Sejm pracuje nad podatkiem od hipermarketów
Trwają prace nad ustawą o podatku od sprzedaży detalicznej. Opozycja przekonuje, że wbrew zamiarom rządu, ustawa uderzy w polski handel. Zarzuty te odpiera Prawo i Sprawiedliwość. Posłowie rządzącej partii podkreślają, że celem noweli jest ratowanie rodzimego handlu.
Celem projektu ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, jak przekonuje PiS, jest zbliżenie zasad funkcjonowania małych osiedlowych sklepów i dużych sieci handlowych.
– Istniejące dotychczas na rynku handlowym dysproporcje, m.in. w podatkach, powodowały, że w ostatnich latach duże sieci handlowe rozrastały się w galopującym tempie, a małe sklepiki rodzinne znikały z rynku. (…) Uzyskane z tego podatku dochody w części kierowane będą przez rząd na realizację funkcjonującego od 1 kwietnia bieżącego roku programu 500+, programu wspierającego polskie rodziny w wychowywaniu dzieci. Pozostała część pozyskanych z tej daniny środków będzie zasilała budżet państwa – wskazuje poseł Maria Zuba z PiS.
Zmiany krytykuje opozycja, twierdząc, że wbrew zamiarom rządu, ustawa uderzy w polski handel.
– Nowoczesna dalej stoi na stanowisku, że dzień uchwalenia tej ustawy będzie czarnym dniem polskiego handlu – mówi poseł Nowoczesnej Paulina Hennig-Kloska.
– Projekt ustawy jest niestety kulawy. Dlaczego? Dlatego że jest z gruntu niesprawiedliwy, bo wprowadza nierówność wobec podmiotów, które są różnie zorganizowane prawnie – twierdzi poseł Jarzy Kozłowski z Kukiz’15.
Zdaniem posła Jerzego Kozłowskiego chodzi m.in. o polską branżę RTV i AGD. Podmioty te działają bowiem na jednym NIP-ie.
– Są tak zorganizowane, że będą kumulowały swoje wielkie przychody i tak będą opodatkowane. Ich konkurenci zza zachodniej granicy działają w formie grupy kapitałowej, która jako spółka komandytowa ma wiele tych podmiotów o różnych NIP-ach i ich przychody się nie sumują. Tym samym już mamy nierówność w konkurencji – zwraca uwagę Jerzy Kozłowski.
Ustawa jest bardzo potrzebna – podkreślają posłowie PiS. Liczba małych osiedlowych sklepów stale maleje.
– Od początku 2007 r. zostało zamkniętych ok. 50 tys. sklepów. W tym czasie nastąpił bardzo duży rozwój sklepów należących do firm zagranicznych. Jest ich ok. 9 tys., o przychodach ponad 110 mld zł rocznie, które nie płaciły podatków adekwatnych do obrotów i osiąganych zysków. Bezwzględnie musimy ratować polskie firmy, bo są one wielką wartością naszej gospodarki i odpowiadają za utrzymanie setek tysięcy rodzin – akcentuje poseł PiS Mieczysław Miazga.
Wprowadzenie podatku wbrew temu, jak straszy opozycja nie spowoduje, że duże sieci handlowe przerzucą podatek na ceny.
– Fakt wprowadzenia kwoty wolnej od podatku temu przeciwdziała, ponieważ w momencie ustanawiania ceny towaru nie będzie możliwe określenie kwoty podatku przypadającej do zapłaty z tytułu sprzedaży danego towaru – tłumaczy poseł Gabriela Masłowska z PiS.
Rząd zapewnia, że ustawie nie przyświecają tylko i wyłącznie cele fiskalne. Projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej zakłada wprowadzenie dwóch stawek tego podatku – 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie. Kwota wolna od podatku w skali roku będzie więc wynosić 204 mln zł.
– To spowoduje, że ci najwięksi gracze ten podatek odczują, ale taki jest zamysł ustawodawcy w tym przypadku – mówi ekonomista Rafał Sułkowski.
Chybionym – jego zdaniem – jest argument, że wielkie sieci handlowe będą zwijały swój interes z Polski.
– To jest zawsze argument, który możemy zastosować, ale jeśli ktoś prowadzi biznes w Polsce i ten biznes mu dobrze idzie, to po prostu na nim mniej zarobi, ale jeśli będzie się chciał z tego wycofać, to znaczy, że margines zysku, który otrzymuje, jest tak niewielki, że wprowadzenie tego podatku spowoduje, iż on będzie się musiał wycofać. Natomiast rynek konsumpcji, rynek dóbr konsumpcyjnych w Polsce jest tak szeroki, że w miejsce tego jednego podmiotu znajdzie się inny – uważa Rafał Sulkowski.
PiS chce, żeby ustawa zaczęła obowiązywać od pierwszego września tego roku.
TV Trwam News/RIRM