Prof. M. Ryba: Medialne starcia mogą pomóc Trumpowi
Debata oraz cała kampania prezydencka pokazuje, że Stany Zjednoczone się dzielą – mówi prof. Mieczysław Ryba, historyk i politolog z KUL.
Nad ranem czasu polskiego zakończyła się pierwsza telewizyjna debata Donalda Trumpa i Hillary Clinton – kandydatów na stanowisko prezydenta USA.
Jak oceniają eksperci trudno wskazać w niej jednoznacznego zwycięzcę. Trwająca 90 minut debata podzielona była na trzy bloki tematyczne poświęcone gospodarce, polityce międzynarodowej i bezpieczeństwu. Obserwatorzy zwrócili uwagę, że stracie kandydatów było brutalnym pojedynkiem na słowa i argumenty, w którym nie zabrakło personalnych ataków oraz zarzutów o kłamstwa i manipulacje.
Prof. Mieczysław Ryba wskazuje, że im bliżej wyborów, tym Donald Trump, którego stawiano na przegranej pozycji jest poważniejszym kandydatem do wygranej.
– Jeśli bierzemy pod uwagę ostrość wzajemnych ataków, a zarazem pewnych wizji – czy Ameryka ma głębiej interesować się sobą, zabezpieczyć swoje interesy, czy też prowadzić tę globalną grę, jak za czasów Billa Clintona czy Baracka Obamy – to są to wizje mocno różniące się. Takie spekulacje, jakoby Hillary Clinton wygrała te wybory w przedbiegach, bo Trump jest kontrowersyjny i atakuje establishment, są sondowaniem bardzo nieadekwatnym do punktu widzenia Amerykanów. Trump jest w ofensywie, sondaże są wyrównane. To medialne starcie, które miało miejsce i które będą miały miejsca mogą tę sytuację odwrócić w jego stronę – mówi prof. Mieczysław Ryba.
Eksperci podkreślają, że debaty telewizyjne stosowane w Stanach Zjednoczonych od lat 60. w przeszłości nieraz decydowały o wyniku wyborów.
Badania wskazują, że ponad 30 proc. amerykańskich wyborców zapowiada, że od przebiegu debat zależy, na kogo zagłosują 8 listopada.
Starcie Clinton – Trump budziło więc tym większe emocje. Z sondaży wynika, że kandydat Partii Republikańskiej zrównał się już z Hillary Clinton w wyścigu do Białego Domu.
RIRM