Bimbrownia BOR w Islamabadzie

Sterydy, skażona żywność i woda, brak dyscypliny i nadzoru przełożonych – tak wygląda codzienność funkcjonariuszy BOR na placówkach wojennych poza granicami kraju

 
Szefostwo BOR nie radzi sobie z nadzorem nad realizacją zadań ochronnych na placówkach zagranicznych o podwyższonym stopniu ryzyka. Świadczy o tym dramatyczny przypadek funkcjonariusza służącego w Kabulu. Mężczyzna oddelegowany do ochrony placówki dyplomatycznej w stanie zagrożenia życia trafił do szpitala wojskowego w Ramstein w Niemczech. Choć liczyła się każda minuta, z podjęciem decyzji szefostwu BOR w Warszawie nie było spieszno. – Mariusz K. od kilku miesięcy służył na placówce w Kabulu. Był kierowcą, pracował w grupach ochronnych. Lekarze zdiagnozowali u niego przypadek ciężkiej zakrzepicy (red pin – bezpośrednie zagrożenie życia). Ze względu na specyfikę miejsca (Kabul leży w kotlinie na wysokości 1800 m n.p.m.) konieczny był natychmiastowy transport lotniczy. Tyle że nie zwykłym samolotem, a szpitalnym – relacjonuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” jeden z funkcjonariuszy BOR.
O zdiagnozowaniu ciężkiej zakrzepicy żył Biuro Ochrony Rządu zostało poinformowane jeszcze tego samego dnia. Ale decyzje, co dalej robić, nie zapadły natychmiast. – Do godziny 16.15 (choć wiedza była od rana) nie podjęto decyzji, która może uratować życie tego chłopaka. Do popołudnia nie było nikogo z kierownictwa, kto byłby w stanie ją podjąć. Myślę, że sprawa jest bardzo poważna. Dopiero późnym popołudniem firma próbowała nawiązać kontakt z oficerami łącznikowymi w bazie, chcieli wysłać lekarza z BOR. Tylko po co? Chyba, żeby mieć czyste sumienie – dodaje nasz rozmówca. Dopiero, gdy pacjent miał trafić na OIOM, był sparaliżowany, nie mógł się ruszać i mówić, zdecydowano o transporcie do szpitala w Ramstein.
Rzecznik BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz zapewnia, że funkcjonariusz otrzymał błyskawiczną pomoc. – Funkcjonariuszowi, o którym mowa, została udzielona natychmiastowa pomoc medyczna. W chwili obecnej jest w stanie ogólnym dobrym, jego życiu nic nie zagraża. Szczegółowe informacje dotyczące stanu zdrowia funkcjonariusza przekazywane są na bieżąco tylko i wyłącznie rodzinie chorego – mówi Aleksandrowicz. Potwierdza, że chory przebywa w szpitalu w bazie wojskowej w Ramstein.
Co przyczyniło się do powstania zakrzepicy? – Jego powrót do kraju nastąpi niezwłocznie, a uzależniony jest od stanu zdrowia i decyzji lekarzy prowadzących. W chwili obecnej nie znamy odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn choroby. Informuję również, że po powrocie do kraju funkcjonariusz poddany zostanie wnikliwym badaniom, mającym na celu ich ustalenie – tłumaczy mjr Aleksandrowicz.
Funkcjonariusze, z którymi rozmawiał „Nasz Dziennik”, wskazują, że problem zakrzepicy, którą fachowo określa się jako zakrzepowe zapalenie żył głębokich, nie jest wcale taki nowy. Podobny przypadek miał miejsce kilka miesięcy temu w Pakistanie. Ofiarą był również funkcjonariusz BOR.

 

Choroba żył może być następstwem długotrwałego unieruchomienia (np. w warunkach szpitalnych), przebytych urazów i operacji. Objawy towarzyszące chorobie to bóle przy chodzeniu i staniu, ból w łydce, podudziu, udzie, obrzęk kostki lub całej nogi, napięcie skóry, podwyższona temperatura w tych obszarach ciała, zaczerwienienie, zasinienie skóry stóp i podudzi, stan podgorączkowy lub bardzo wysoka temperatura (do 40 stopni) oraz przyspieszona czynność akcji serca. Samo powstanie zakrzepu nie zagraża życiu pacjenta, ale już oderwanie od ściany żyły – tak. Przemieszczający się skrzep może zablokować przepływ krwi i w konsekwencji spowodować zator tętnicy płucnej i nagłą śmierć. Mimo że zakrzepica żył dotyczy raczej osób starszych i ryzyko zachorowania na nią wzrasta dopiero po 60. roku życia, to jednak do jej powstania mogą przyczynić się środki, które niektórzy funkcjonariusze BOR przyjmują, chcąc uzyskać szybki przyrost masy mięśniowej. – Według mnie, zakrzepica nie ma związku z warunkami pobytu czy jedzenia. I dotyczy raczej osób starszych. Ale akurat sterydy, które biorą funkcjonariusze, mogą mieć wpływ na jej powstanie – mówi lekarz, dr Anna Gręziak.

 

Sterydy poza kontrolą

– Zastanawiające jest to, że nie jest to pierwszy przypadek w tym rejonie, a tego rodzaju zakrzepica jest charakterystyczna dla osób, które biorą różne środki, powiedzmy, że stymulujące rozwój na siłowni – twierdzi jeden z funkcjonariuszy Biura. W sklepach w bazach amerykańskich można kupić odżywki białkowe i środki stymulujące rozwój mięśni. Przyjmowane są nie tylko ze względu na przyrost masy mięśniowej, ale jako suplement diety. – Niestety, nie odżywiając się odpowiednio, trzeba się posiłkować odżywkami, bo inaczej człowiek w tym klimacie padnie. Niektóre z tych środków zmieniają jednak konsystencję krwi i jej krzepliwość. W Kabulu są dostępne środki w bardzo atrakcyjnych cenach ze względu na strefy wolnocłowe i nie ma co ukrywać, że ludzie się nimi posiłkują. Wystarczy przyjrzeć się kilku osobom od nas z firmy, to są ludzie niesamowicie rozwinięci mięśniowo – podkreśla nasz rozmówca.
Co na to przełożeni? Ani w Warszawie, ani w Kabulu nikt tego procederu nie kontroluje. – Jest totalny brak nadzoru, zresztą nie tylko tam. Na przykład w składzie broni w Islamabadzie jest bimbrownia. To jest temat rzeka. Firmę interesuje jedno: wysłać ludzi na placówkę. Potem nikt nie przejmuje się, jak i w jakich warunkach funkcjonują. Firma ma nas w głębokim poważaniu. Ciekawe, czy musi dojść do kolejnej tragedii, żeby ktoś z panów decydentów zainteresował się tym stanem rzeczy? – pyta funkcjonariusz, który służył w zagranicznych misjach.

 

Nie wiemy, co jemy

Kolejna bolączka funkcjonariuszy BOR wyjeżdżających na placówki wojenne to warunki, w jakich przychodzi im pełnić służbę. – W sytuacji, kiedy leci pan do ciepłych krajów i stołuje się w hotelu, wszystko jest w porządku. Problem zaczyna się wtedy, kiedy żywi się pan gdzieś na mieście. Nie ma takiej możliwości – mimo całego cyklu szczepień przed wylotem – żeby organizm się obronił – podkreśla jeden z funkcjonariuszy. W Afganistanie problemem jest żywność i woda wywołujące niepożądane skutki. Jednym z nich jest np. zakażona, tzw. brudna krew, co można stwierdzić dopiero po przeprowadzeniu specjalistycznych badań. Diagnostyka ogólna, jakiej borowcy poddawani są po powrocie do Polski, nie jest w stanie wykryć ognisk infekcji. Można je zdiagnozować po przeprowadzeniu specjalistycznych badań. Funkcjonariusze BOR muszą za nie jednak sami płacić w prywatnych przychodniach.
– Przykro o tym mówić, ale musimy oszczędzać nawet na dietach, które dostajemy na jedzenie. Jesteśmy gorzej opłacani od Rumunów czy Czechów. Jesteśmy de facto zdani na litość jakiegoś Araba, właściciela sklepu, w którym robi się zakupy. Do końca nie wiemy tak naprawdę, co jemy – zaznacza nasz informator. Funkcjonariusze BOR stołują się sami, nie mają wstępu do stołówek w bazach amerykańskich, gdzie je się w higienicznych, sterylnych warunkach. – Skąd wiemy, czy taki Arab, u którego kupujemy żywność, nie zostanie zastraszony, że ktoś nie przyjdzie do niego, nie zabierze mu dziecka i nie przyśle mu jego zdjęcia z tekstem: „Nie sprzedawaj nic białym, bo…”. Może też dostać propozycję „dosyp to i to do jedzenia”, więc do końca nie wiemy, co tak naprawdę mogło wywołać zakrzepicę u kolegi – dodaje borowiec. Były nawet problemy z uzyskaniem funduszy na wodę. A bez jej zapasów nie da się funkcjonować w klimacie +50 st. Celsjusza. – Przecież nie siedzimy w klimatyzowanym pomieszczeniu, pracujemy, ruszamy się. Mało tego, musimy być w stu procentach operatywni, w mieście, gdzie jest stan pełnego zagrożenia. Nie może być tak, że funkcjonariusz BOR ma jeszcze sam sobie dbać o zapas wody – wskazuje funkcjonariusz BOR.
Dramatyczne są też często warunki zamieszkania. Do niedawna w Kabulu tuż pod oknami pokojów, w których śpią borowcy, była studzienka kanalizacyjna. Gdy wybijało szambo, przy wysokiej temperaturze, funkcjonariusze byli skazani na wdychanie trujących oparów.

 

Jest sprawa dla NIK

Sprawą zbulwersowany jest płk rez. Andrzej Pawlikowski, szef BOR w latach 2006-2007. W jego ocenie stanem placówek powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli. – Od pewnego czasu do opinii publicznej dochodzą bardzo niepokojące informacje o braku właściwego nadzoru przez kierownictwo BOR nad realizacją zadań ochronnych na placówkach zagranicznych o podwyższonym ryzyku. Tym bardziej są to informacje niepokojące, gdyż w głównej mierze – poza ustawowymi zadaniami BOR – dotyczą one bezpieczeństwa samych funkcjonariuszy tej formacji, którzy z narażeniem zdrowia i życia muszą sobie jakoś radzić z bieżącymi trudnościami tam, na miejscu. Jak donoszą sami funkcjonariusze, trudności te są związane w głównej mierze z logistyką. A ściślej mówiąc, z niewystarczającym zapleczem logistycznym, które w mojej ocenie powinno być w tamtych rejonach zdecydowanie zapewnione na poziomie gwarantującym bezpieczne funkcjonowanie – mówi Pawlikowski. – W związku z tym, że jest to któraś z kolei niepokojąca informacja, jako były funkcjonariusz i szef tej formacji jestem zmuszony za pośrednictwem mediów zwrócić się z prośbą i apelem do Najwyższej Izby Kontroli o przeprowadzenie rzetelnej kontroli w BOR pod kątem zabezpieczenia placówek dyplomatycznych w rejonach o podniesionym ryzyku, a co za tym idzie – także sprawdzenie właściwego nadzoru przez powołane do tego celu kierownictwo BOR – wskazuje Pawlikowski.

drukuj

Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl