[NASZ TEMAT] Dr hab. Imelda Chłodna-Błach: Wysoka samoocena i wiara we własne siły – tego powinna uczyć szkoła

W wielu środowiskach „zagrzmiało”, kiedy minister Anna Zalewska i resort edukacji narodowej wprowadzali reformę edukacji. Nauczyciele, „Solidarność” czy też totalna opozycja protestowali przeciwko nowym zmianom. Jednak czy debata nie powinna być prowadzona na innej płaszczyźnie, czyli na płaszczyźnie systemu nauczania dzieci? Jak uczyć dzieci, aby one w przyszłości w pełni wykorzystały swój potencjał? Jaką rolę w nauczaniu dzieci pełnią rodzice? Jaki jest główny cel nauki? O tym wszystkim w rozmowie z portalem Radiomaryja.pl mówiła dr hab. Imelda Chłodna-Błach, wykładowca KUL oraz WSKSiM, pracownik Katedry Filozofii Kultury i Sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

DZISIEJSZE ZMIANY DOTYCZĄ FORMY A NIE TREŚCI

Filozof zaznaczyła, że dzisiejsze zmiany „polegają głównie na pewnej zmianie formy a nie treści”. Dzieje się tak, ponieważ kiedy wymaga się pewnej zmiany, „to najłatwiej i najprościej jest coś zmienić pod względem formalnym, czyli pod względem formy, ale zmiany, poza formą, powinny dotyczyć także treści nauczania”.

– Rzeczywiście, debata powinna być prowadzona na innej płaszczyźnie. Oczywiście nie mówię, że należy pomijać formę, ponieważ ona również co jakiś czas wymaga zmian. Jednak ta debata bardziej powinna dotyczyć treści nauczania a nie formy, bo nie zawsze zmiana formy jest zmianą na lepsze, albo za formą nie zawsze idzie zmiana treści. Dzisiaj niestety jesteśmy zmuszeni spełniać pewne wymogi formalne, administracyjne czy ministerialne. W związku z tym znika realna refleksja na temat tego, jak uczyć, czyli jakich treści nauczać, na co zwracać największą uwagę. Znika kontakt z realnym uczniem, z realnym człowiekiem i wówczas znika reagowanie na jego prawdziwe potrzeby. Cały ciężar dyskusji przenosi się na formę, natomiast znika z tej debaty treść, czyli tak naprawdę istota rzeczy – podkreśliła.

PRZESTARZAŁY SYSTEM NAUCZANIA? TRUDNO POWIEDZIEĆ. TRZEBA ZADAĆ PYTANIE: JAKI JEST CEL WSPÓŁCZESNEJ EDUKACJI?

Panuje opinia, iż obecny system nauczania jest zwyczajnie przestarzały i niedostosowany do potrzeb uczniów. Zdaniem dr hab. Imeldy Chłodnej-Błach trudno mówić o „przestarzałym systemie”. Chodzi o to, że pogląd taki, iż system jest przestarzały, głoszą głównie ludzie, którzy chcieliby dopasować reformę edukacji do bieżących potrzeb, a najczęściej te bieżące potrzeby to są potrzeby gospodarcze lub ekonomiczne – dodała.

– Więc w związku z tym, że dzisiaj zmienił się cel edukacji oraz wychowania, możemy rzeczywiście usłyszeć takie opinie, że system jest przestarzały, nie przystaje do współczesnych realiów, nie przystaje do współczesnych czasów, natomiast trzeba by tu zadać pytanie: jaki jest cel tej współczesnej edukacji? Jaki cel reformatorzy stawiają sobie dzisiaj? Teraz dla tych, którzy – że tak to ujmę – podążają za postępem, za unowocześnianiem, to rzeczywiście ta forma, która do tej pory istniała, może być przestarzała. Nie do końca bym się z tym zgodziła, ponieważ nawet przykłady wskazują na to, że mieliśmy wiele wybitnych postaci, wykształconych w takim właśnie systemie, w tym sprzed kilkudziesięciu lat i to naprawdę dawało zauważalne efekty, czy jeśli chodzi o pisarzy, kompozytorów czy filozofów. Także po efektach widać, że ów system – choćby gimnazja klasyczne – nie był zupełnie zły czy chybiony – powiedziała.

Nawet jeśli teraz forma powinna być zmieniona czy dostosowana do współczesnych czasów, to ważne jest – jak wskazała filozof – żeby „w tym wszystkim nie znikał naczelny cel edukacji, żebyśmy, jak to się mówi, nie wylewali dziecka z kąpielą”.

– Współcześnie często stawia się zarzut polegający na tym, iż uczenie było uczeniem encyklopedycznym. Chodziło o to, że wiele informacji trzeba było zapamiętać – nieprzydatnych w praktyce życiowej. Informacje te nie przekładały się na to, aby je użyć, aby je zastosować, dlatego również na tej podstawie postanowiono to zmienić. Problem polega na tym, że przeskoczono ze skrajności w skrajność. Nauczanie encyklopedyczne, przeładowanie treściami jest złe, ale również uczenie bardzo specjalistyczne, bardzo wąskie nie sprawia, że stajemy się mądrzejsi – wskazała.

Problemem jest tutaj to – kontynuuje wykładowca KUL oraz WSKSiM – że dzisiaj „głównym wyznacznikiem tzw. prawdziwiej wiedzy jest użyteczność, jest zastosowanie, czyli uczmy tylko tego, co jest opłacalne, co się przyda”.

– Kierowanie się jedynie wymogami idącymi z góry, pewnymi wytycznymi, wymogami ministerialnymi sprawia, iż później przekłada się to również na uczniów, czy jeszcze później na studentów. Wśród nich również zauważamy takie podejście – nie będę tego studiował, nie będę się tego uczył, bo to mi się do niczego nie przyda, bo to jest nieopłacalne. To wszystko bierze się właśnie z tego, że zmienił się cel edukacji, cel nauczania. Nie jest już nim rozwój i osiąganie pełnej dojrzałości, jest nim raczej odnalezienie się na rynku pracy. Użyteczność, przełożenie tej wiedzy, którą się zdobywa, na praktykę. Czyli z celu teoretycznego, cel nauki zmienił się dzisiaj na cel praktyczny – stwierdziła.

„MAMO, SZKOŁA JEST GŁUPIA!” DLACZEGO DZIECI PRZESTAJĄ LUBIĆ SIĘ UCZYĆ?

Każdy „brzdąc” na początku swojego życia cały czas zadaje jedno pytanie: dlaczego? Dziecko fascynuje się światem. Jednak bardzo często ta szczera chęć nauki powoli zanika w momencie, o ironio, rozpoczęcia edukacji w szkole. Dr hab. Imelda Chłodna-Błach podkreśliła, że „wynika to stąd, że na pewnym etapie edukacji dziecka uczenie przeradza się w przykry obowiązek. Z tej zabawy, z tej pasji życiowej, w której one uczestniczyły, w pewnym momencie dzieci wchodzą w określony system. Ich pasja, ich niczym nieograniczona kreatywność nagle musi zostać włożona w jakąś formę”.

– Czyli głównym celem stało się spełnianie sztywnych, administracyjnych wymogów. W związku z tym znika pasja, znika radość z uczenia się. My z natury jesteśmy istotami, które uwielbiają się uczyć, uwielbiają poznawać. Jest to szczególnie widoczne w przypadku małych dzieci. One potrafią nawet zatracić się w zabawie, kiedy zabawa bardzo je pochłania. One właśnie w tym czasie uczą się, czyli naturalnie percypują świat, naturalnie dowiadują się czegoś nowego o świecie. Uczenie wynika z naszych naturalnych predyspozycji. Natomiast, kiedy idziemy do szkoły, tam już spotykamy się z pewnym narzuconym, sztucznym systemem. Często nie ma tam już czasu na uczenie się przez zabawę. Klasy są przeładowane, więc nauczyciel nie jest w stanie poświęcić dziecku tyle czasu, ile by chciał. Nawet gdyby chciał, to on nie może tego fizycznie wykonać – wskazała.

Kończy się to tym – dodaje – że np. małe dzieci często uczą się dla ocen czy dla wyników, „pojawia się coś takiego jak niezdrowa konkurencja, bo ty wiesz lepiej, ja mniej, ty dostaniesz lepszą ocenę, a ja gorszą, natomiast starsze dzieci czy już młodzież, tak jak np. studenci, oni już zaczynają mieć cele praktyczne, czyli zawodowe”.

– Mniej ich interesuje uczenie się dla samorozwoju, dla dowiadywania się. Bardziej interesuje ich uczenie się dla nabywania pewnych kompetencji, ściśle określonych umiejętności. Znika chęć samorozwoju – z braku czasu, ze zniechęcenia. Znika kreatywność, a uczenie staje się dzisiaj bardzo często odtwórcze. Uczy się nas myśleć odtwórczo, czyli kreatywność jest zamieniona na pewne stałe wytyczne, które my musimy spełniać, czy nauczyciele muszą spełniać. Jeżeli oni muszą spełniać, to automatycznie przekłada się to również na uczniów. Nie ma dzisiaj czasu w edukacji na uczenie samodzielnego myślenia, na zadawanie pytania: dlaczego jest tak a nie inaczej? Dzisiaj nacisk jest położony głównie na pytanie: jak? Jak to zrobić? Jak napisać? Jak zaliczyć? Jak zdać jak najmniejszym kosztem? Znika potrzeba, wymóg pracy nad swoim rozwojem – mówiła.

JAK ZACHĘCIĆ DZIECKO DO NAUKI?

Jak wskazała filozof, „jeżeli chodzi już o ten etap, kiedy dziecko uczy się w szkole, to na pewno trzeba dostosować sposób albo zmienić sposób uczenia”. Przede wszystkim powinien być on dostosowany – w miarę możliwości – do indywidualnego dziecka – dodała.

– Metoda nauczania nigdy nie może być metodą dostosowywaną do ogółu, do klasy. Nie może być czegoś takiego, co dzisiaj często pojawia się w szkole, jak równanie w dół. Np. nauczyciel nie będzie poruszał kolejnych treści, nie będzie poruszał nowego tematu, bo ci najsłabsi nie nadążają. Wtedy tracą na tym ci zdolniejsi. Dzieci, które już więcej mogłyby zrobić, już dalej mogłyby pójść, one wtedy się uwsteczniają, bo nie daje im się szansy na dalszy rozwój. To jest bardzo ważne, żeby w miarę możliwości zróżnicować metody, żeby nie stosować jednej metody do wszystkich, aby jak najbardziej zindywidualizować uczenie – akcentowała.

Kolejny aspekt z tym związany – „jeżeli nauczyciele nie są w stanie tego zrobić ze względu na różne czasowe wymogi itd., to powinni uzupełniać to rodzice. Tutaj pojawia się ta ważna rola rodziców czy rodzeństwa”.

– Jeżeli szkoła nie daje czegoś, nie rozwija w pewnym kierunku, a rodzice czy rodzeństwo zobaczą wyjątkowe uzdolnienia dziecka, oni powinni to uzupełnić. Czy to przez zajęcia dodatkowe, czy przez zatrudnienie nauczyciela, który mógłby poprowadzić dziecko dalej w tym kierunku. Chodzi o to, żeby zaistniała współpraca rodziców, rodzeństwa oraz szkoły, bo z niektórymi rzeczami nauczyciele nie są w stanie poradzić sobie sami. A rodzic, jako ten, który najlepiej zna swoje dziecko i widzi pewne uzdolnienia, powinien zapewnić dziecku w tym czasie, kiedy ono najłatwiej przyswaja wiedzę, możliwość najpełniejszego rozwoju – podkreśliła.

ZABIJENIE NATURALNEJ TWÓRCZOŚCI DZIECKA I „POPEŁNIANIE BŁĘDÓW TO BEZCENNA LEKCJA”

W szkołach obowiązuje schemat „popełnianie błędów jest złe”, ale czy na pewno? Co jeszcze może wpłynąć na to, że zabijana jest naturalna twórczość dziecka? „Wspomniałam już o niezdrowej konkurencji, która się gdzieś tam w tych pierwszych latach szkoły zaczyna” – powiedziała dr Imelda Chłodna-Błach.

– Wtedy dziecko po pierwsze, w tej niezdrowej konkurencji uczestniczy, a po drugie, krytykowane przez nauczyciela zamyka się. Z czasem traci odwagę zabierania głosu, wypowiadania własnego stanowiska. To również ma ogromny wpływ na obniżanie się jego samooceny i wiary we własne siły. Ważnym elementem – mówiąc od strony psychologicznej – dojrzałej osobowości jest właśnie wysoka samoocena i wiara we własne siły. I tego powinna uczyć szkoła. Nie tylko umiejętności praktycznych czy technicznych – to również jest ważne, ale to można sobie uzupełnić na poziomie kształcenia zawodowego czy nawet uniwersyteckiego, natomiast chodzi o to, żeby wykształcić w małym dziecku czy uczniu szkoły podstawowej lub średniej właśnie wysoką samoocenę i wiarę we własne siły – powiedziała.

Filozof wskazała, że dziecku należy zostawić następujący przekaz: „nie bój się popełniać błędów, bo każdy błąd to jest bezcenna lekcja, każdy błąd nauczy cię czegoś, jeżeli będziesz potrafił z tych błędów wyciągać wnioski. Każda porażka czegoś nas uczy”.

– Wychowanie, które uczy nas odważnie, ale i zasadnie zabierać głos, odważnie się wypowiadać – kształtuje później naszą osobowość. Ma to później ogromne przełożenie na dorosłe życie. Bo jeśli dziecko zamknie się w dzieciństwie, w młodym wieku, to później bardzo trudno będzie mu wejść w dorosłe życie. To jest bardzo ważne na przyszłość. Podobnie system oceniania czy system krytykowania – to jest coś sztucznego, do czego na początku nie jesteśmy przyzwyczajeni. Może stać się bardzo niebezpieczne, kiedy przez to tracimy zdrowy rozsądek. Nie wolno nam tracić z oczu nadrzędnego celu nauczania, jakim jest pomoc młodemu człowiekowi w pełnym osiąganiu jego dojrzałości – czy to dojrzałości intelektualnej, emocjonalnej czy społecznej lub fizycznej – w różnych wymiarach, bo my rozwijamy się na różnych płaszczyznach. Bardzo ważne jest, aby zostawić dziecko z wysoką samooceną i wiarą we własne siły. Tego nie osiągniemy, jeżeli będzie ono poddawane ciągłej, destrukcyjnej krytyce – tłumaczyła.

MYŚLENIE SAMODZIELNE

Tutaj chodzi o to – zwróciła uwagę dr Imelda Chłodna-Błach – iż „edukacja jest pełna wtedy, kiedy uczy nas elastycznego myślenia, samodzielnego myślenia. Aby umieć myśleć samodzielnie, najpierw trzeba poznać pewne zasady. Chodzi o to, żeby to nie było robione w sposób dowolny. To nie może być dowolność, to ma być wolność z odpowiedzialnością”.

– Chodzi o samodzielne i krytyczne myślenie, czyli o takie, z którym idzie w parze odpowiedzialność. A żeby to było zachowane, czyli ta wolność i odpowiedzialność, najpierw trzeba poznać pewne zasady, pewne typy postaw, autorytety, myślicieli, którzy byli przed nami, którzy pewne rzeczy, sprawy i problemy przed nami rozwiązali. To też jest ważne, żeby młody człowiek nie myślał, że on zaczyna świat na nowo, zaczyna rozwiązywać pewne problemy od nowa, że nikt przed nim przez te problemy nie przechodził. Stąd też właśnie potrzebna jest nam humanistyka w kształceniu, tak dzisiaj na wszelkie sposoby zwalczana, deprecjonowana – zaznaczyła.

Wykładowca KUL oraz WSKSiM akcentowała, że nie da się wykształcić w młodym człowieku wolnego myślenia (nie wolnomyślicielstwa) bez przedmiotów humanistycznych. Uczeń „nie będzie miał wówczas odwagi do zajmowania własnego stanowiska, wypowiadania własnego zdania. Dzięki nabywaniu wiedzy humanistycznej sprawiamy, że to nasze zdanie jest poparte uzasadnionymi, rzeczowymi argumentami”.

Uczeń będzie potrafił poprzeć swoje stanowisko trafnymi argumentami, jeżeli pozna autorytety, które przed nim kiedyś pewne problemy rozwiązywały. Takie autorytety poznajemy na przedmiotach humanistycznych – np. na historii, filozofii czy retoryce. Tam dowiadujemy się, że interesujące nas problemy już dawno były rozstrzygane. Zdobywszy taką wiedzę, możemy się do tych poznanych sposobów rozwiązywania różnych problemów sami ustosunkować, zasadnie wybrać, z którym stanowiskiem najbardziej się utożsamiamy. To wszystko musi być uzasadnione, poparte racjonalnymi argumentami. Wtedy na takiej drodze młody człowiek uczy się myśleć, uczy się pewnych postaw, uczy się zajmować stanowisko w różnych kontrowersyjnych sprawach, z którymi na pewno spotka się w swoim życiu, bo to jest nieuniknione – podkreśliła.

JAK ZATEM SPRAWDZIĆ WIEDZĘ UCZNIA?

Filozof wskazała, że „bardzo ważna jest rozmowa”. „Wiem z własnego doświadczenia, że o wiele więcej daje uczniom to, kiedy mają oni możliwość, okazję sami wypowiedzieć się na jakiś temat, niż to, kiedy muszą z góry przyjmować jakieś rozstrzygnięcia, jakieś z góry przekazywane informacje. Bardzo dużo zyskujemy dzięki rozmowie” – dodała.

– Nawet jeśli nauczyciel ma przygotowany jakiś temat, jakieś treści, to zanim zacznie przekazywać uczniom swój punkt widzenia, zawsze powinien zasięgnąć ich zdania, ich opinii, czyli wysondować, zadać pytanie, sprawdzić, co oni o tym myślą. Czy oni kiedykolwiek zetknęli się z tym problemem. Jak zachowaliby się w jakiejś konkretnej sytuacji. Wtedy nauczyciel od razu widzi, jaki jest poziom wiedzy uczniów, grupy czy klasy, również jaki jest poziom dojrzałości tych ludzi. Z pewnymi rzeczami musimy poczekać, bo oni są np. jeszcze niedojrzali. Pewne rzeczy już można im przekazywać, wyjaśniać, bo poziom ich dojrzałości już na to pozwala. Dlatego warto rozmawiać z młodymi ludźmi – powiedziała.

Chodzi także o możliwość wypowiadania się w formie pisemnej, „co jest dzisiaj bardzo rzadkie”.

– Uczniowie są dzisiaj przyzwyczajani do pisania testów, do ich rozwiązywania. Tu trzeba zwrócić uwagę, że metoda ta zamyka zupełnie możliwość ich twórczego myślenia. Kiedy jest test, podane są gotowe pytania i wtedy uczeń musi wybrać najwłaściwszą odpowiedź. Niestety uczeń zupełnie nie ma szansy, nie ma możliwości samodzielnie pomyśleć na ten temat. Czyli zamiast metod testowych, jeżeli tylko jest taka możliwość, trzeba dawać tzw. pytania otwarte. Uczniowie w odpowiedzi na te pytania mogą oczywiście podpierać się wiedzą zdobytą wcześniej, autorytetami, swoim doświadczeniem. Wówczas nauczyciel zyskuje szerokie spojrzenie na to, czym oni teraz żyją, na jakim poziomie dojrzałości, wiedzy merytorycznej się znajdują – zaznaczyła.

KAŻDE DZIECKO W TYM SAMYM WIEKU JEST NA TYM SAMYM POZIOMIE ROZWOJU INTELEKTUALNEGO – ABSOLUTNIE NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO

Dr Imelda Chłodna-Błach podkreśliła, że „to zauważył już Arystoteles, iż w procesie edukacji do każdego dziecka należy podchodzić indywidualnie. Wiadomo, że nauczyciele muszą dostosować się w szkole do pewnych wymogów, natomiast w miarę możliwości, jak się tylko da, należy podchodzić do każdego dziecka indywidualnie”.

– Jeżeli w szkole się to nie uda, to przynajmniej rodzicowi należy zwrócić uwagę i powiedzieć, że: nie starczyło nam już czasu na rozwinięcie jakiejś kwestii, natomiast niech pan, pani zwróci uwagę, bo widzę w tym dziecku np. szczególne uzdolnienia do muzyki czy matematyki. My nie jesteśmy na lekcji w stanie tego rozwinąć, bo nie mamy czasu, ale niech pan, pani zwróci na to uwagę – na tym polega współpraca pomiędzy domem a szkołą. Więc nawet jeśli nauczyciel nie ma, z oczywistych względów, na to czasu, powinien dostrzec pewne umiejętności, zdolności i zwrócić uwagę rodzicowi. Tutaj ciągle trzeba obserwować i reagować. Szkoła podstawowa oraz szkoła średnia – to jest właśnie ten czas, kiedy ujawniają się zdolności i kiedy potrzebują one największej stymulacji, największej dbałości. Jak się coś przeoczy w tym czasie, to potem już trudno do tego wrócić. To jest ten czas najbardziej wrażliwy, kiedy należy wyłapywać te różnice indywidualne i później prowadzić dziecko odpowiednio właśnie w tym kierunku – mówiła.

JAKĄ POSTAWĘ POWINIEN PRZYJĄĆ NAUCZYCIEL, ABY STWORZYĆ DZIECKU DOBRE WARUNKI DO ROZWOJU?

Filozof zwróciła uwagę na dwa elementy – czas oraz własny przykład.

– Jeżeli nauczyciel robi to, co kocha, jeśli jest w pełni oddany temu, co robi, swojemu zawodowi, to potrafi znaleźć czas, aby dotrzeć do dziecka. Potrafi zauważyć dziecko, poznać je, poprowadzić w odpowiednim kierunku. Nie musi tego robić podczas lekcji. Nie musi tego robić sam, tak jak powiedziałam. Może to robić we współpracy z innymi nauczycielami lub rodzicami. Druga rzecz, bardzo ważna, na którą dzieci są bardzo uczulone – to własny przykład. Czyli żeby to, co mówi nauczyciel nie rozmijało się z tym, co robi i jak się zachowuje. Oczywiście to nie dotyczy tylko nauczycieli, ale również rodziców, rodzeństwa, czyli każdego, kto wychowuje. Nie jesteśmy bowiem w stanie rozdzielić nauczania i wychowania. Zawsze ten, kto naucza, będzie również w jakimś stopniu wychowawcą. Czyli mówienie, myślenie i działanie – to wszystko powinno pozostawać w pełnej harmonii – akcentowała.

ILOŚĆ ZAJĘĆ A ZDOLNOŚĆ KONCENTRACJI

Rozmówca wskazała, że „zdolność naszej koncentracji jest ograniczona”. „Na pewno nigdy nie będzie tak, że nasza zdolność uwagi czy zdolność koncentracji będzie na tym samym poziomie przez np. osiem godzin” – kontynuowała.

– Tylko przez pewien czas nasz mózg jest w stanie aktywnie uczestniczyć w zajęciach. Na przykład rano może być bardziej sprzyjający czas do tego, aby wysilać się intelektualnie niż wieczorem, itd. Powinien to uwzględniać system nauczania. Nawet jeżeli jest taki wymóg, że w szkole trzeba przebywać osiem godzin dziennie, to lekcje powinny być tak ułożone, żeby np. na końcu były takie, które wymagają od dziecka mniejszego wysiłku intelektualnego. Oczywiście nie będziemy robić rewolucji, żeby burzyć cały system edukacyjny, ale przynajmniej, jeżeli nie ilościowo, to jakościowo dostosujmy ten czas spędzany przez dziecko w szkole do tych obowiązków, które ono ma wykonywać. Czyli na początku mogą być lekcje bardziej trudne, wymagające skupienia się i ścisłego myślenia, natomiast później powinny być lekcje lżejsze, coraz łatwiejsze. Takie, które nie wymagają od dziecka szczególnego wysiłku, napięcia, koncentracji, które pomagają mu rozładować się, odpocząć. Wszystko to trzeba dostosować do pewnych realiów, ale również uwzględnić tę naturalną pracę naszego mózgu. A naturalne prawa działania naszego mózgu potwierdzają, że jesteśmy w stanie skoncentrować się tylko na pewien, krótki czas – powiedziała.

EDUKACJA DOMOWA

Nauczanie domowe jest postrzegane jako pewna alternatywa dla szkoły podstawowej. Według dr hab. Imeldy Chłodnej-Błach można taką opcję rozważyć, jednak „nigdy nie powiedziałabym, że wszystkie dzieci mają przejść na nauczanie domowe”. Chodzi o pewne indywidualne przypadki.

– Paradoks polega na tym, że czasami szkoła może utrudnić dziecku rozwój – kiedy są przeładowane klasy, kiedy program jest niedostosowany do poziomu rozwoju dziecka. Głównie odnosi się to do szkoły podstawowej, do kształcenia elementarnego, do klas 1-3. Nauczanie domowe może wtedy zastąpić szkołę, ale tylko pod pewnymi warunkami. Ono musi być przemyślane i przygotowane. Decyzję o zabraniu dziecka ze szkoły rodzice muszą podjąć bardzo świadomie. Oni muszą specjalnie się do tego przygotować – wskazała.

Filozof zwróciła uwagę na specjalne przygotowanie. Chodzi o to – mówiła – że „rodzice uczący dzieci w domu zakładają określone stowarzyszenia”. Przed podjęciem takiej decyzji, dobrze byłoby zasięgnąć wiedzy, co to są za stowarzyszenia, na czym polega ich praca.

– Tu nie chodzi o to, że rodzice sami uczą dziecko wszystkiego, ale o to, że dziecko uczy się nawet u innych rodziców w domu. Tacy rodzice tworzą różnego typu wspólnoty. To nie jest tak, że rodzice muszą mieć wiedzę ze wszystkich przedmiotów i sami muszą swoje dziecko nauczyć wszystkiego. Do tego trzeba się przygotować, rozszerzyć swoje znajomości, skontaktować się z innymi rodzicami, którzy również uczą swoje dzieci w ten sposób. Rodzice muszą dokonać pewnego wysiłku, rozeznać sytuację, zanim podejmą taką decyzję, bo to jest bardzo ważna decyzja, która później rzutuje na przyszłość dziecka. Często jest tak, że rodzice do pewnego momentu uczą dzieci w domu, a od kolejnego etapu edukacji dzieci idą do szkoły. Trzeba bardzo roztropnie zastanowić się, czy jesteśmy w stanie jako rodzice zrekompensować dziecku brak szkoły pod wieloma względami. Bo tu wchodzą w grę nie tylko względy intelektualne, ale również społeczne, emocjonalne, psychiczne. Trzeba bardzo głębokiego namysłu nad tym, żeby dziecko nie straciło czegoś przez pochopną decyzję rodziców – tłumaczyła.

NIE ZAPOMINAJMY O KSZTAŁCENIU HUMANISTYCZNYM

Jak mówiła dr hab. Imelda Chłodna-Błach, „dobre w systemie dzisiejszej edukacji jest to, że mamy bardzo wiele możliwości. Jest wiele typów szkół: profilowane, prywatne, publiczne, katolickie. Jest wielość kierunków, wiele ścieżek kształcenia. To jest bardzo pozytywne. Jest także łatwiejszy dostęp do wiedzy, do źródeł wiedzy, choćby do nowych technologii. Widzimy nawet jak wyposażone są klasy czy pomieszczenia, gdzie dzieci się uczą. To jest bardzo pozytywne”. „Natomiast najważniejsze jest to – akcentowała – aby równolegle z tym rozwijało się kształcenie humanistyczne”.

– Należy zwrócić uwagę na istotę kształcenia, jaką stanowi kształcenie humanistyczne. Tylko takie kształcenie rozwija naszą osobowość, uczy nas samodzielnego myślenia, o którym mówiliśmy, kształtuje nasze postawy, pozwala nam ujrzeć nasze życie w szerszej perspektywie – historycznej, społecznej czy kulturowej. Nie powinniśmy pozbawiać dzieci czy młodzieży możliwości uczenia się przedmiotów, które mają na celu kształcenie szersze, humanistyczne. Obawiałabym się takiego kierunku, które zamyka ich w pewnym wąskim typie kształcenia, czyli zawęża ich patrzenie na świat. Moim zdaniem każdy powinien mieć szansę przynajmniej zetknąć się z takimi przedmiotami jak filozofia, greka, łacina czy retoryka, choćby w niewielkim stopniu – podkreśliła.

To wcale nie znaczy – tłumaczyła – że uczeń ma być od razu filozofem, filologiem klasycznym czy retorem. Chodzi o to, aby w procesie swojej edukacji dziecko miało możliwość zetknięcia się z takimi przedmiotami – wskazała.

– W kształceniu podstawowym nacisk powinien być położny właśnie na przedmioty ogólnorozwojowe, humanistyczne, ponieważ uczeń będzie miał wówczas okazję przynajmniej ich zasmakować. A takie przedmioty dają później bardzo wymierne efekty. One z pozoru wydają się niepraktyczne czy niedające się zastosować, ale z czasem ich zastosowanie staje się bardzo widoczne, ponieważ sprawiają, że nasze myślenie jest elastyczne, nabywamy pewnych uniwersalnych sprawności intelektualnych, potrafimy ‘używać rozumu’. Wówczas bardzo łatwo możemy nauczyć się innych, nowych rzeczy, których się od nas wymaga – czy to w życiu zawodowym, czy później w naszym dorosłym życiu – mówiła dr hab. Imelda Chłodna-Błach.

Szymon Kamysz/RIRM

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl