Albo płać, albo się zamelduj

Rodzice muszą często pokrywać koszty zajęć pozalekcyjnych i wycieczek za dziecko, które uczy się w szkole poza swoją gminą

Rodzice decydujący się posłać swe dziecko do szkoły, która mieści się w innej gminie, często zmuszeni są pokrywać koszty różnego rodzaju zajęć dodatkowych: „zielonej szkoły”, nauki tańca, półkolonii czy wycieczek szkolnych. Część z nich, aby tego uniknąć, po prostu decyduje się na fikcyjne zameldowanie dziecka u rodziny lub znajomych. Ile jest takich przypadków – nie wiadomo, bo nikt nie jest w stanie ich policzyć. Teoretycznie każdy rodzic ma prawo posłać swoje dziecko do szkoły, którą uważa za najlepszą, bez względu na miejsce zamieszkania. Pieniądze z subwencji oświatowej, które dostaje gmina z Ministerstwa Edukacji Narodowej, „wędrują” za dzieckiem. Jednak suma ta jest nieadekwatna do rzeczywistych nakładów na kształcenie dzieci i każda gmina dokłada do szkół z dochodów własnych.

Zjawiskiem coraz bardziej powszechnym w Polsce jest posyłanie dzieci przez rodziców do szkół poza miejscem zamieszkania. Rodzice, wybierając szkołę dla swych dzieci, biorą pod uwagę jej prestiż, bezpieczeństwo, a także dogodne warunki dowozu (często powiązane z ich miejscem pracy). Jeśli więc rodzice mieszkający w podmiejskiej miejscowości pracują w oddalonym o 20 km mieście, posyłają swe dzieci właśnie do szkoły w mieście. Zjawisko to jest coraz powszechniejsze, bo wielu mieszkańców miast buduje domy na wsi, ale dzieci chce posyłać do szkół miejskich. – Na wsi, gdzie mieszkamy, szkoła jest gorzej wyposażona, ma też niższy poziom nauczania – tłumaczy Michał z Kielc, ojciec trójki dzieci, które chodzą do jednej z kieleckich podstawówek.

Teoretycznie nie powinno być większego problemu z zapisaniem dziecka do placówki oświatowej w innej gminie. – W przypadku szkół podstawowych i gimnazjalnych rejonizacja obowiązuje. Ale rodzice mają pełne prawo posłać swoje dziecko do takiej szkoły, na którą mają ochotę. Problem polega tylko na tym, czy dyrektor to dziecko przyjmie. Dyrektor zawsze przyjmie takie dziecko, które ma dobre wyniki w nauce i dobrą ocenę z zachowania, i jeśli oczywiście w szkole będzie miejsce. Subwencja oświatowa nie decyduje tutaj o tym i nie zniewala rodziców przy posłaniu dziecka do szkół – zaznacza w rozmowie z nami Małgorzata Sagan, nauczycielka języka polskiego i doradca metodyczny w Gimnazjum nr 16 im. Fryderyka Chopina w Lublinie. – Absolutnie nie może być takiej sytuacji, że gmina odpowiada rodzicom, że nie będzie płacić za dziecko, bo jest ono z innego rejonu – podkreśla Sagan.

W Urzędzie Gminy w Niemcach (woj. lubelskie) wyjaśniono nam, że zasada jest zawsze taka, iż rodzic nie może ponieść szkód związanych z tym, że realizacja obowiązku szkolnego odbywa się w innej gminie. Najczęściej jest to regulowane przez porozumienia między gminami. – Dyrektorzy są zasadniczo zainteresowani, aby w szkole mieć także dzieci spoza rejonu, bo dostają na nie subwencje z gminy. Pieniądze „idą” za dzieckiem, nie spotkaliśmy się z sytuacją, aby było inaczej – precyzuje Bożena Skolimowska z biura prasowego MEN. Jest to kwota 4 tys. zł rocznie.

I tu pojawia się problem, gdyż te pieniądze są niewystarczające. W wielu samorządach dokłada się do oświaty z dochodów własnych, co stanowi średnio 20-30 proc. budżetów szkół. Subwencja wystarcza tylko na pensje nauczycieli, prąd, ogrzewanie itp. A już zajęcia dodatkowe czy inwestycje samorząd musi finansować z własnych pieniędzy. Jeśli jednak do placówki trafia dziecko z innej gminy, „idzie” za nim tylko „goła subwencja”. Gmina dopłaca więc nie do swojego dziecka, co według części prawników jest nawet niezgodne z prawem samorządowym. Dlatego, jak wynika z sygnałów, jakie otrzymujemy od naszych Czytelników, zdarza się, że dyrektorzy szkół spotykają się z sugestią ze strony wójtów i burmistrzów, aby nie przyjmować dzieci spoza rejonów albo obarczać ich rodziców większymi kosztami: muszą płacić za różne zajęcia dodatkowe dla dzieci, jak „zielona szkoła”, wycieczki czy lekcje tańca.

– Wielokrotnie rozmawiałem z rodzicami dzieci chodzących do szkół poza swoim rejonem, którzy denerwowali się, że muszą dopłacać do zajęć dodatkowych – mówi w rozmowie z nami Andrzej, mieszkaniec jednej z podradomskich gmin, ojciec dwóch synów w wieku szkolnym. – Słyszałem, że moi znajomi, którzy posyłali dzieci do szkół w innych gminach, musieli ponosić dodatkowe koszty związane z ich edukacją. Dotyczyło to np. dopłacania do półkolonii. Dlatego, żeby uniknąć takich sytuacji, zdecydowaliśmy się na tymczasowe zameldowanie dzieci w Radomiu, aby były traktowane jak miejscowe – wyjaśnia.

Jak wynika z nieoficjalnych informacji, jakie zdobyliśmy w kilku dużych miastach, przypadki meldowania dzieci u dziadków czy znajomych, nie są wcale rzadkie. Ale nikt nie wie, ile ich jest w skali kraju, gdyż statystyk na ten temat się nie prowadzi.


Izabela Borańska
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl