Przegrany „wieczny” prezydent

W Wenezueli wrze już od miesiąca. Demonstracje i zamieszki przeciwko prezydentowi Nicolásowi Maduro, który nazywa siebie „synem Hugo Cháveza”, i sprzeciw wobec jego socjalistycznej polityki, a także brutalność władz i policji, w końcu pierwsza rocznica śmierci Hugo Cháveza mogą być pretekstem do przypomnienia sobie o roponośnej Wenezueli.

Od lutego przez cały kraj przelewają się gwałtowne antyrządowe protesty, których raczej nie powstrzymają reżimowe historyjki o raju na ziemi, będące tanią kopią wypowiedzi Hugo Cháveza. Wenezuelczycy mają dość. Podobnie jak Ukraińcy na Majdanie nie zamierzają puścić w niepamięć swoich poległych wojowników o wolność. Tym razem nie dadzą się już nabrać. Wraz ze śmiercią socjalisty XXI wieku skończył się urok władz, a komunistyczna iluzja kolejny raz zmierzyła się z ponurą rzeczywistością, w którą naród przestał wierzyć, o ile kiedykolwiek wierzył. W demonstracjach zginęło już kilkanaście osób, kilkaset zostało rannych, tysiąc aresztowano. Propaganda Maduro działa podobnie jak proputinowska. Strajkujący obywatele przedstawiani są w mediach jako „prawicowi faszyści”, sponsorowani i szkoleni przez Waszyngton.

Aktualne protesty, jak to często bywa w zarzewiu rewolucji, rozpoczęli studenci domagający się godnych warunków egzystencjalnych. Obywatelom tego bogatego w ropę naftową państwa (przypomnę, że Wenezuela należy do dwunastu krajów członkowskich OPEC) skończyła się cierpliwość. Bogactwa naturalne, które eksportuje się do wielu krajów (w tym do znienawidzonego przez Cháveza wroga numer jeden – Stanów Zjednoczonych), nie przekładają się na dobrobyt obywateli. Gdyby jeszcze protestującym chodziło tylko o dobrobyt. Im chodzi o godne życie, bo nędza stała się dla wielu gospodarstw domowych faktem. W kraju brakuje wszystkiego, żywności, wody, środków higienicznych. Maduro musiał nawet udać się po prośbie do swego wroga, Kolumbii, i zaimportować żywność za 600 mln dolarów. To główna tragedia Wenezueli, że niczego nie produkuje, tylko opiera się na eksporcie ropy naftowej, pomimo wielkich bogactw naturalnych.

Kolejną tragedią kraju jest wysoka przestępczość. Ataki nie oszczędzają także kapłanów. W połowie lutego br. w Valencii zamordowano dwóch salezjanów, 80-letniego księdza Jesúsa Erasmo Plazę i 84-letniego brata zakonnego Luisa Heriberto Sáncheza. Zabójcy, którymi okazali się dwaj niepełnoletni chłopcy, zaatakowali ich nożami. Ciężko zraniony został również dyrektor szkoły ks. David Marín. Przypuszcza się, że chodziło o napad rabunkowy. Są one plagą. Rocznie na tle rabunkowym ginie 19 tys. osób. Jak powiedział w rozmowie ze Stowarzyszeniem Papieskim Pomoc Kościołowi w Potrzebie ks. abp Diego Rafael Padrón Sánchez, metropolita Cumanà i przewodniczący Konferencji Episkopatu Wenezueli, najgorsze jest to, że w kraju nie ma rodziny, która nie zostałby dotknięta tym nieszczęściem.

Tego, co się dzisiaj w Wenezueli dokonuje, nie można zrozumieć i jednocześnie oderwać od osoby zmarłego 5 marca 2013 roku prezydenta Hugo Cháveza. Piąta republika, którą powołał w 1998 roku, zamieniła się w krainę łez. Tę katastrofę zostawił w spadku swojemu następcy, który walczy teraz zawzięcie o utrzymanie się przy władzy. Chávez miał, trzeba mu to przyznać, smykałkę do zamęczania narodu swoją osobą. Nachalny aż do znudzenia, obecny niemal nieustannie w porannych, południowych, popołudniowych i wieczornych pogadankach w jego własnej telewizji, radiu, wypowiedziach w prasie. Inne media nie miały prawa bytu, oprócz tych prezydenckich. Chávez nie respektował żadnych oznak sprzeciwu opozycji. Zwalczał ją brutalnie, wcale tego zresztą nie kryjąc. Do więzień trafiali niezależni dziennikarze, krytyczni wobec reżimu aktywiści, prodemokratyczni opozycjoniści, a wszyscy poddawani byli licznym represjom w życiu codziennym, jakimi były odwiedziny policji, tajnych służb, bojówek, ponadto pobicia, tortury, tajemnicze zniknięcia były ich codziennością.

Chaos polityczny wywołał opłakane skutki dla gospodarki. W 2002 roku bezrobocie wynosiło 16 proc., w 2003 roku już 26 proc., a inflacja 50 procent. Dziś jest jeszcze gorzej, wskaźnik inflacji pod koniec roku wynosił 56,2 procent. Pamiętam, jak po kolejnych wygranych wyborach prezydenckich Chávez straszył, że będzie „wiecznym” prezydentem wiecznej lewicowej krainy szczęścia, nowej drogi komunizmu, którego wzorami i inspiracjami byli tacy bandyci, jak Lenin, Stalin, Che Guevara, a także następny „nieśmiertelny” komendant Fidel Castro.

Chávez a Kościół katolicki

Hugo Chávez potknął się o Chrystusa. Kościół zawsze aktywnie uczestniczył w budowaniu zdrowego i odważnego społeczeństwa w Wenezueli. Dlatego po przejęciu władzy przez socjalistę na ataki nie trzeba było długo czekać. Stosunek rządu Wenezueli do Kościoła katolickiego w tym kraju jest niezwykle negatywny i wrogi. Nagonkę rozpoczął reżim Cháveza, próbując ze wszystkich sił przedstawiać jak najgorszy wizerunek biskupów w oczach wiernych, co prowadziło do poczucia wyobcowania katolików i rosnącej nieufności wiernych wobec swoich liderów.

Przez cały okres swojej „wiecznej” władzy Chávez, który był zażartym przyjacielem Raula i Fidela Castro, Putina, Łukaszenki, Ahmadineżada, al-Asada i innych „szanujących” prawa człowieka władców, walczył zażarcie z Kościołem katolickim, ponieważ wiedział, że sprzeciwia się on jego bezwzględnemu podporządkowaniu osoby kolektywowi, polityce miażdżenia indywidualnych cech jednostki dla dobra ogółu, i to dla jakiegoś utopijnego „dobra”. Jak każdy dyktator przegrał. Raju na ziemi nie zdążył zbudować. Następca dyktatora też go nie wybuduje. Jeżeli zaś Nicolás Maduro pójdzie drogą Cháveza, wówczas krew będzie się długo lała na ulicach miast Wenezueli, jeżeli ustąpi, choć na krok, powtórzy historię z Majdanu, czyli straci władzę.

Na koniec smutna refleksja. O Wenezueli opinia publiczna na Zachodzie przypomniała sobie dopiero po tragedii byłej miss Wenezueli Moniki Spear Mootz, która została zamordowana przez bandytów na autostradzie. Dożyliśmy czasów, w których, aby zwrócić uwagę świata na jakiś ważny problem, musi zaistnieć dopiero „wydarzenie”, breaking news, najlepiej przeplatany sensacyjnym wątkiem. Inaczej mediom nie opłaca się informować opinii publicznej o jakichś „odległych światach”.

Dr Tomasz M. Korczyński

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl