Z Niesiołowskim tej wojny nie wygramy

Z posłem Witoldem Waszczykowskim (PiS), wiceszefem Biura
Bezpieczeństwa Narodowego w latach 2008-2010, rozmawia Anna Ambroziak

"Tak jak trupy w Smoleńsku są dobre, żeby się dorwać do władzy, tak i
trupy w Afganistanie mogą się niektórym przydać, żeby się próbować dorwać do
władzy" – to wypowiedź polityka PO Stefana Niesiołowskiego, przewodniczącego
Komisji Obrony Narodowej. Miała uzasadnić kontynuację misji polskich żołnierzy w
Afganistanie…

– To oczywiście wypowiedź haniebna i arcygłupia. Nikt, kto zajmuje
odpowiedzialną pozycję, w tego typu dywagacje nie wchodzi. Ale też nikt nie
powinien w jakikolwiek sposób rozgrywać śmierci naszych żołnierzy, tym bardziej
w okresie przedświątecznym, gdy ich strata jest dla rodzin tym bardziej
odczuwalna. Niestety, Niesiołowski znany jest z tego typu zachowań. To jest ten
język nienawiści, który prowadzi do nieszczęść. Oby nikt go nie słuchał.

Już jedna taka wypowiedź dyskwalifikuje go przecież jako szefa komisji
obrony.

– Boleję nad tym, że to on właśnie został szefem tej komisji. Ten człowiek nie
ma żadnych kompetencji, żadnego doświadczenia. Dziwię się, dlaczego partia
rządząca desygnowała właśnie takiego człowieka na przewodniczącego komisji
obrony w czasie, gdy nasze siły wojskowe są zaangażowane za granicą. Na szefa
komisji obrony potrzebny jest ktoś o dużym doświadczeniu w polityce
zagranicznej, w sprawach bezpieczeństwa. A nie taki niemądry prowokator. Uważam,
że nie można odpowiadać na tego rodzaju zaczepki, jakich próbuje Niesiołowski.
My wiemy, po co poszliśmy do Afganistanu, jesteśmy tam w sojuszu. I wiemy, że w
Afganistanie sytuacja jest niestabilna, więc nasza obecność jest tam jeszcze
przez jakiś czas potrzebna. Jednocześnie od lat nie ukrywamy, że krytykujemy
charakter naszego zaangażowania w Afganistanie. Na przełomie 2008 i 2009 roku
zostało ono bardzo rozszerzone. Do roku 2008 nasz kontyngent był mniejszy,
liczył około tysiąca żołnierzy. W latach 2008-2009 rząd Donalda Tuska uznał, że
wzięcie odpowiedzialności za całą prowincję może być politycznym instrumentem do
zdobycia większych wpływów w NATO. To naszym zdaniem było zupełnie niepotrzebne,
było to zaangażowanie niewłaściwe. Na szczycie NATO w 2009 roku próbowano – co
samo w sobie jest kuriozalne – zabiegać o wybór Radosława Sikorskiego na
sekretarza generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego. Takie rozszerzenie naszego
zaangażowania w Afganistanie miało być instrumentem, by to uzyskać.

Drastyczne obniżenie budżetu na armię na pewno nie pomaga w realizacji
misji afgańskiej.

– W 2008 roku rząd PO – PSL uznał, że trzeba się wycofać z Iraku i zaangażować w
Afganistanie. Było to kwestionowane przez samo wojsko, m.in. przez gen.
Waldemara Skrzypczaka, który mówił, że tam powinno być nie 2,6 tys., ale około 5
tys. żołnierzy, tak byśmy byli w stanie opanować prowincję Ghazni. Najwyraźniej
uznano, że uda się to tzw. sposobami domowymi. Ale szybko okazało się, że nie ma
sprzętu, nie ma helikopterów, wozów opancerzonych. Nasze siły okazały się
nieadekwatne, nieodpowiednie do tego, by opanować prowincję. Nie mamy ani sił,
ani tylu środków, aby tam funkcjonować.

Wczoraj do bazy w Ghazni udali się premier Donald Tusk oraz minister
obrony Tomasz Siemoniak.

– To zupełnie zrozumiałe, tak być powinno po takiej tragedii. To obowiązek władz
najwyższych, by udać się na miejsce tragedii i podtrzymać morale żołnierzy, gdyż
na pewno są oni bardzo przybici tą tragedią.

Szef rządu powiedział, że nasi żołnierze pojechali do Afganistanu, by
nieść wolność i pomoc. Z kolei gen. Roman Polko stwierdził, że "żołnierze są od
wygrywania wojen, a nie od budowania pokoju", że w Afganistanie brakuje sił NATO
i że dla żołnierzy ta misja jest bezcelowa.

– Dwieście lat temu francuski dyplomata Talleyrand powiedział, że bagnetem można
wiele zrobić, ale na bagnecie nie można usiąść. Rzeczywiście wojsko jest od
tego, żeby wygrywać wojny, natomiast wojsko nie odbuduje kraju. Mieliśmy już
tego typu przypadek w Polsce przed trzydziestu laty, kiedy wprowadzono stan
wojenny. Niektórzy wychodzili wtedy z założenia, że jakieś zespoły
wojskowo-robotnicze spacyfikują kraj. Tego oczywiście się zrobić nie da. W
Afganistanie powinny się angażować bardziej – moim zdaniem – państwa regionalne
oraz organizacje międzynarodowe, czyli na przykład ONZ. Tyle że te organizacje
są zbyt słabe, a jedyna, która jest w stanie wykazać się skutecznością, to
Sojusz Północnoatlantycki. Może on podjąć się nie tylko walki z talibami, ale
też organizować administrację, uczyć, wychowywać, budować szkoły czy studnie.
Ale to z kolei zadanie nie dla wojskowych.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl