[TYLKO U NAS] M. Pol: Lewandowski i Piątek mogą ze sobą współpracować bez problemu

Trochę przez przypadek, bo nie wiem, czy Jerzy Brzęczek to planował, ale dowiedzieliśmy się, że jak najbardziej może współpracować ze sobą Krzysztof Piątek z Robertem Lewandowskim. Wielu ekspertów podkreślało, że oni są zbyt podobni i będą sobie przeszkadzać, ale okazało się, że „Lewy” chętnie pełni rolę „służebną” dla kadry, wycofuje się, rozgrywa powiedział w rozmowie z Wojciechem Heronem dyrektor programowy segmentu sportowego OnetRASP Michał Pol.


Wojciech Heron: Jedni mówią, że z Austrią zagraliśmy słabo, ale liczą się trzy punkty, inni, że dobrze. Jak to więc jest według Pana, jaki mecz rozegrała Polska na inaugurację eliminacji do mistrzostw Europy?

Michał Pol: Po ostatnich miesiącach, kiedy kadra nas nie cieszyła, a raczej przyprawiała o ból głowy, należy się cieszyć, że wygraliśmy na wyjeździe z naszym grupowym rywalem. W dodatku po raz pierwszy pod wodzą Jerzego Brzęczka nie straciliśmy gola, więc to cieszy i na papierze wygląda bardzo dobrze. Widzieliśmy jednak, jak ta gra wygląda. Zwłaszcza w pierwszej połowie nie wyglądało to za dobrze – bez jakiegoś schematu, chaos, mnóstwo strat, mimo że sami nie wiedzieliśmy, których z tych naszych wybitnych napastników wystawić. Ja wystawiłbym taki sam skład jak Jerzy Brzęczek i w takim samym ustawieniu. Też zagrałbym z przodu dwójką Robert Lewandowski – Arek Milik, bo liczyłem, że skoro są obecnie w tak dobrej formie, to wróci ich współpraca z Euro 2016 i eliminacji do mistrzostw świata. Liczyłem na automatyzmy, które się między nimi wytworzyły. Kiedy zobaczyłem ten skład, to w pełni zgodziłem się z Jerzym Brzęczkiem, łącznie z wystawieniem na lewym skrzydle Piotra Zielińskiego – dokładnie tak jak w Napoli, z prawem zbiegania do środka, kiedy tylko chce, łącznie z Bartkiem Bereszyńskim na lewej stronie obrony. Potem okazało się, że nie wszystko funkcjonowało.

Chyba wszyscy zgodzimy się, że Milik zagrał słabiutko. I tu szacunek dla Jerzego Brzęczka, bo nie każdy trener, a zwłaszcza kiedy popatrzymy na naszych byłych selekcjonerów, nie zdecydowałby się na zmianę tak szybko. Tutaj zmiana miała miejsce w 45. minucie. Nie każdy trener odważyłby się na coś takiego. To była dobra zmiana Przemka Frankowskiego. Kolejna zmiana – wymuszona, ale przecież nie było wymuszone to, żeby za Piotrka Zielińskiego wszedł Krzysztof Piątek. Jerzy Brzęczek mógł, jak to było z Włochami i Portugalią, zablokować mecz, wprowadzić drugiego defensywnego pomocnika i bronić 0:0, uznając, że jeśli nie ma Zielińskiego, to i tak już nikt nie poda do naszych napastników. To mi się podobało. Graliśmy z przeciętną Austrią, której błędy trzeba było jedynie wypunktować, ale i tak pozwoliliśmy na wiele. Nasza obrona była dziurawa. Gdyby nie Wojtek Szczęsny – zdecydowanie nasz najlepszy zawodnik w tym spotkaniu – to ten wynik byłby słabiutki. Nie napawam się więc stylem zwycięstwa, bo jego w ogóle nie ma, ale trzy punkty cieszą. Widać, że to może być znowu zespół. Widać było po bramce Piątka, że wszyscy pobiegli do narożnika, w którym Piątek się cieszył.

W.H.: Z perspektywy słabszego występu Arkadiusza Milika, Krzysztof Piątek powinien znaleźć się w pierwszej jedenastce na mecz z Łotwą w Warszawie?

M.P.: Trochę przez przypadek, bo nie wiem, czy Jerzy Brzęczek to planował, ale dowiedzieliśmy się, że jak najbardziej może współpracować ze sobą Piątek z Lewandowskim. Wielu ekspertów podkreślało, że oni są zbyt podobni i będą sobie przeszkadzać, ale okazało się, że „Lewy” chętnie pełni rolę „służebną” dla kadry, wycofuje się, rozgrywa. Absolutnie widać, że oni mogą ze sobą współpracować tak dobrze, jak w eliminacjach do Euro 2016 współpracowali Lewandowski i Milik. Myślę, że tym występem Piątek zapracował sobie na to, żeby wyjść w pierwszym składzie na Łotwę. Powinien dostać od trenera taką nagrodę – wyjść przed tych 58 tys. kibiców, dostać owacje, podziękowania. To będzie piękne zwieńczenie tej bajki, jaką jest jego kariera w ostatnich miesiącach.

W.H.: Dobre opinie za swój występ można powiedzieć, że jeśli chodzi o kadrę to w końcu zebrał Piotr Zieliński. Faktycznie spełnił oczekiwania, czy po tym piłkarzu można spodziewać się więcej?

M.P.: Uważam, że wreszcie znaleźliśmy mu pozycję. Wcześniej marnował się i z różnych względów nie mógł pokazać swojego potencjału. Tutaj trener Brzęczek zobaczył, że w Napoli funkcjonuje jako lewy skrzydłowy zbiegający do środka, i że może to być dla niego optymalna rola. Choć nie strzeliliśmy gola, kiedy był na boisku i nie wykreował stuprocentowych sytuacji, to był – moim zdaniem – w pierwszej połowie najlepszym zawodnikiem obok Wojciech Szczęsnego. Szarpał, cofał się, odbierał piłkę. Może nie grał tak dokładnie, jak w meczu z Juventusem, kiedy miał 100 procent czystych podań, ale tak powinniśmy grać w przyszłości.

W.H.: Jak widzi Pan nasz środek pola? Obaj środkowi pomocnicy Grzegorz Krychowiak i Mateusz Klich nie pokazali się z najlepszej strony. Obaj też zdecydowanie lepiej niż na kadrze radzą sobie w klubie. Krychowiak to nadal numer jeden?

M.P.: Przyznam, że taki właśnie skład wystawiłbym na Austrię. Właśnie z Krychowiakiem, który ma bardzo dobry okres w Lokomotiwie. Po pierwsze gra, to nie jest ten ubiegły sezon, kiedy siedział na ławce czy trybunach w PSG i West Bromwich. Po drugie, zbiera dobre recenzje. Klich to samo – bardzo się cieszyłem, że zagra w pierwszym składzie. Obserwują go w Leeds, ale tam ma trochę inną rolę i Marcelo Bielsa daje mu więcej swobody. Tutaj zdziwił mnie, że podawał najdalej na trzy metry. Grał tak mało kreatywnie, że nie wiem, czy nie było to związane z jakimiś instrukcjami, jakie dostał od Jerzego Brzęczka. W każdym razie obaj nasi środkowi pomocnicy na „nie”. Niemniej ja bym ich nie skreślał. Spróbowałbym wariantu z Szymonem Żurkowskim. Chcielibyśmy go zobaczyć na tle dorosłej reprezentacji. Z drugiej strony uważam, że nie mamy innego takiego piłkarza jak Krychowiak. Spróbowałbym zagrać Żurkowskim na „ósemce”, a Krychowiakiem na „szóstce”. Teraz rywale są tacy, że Krychowiak powinien wystarczyć nawet w takiej formie jak w Wiedniu.

W.H.: Wiadomo, że skala zespołu jest inna, ale czy może to być dla nas mecz tak przełomowy jak ten z Niemcami za kadencji Adama Nawałki, biorąc pod uwagę problemy, które kadra miała podczas Ligi Narodów?

M.P.: To się okaże. Myślę, że może tak być. Oczywiście nie da się tego porównać z pierwszym, historycznym zwycięstwem z Niemcami. Patrząc na radosną i jednoczącą reakcję drużyny wierzę, że to może być taki mecz. Przecież ta drużyna dostawała w tyłek w Lidze Narodów i w towarzyskim meczu z Czechami, nie szło jej za bardzo. Teraz przyszło zwycięstwo z teoretycznie najsilniejszym rywalem w eliminacjach, przynajmniej patrząc na koszyki, bo myślę, że mecz w Izraelu może być dla nas bardzo trudny. Być może wpłynie to na większą odwagę w decyzjach Jerzego Brzęczka, choć i tak mnie zaskoczył odwagą w Wiedniu, bo bałem się, że znów zagramy dwoma defensywnymi pomocnikami i jednym napastnikiem, a zmiany będą tylko betonować środek pola. A jednak zaryzykował i to się opłaciło.

W.H.: To otwarcie za trzy punkty już pokazuje nam, że te eliminacje będą dla nas spacerkiem? Jest ktoś, kto może nam zagrozić?

M.P.: Od początku mówiłem, że tylko my sami możemy sobie zagrozić. Tylko my możemy zawalić wyjście z tej grupy. To nie są rywale turniejowi, którzy w każdej chwili mogą wrócić do świetności. Nie ma rywali takich jak Holandia czy Włochy, którzy nie grali na mundialu, ale w naszej grupie byliby faworytem. Tak naprawdę to sami przeciętniacy i Polska jest w tej grupie faworytem, tylko nie może się tego przestraszyć. Myślę, że nie najlepiej było w Wiedniu, ale teraz będzie lepiej. Najgorszy wyjazd mamy już za sobą.

Sport.RIRM

drukuj