Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski

“Trzęsienie ziemi”

Unia Europejska się trzęsie. Politycznie i gospodarczo. Najwięcej zmartwień brukselskiej centrali nie przysparzają bynajmniej takie kraje jak Polska, Węgry czy Rumunia, ale Włochy. To nie tylko jeden z największych krajów Unii Europejskiej, ale też jeden z jej założycieli. Obecnie rządzi tam Ruch Pięciu Gwiazd w koalicji z Ligą Matteo Salviniego. W umowie koalicyjnej liderzy tych partii zobowiązali się do wypełnienia obietnic formułowanych w wyborach. A zapowiadali wprowadzenie zasiłku socjalnego w wysokości 780 euro miesięcznie, który objąłby blisko 7 milionów Włochów i jednolitego podatku dla wszystkich. „Włosi mają dość zaciskania pasa” – grzmiał wicepremier Włoch Di Maio. Aby sprostać tym wyzwaniom, rząd włoski w nowym budżecie założył deficyt w wysokości 2,4% PKB. Na wieść o tym z oburzenia zatrzęśli się przywódcy Unii. Wprawdzie zakładany we Włoszech deficyt mieści się w granicach dopuszczalnych w Unii Europejskiej, gdyż czerwoną linię stanowi próg 3% PKB, ale poprzedni rząd Włoch zawarł osobne porozumienie z Brukselą, w którym zobowiązał się do zmniejszania deficytu budżetowego. Nowy rząd tego nie akceptuje, a jego działania mieszczą się w regułach UE. Jednakże decydentom w Brukseli sen z powiek spędza dług publiczny Włoch wynoszący 2 biliony 300 miliardów euro, czyli 132% PKB. Jest on nominalnie największy spośród wszystkich krajów Unii. Włochy jednak odrzucają porównania z Grecją i chcą zmniejszyć ten dług poprzez swoistą ucieczkę do przodu. Wicepremier Salvini stwierdził: „Wracają Włochy, które się rozwijają, a nie wyprzedają swoje firmy. Skrytykował tych, którzy życzą źle Włochom, dodając, że to są działania spekulantów w stylu Sorosa, którzy chcą upadku kraju, by wykupić dobrze działające firmy za bezcen. Jego zdaniem osoby takie we Włoszech tracą tylko czas.

Twarde stanowisko rządu włoskiego w sprawie budżetu pobudziło medialne spekulacje, w których przewiduje się „czołowe zderzenie” Komisji Europejskiej z rządem włoskim. Niezwykle zaniepokojone są Niemcy, gdzie podobnie jak we Włoszech używa się euro. Walutą tą operuje 19 krajów członkowskich Unii Europejskiej, stąd w wielu miejscach podnosi się alarm, że Włosi mogą „rozsadzić strefę euro od środka”. Włoscy politycy dementują jednak te pogłoski, atakując brukselski establishment. Utrzymują, że konflikt jest przede wszystkim polityczny. Szef Ligi Salvini stwierdził: „Jesteśmy przeciwko wrogom Europy, którymi są Juncker i Moscovici zamknięci w bunkrze w Brukseli”. Dodawał też, że „pod koniec maja dojdzie do rewolucji zdrowego rozsądku”. Słowa te włoski wicepremier wypowiadał podczas spotkania z Marine Le Pen, szefową francuskiego Zjednoczenia Narodowego, która oświadczyła, że „Unia Europejska podeptała wartości solidarności”. Obydwoje wyrazili nadzieję, że po wyborach do Parlamentu Europejskiego zbudują nowy front, którego punktem wyjścia mają być właśnie nowe wartości. We froncie tym mieliby się znaleźć także politycy z innych krajów europejskich. Wstępnie chęć taką wyrażał węgierski premier Viktor Orbán, teoretycznie dołączyć do nich mogłaby delegacja polska. Puszczając wodze wyobraźni niektórzy politycy i publicyści w tym szerokim bloku widzą Szwedzkich Demokratów, którzy w ostatnich wyborach uzyskali ponad 17% głosów, a także  Alternatywę dla Niemiec, która z podobnym poparciem w Niemczech stanowi już drugą największą siłę polityczną. W grę wchodzi także holenderska partia Gerta Wildersa i inne.  To wszystko umacnia poczucie pewności włoskich władz, które już teraz, przynajmniej werbalnie, pokazują Komisji Europejskiej jej miejsce w szeregu. Wicepremier Luigi Di Maio powiedział bez ogródek, że Unia Europejska z obecnymi władzami będzie skończona za pół roku, a majowe wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosą polityczne trzęsienie ziemi. Bez wątpienia ruchy tektoniczne w Europie już dziś są poważnie odczuwalne.

Mirosław Piotrowski

drukuj