Program dofinansowania in vitro wspiera prywatne kliniki
Rządowy program dofinansowania in vitro, który miał wesprzeć niepłodnych Polaków wspiera prywatne kliniki. Okazuje się mogą one na rządowym programie zarabiać podwójnie; biorąc pieniądze od pacjentek i od państwa.
O standardach niektórych klinik uczestniczących w rządowym programie napisał jeden z tygodników. Ministerstwo Zdrowia, przeznacza miliony dla placówek, które istnieją tylko na papierze, mają chaos w dokumentacji medycznej, pokrętne umowy oraz naciągają pacjentki na dodatkowe płatne badania. Najlepsze kliniki mogły liczyć na spore zyski: rząd przewidział na program 250 mln zł.
Tymczasem; na liście beneficjentów konkursu znalazły się kliniki, które nie mają siedziby i telefonów, w zasadzie jeszcze nie istnieją. Zdarzają się ośrodki, które do tej pory znane były z balneologii i korygowania zmarszczek.
Poseł Tomasz Latos, przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, stwierdził, że to kolejny skandal, który obnaża bałagan w resorcie zdrowia, a minister musi to wyjaśnić.
– Nie wyobrażam sobie, że w sytuacji, kiedy w Polsce brakuje pieniędzy na leczenie – również na leczenie chorób nowotworowych – minister lekką ręką, bezmyślnie i niefrasobliwie rozdaje pieniądze na in vitro. Oczekuję, że tym razem, skoro minister zleca różne inne kontrole, tak zleci kontrolę klinik wykonujących in vitro, zrobi konferencję prasową w tej sprawie, zgłosi, jaka jest sytuacja. A przy okazji inne instytucje, np. NIK, przyjrzą się działaniom ministra zdrowia w zakresie wydawania pieniędzy na in vitro – mówił poseł Tomasz Latos.
W ub. r. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapowiedział, że co najmniej 15 tys. par, które, spełnią określone warunków, rząd przewidział trzy refundowane próby in vitro.
RIRM