieńcze credo Wojtyły to także wyraźne wskazanie umiłowanej tradycji literackiej – od Wieszczów po Kasprowicza i Wyspiańskiego, to odsłonięcie poezji i dramatu, który jest naznaczony słowem czynu – czynu ofiarnej miłości w służbie ojczyzny.

W tym samym liście do Kotlarczyka, Karol Wojtyła pisał: „… nie jest Sztuka aby była li tylko prawdą realistyczną, albo li tylko zabawą, ale nade wszystko jest nadbudową, jest spojrzeniem w przód i wzwyż, jest towarzyszką religii i przewodniczką na drodze ku Bogu; ma wymiar romantycznej tęczy: od ziemi i od serca człowieczego ku Nieskończonemu. – Wtedy stoją przed nią horyzonty przeogromne, metafizyczne i anielskie”.

W ten sposób, nieco ukryty,  ale zarazem ujawniany ukazywał poezję i sztukę jako „towarzyszkę  religii”, jako  drogę owego złożonego pielgrzymowania, które prowadzi do Boga.

Dramaty

Pierwsze, młodzieńcze dramaty powstały w roku 1940. Były to Hiob i Jeremiasz, [opublikowane w: Poezje i dramaty, Kraków 1979].  Ich wspólną cechą było określanie

wydarzeń współczesnej historii poprzez osadzanie ich w perspektywie biblijnej. Autor tworzył zatem wyraźną analogię do tematów Starego Testamentu oraz do przeszłości Polski. Pomimo tego, że dramaty te były pisane przez bardzo młodego artystę, charakteryzowała  je wymagająca doświadczenia twórczego wielopłaszczyznowość konstrukcji – zarówno czasowej, jak i przestrzennej. Krytycy zwracają uwagę, że język tych pierwszych dramatów był mocno stylizowany. Trudno też odnaleźć w nich dramaturgię wydarzeń, przeciwnie, mają one charakter na wskroś refleksyjny. Nikłości akcji towarzyszą rozbudowane partie dyskursywne.  Te cechy, niewątpliwie wpisane w styl Teatru Rapsodycznego, pozostaną obecne w dalszej twórczości Karola Wojtyły.

Dramaty

W pierwszych latach powojennych powstaje dramat Brat naszego Boga. Jego główny  bohater Adam – Brat Albert jest wzorowany na bardzo bliskiej Karolowi Wojtyle postaci Adama Chmielowskiego. Bohater dramatu, tak, jak i pierwowzór łączy w sobie postawy artysty i człowieka czynu etycznego.

Całość dramatu nawiązuje do swoistego współczesnego dyskursu, jaki toczy się w naszym świecie – chodzi w nim o podstawowe problemy rozważane w kategoriach społecznych oraz filozoficzno-teologicznych. Jednym z nich jest zagadnienie miejsca jednostki w procesie dziejowym. Pytanie o to, kim jest człowiek i jaką rolę odgrywa w historii i życiu społecznym jest niezwykle wręcz doniosłe w naszej współczesności. Jeśli uwzględni się fakt, że dramat powstawał w okresie drugiej wojny światowej, że był to czas, w którym człowiek był zredukowany do numeru obozowego, jeśli uwzględni się zarazem fakt, że zwycięską ostatecznie okazała się ideologia, w której jednostka była zerem, liczył się natomiast wyłącznie kolektyw, a zwłaszcza jego uświadomiona część w postaci partii proletariackiej, to to pytanie o miejsce jednostki w procesie dziejowym nabiera szczególnej mocy. Podobnie, jak pytanie o zakres wolności i sposoby realizowania wartości. Te pytania wciąż są konkretyzowane poprzez układ struktur politycznych i społecznych. Wyrazem tej konkretyzacji stają się doktryny ekonomiczne i polityczne dotyczące wyzwolenia  w sferze społecznej i politycznej.

Nietrudno przy tym dostrzec, że czas tworzenia dramatu wpisuje się w okres dziejów, naznaczony walką z ubóstwem proletariatu, na tle której to walki wyrosła ideologia marksistowska.  Można powiedzieć, że w dużej mierze stanowiła ona i stanowi (pozornie rzecz jasna) alternatywę dla chrześcijańskiego orędzia wyzwolenia człowieka. Jakiś ślad tego sporu wyzwolenia po marksistowsku i wyzwolenia po chrześcijańsku, znajdujemy w tym dramacie Karola Wojtyły.

W dramacie pojawia się enigmatyczna postać Nieznajomego. Wielu komentatorów upatruje w nim postać Lenina, który wedle niektórych źródeł biograficznych mógł spotkać się z Adamem Chmielowskim.

Charakterystyczna jest propozycja Nieznajomego:

Nieznajomy:

-Karcę pana i za to. To jest również rozpraszanie sił. To mogło wystarczyć na niższych stopniach zbiorowej świadomości. Więcej: źle powiedziałem – to służyło do kiełznania tej świadomości, nie pozwalając jej dojrzeć wcześniej i wybuchnąć.

Adam: (cicho wtrąca)

„…ubogich zawsze macie…”

Nieznajomy:

-Dzisiaj, gdy świadomość zbiorowa dojrzała gniewem, rozprawi się również z tamtym.

Adam:

-A jeśli tamto jest prawdą –

Nieznajomy:

-Trzeba odszukać w niej punkt skrzywienia. Jeśli jest prawdą, to na pewno zostało skrzywione.

Adam: (zupełnie głuchym głosem i z jakimś głębokim przybiciem)

„…Ubogich zawsze mieć będziecie…” „…lecz mnie nie zawsze macie…”

Nieznajomy:

-A zresztą, cóż z tego, cóż z tego? Aha, miłosierdzie. Złotówka tu, złotówka tam, za prawo spokojnego posiadania milionów – w bankach, w lasach, w folwarkach, w papierach wartościowych, w udziałach… A przy tym zwierzęca harówka przez 10, 12, 16 godzin za lichy grosz, za mniej niż prawo do życia, za nadzieję wątpliwej pociechy tam – która niczego nie zmienia, która tylko od wieków wiąże potężny, wspaniały wybuch ludzkiego gniewu – ludzkiego, twórczego gniewu.

Adam: (wziął głowę w obie dłonie)

-Czyżbyś pan miał jednak tyle słuszności…

„Brat naszego Boga” nie jest zwykłą polemiką z wyzwoleniem po marksistowsku, jest wędrowaniem drogami doświadczania człowieczeństwa i autentycznej miłości. Charakterystycznym jest swoisty punkt dojścia, w którym artysta Adam spogląda na swoje dzieło – obraz Ecce homo, z którym to obrazem zaczyna się dogłębnie identyfikować.

Adam: (wobec obrazu „Ecce Homo”)

-Jesteś jednakże straszliwie niepodobny do Tego, którym jesteś –

Natrudziłeś się w każdym z nich.

Zmęczyłeś się śmiertelnie.

Wyniszczyli Cię –

To się nazywa Miłosierdzie.

Przy tym pozostałeś piękny.

Najpiękniejszy z synów ludzkich.

Takie piękno nie powtórzyło się już nigdy później –

O, jakież trudne piękno, jak trudne.

Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.

Temat miłosierdzia odczytany przez biografię Adama Chmielowskiego, Brata Alberta stał się dla Karola Wojtyły jedną z naczelnych idei życiowych. Jako Jan Paweł II dał się poznać jako promotor idei miłosierdzia Bożego, można wręcz powiedzieć, że w służbie miłosierdzia poświęcił swoje życie. Dane mu też było wynieść na ołtarze i kanonizować Brata Alberta.

Współczesna lektura dramatu „Brat naszego Boga” może skłonić do następujących przemyśleń:

  • Ukazuje ideę chrześcijańskiego miłosierdzia, które paradoksalnie doświadczając zła i brudu życia ludzkiego, dzięki Chrystusowi zyskuje walor fascynującego piękna.
  • Pokazuje nieporównywalną wartość orędzia chrześcijańskiego wyzwolenia, które pokonuje najgłębsze źródła zniewolenia. Jest to temat bardzo ważny, zwłaszcza w kontekście tzw. „teologii wyzwolenia”, które wyrosły w Kościołach w Brazylii, Argentynie, niektórych innych krajach latynoamerykańskich, opisując stan zniewolenia człowieka za pomocą diagnozy marksistowskiej. W konsekwencji, problemem centralnym w tej perspektywie nie staje się problem grzechu, ale problem nieładu społeczno-ekonomicznego.

Bardzo istotnym dramatem w twórczości Karola Wojtyły jest utwór „Przed sklepem jubilera. Medytacja o sakramencie małżeństwa przechodząca chwilami w dramat”. Miał on swoją premierę w  1980 roku w londyńskim Teatrze Polskim ZASP w reżyserii L. Pobóg-Malinowskiego.

Dramaty odsłania losy trzech par kochających się ludzi. Łącznikiem historii ich miłości jest Jubiler – postać dość enigmatyczna, jest to kupiec, rzemieślnik, ale też postać symboliczna. Bohaterką szczególną utworu jest miłość, która przedstawia się jako spotkanie osób wzajemnie powierzających się sobie. Śledząc losy bohaterów, zwłaszcza to, co dzieje się w ich wnętrzach, możemy odkrywać miłość jako dar całego człowieka w różnych wymiarach – aksjologicznym, psychicznym i biologicznym. Możemy też stwierdzać, że miłość najlepiej realizuje się w formie małżeństwa, które jest i być powinno pełnym i dozgonnym zjednoczeniem dwu ludzkich istnień.

Także ten dramat warto odczytywać w perspektywie innych dokonać Karola Wojtyły/Jana Pawła II. Tym razem taką perspektywą może być etyka personalistyczna, która domaga się powinności miłowania drugiej osoby, ze względu na to, kim jest.

Tytułem przykładu, przywołajmy fragment dramatu:

Andrzej

Doszedłem do Teresy drogą dosyć długą, nie odnalazłem jej od razu.

Nie pamiętam nawet, czy pierwszemu naszemu spotkaniu

towarzyszyło jakieś przeczucie lub coś w tym rodzaju.

I chyba nawet nie wiem, co znaczy „miłość z pierwszego wejrzenia”.

Po pewnym czasie stwierdziłem, że znalazła się w polu mojej uwagi,

to znaczy, że musiałem nią się interesować,

i równocześnie godziłem się na to, że muszę.

Mogłem wprawdzie nie postępować tak, jak czułem, że muszę,

lecz sądziłem, że nie miało by to sensu.

Widocznie coś było w Teresie, co odpowiadało mej osobowości.

Myślałem wówczas wiele o „drugim ja”.

Teresa była przecież całym światem, tak samo odległym,

jak każdy inny człowiek, jak każda inna kobieta

– a jednak coś pozwalało myśleć o przerzuceniu pomostu.

Pozwalałem tej myśli trwać, a nawet rozwijać się we mnie.

Nie było to pozwolenie nie zależne od aktu woli.

Nie poddawałem się tylko wrażeniu i urokowi zmysłów,

bo wiem, że wówczas naprawdę nie wyszedłbym z mego „ja”

i nie dotarł do drugiej osoby – ale tu był właśnie wysiłek.

Bo przecież moje zmysły karmiły się co krok

wdziękiem napotykanych kobiet.

Gdy kilka razy próbowałem za nimi pójść,

spotykałem wyspy odludne.

Pomyślałem też wówczas, że piękność dostępna dla zmysłów

może być darem trudnym lub niebezpiecznym,

spotykałem wszakże osoby, które ona wiodła do cudzej krzywdy

– i tak powoli nauczyłem się cenić piękność

dostępną dla umysłu, czyli prawdę.

Postanowiłem więc szukać kobiety, która naprawdę będzie

dla mego „drugim ja”, a pomost między nami rzucony

nie będzie chwiejną kładką wśród nenufarów i trzcin.

Spotkałem kilka dziewcząt, które zaabsorbowały mą wyobraźnię,

a także moją myśl – i oto w momentach,

w których najbardziej zdawałem się sobie nimi zajęty,

stwierdzałem nagle, że Teresa wciąż tkwi w mej świadomości i pamięci,

a każdą z tamtych z nią odruchowo porównuję.

A przecież nawet pragnąłem, by ją wyparły z mej świadomości,

poniekąd liczyłem na to.

I gotów byłem też iść za wrażeniem, za wrażeniem natarczywym i mocnym.

Miłość uważać chciałem za namiętność

i za uczucie, które przewyższy wszystko

– wierzyłem w absolut uczucia.

I dlatego nie mogłem wprost pojąć,

na czym opiera się to przedziwne trwanie Teresy we mnie,

dzięki czemu jest we mnie obecna,

co jej zapewnia miejsce w moim „ja”,

i co stwarza wokół niej ten jakiś

dziwny rezonans, to „powinieneś”.

Unikałem jej przeto przezornie, omijałem wręcz z premedytacją

to, co mogłoby wzbudzić bodaj cień domysłu.

Czasem aż znęcałem się nad nią w moich myślach,

równocześnie zaś w niej widziałem mą prześladowczynię.

Wydawało mi się, że ściga mnie swoją miłością,

a ja muszę odciąć się stanowczo.

Tak zaś rosło me zainteresowanie dla Teresy,

miłość wyrastała poniekąd ze sprzeciwu.

Miłość może być bowiem zderzeniem,

w którym dwie osobowości uświadamiają sobie do głębi,

że powinny do siebie należeć, chociaż brak nastrojów i wrażeń.

Jest to jeden z tych procesów we wszechświecie, co sprowadzają syntezę

i jednoczą to, co rozdzielone, a co ciasne i ograniczone, to rozszerzają i bogacą.

Dramat „Przed sklepem jubilera” jest swoistym wprowadzeniem do etyki personalistycznej, do odkrycia tego, że człowiek – osoba jest zawsze inaczej i wyżej w stosunku do otaczającego go świata przedmiotów, ale zarazem jest tylko „inaczej” w stosunku do drugiego człowieka. Jeśli między dwojgiem ludzi dokonuje się afirmacja ze względu na wartość tego drugiego („jak dobrze dla mnie, że jesteś”), i ta afirmacja ma charakter dwustronny, wzajemny – można mówić o miłości oblubieńczej. Wojtyła w swoim dramacie odkrywa nie tylko proces owej potrzeby „powinieneś”, potrzeby przerzucenia mostów i więzi do drugiego człowieka, ale każe też postawić problem miłości wobec ryzyka czasu – przemijania, zagrożenia niewiernością, zdradą. Dlatego stawia bardzo mocny postulat – propozycję – powinność:

9. Miłość – miłość pulsuje w skroniach,

w człowieku staje się myślą

i wolą:

wolą bycia Teresy Andrzejem,

wolą bycia Andrzeja Teresą.

10. Dziwne, a jednak konieczne

– i znów odchodzić od siebie,

bo człowiek nie przetrwa w człowieku

bez końca

i nie wystarczy człowiek.

11. Jakże uczynić, Tereso,

by pozostać na zawsze w Andrzeju?

Jakże uczynić, Andrzeju,

by pozostać na zawsze w Teresie?

Skoro człowiek nie przetrwa w człowieku

i nie wystarczy człowiek.

12. Ciało – przez nie przesuwa się myśl,

nie zaspokaja się w ciele –

i przez nie przesuwa się miłość.

Tereso, Andrzeju, szukajcie

przystani dla myśli w swych ciałach,

dopokąd są

szukajcie przystani miłości.

Owo „szukanie przystani miłości” było przedmiotem refleksji poetyckiej, ale też wnikliwej analizy filozoficznej, zwłaszcza w „Miłości i odpowiedzialności”. Jednak, ostateczną odpowiedź, mogła i może tutaj przynieść sfera wiary i teologii.

Czytając ten dramat współcześnie można znaleźć w nim inspiracje m.in. do:

  • spojrzenia w sposób literacki na temat etyki personalistycznej, której normą naczelną jest powinność afirmacji osoby ze względu na nią samą;
  • podjęcia tematu miłości w sposób egzystencjalny, ale zarazem otwarty na kwestie etyczne i teologiczne;
  • refleksji nad nierozerwalnością małżeństwa i konsekwencjami dramatu rozerwania, bądź nawet czasowej zdrady małżeńskiej;
  • pięknem i głębią miłości oblubieńczej i małżeńskiej.

Dramat „Promieniowanie ojcostwa” to w swej strukturze obszerny dialog, w którym zawarte są dyskursywne partie o problemach etycznych, teologicznych, a nawet językoznawczych. Charakteryzuje go konsekwentna oszczędność w dozowaniu środków artystycznych

asceza języka teatralnego.

„Promieniowanie ojcostwa” jest w dużej mierze kontynuacją problematyki ukazywanej w dramacie „Przed sklepem jubilera” . Punktem wyjścia staje się tutaj głównie doświadczenie samotności, które umożliwia wyjście w stronę ojcostwa, macierzyństwa, otwarcia na drugiego. Prawie zupełnie zanika akcja zewnętrzna, całość „dziania” się rozgrywa się we wnętrzach bohaterów. Bohaterowie – Adam i Monika –są nie postaciami realnymi, lecz modelami mężczyzny i kobiety.

Adam – szczególny bohater, odkrywa – dzięki samotności – doświadczenie ojcostwa, którym został obdarowany, by otwierać się na drugiego człowieka. Odkrywa także, że to ojcostwo upodabnia go do jedynego Ojca, który sam w sobie jest Samotny – Jeden. Ta świadomość obezwładnia Adama, czuje, że jego zadanie życiowe jest zbyt wielkim ciężarem – dlatego „zrzuca ojcostwo jak brzemię”. Pozbył się tej tajemnicy „promieniowania ojcostwa” i wszedł w egoistyczną samotność.
Nie wyzbył się jednak świadomości, że dar życia jako otrzymał od Boga nie należy do niego, nie jest jego własnością. On może życie tylko przekazać, a ten przekaz prowadzi go zawsze

do Boga, który jest początkiem wszelkiego życia.

ADAM

Słowo „moje” – maleńkie, proste słowo. Jakże długo musiałem stać
na jego progu Jakże długo się wpatrywałem w nie poprzez całą logikę
istnienia… To słowo ma sens odwieczny…
Czy wiesz, że nam nie wolno przyjmować tylko tego,
co wypływa na fali serca, dopokąd nie weźmiemy odpowiedzialności
za prawdę tego słowa: potocznego, prostego słowa, jakim jest słowo „moje”?
Do serca nam wolno powracać, gdy już zdołamy się uporać
z logiką słów. Iluż nas lęka się oto, że wówczas już nie odnajdziemy
tego ciepłego prądu, który niesie z sobą fala serca?

Nie postępuj nigdy jak ślepiec, który tylko dotyka przedmiotów
nie rozwijając widzenia każdego z nich. Życie wtedy będzie ubogie.
A przecież ja nie chcę umniejszyć – bo ty jesteś dzieckiem serca –
nie chcę umniejszyć w niczym tego, w czym leży twój skarb.
Drżę na samą myśl, że mógłbym coś w tobie zepsuć
albo podkopać…
Ale nie chcę, by jakoś na oślep rozwijało się to, co wypływa
na fali serca, prowadząc gdzieś w ślepe zaułki.
Moje dziecko, trzeba naprzód prześwietlić każde uczucie,
by nie czuć w mroku, a potem czuć na nowo – już w świetle –
trzeba prześwietlić je myślą.
(Przetwarzam to delikatne wnętrze,
w którym coraz swobodniej przebywam,
mieszkam jak gdyby u siebie. Ileż ona otwarła mi drzwi –
i gdyby jeszcze wiedziała o jakiejś furtce ukrytej,
która dotąd jest dla mnie zamknięta,
próbowałaby zaraz otworzyć.. a przecież nie jest z tych,
co otwierają się łatwo…)

MONIKA

Kiedy myślę o tobie „mój”, nie za sobą idę, lecz za tobą
a równocześnie jakoś idę w siebie, ażeby ciebie tam znaleźć.
Gdy znajduję, znajduję z radością – a jeśli nie znajduję,
to czuję ból, i dlatego czasem w skrytości płaczę…
Cóż w tym jest? Czy chcę ciebie zabrać i mieć na własność?
– no pewnie. Ale to nie tak… to nawet chyba
byłoby wręcz niemożliwe… chcę tylko stale tak w ciebie przechodzić,
abyś mógł mnie znajdować w sercu – i abyś wtedy
mógł o mnie myśleć „moje”… jak się myśli o dziecku rodzonym.

Odczytując dzisiaj „Promieniowanie ojcostwa” warto zastanowić się nad:

  • Współczesną samotnością człowieka i tym, dlaczego nie sposób jej przełamać, przekroczyć bez stania się darem dla innych;
  • Tajemnicą rodzicielstwa – nad tym, że nie jest ono tylko faktem biologicznym, ale czymś, co w sposób znaczący określa człowieka jako człowieka;
  • Nad ważnością słowa „mój” – mój Chrystus, mój Kościół, mój brat, siostra, moja ojczyzna

Poezja

Z konieczności w tym wykładzie wspomnę tylko o poezji – być może będzie jeszcze okazja, by nad nią się zastanowić.

Karol Wojtyła napisał kilka poematów:

  • Pieśń o Bogu ukrytym („Głos Karmelu” 15(1946) z. 1-3),
  • Pieśń o blasku wody („Tygodnik Powszechny” 6(1950) z. 19),
  • Matka (tamże z. 50)
  • Myśl jest przestrzenią dziwną („Tygodnik Powszechny” 8(1952) z. 42);
  • Kamieniołom („Znak” 9(1957) 559-563),
  • Rozważanie o śmierci („Znak” 27(1975) 271-276),
  • Myśląc Ojczyzna („Znak” 31(1979) s. IV).

Wszystkie były publikowane pod pseudonimami, tak, że niewielu domyślało się lub wiedziało, że arcybiskup krakowski jest ich autorem.

To, co zwraca uwagę, to najpierw fakt, że w tytułach lub podtytułach często padają  określenia typu: rozważanie, myśl, medytacja. Same utwory często są naznaczone charakterem monologu lub wnikliwego dyskursu. Nie ma tutaj szafowania stanami emocjonalnymi, brakuje też uczuciowych deklaracji wobec odbiorcy. Niektórzy porównują te poezje z traktatami, które w sposób wnikliwy podejmują kwestie egzystencjalne.

Dominuje w tej poezji monolog nasycony terminami teologicznymi i filozoficznymi,  a nieliczne reakcje uczuciowe są przetwarzane na elementy obrazowe i refleksyjne.

Znowu taki wgląd w rzeczywistość, takie doświadczanie świata poprzez osobę, płynące z jej wnętrza jest charakterystyczne dla personalizmu Karola Wojtyły. Celem podejmowanych rozważań staje się dążenie do stawania się coraz bardziej wolnym (dokładniej ujmując do panowania nad własnym życiem psychicznym). To kolejny pomost łączący poezję Wojtyły z jego koncepcją filozofii.

Znawcy literatury wskazują, że cechy tej poezji  upodobniają ją do poetyki neoklasycyzmu (np. Eliot). Niektórzy widzą też podobieństwa formalne i światopoglądowe z technikami grup awangardowych 20-lecia międzywojennego .

Jednak, w twórczości Karola Wojtyły toczy się przede wszystkim intensywny dialog z wielką tradycją polskiej literatury romantycznej i neoromantycznej. Czytelne są w niej nawiązania do A. Mickiewicza, J. Słowackiego, CK. Norwida, S. Wyspiańskiego.

Widoczne są też silne związki poezji Wojtyły z chrześcijańską literaturą mistyczną, głównie  z pismami św. Jana od Krzyża. Jest to zwłaszcza widoczne w symbolicznych obrazach i przedmiotach będących nośnikami idei i przekonań Autora. Chodzi tu o takie określenia, jak: świetliste przedmioty, dno duszy, obraz nie do udźwignięcia, blask wody, wciągające zwierciadło, przestrzeń duchowa, wychodzenie poza siebie, oko prześwietlone i oświecające, spotkanie osób. W tych wyrażeniach i w całej poezji kryje się postępowanie człowieka poszukującego, poznającego i jednoczącego się z Bogiem.

Poezja Karola Wojtyły jest dogłębnie sięgająca wnętrza ludzkiego, wręcz doświadczenia mistycznego relacji człowieka z Bogiem. Ale człowiek to także społeczeństwo i wspólnota.

Daje się zauważyć, że po roku 1956 zainteresowania Karola Wojtyły skłaniają się ku jednostce ludzkiej żyjącej i działającej w społeczeństwie. W poezji zawarty zostaje sposób namysłu nad istotą i typami więzi międzyosobowych.

Wyrazem tej twórczości jest na przykład poemat Kościół („Znak” 15(1963) 1376-1379), który był  artystycznym komentarzem do obrad soborowych. Odsłaniał w poetycki sposób uniwersalność chrześcijaństwa,  podkreślał wielonarodowość i wielokulturowość Kościoła, wskazywał zarazem wzory osobowe najpotrzebniejsze współcześnie katolicyzmowi.

Z kolei poemat Kamieniołom  (Znak 9(1957) 559-562) skupiał się wokół zagadnienia pracy ludzkiej. Pokazywał ją jako proces służący wytwarzaniu wartości materialnych, co dokonuje się w kontakcie z przyrodą, ale także ukazywał jej wpływ na rozwój jednostkowej osobowości oraz wytwarzanie więzi międzyludzkich .

W poezji Karola Wojtyły można dostrzec wiele fragmentów opartych na paradoksie (umieranie-zmartwychwstanie). Słowa s zestawiane w układy przeciwstawne znaczeniowo na pierwszym planie, lecz odsłaniające zarazem związek na głębszym poziomie duchowym. Widać to w pojęciach i słowach takich jak: dojrzewanie-cofanie się, słowo-milczenie, śmierć-nadzieja.

Jeden z najwybitniejszych znawców poezji Karola Wojtyły, a zarazem człowiek bardzo mu bliski pisał: „cała poezja Karola Wojtyły ma charakter na wskroś religijny, i dlatego również, że niepodobna w obcowaniu z nią zapomnieć  o Poecie, który tworzył ją w przeszłości  i jest obecnie Papieżem, Ojcem Świętym, człowiekiem wyciskającym piętno swojej osobowości na życiu Kościoła, Ludu Bożego, chrześcijaństwa, całego świata.“ Ten sam Marek Skwarnicki dodawał: „Twórczość poetycka, obok działalności naukowej, zwłaszcza filozoficznej, stała się prawdopodobnie dla Niego (…) jedną z wielu dróg poznania i zgłębiania rzeczywistości ludzkiej, być może najbliższa sercu, ale nie najważniejszą w pełnieniu obowiązków“

Gdy Karol Wojtyła został papieżem, zaprzestał właściwie pisania dzieł literackich. Jednak, można dopowiedzieć, że – do czasu. Najpierw wyjątkowy charakter miały rozmowy z papieżem, te wydane przez Andre Frossarda i te w wywiadzie udzielonym Vittorio Messoriemu – „Przekroczyć próg nadziei”.

W roku 2002  ukazała się wyjątkowa „Autobiografia”, w której Jan Paweł II opowiadał o swoim życiu. Daremnie było jednak szukać w niej sensacji, natomiast doświadczalny był dotyk tajemnicy: „18 maja 1920 roku o dziewiątej rano nie było mnie jeszcze na świecie. Jak mi później powiedziano, urodziłem się po południu między piątą a szóstą. Mniej więcej w tym samym czasie, po południu między piątą a szóstą, tyle że pięćdziesiąt osiem lat później, zostałem wybrany na papieża”.

W roku 2004 ukazała się autorska książka papieża adresowana do biskupów „Wstańcie! Chodźmy!”, w której można było widzieć dalszy ciąg „Daru i Tajemnicy” z 1996 roku, adresowanej w szczególny sposób do kapłanów/

Wreszcie w roku 2005 ukazała się „Pamięć i tożsamość”, książka, która stała się swoistym intelektualnym testamentem papieża. Jest ona zbiorem filozoficznych i historycznych refleksji papieża na tematy, jak demokracja, wolność i prawa człowieka, a także totalitaryzmy XX wieku.

Wyjątkowe miejsce w twórczości literackiej Jana Pawła II zajmuje jednak poemat mistyczny – „Tryptyk Rzymski”, który uchodzi za syntezę dotychczasowej twórczości literackiej.

Jest to utwór w głęboko religijnej perspektywie rozpatrujący sens życia i śmierci.

Co mi mówisz górski strumieniu?

w którym miejscu ze mną się spotykasz?

ze mną, który także przemijam —

podobnie jak ty…

Czy podobnie jak ty?

(Pozwól mi się tutaj zatrzymać —

pozwól mi się zatrzymać na progu,

oto jedno z tych najprostszych zdumień.)

Potok się nie zdumiewa, gdy spada w dół

i lasy milcząco zstępują w rytmie potoku

  lecz zdumiewa się człowiek!

Próg, który świat w nim przekracza,

jest progiem zdumienia.

(Kiedyś temu właśnie zdumieniu nadano imię «Adam».)

Był samotny z tym swoim zdumieniem

pośród istot, które się nie zdumiewały

  wystarczyło im istnieć i przemijać.

Człowiek przemijał wraz z nimi

na fali zdumień.

Zdumiewając się, wciąż się wyłaniał

z tej fali, która go unosiła,

jakby mówiąc wszystkiemu wokoło:

«zatrzymaj się! —  masz we mnie przystań»

«we mnie jest miejsce spotkania

z Przedwiecznym Słowem» —

«zatrzymaj się, to przemijanie ma sens»

«ma sens…  ma sens…  ma sens!»

To bardzo pobieżne wprowadzenie w posługę słowa Karola Wojtyły/Jana Pawła II może pozwolić nam:

  • Dostrzec wartość słowa w życiu człowieka i w dziejach narodu
  • Zauważyć główne tematy zainteresowań, więcej – życiowej pasji Jana Pawła II
  • Zobaczyć wyjątkową, zdumiewającą konsekwencję jego dróg poszukiwania i dociekania Boga Miłości, który jest sensem ludzkiego istnienia

ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz TChr, WSKSiM

drukuj