Ministerstwo Edukacji Narodowej straszy nauczycieli
Zdaniem MEN powrót do obowiązku szkolnego 7-latków oznacza ogromne problemy organizacyjne w systemie oświaty. W komunikacie resort napisał, że w jednym roku nie byłoby w ogóle klas pierwszych w każdego typu szkole, zaczynając od podstawowej, a na studniach kończąc.
Oświadczenie zostało wydane w związku z propozycją prezydenta, który chce, by w dniu wyborów 25 października odbyło się referendum m.in. ws. zniesienia obowiązku szkolnego 6-latków.
Resort edukacji twierdzi, że po wprowadzeniu tej zmiany pracę straciłoby co najmniej kilkanaście tysięcy nauczycieli, rzekomo przez to, że 6-latki, które nie poszłyby do pierwszej klasy musiałyby wrócić do przedszkola. Spowodowałoby to duże trudności ze znalezieniem dla nich miejsc – twierdzi MEN.
Poseł Marzena Machałek z sejmowej Komisji Edukacji mówi, że minister Joanna Kluzik-Rostkowska kompromituje się, bo zapomina, że w propozycji prezydenta chodzi o dobrowolną decyzję rodziców ws. edukacji ich 6-letnich dzieci.
– Dzisiaj rząd czuje, że przegra to referendum, że Polacy – rodzice – którzy wezmą w nim udział, powiedzą zdecydowane „nie” dla tej siłowo wprowadzanej pseudoreformy obniżenia wieku szkolnego. W związku z tym próbuje się już straszyć rodziców, straszyć nauczycieli. Oczywiście skutki reform PO-PSL odczuwają wszyscy. Były już zwolnienia dziesiątek tysięcy nauczycieli. Wiadomo, że każda grupa zawodowa boi się o pracę, ale przypomnę, że pozostanie możliwość dobrowolnego posłania dziecka sześcioletniego do szkół, ponieważ w referendum chodzi tylko o zniesienie takiego obowiązku. To będzie suwerenna decyzja rodziców – tłumaczy Marzena Machałek.
We wrześniu tego roku po raz pierwszy do I klasy szkoły podstawowej ma pójść obowiązkowo cały rocznik dzieci sześcioletnich, czyli urodzonych w 2009 r. Dołączą do nich 7-latki urodzone w drugiej połowie 2008 r.
Reformę wprowadzono, mimo sprzeciwu rodziców, którzy domagali się referendum w tej sprawie. Pod wnioskiem o jego przeprowadzenie zebrano prawie milion podpisów.
RIRM