MGMiŻŚ: Polska nie akceptuje propozycji KE ws. połowów na Bałtyku

Polska nie akceptuje propozycji Komisji Europejskiej dot. połowów na Bałtyku w 2018 r., bo nie zapewniają ochrony zasobów dorsza – poinformowało Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Ze względu na niskie zasoby ryb rybacy chcą uznania Bałtyku za obszar katastrofy ekologicznej.

„Polski rząd nie może zaakceptować propozycji połowowych KE na rok 2018, które nie zapewniają ochrony zasobów dorsza i w konsekwencji mogą doprowadzić do całkowitego zniszczenia zasobów tej ryby w Morzu Bałtyckim” – poinformowało w środę biuro prasowe Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.

Podano, że w środę minister gospodarki morskiej – Marek Gróbarczyk – wysłał stanowisko polskiej strony do unijnego komisarza ds. środowiska, gospodarki morskiej i rybołówstwa – Karmenu Vella.

„Rząd Polski postuluje wprowadzenie okresu ochronnego w czasie rozrodu dorsza na obszarze całego Morza Bałtyckiego. W sytuacji katastrofalnie niskich zasobów dorsza na Bałtyku, MGMiŻŚ wyraża zaniepokojenie propozycją Komisji Europejskiej z końca sierpnia br., w której nie zaproponowano okresu ochronnego dla stada wschodniego tej ryby” – czytamy w komunikacie resortu.

„Dorsz (stado wschodnie) od wielu lat był objęty ochroną od 1 lipca do 31 sierpnia. Ten dwumiesięczny okres ochronny jest kluczowy, ponieważ to właśnie w tym czasie odbywa się naturalne tarło dorsza w rejonie głębi bornholmskiej” – wyjaśnia resort.

„Populacji dorsza zagrażają również prowadzone na gigantyczną skalę połowy przemysłowe (tzw. paszowe), które niszczą ekosystem Bałtyku, przez co nie jest w stanie należycie się rozwijać. MGMiŻŚ oczekuje od Komisji Europejskiej dalszych rozmów, których efektem będzie ograniczenie połowów paszowych” – czytamy.

„Polscy rybacy dobrowolnie przyjęli na siebie ciężar ochrony środowiska naturalnego i nie używają narzędzi ciągnionych w strefie 6 mil morskich, zaakceptowali też zakaz połowów szprota w okresie od 11 czerwca do 10 października” – przypomina resort.

 Dodatkowo, w celu zachowania bazy pokarmowej dla dorsza, Polska wprowadziła w roku 2017 kwotę połowową tobiasza i dobijaka, a po wyczerpaniu kwoty połowowej dobijaka wprowadziła całkowity zakaz połowów tego gatunku, który obowiązuje od połowy lipca br. do końca roku.

„Wprowadzone przez Polskę te i inne środki ochrony środowiska naturalnego Bałtyku przynoszą już konkretne efekty, czego dowodem jest poprawa stanu zasobów w wodach przybrzeżnych” – zauważa ministerstwo.

Ze względu na niskie zasoby ryb w Bałtyku, w ubiegłym tygodniu rybacy zwrócili się do ministra gospodarki morskiej z pismem, w którym proszą o uznania Morza Bałtyckiego za obszar katastrofy ekologicznej. „Bałtyk umiera” – alarmują polscy rybacy. Biuro prasowe poinformowało, że „minister podziela obawy rybaków i dlatego wystosował stanowisko, w którym przeciwstawia się dotychczasowej polityce KE w zakresie rybołówstwa”.

„Zwracamy się zarówno do ministra, jak i do komisarza ds. środowiska, gospodarki morskiej i rybołówstwa Karmenu Vella o bezzwłoczne podjęcie rozmów z Komisją Europejską, w celu jak najszybszego uznania akwenu Morza Bałtyckiego za obszar katastrofy ekologicznej. Sytuacja osiągnęła poziom katastrofalny w związku z nadmiernymi połowami paszowymi. Statki często osiągają długość kadłuba 70 metrów i w większości są to jednostki rybackie z państw skandynawskich” – czytamy w piśmie wystosowanym przez rybaków do ministerstwa. Podpisy pod tym wnioskiem są ciągle zbierane we wszystkich portach.

„Cała polityka KE od lat skierowana jest jedynie na zaspokojenie oczekiwań lobby połowów paszowych. Ich zdaniem, ochrona zasobów w minionych latach „była fikcyjna”. Nikt nie patrzył na ekologię, rybołówstwo przybrzeżne, czy nawet niszczenie kultury materialnej mniejszości etnicznych” – argumentują rybacy.

Rybacy uważają, że natychmiastowe uznanie przez Komisję Europejską stanu klęski ekologicznej na Morzu Bałtyckim jest niezbędne, by uratować ten akwen przed całkowitą zagładą.

„W Bałtyku praktycznie w ogóle nie ma ryb. Obecnie największe ryby osiągają długość ok. 40-45 cm,  podczas gdy w latach 90. standardem były ryby o długości 50 – nawet do 140 cm. To woła o interwencję nauki, bo Bałtyk powoli umiera. Gdyby kraje skandynawskie podzieliły opinię polskich rybaków, to Bałtyk można byłoby jeszcze uratować” – powiedział armator rybacki Andrzej Rekowski.

„Wystąpienie rybaków o uznanie Bałtyku za obszar objęty katastrofę ekologiczną jest sytuacją wyjątkową, świadczącą o determinacji obrońców zasobów ryb, jak i o skali załamania się ekosystemu morskiego Bałtyku” – zaznaczył doradca ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej ds. rybołówstwa Grzegorz Hałubek.

PAP/RIRM

drukuj