Rządzący w Polsce dopiero teraz reagują na niemiecką płacę minimalną

Minister infrastruktury i rozwoju Maria Wasiak wygłosiła płomienne przemówienie przeciwko niemieckiej płacy minimalnej, w tym także w sektorze transportu, na konferencji zorganizowanej przez Komisję Europejską w Brukseli.

Dopiero teraz polski rząd na unijnym forum decyduje się na bardziej zdecydowaną krytykę poczynań niemieckiego rządu, zarzucając mu łamanie unijnego prawa i pogarszanie warunków konkurencyjności, szczególnie w obszarze transportu ciężarowego.

Wprawdzie w maju KE rozpoczęła przeciwko Niemcom postępowanie o naruszenie unijnego prawa w związku z wprowadzeniem płacy minimalnej i objęcie nimi także firm transportowych z innych krajów członkowskich i w związku z tym ten kraj zdecydował się zawiesić częściowo te przepisy ale i tak polskie firmy transportowe z tego tytułu poważnie ucierpiały.

Przypomnijmy tylko, że rząd Ewy Kopacz na początku 2015 roku, wydawał się bardzo zaskoczony niemiecką decyzją w sprawie płacy minimalnej i jej obowiązywaniem także w odniesieniu do polskiego transportu ciężarowego.

Bardzo zaskoczonym i zbulwersowanym ministrem okazał się szczególnie Janusz Piechociński, który w mediach określił jako skandaliczną decyzję Niemiec w sprawie ustanowieniu minimalnego wynagrodzenia za godzinę pracy na poziomie 8,5 euro i objęcia tym wymogiem także kierowców z Polski, którzy tranzytem przewożą towary przez terytorium tego kraju.

To zaskoczenie i zbulwersowanie było jednak tym dziwniejsze, że propozycja ustanowienia płacy minimalnej w Niemczech na tym poziomie, znalazła się już w porozumieniu kolacyjnym CDU-CSU-SPD w czasie tworzenia rządu po wyborach parlamentarnych na jesieni 2013 roku (a więc ponad rok temu).

Już wtedy bowiem postanowiono, że ten poziom wynagrodzenia będzie obowiązywał generalnie od 1 stycznia 2015 roku przy czym dla niektórych dziedzin gospodarki te przepisy miały wejść w życie od 1 stycznia 2017 roku (wśród tych dziedzin nie było jednak transportu).

Ministrowie rządu Ewy Kopacz, nie wyjaśnili do tej pory, co robili urzędnicy ich resortów, a także przedstawiciele polskiego rządu w Brukseli przez ponad rok aby ta niemiecka decyzja nie zaszkodziła konkurencyjności polskiego transportu ciężarowego.

Nie pokazali pism w tej sprawie do swoich odpowiedników w Niemczech jakie wysłali w całym 2014 roku i o odpowiedzi na nie, niestety nic nie mówili o swoich interwencjach w Komisji Europejskiej, w sprawie zgodności z prawem europejskim wprowadzonych przez ten kraj rozwiązań.

Prawdopodobnie naiwnie zakładali, że Niemcy podejmując polityczną decyzję o minimalnym poziomie płac, nie będą osłaniali tych dziedzin swojej gospodarki, które są wiodące w Europie.

Po nerwowych interwencjach polskiego ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, udało się zawiesić przepisy o płacy minimalnej przy przewozach tranzytowych przez Niemcy do czasu rozstrzygnięcia przez Komisję Europejską skarg na takie rozwiązanie ale jak już wspomniałem dotyczy to tylko tranzytu.

Jak wynika bowiem z wyjaśnień Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, zawieszenie niemieckich przepisów dotyczy tylko 1/3 przewozów realizowanych przez polskich przewoźników, ponieważ przewozy transgraniczne do i z Niemiec, a także przewozy kabotażowe (przewozy wykonywane przez polskich przewoźników na terenie Niemiec), są jednak objęte tymi przepisami.

Nawet jeżeli KE nakaże Niemcom wycofanie się narzucania płacy minimalnej firmom spoza tego kraju, które świadczą usługi tranzytowe, to rozwiązanie dotyczy i będzie dotyczyło przewozów transgranicznych i kabotażowych, a więc blisko 2/3 polskich usług transportowych oferowanych na niemieckim rynku.

Rządzący w Polsce reagują bardziej zdecydowanie na niemiecką decyzję z początku roku dopiero po upływie blisko pół roku od jej wprowadzenia, a trzeba było to robić wtedy kiedy te przepisy były w tym kraju przygotowywane, a więc przez cały rok 2014.

kuzmiuk.blog.onet.pl/RIRM

drukuj