Dywersyfikacja źródeł dostaw gazu
Większość Polaków zdaje sobie sprawę z konsekwencji uzależnienia Polski od dostaw gazu z Rosji. Tak wynika z badań opinii publicznej. Obywatele oczekują od rządzących, że błękitne paliwo będzie do Polski płynąć nie tylko ze wschodu.
Polska płaci najwyższą cenę w Europie za rosyjski gaz. To efekt umowy podpisanej w 2010 roku przez wicepremiera rządu PO – PSL, Waldemara Pawlaka. Umowa uzależniła Polskę od Moskwy, pod tym względem, do 2022 roku.
Gaz dla Rosji jest skutecznym narzędziem politycznym – podkreśla prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski.
– Kiedy Rosja stwierdziła, że obecnie panujący rząd na Ukrainie nie jest tak przychylny jak poprzedni, to zaczęła w zimie, kiedy ten temat był problemem dla Ukraińców ograniczać i wyłączać dostawy surowca – wskazuje prezes Instytutu Jagiellońskiego.
Od początku kadencji Rząd Prawa i Sprawiedliwości konsekwentnie realizuje politykę dywersyfikacji źródeł dostaw gazu. Jej fundamentem jest tzw. brama północna, czyli terminal LNG w Świnoujściu oraz budowany gazociąg Baltic Pipe, który połączy Polskę ze złożami w Norwegii.
– To w perspektywie 2023 roku aż 12,5 mld m sześc. dodatkowych zdolności importowych. Te nowe źródła i nowi dostawcy pozwolą nam w całości zastąpić dostawy z kierunku wschodniego – akcentuje Michał Kurtyka, wiceminister energii.
Roczne zapotrzebowanie Polski na gaz to ponad mld 17 m3. Do gazoportu w Świnoujściu przypływa już skroplony gaz z Kataru i Stanów Zjednoczonych.
Powinniśmy się też otworzyć na innych dostawców – mówi poseł Robert Winnicki z Ruchu Narodowego.
– Wskazujemy na rejony Zatoki Perskiej, na Iran jako perspektywicznie otwierający się rynek, ale również perspektywicznego dużego dostawcę surowca do Polski – wskazuje członek sejmowej Komisja do Spraw Energii i Skarbu Państwa.
Polska nie tylko kupuje gaz od Norwegów, ale aktywnie go poszukuje na Morzu Norweskim – mówi prezes PGNIG Piotr Woźniak.
– W tej chwili mamy tych koncesji 21, z czego część już produkuje, część jest przygotowywana do produkcji. Wszystko to jest podporządkowane jednemu głównemu celowi, to znaczy doprowadzić do dywersyfikacji i do zróżnicowania kierunków dostaw, które mamy obecnie – podkreśla prezes PGNiG.
Wraz z poszukiwaniem nowych dostawców błękitnego paliwa trwa rozbudowa gazociągów na terytorium Polski oraz połączeń z naszymi sąsiadami.
– To są połączenia Polski z krajami ościennymi, takimi jak Słowacja, Czechy, Ukraina, ale również na północy z Litwą. W perspektywie 2023 roku to aż 19 mld metrów sześciennych połączeń na interkonektorach – akcentuje wiceminister energii.
Jeśli Polska zaspokoi swoje potrzeby dostawami z różnych źródeł, będzie mogła także sprzedawać gaz dalej, zapewniając bezpieczeństwo energetyczne państwom Bałtyckim oraz regionu Europy Środkowej.
Dywersyfikacja daje nam także mocną kartę w negocjacjach z Moskwą – podkreśla prof. Mieczysław Ryba.
– Jeśli ma się relacje z monopolistą, to on zasadniczo cenę dyktuje. Natomiast jeśli ma się możliwość dywersyfikacji to wtedy sytuacja dla tego, kto kupuje gaz zaczyna być łatwiejsza – wskazuje wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Problemem wciąż jest projekt Nord Stream 2, z którego nawet pod naciskiem Brukseli oraz części niemieckich polityków, którzy wzywają do europejskiej solidarności, nie chce z niego zrezygnować Berlin.
– Jesteśmy między młotem i kowadłem, czyli między Rosją i Niemcami, którzy też mają wspólną politykę (jeśli były kanclerz Gerhard Schröder jest lobbystą rosyjskim na rzecz Gazpromu) – mówi dr inż. Bogdan Sedler z Fundacji Naukowo-Technicznej „Gdańsk”.
Sprawdzianem dla rządu, czy plan dywersyfikacji dostaw gazu powiódł się, będzie rok 2022 – wtedy przestanie obowiązywać umowa gazowa z Rosją. Rząd, zapewniając konsumentom tani i pewny gaz, chce też poprawić jakość powietrza w Polsce.
TV Trwam News/RIRM