Rosja bada grunt

Z prof. Józefem Szaniawskim, historykiem, politologiem, wykładowcą WSKSiM w Toruniu, autorem monografii: „Reduta Polska między historią a geopolityką”, „Marszałek Piłsudski w obronie Polski i Europy”, rozmawia Anna Wiejak

Kto, Pana zdaniem, jest tak naprawdę odpowiedzialny za wybuch tej wojny?

– Ta wojna trwa prawdę powiedziawszy 250 lat, od końca XVIII wieku. Z jednej strony zaangażowane jest w nią ogromne imperium, z drugiej – malutki naród pięciu milionów górali. To z jednej strony jest Rosja, która była nazywana w XVIII wieku kozackim imperium, w XIX wieku żandarmem Europy, a w XX wieku – imperium zła. To jest cały czas to państwo. Z drugiej strony jest Gruzja, która walczy o swoją niepodległość. Przypomnę, że pierwszy raz Rosja usiłowała wchłonąć Gruzję w czasach carycy Katarzyny II. To był pierwszy krok do odebrania jej niepodległości. Definitywnie Gruzję jako państwo zlikwidował car Mikołaj I, znany nam z „Reduty Ordona”, czy z tłumienia Powstania Listopadowego. Wojna toczy się od tamtej epoki.

Przysłowie górali, myśliwych gruzińskich mówi, że echo jednego wystrzału czasami trwa 100 lat. I z taką sytuacją mamy ewidentnie do czynienia w tej chwili. Nie ma co się oszukiwać. Rosjanie mówią, że Gruzja jest agresorem, a oni mają nie armię rosyjską, tylko „siły pokojowe”. To jest po prostu szczyt bezczelności nazwać siłami pokojowymi armię, która kontynuuje tradycje Armii Czerwonej.


Czy Osetia ma szansę na jakąkolwiek niepodległość?


– Zacznijmy od tego, że Osetia jest częścią Gruzji, integralną częścią tego państwa, i to tak, jakby Pani zastanawiała się, czy szansę na niepodległość ma Suwalszczyzna albo przyłączenie do Litwy, bo tam mieszka mniejszość litewska. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. To nie jest jakaś odrębna część Gruzji, ale jej integralna część, w której mieszka mniejszość osetyjska. Trzeba powiedzieć, że mniejszości istnieją w bardzo wielu państwach. W Wielkiej Brytanii są Irlandczycy, Baskowie w Hiszpanii i we Francji (nie chcą się z tym pogodzić, ale to już inna kwestia). We Włoszech jest problem Sycylijczyków. W Polsce wiemy, że mamy mniejszość niemiecką na Opolszczyźnie, a na północno-wschodnich kresach dzisiejszej Polski – mniejszość białoruską i litewską i nikt nie mówi o przyłączeniu tych fragmentów np. do Litwy czy Białorusi. Jeżeli już tak traktować pewne problemy, to np. nigdy do Rosji nie należał obwód kaliningradzki – Rosjanie są tam dopiero po raz pierwszy od 1945 roku i jakoś w tym wypadku nikt się na historię nie powołuje.


Czy ta wojna nie jest przypadkiem próbą odbudowania Związku Sowieckiego, którego Rosja jest przecież spadkobiercą?


– To jest element polityki prezydenta, premiera i wreszcie generała KGB Władimira Putina, który chce odbudować imperium rosyjskie – imperium zła, i pokazać, że oni rządzą światem.

Wracając do pierwszego pytania… Jest taka doktryna rosyjskiej polityki zagranicznej od czasu Kongresu Wiedeńskiego od 1815 roku, którą Kreml się w tej chwili bardzo chętnie posługuje. Posługiwali się nią carowie Aleksander I na Kongresie Wiedeńskim, ale też Stalin, Breżniew, Mołotow i dzisiaj się tym posługuje Putin: „Co nasze, to nasze, a o waszym możemy dyskutować”. Otóż tak to wygląda dzisiaj, jeśli idzie o Gruzję i cały Kaukaz. Rosjanie mówią, że to jest ich, i koniec kropka. Twierdzą np., że Ameryka chce się mieszać w sprawy Kaukazu i Gruzji, tylko że ewidentnie to rosyjskie bombowce, czołgi i armia wkroczyły do niepodległego państwa i dokonują jego podboju. Używam celowo określenia „podboju”, gdyż nie wiadomo, jak to się skończy. W każdym razie głównym celem Rosji jest opanowanie Gruzji, a dokładnie – newralgicznego w sensie militarnym, politycznym i ekonomicznym obszaru między Europą i Azją i między Morzem Czarnym a Kaspijskim. Tu jest właśnie Gruzja.


Czy Rosja musi de facto tak anektować Gruzję? Czy nie wystarczy, że wybory wygra po prostu prorosyjska frakcja? Na ile prawdopodobny byłby taki scenariusz?


– Myślę, że tu jest kilka jednocześnie rozgrywanych scenariuszy, przy czym jeden nie wyklucza drugiego. Rosjanie najchętniej chcieliby mieć w Gruzji jakiegoś takiego swojego Łukaszenkę, bo oni uznają niepodległość innych państw pod warunkiem, że jest to niepodległość typu Łukaszenki lub niepodległość Polski z czasów stanu wojennego Wojciecha Jaruzelskiego czy Bieruta. I taką niepodległość oni uznają. Znalezienie prorosyjskiego prezydenta i rządu jest wcale niewykluczone, i w tym kierunku zmierza cała sytuacja. To jest szalenie niebezpieczne, bo następnymi państwami z kolei mogą być: Ukraina, Estonia, Litwa, Łotwa i być może Polska.


Jakie konsekwencje dla Polski mogłoby mieć zajęcie Gruzji przez Rosję?


– Konsekwencje byłyby niesłychanie groźne, bo to jest test. Rosjanie testują, jak się zachowa Zachód w ogóle, a konkretnie Niemcy, Francja, UE, Ameryka. Czy to się ograniczy do retoryki i protestów, czy przyjmą propagandę rosyjską, czy też podejmą odpowiednie kroki. To jest dla nas też bardzo ważny test, jak się zachowa Zachód w sytuacji, gdyby któregoś dnia rosyjskie czołgi wjechały do Polski. Przypominam, że granica rosyjska leży ok. 200 km od Warszawy.


Jak Pan sądzi, czy Zachód poświęci Gruzję?


– Ja nie wiem, co to jest Zachód. Włochy Berlusconiego już opowiedziały się za Rosją. Prezydent Sarkozy bardziej dba o swój wizerunek niż o dobro Gruzji, a Niemcy są wręcz prorosyjskie. Kluczem do wszystkiego jest NATO i Stany Zjednoczone. Myślę, że to nie chodzi o Gruzję, ale o sytuację globalną. Ameryka jest w tej chwili w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony interesuje się olimpiadą w Pekinie – zresztą jak wszyscy, w tym także Polacy. Z drugiej, mamy szczyt kampanii wyborczej na urząd prezydenta. Bardzo ciekawe, co powiedzą kandydaci na prezydenta – Barack Obama i John McCaine.


Jaki sens ma w tej sytuacji planowanie jakiejkolwiek wspólnej unijnej polityki zagranicznej, skoro o takiej – czego dowodzi przykład Gruzji – nie może być mowy?


– Jeżeli idzie o Unię Europejską, to – po pierwsze, będzie ostateczna kompromitacja, która pokaże, że UE nie ma jakiejkolwiek wspólnej polityki zagranicznej jako wspólnota. Po drugie, tym bardziej nie ma polityki obronnej, militarnej i jest bezradna w sytuacji jakichkolwiek kryzysów. UE jest tak samo bezradna jak Organizacja Narodów Zjednoczonych. Powstaje pytanie – to w takim razie Unia Europejska nie jest wspólnotą ani polityczną, ani nawet gospodarczą, gdyż ogranicza się w swoim działaniu do spraw handlowych i celnych. I to też jest bardzo ważny test.


Czy może Pan wymienić przykłady, kiedy Rosja napadała na małe państwa?


– Pod pretekstem obrony Ukraińców i Białorusinów Rosja dokonała agresji na Polskę 17 września 1939 roku. Pod pretekstem, że granica fińsko-rosyjska jest blisko Leningradu, w październiku 1939 roku napadli na Finlandię. W 1940 roku napadli na Rumunię, Litwę, Łotwę i Estonię, również używając pretekstu, że tworzą one zagrożenie. To wszystko były małe państwa i rzekomo stwarzały ogromne zagrożenie dla tego mocarstwa. Tej retoryce ulegali tzw. pożyteczni idioci w krajach Zachodu i w Polsce, przyjmujący propagandę rosyjską za dobrą monetę. Tak było także w 1956 r., kiedy armia sowiecka dokonała inwazji na malutkie Węgry, a w 1968 r. – na Czechów i Słowaków. Zawsze propaganda z Kremla mówiła, podobnie jak Dymitrij Medwiediew, że oni tam wkroczyli, żeby zmusić do pokoju, gdyż „Czesi, Węgrzy i Słowacy destabilizowali scenę polityczną Europy”. Także ta Gruzja nie jest precedensem. Całą sytuację widzę niestety w czarnych barwach, ale jest coś, co daje pewną nadzieję, a mianowicie fakt, iż Gruzini to bardzo dumny naród. To są górale i oni walczą z Rosją od ponad 200 lat, a może ponad 250, i to nie będzie wojna, która się zakończy ani w tym tygodniu, ani w tym miesiącu, ani w tym roku. To będzie trwało dużo dłużej niż wojna w Czeczenii, która trwa już kilkanaście lat.


Biorąc pod uwagę, że w góry Kaukazu nikt poza Gruzinami się nie wypuszcza, to rzeczywiście można spodziewać się długiej i krwawej wojny. Rosjanom w niej nie będzie łatwo.


– Oni znają góry Kaukazu. Gruzja to piękny kraj, który sięga tradycjami do mitologii greckiej. To tam miało znajdować się złote runo, po które wybrał się Jazon. Gruzini są z tego niesłychanie dumni. To jest bardzo stara tradycja.


Czego należy, Pana zdaniem, spodziewać się w najbliższej przyszłości?


– W tym i następnym tygodniu na pewno będą jeszcze jakieś zawirowania. Potem prawdopodobnie Saakaszwili albo zostanie zamordowany, albo uznają go za kozła ofiarnego i zmuszą do dymisji, zastępując jakąś marionetką, na którą Zachód chętnie przystanie. Zachód przystaje na takie marionetki. Przez tyle lat uznawali Gomułkę, Gierka, Jaruzelskiego. Zachód rozmawiał nawet ze Stalinem, Berią i Mołotowem, i to jest dla nas bardzo smutne.


Dziękuję za rozmowę.
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl