Czwórka Normandzka rozmawia w Berlinie

W Berlinie trwa spotkanie Czwórki Normandzkiej ws. sytuacji na Ukrainie. Na zaproszenie Angeli Merkel do stolicy Niemiec przyjechali prezydenci Francji, Rosji i Ukrainy – Francois Hollande, Władimir Putin i Petro Poroszenko.

Kanclerz Niemiec  zapowiedziała, że po spotkaniu z prezydentem Władimirem Putinem w Berlinie „nie należy oczekiwać cudów”, jednak warto jest podejmować kolejne próby dialogu w celu osiągnięcia postępu na Ukrainie i w Syrii. Niemiecka polityk przypomniała, że ostatni szczyt państw Czwórki Normandzkiej odbył się ponad rok temu w Paryżu.

– Od tego czasu  odbyło się mnóstwo spotkań na różnych szczeblach, a pomimo tego nie osiągnęliśmy tego, co było naszym celem. Blokady istnieją w wielu miejscach, zarówno w kwestiach politycznych, jak i humanitarnych. Po dogłębnych rozważaniach, w tym rozmowach ekspertów, powiedzieliśmy sobie: musimy wykorzystać każdą możliwość, by spróbować osiągnąć postęp – powiedziała Merkel.

Profesor Mieczysław Ryba jest sceptyczny co do rezultatów berlińskich rozmów.

– Mam wrażenie, że to kolejne spotkanie jest bardziej organizowane po to, „by się odbyło”, żeby toczył się tak zwany dialog. Ale tej wiary – że się na kolejnym spotkaniu coś posunie w sprawie Donbasu, czy tego konfliktu ukraińsko-rosyjskiego – tego nie widać – komentuje prof. Mieczysław Ryba, historyk z KUL i WSKSiM.

Profesor przypomina, że cały konflikt ukraiński toczy się w cieniu tego, co ma miejsce w Syrii, a Rosja jest  oskarżana o powodowanie olbrzymich strat wśród ludności cywilnej.

– Rosjanie raczej  chcieliby doprowadzić do czegoś w rodzaju nowej Jałty, a więc jednak podziału stref wpływów w różnych ważnych regionach świata – i na Bliskim Wschodzie, i na Ukrainie, i w wielu innych miejscach – i wtedy iść otwarcie – i w sensie handlowym i jakimkolwiek innym – w stosunku do Zachodniej Europy, raczej bez Stanów Zjednoczonych – mówi prof. Mieczysław Ryba.

Zachód – szczególnie firmy niemieckie i francuskie – chciałby otwarcia na Rosję, nie ma jednak ani pomysłu ani argumentów, by zmusić ją do zmiany polityki, choćby w stosunku do Donbasu. Tymczasem Ukraina jest bardzo osłabiona.

– Odwiedzając Ukrainę, przebywając tam, zauważam ogromne zubożenie społeczne, bo z roku na rok sytuacja mieszkańców się pogarsza – podkreśla politolog dr Adam Kulczycki.

Konflikt na wschodzie Ukrainy trwa od wiosny 2014 roku. Zginęło w nim dotychczas ponad 9,5 tysiąca osób.


TV Trwam News/RIRM

drukuj