Jak nie stracić dziecka w szkole

Z Anną Małecką-Puchałką, pedagogiem, nauczycielem wychowania do życia w rodzinie oraz wicedyrektorem Zespołu Szkół Podstawowo-Gimnazjalnych w Bielsku-Białej, rozmawia Anna Bałaban

Przemoc jest nadal problemem w szkołach?
– To odwieczny problem, z tym że kiedyś chodziło przede wszystkim o przemoc fizyczną, dziś natomiast mamy do czynienia głównie z przemocą słowną. Rodzice wiedzą już dobrze, że przemoc fizyczna jest karygodna. Natomiast nie posiadają umiejętności radzenia sobie ze złością, frustracją, jaką dziecko nieraz wywołuje w rodzicu. Nie chcąc go zbić, krzyczą, wyzywają, poniżają, a dzieci przenoszą te wzorce na rówieśników. Duży wpływ mają też współczesne bajki, w których bohaterowie drą się wniebogłosy i nikt ich za to nie karci, wręcz przeciwnie – są bohaterami pozytywnymi.

Środowisko rówieśnicze może stanowić zagrożenie?
– W podstawówce może jeszcze nie, ale w gimnazjum już tak. Przez pierwsze sześć lat uczniowie są dziećmi, później jednak ten przeskok w „dorosłość”, czyli do gimnazjum, jest bardzo niebezpieczny. Z punktu widzenia psychologicznego to dramatyczny moment na zmianę środowiska dla dzieci.

Skoro dzieci kończące podstawówkę są przeświadczone o tym, że wkraczają w dorosłość, to zapewne chcą to w jakiś sposób potwierdzić?
– Tak, i niestety zdarza się, że już w czasie wakacji po 6 klasie dzieciaki przechodzą inicjację alkoholową i nikotynową. A za przewodników służą im oczywiście starsi koledzy.

A narkotyki?
– Dostęp do nich jest dziś niestety bardzo łatwy. Można je dostać w większych gimnazjach. I oczywiście zagrożenie jest bardzo realne, tym bardziej że współczesne formy narkotyków są dla młodych bardzo atrakcyjne. W dodatku pomysły w rodzaju, żeby marihuanę uznać za bezpieczny środek odurzający, są fatalne. Młodzi mają dziś mnóstwo pomysłów na eksperymentowanie z narkotykami, szczególnie z grzybami halucynogennymi. Hodują skuny w szafie. Czasem nawet mama podlewa taką hodowlę i cieszy się, że dziecko tak bardzo fascynuje się biologią. Takich problemów nie należy zamiatać pod dywan, co niektóre szkoły niestety lubią robić, żeby zachować renomę. Tu trzeba działać natychmiast, bo im wcześniej zostanie wykryty taki problem w szkole, tym większa skuteczność w jego zwalczeniu.

Nadal panuje „moda” na wychowanie bezstresowe?
– Nie, to się raczej nie przyjęło, choć był moment zachłyśnięcia się tego rodzaju podejściem. Dziś mamy bardziej do czynienia z wychowaniem bezideowym. Sami rodzice nie bardzo wiedzą, w co wierzą, co jest dla nich ważne, więc dzieci dryfują bez busoli. Na religii jedno, w szkole na lekcjach wychowawczych drugie, a w domu całkiem co innego – dzieci są zagubione. Do tego dochodzą rosnące uprawnienia rodziców w szkole, którzy próbują mieć większy wpływ na wszystko, choć nie zawsze idzie to w parze z wiedzą na temat wychowania i potrzeb dorastających dzieci. Krótko mówiąc, coraz więcej roszczeń, a coraz mniej współpracy. Byłoby wspaniale, gdyby te roszczenia dotyczyły programu wychowawczego szkoły, profilaktyki czy programu wychowania do życia – niestety związane są głównie z takimi sprawami, jak niesprawiedliwa ocena, krzywe spojrzenie nauczyciela, za duże lub za małe wymagania, za dużo lub za mało zadań domowych itp.

Co z pewnością nie pozostaje bez wpływu na postawy uczniów względem nauczycieli?
– Oczywiście. Między innymi obniża ich autorytet. Do tego dochodzi kwestia pozycji finansowej. Wielu uczniów jest znacznie bogatszych od swoich nauczycieli. Rodzice przywożą ich do szkoły limuzynami, a na parkingu nauczycielskim widać biedę. Dziś nie można już posługiwać się argumentem w rodzaju: „Ucz się, to będziesz kimś, będziesz miał dobrą pracę”. Bo odpowiedź uczniów jest natychmiastowa: „A pani co z tego ma, że się tyle uczyła?”.

Finanse dziś stały się kluczowe nawet dla dzieci.
– Zdecydowanie. Również na tym tle rodzą się konflikty. By choć trochę je zminimalizować, u nas w szkole nadal obowiązują mundurki. Nie chcemy, żeby dzieci sprawdzały, kto ma markowe ubrania, a kto nie.

A nie wyciągają telefonów komórkowych z tych mundurków?
– Pewnie, że wyciągają. Nie da się wyegzekwować, żeby dzieci nie nosiły do szkoły komórek. Rodzice chcą mieć stałą kontrolę nad dzieckiem. Na lekcji co prawda uczniowie mają zakaz używania telefonów, ale już na przerwach pokazują sobie, co tam w nich mają. Zdarzają się afery, kiedy dzieci obrażają się za pomocą SMS-ów czy nawet przesyłają sobie „filmiki” pornograficzne. I to jest kolejne zagrożenie, które z całą pewnością występuje wszędzie, choć podejrzewam, że w wielu szkołach się nie ujawni. Szczególnie w tych większych, gdzie łatwiej o anonimowość, a nauczyciele nie są w stanie dotrzeć do każdego z uczniów z osobna. Młodzież bardzo często nie wie, jak podchodzić do seksualności i jak ją rozumieć, bo w domu nierzadko w ogóle na ten temat się nie rozmawia, a dzieci uczą się od rówieśników. Oczywiście to wcale nie znaczy, że te dzieci cokolwiek wiedzą w tej kwestii.

To chyba znak, że dorośli nie potrafią dziś rozmawiać z młodzieżą o tym, co jest dla niej ważne.
– W wielu przypadkach nie potrafią. Z nimi nikt nie rozmawiał, nikt nie poruszał choćby tematu płciowości i dziś oni również nie potrafią podejmować tej tematyki. Czasem nawet by chcieli, ale wydaje im się, że to za wcześnie. Jeśli w sytuacji, kiedy dzieci zadają pytania, oni w pewnym sensie uciekają od odpowiedzi, robią jakieś tabu wokół tego, wówczas dzieci ostatecznie rezygnują z dalszych pytań. Wtedy rodzice sami nie mają odwagi nic powiedzieć.

Pozostaje jeszcze kwestia edukacji prorodzinnej.
– Dzisiaj mamy w podstawie programowej wychowanie do życia w rodzinie, ale obawiamy się, żeby obecne władze nie doprowadziły do jej zmiany i wprowadzenia modelu szwedzkiego. A takie są przecież naciski i podejrzewamy, że prace nad tym trwają.

To chyba nie tylko naciski, ale i praktyczna działalność edukatorów seksualnych?
– Tak, oni zawsze byli, tylko że na razie wciąż jeszcze obowiązuje podstawa programowa, gdzie definiuje się obronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci, uznaje się człowieczeństwo człowieka od poczęcia i już sama nazwa przedmiotu – wychowanie do życia w rodzinie – świadczy o mądrym podejściu do tematu. Wprowadzenie edukacji seksualnej w stylu szwedzkim czy niemieckim byłoby dramatyczne w skutkach, bo to nie jest żadne wychowanie, ale ordynarna deprawacja społeczeństwa. Gdyby do tego doszło, nauczyciele do życia w rodzinie musieliby się opowiedzieć – tak jak za dawnych czasów historycy musieli się opowiedzieć, jakiej historii chcą uczyć.

Ale można się spodziewać, że przy antypatriotycznym nastawieniu tego rządu różne lobby będą mogły liczyć na przychylność.
– W tej chwili mamy dyktaturę urzędniczą. Konsultacje społeczne są fikcją. Nauczyciele protestują, głodują w obronie nauczania historii i co? Kompromis polega na tym, że młodzież będzie musiała obowiązkowo uczestniczyć w fakultetach, a nie dobrowolnie. Ale co znaczy fakultet pod tytułem „Kobieta przez wieki”? Możemy domyślać się, co zawiera i kto ma zamiar go prowadzić… To jest właśnie wprowadzanie genderu pod płaszczykiem historii!

Ludzie chyba nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że ta rozpowszechniona dziś ideologia ma podobną siłę, jak kiedyś marksizm.
– Albo nazizm! To kolejna niebezpieczna ideologia, na której można zbudować utopijny, wrogi człowiekowi system, jakich w historii nie brakowało.

A jak konkretnie przemyca się w szkole gender?
– Przez wpuszczanie na lekcje edukatorów seksualnych – ich szkolenie opiera się przecież na tej „filozofii”.

Dziękuję za rozmowę.

 

Anna Bałaban
drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl