Zbrodnia i zdrada

Samą istotę wprowadzenia stanu wojennego najprecyzyjniej zdefiniował nie kto inny, jak tylko Wiaczesław Mołotow. Tak, ten sam – prawa ręka Stalina, zbrodniczy wróg Polaków, współsygnatariusz, obok Ribbentropa, IV rozbioru Polski podpisanego na Kremlu 23 sierpnia 1939 roku. Dożywszy sędziwego wieku, w swych wspomnieniach pod rokiem 1981 Mołotow wystawia generałowi Jaruzelskiemu niesłychanie pochlebną opinię:

„W ostatnich kilku latach wielkim naszym osiągnięciem, naszym, to jest komunistów, było pojawienie się dwóch ludzi. Pierwszą przyjemną niespodzianką był Andropow. (…) Drugi człowiek to Jaruzelski. Ja sam na przykład nigdy wcześniej nie słyszałem tego nazwiska, zanim nie ujrzałem go w roli pierwszego sekretarza. (…) Bolszewików wśród Polaków było niewielu – Jaruzelski nas wyręczył”.


Ta charakterystyka dyktatora stanu wojennego to najbardziej dosadny i zwięzły dowód zdrady narodowej, jakiej dopuścił się Wojciech Jaruzelski oraz kierowana przez niego Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego – grupa zsowietyzowanych w służbie Rosji generałów i pułkowników tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Stan wojenny wcale nie był mniejszym złem! Było to naruszenie polskiej racji stanu i polskiej suwerenności w imię imperialnych interesów Kremla. Ostateczna decyzja o wprowadzeniu w PRL stanu wojennego zapadła w nocy z 8 na 9 grudnia 1981 r. w gabinecie Jaruzelskiego. To nie przypadek, że rozkazy polskiemu generałowi wydawał głównodowodzący wojskami państw Układu Warszawskiego sowiecki marszałek Wiktor Kulikow, który specjalnie przyleciał do Warszawy, by nadzorować rozwój sytuacji. Jaruzelski był w tym momencie prawdziwym dyktatorem: przywódcą partii komunistycznej PZPR, premierem, ministrem obrony narodowej, szefem Komitetu Obrony Kraju, szefem WRON. A mimo to stał na baczność we własnym gabinecie przed Kulikowem, który był co prawda marszałkiem, ale „zaledwie” wiceministrem w Moskwie. Dokładnie tak samo zachowywali się w XVIII wieku renegaci polscy – targowiczanie wobec rosyjskich ambasadorów i dygnitarzy carycy Katarzyny II.

Gdy weźmie się pod uwagę panujący w Polsce system polityczny, pytanie o to, czy Jaruzelski działał z inicjatywy własnej, czy też z inicjatywy Moskwy, staje się pytaniem retorycznym. Gdyby Jaruzelski sam opracował plan działania, to i tak jako lojalny komunista, musiałby prosić radzieckich towarzyszy o zielone światło. Gdyby zaś plan stanu wojennego narodził się w Moskwie, generał musiałby przyrzec posłuszeństwo.

Powtórzmy raz jeszcze za Mołotowem: „Jaruzelski nas wyręczył”. Taka jest prawda. Polski generał wyręczył armię sowiecką i mordował własny Naród! W stanie wojennym „zmieniono” generałowi nazwisko z Jaruzelski na Jaruski i była w tym duża część prawdy o generale.

Jaruzelski, Kiszczak oraz pozostali dowódcy stanu wojennego niezależnie od zdrady narodowej dopuścili się zbrodni morderstwa. Z punktu widzenia norm prawnych, jakie przyjął trybunał norymberski po II wojnie światowej, generałowie stanu wojennego spełniają wszystkie kryteria definicji „morderców zza biurka”. Zbrodnie dokonane na górnikach, na najbardziej odważnych księżach, na działaczach „Solidarności”, na maturzyście Grzegorzu Przemyku – to tylko część odpowiedzialności, która spada na generałów WRON. Generał Kiszczak – dyktator nr 2, szef MSW, ma ręce unurzane we krwi Polaków. Najbardziej drastyczną zbrodnią w grudniu 1981 r. była masakra górników w katowickiej kopalni „Wujek”. Na rozkaz Kiszczaka wysłano przeciwko nim czołgi, milicję, a wreszcie pluton snajperów – morderców ZOMO. Była to na zimno zaplanowana zbrodnia na bezbronnych. Wystarczyło przecież odciąć dopływ wody oraz prądu elektrycznego, a górnicy sami zaprzestaliby strajku i wyszli z kopalni! Ale Jaruzelskiemu i Kiszczakowi chodziło o pokaz siły, chodziło o to, aby zastraszyć i sterroryzować Polaków, że władza ludowa się nie cofnie, że „będzie obcinała ręce” tym, którzy podniosą je w obronie wolności Narodu, tak jak to było w 1956 r. w Poznaniu.

Adwokaci Jaruzelskiego, Kiszczaka i innych generałów stanu wojennego twierdzą, że generałowie to „ludzie honoru”, którzy doprowadzili do obrad Okrągłego Stołu. Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Kuroń cynicznie od lat wmawiali, że PRL była „najweselszym barakiem w obozie” komunistycznym. To fałsz i kłamstwo, to celowa manipulacja! Czechów, Słowaków, Węgrów i Niemców z NRD musiały bowiem krwawo pacyfikować dywizje Armii Czerwonej. Tylko w Polsce, w tym „wesołym baraku”, komuniści byli wystarczająco silni, aby zupełnie samodzielnie krwawo rozprawić się z dążeniami i aspiracjami wolnościowymi własnego Narodu: w latach 1956, 1970, 1976, 1981 nie było w PRL sowieckiej interwencji militarnej, takiej jak w innych państwach. I nie jest przypadkowe, że obrona zdrajców Ojczyzny odbywa się właśnie w „Gazecie Wyborczej”. To właśnie „Gazeta” przejęła po „Trybunie Ludu” jako swoje logo czerwony sztandar i drukuje go codziennie na pierwszej stronie. Jeżeli ten czerwony prostokąt tuż przy tytule „Gazety Wyborczej” nie jest czerwonym, sowieckim, komunistycznym sztandarem – to czymże to jest?!


prof. Józef Szaniawski
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl