Wszystkie maski Palikota

Janusz Palikot na listach wyborczych swojego ugrupowania umieścił m.in.
byłego funkcjonariusza SB, współpracownika Jerzego Urbana, osobę podejrzewaną o
współpracę z komunistyczną bezpieką i zarazem redaktora antykościelnego pisemka,
które promowało Grzegorza Piotrowskiego, mordercę ks. Jerzego Popiełuszki.
Jednak jeszcze kilka lat temu ten sam Janusz Palikot atakował Zytę Gilowską,
zarzucając jej pracę na rzecz PRL-owskich służb specjalnych. Media sugerowały,
że oskarżenia prof. Gilowskiej są intrygą funkcjonariuszy służb specjalnych, w
tym kontekście wymieniano również Wojskowe Służby Informacyjne.
Zagadką jest również, dlaczego Janusz Palikot tak łatwo przeistoczył się z
konserwatywnego biznesmena, sponsorującego prawicowe pismo, w anarchizującego
lewaka walczącego z krzyżem. Nawet przychylne mu media podawały, że pije dużo
wina, w czasie weekendu nawet butelkę dziennie. Tłumaczył, że od kiedy to robi,
łatwiej akceptuje siebie.
Kim jest więc Janusz Palikot?

Zafascynowany Michnikiem, Kuroniem i Wujcem
Janusz Palikot urodził się w 1964 r. w Biłgoraju. Z tego samego regionu pochodzi
również Henryk Wujec, wieloletni polityk Unii Demokratycznej i Unii Wolności, a
obecnie doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Palikot nie krył, że był zafascynowany lewicową opozycją z lat PRL, zwłaszcza
Adamem Michnikiem, Jackiem Kuroniem i Henrykiem Wujcem, czyli tzw. lewicą
laicką. W ostatniej książce wyznał, że ukształtowała go "GW", zawsze głosował na
UW, podzielał lęki Adama Michnika i było dla niego zaszczytem, kiedy go poznał.
Z drugiej strony mógł liczyć na pozytywne teksty w "GW", zwłaszcza w okresie,
kiedy był biznesmenem.
Wujca miał poznać jeszcze w latach 80.: "Jak wielu moich kolegów, w liceum
zapatrzony byłem w KOR, czyli w Kuronia, Michnika i Wujca właśnie. Nasze
kontakty były sporadyczne i dopiero w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych
zżyliśmy się bardziej".
Z kolei sam Wujec wspominał, że Palikota poznał dopiero po "wyborach
kontraktowych": "Będąc posłem w 1989 roku, dowiedziałem się, że działa tam jakiś
prężny biznesmen, a ponieważ wiedziałem, jak bardzo istotne było w tamtym czasie
wspieranie rodzącej się przedsiębiorczości – postanowiłem się z nim spotkać. Ów
biznesmen udzielał się również w Biłgorajskim Towarzystwie Gospodarczym –
ściągał do Biłgoraja nowych inwestorów, poszukiwał nowych myśli gospodarczych.
(…) W tamtym okresie współpraca z Palikotem i jego działalnością gospodarczą
odpowiadała mi. Pozytywnie wpływał na innych, udało mu się ściągnąć kapitał
niemiecki i włoski".

Pod okiem SB
Opozycyjne poglądy spowodowały, że na początku lat 80. zainteresowała się nim
SB. W tygodniku "Polityka" Palikot wspominał, że nie dał się złamać i niczego
nie podpisał: "Nocne przesłuchania z lampą świecącą w oczy. W celi wybite okno,
a na dworze siarczysty mróz. Trudno było wytrzymać".
Trochę inaczej ten okres przedstawił w swojej książce "Płoną koty w Biłgoraju":
"(…) W grudniu dostałem instrukcję, aby podpisać dokument o podporządkowaniu
się prawu stanu wojennego i działać dalej. Tak też zrobiłem. W konsekwencji
zostałem ponownie zatrzymany i aresztowany i trafiłem na komendę w Zamościu,
gdzie brutalnie zmuszano mnie do podpisania deklaracji współpracy z SB, grożąc
celą z wodą po kolana, nasyłając facetów – stare ubeckie metody – którzy mieli
napędzić mi strachu. Nie będę ukrywał, bałem się, ale jednak niczego nie
podpisałem; po prostu miałem szczęście, bo po czterech dniach SB przestało się
mną interesować, po tym jak zmusiło do współpracy mojego kolegę. Bezpieka
liczyła, że przy jego pomocy rozpracuje naszą siatkę. Uniknąłem więc hańby
dzięki temu, że on się załamał. Jednak kolega przyznał mi się, że podpisał
zobowiązanie do współpracy, ja zaś namówiłem go, by powiedział o tym również
innym, i to go ocaliło – nikt go nie potępiał za słabość".
Jednak rok temu "Gazeta Polska" ujawniła, że według dokumentów zachowanych w IPN
Palikot już 17 grudnia 1981 r. własnoręcznie napisał tzw. lojalkę, że nie będzie
"podejmował działań sprzecznych z postanowieniami dekretu o stanie wojennym".
Według katalogów IPN został zarejestrowany 14 grudnia 1981 r. "jako osoba
rozpracowywana w ramach SOR kryptonim "Apel"" (nr rej. 61 27). W styczniu 1982
r. podpisał zobowiązanie: "Ja niżej podpisany Janusz Palikot zobowiązuję się do
zachowania w ścisłej tajemnicy treści prowadzonych rozmów oraz utrzymywanych
kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa. Palikot Janusz".
W latach 90. Palikot podczas wielu rozmów z "GW" nie ujawnił faktu podpisania
zobowiązania do zachowania w tajemnicy rozmów z SB. Wspominał tylko, że był
represjonowany: "W 1982 r. w liceum w Biłgoraju dyrekcja odmówiła samorządowi
uczniowskiemu wpływu na oceny ze sprawowania. Zaprotestowaliśmy, po czym
wyrzucono nas ze szkoły".
Jednak po 1989 r. nie przeszkadzało mu, że wokół niego znalazły się osoby z
komunistycznych służb specjalnych.

Przepustka do Warszawy i do fortuny
"GW" w stylu hagiograficznym opisywała życiorys Palikota: "Był początek stanu
wojennego. Komendant milicji w Zamościu stał przed panią Palikotową i stukając
palcem w środek dłoni, wołał: "Tu mi włosy wyrosną, jeśli pani syn skończy
studia!". 17-letni Janusz właśnie wyleciał z liceum w Biłgoraju za ulotki i
działalność w samorządzie uczniowskim. W zamojskim więzieniu przesłuchiwano go
do trzeciej w nocy, grożono celą z wodą po kolana. Dostał wilczy bilet na całe
Zamojskie, a zgodnie z przepisami stanu wojennego nie mógł opuszczać
województwa. (…) Za pół litra wódki kupił przepustkę do Warszawy".
W Warszawie miał kłopoty ze znalezieniem szkoły. Rozpoczął studia na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim, po dwóch latach przeniósł się na wydział filozofii
Uniwersytetu Warszawskiego. Studia ukończył w 1987 r., w tym samym roku po raz
pierwszy się ożenił. Został pracownikiem naukowym w Instytucie Filozofii i
Socjologii PAN, zaczął pisać doktorat.
"GP" podała, że dokumenty IPN – korespondencja jednostki SB w Biłgoraju z
zarządem WSW – wskazują, że Palikot w 1987 r. był kandydatem do Szkoły Oficerów
Rezerwy.
W PAN pracował przez półtora roku, porzucił filozofię na rzecz biznesu. Jeszcze
w czasie studiów rozpoczął działalność gospodarczą. Jego kolejne kroki w
biznesie opisywała "GW": "Jeszcze w Warszawie zaczął z kolegami od drobnego
biznesu. Handlowali, czym popadło. Zegary z Tajlandii, telewizory, palety,
lodówki, jogurty, napoje w kartonach".
W 1988 r. razem z kolegą założył spółkę AKT. Jego wspólnikiem był Krzysztof
Klein, student historii na KUL. Spółka archiwizowała dane w przedsiębiorstwach
państwowych, potem zajęła się produkcją palet drewnianych. Ten ostatni pomysł
Palikot zaczął realizować pod wpływem dyrektora jakiejś firmy. Kiedy usłyszał,
że pochodzi on z okolic Puszczy Solskiej, zaproponował interes: "Firma miała
trudności z kupnem drewna. Ja za ich pieniądze kupowałem od znajomych chłopów
drewno i produkowałem europalety, na których oni transportowali swoje wyroby.
Zarabiałem kilkanaście urzędniczych pensji. Biznes upadł wraz z końcem komuny,
kiedy drewno można było już kupić na wolnym rynku".
Przełom lat 80. i 90. to czasy gwałtownej transformacji ustrojowej,
kształtowania podstaw nowego systemu, powstawania wielkich fortun i
wyodrębnienia nowych elit. Również u Palikota były to lata ciągłych zmian,
szukania kapitału i wspólników, tworzenia kolejnych firm, podbijania rynku.
Kolejne przekształcenia w spółkach Palikota skwapliwie odnotowywała "GW", która
przedstawiała lubelskiego przedsiębiorcę jako osobę sukcesu i wzór do
naśladowania.
Razem z kolegą, który wrócił ze Stanów Zjednoczonych, założył sieć sklepów
(zaczynali z pokaźną jak na tamte czasy sumą 20 tysięcy dolarów):
"Wystartowaliśmy od sklepu, potem była sieć delikatesów. Pieniądze
inwestowaliśmy w rozlewnie win".
Potem z dziewięcioma wspólnikami (w przyszłości akcjonariuszami spółki Ambra)
Palikot założył spółkę Kram, która handlowała artykułami spożywczymi i
przemysłowymi. W 1991 r. powstała polsko-włoska spółka Kram-Canelli, która
produkowała wina musujące. Wspólnik włoski miał w niej 20 proc. udziałów.

Interesy z Niemcami i Rosjanami
W 1994 r. Palikot wraz ze wspólnikami z Kram-Canelli utworzył w podbiłgorajskiej
Woli Dużej spółkę akcyjną Amber. Ponad jedną czwartą udziałów otrzymała
niemiecka firma Faber, trzeci co do wielkości producent win w Europie. Niemcy
wnieśli kapitał w wysokości 6 mln marek niemieckich, technologię podwójnej
fermentacji oraz dostęp do rynku w Europie. Ambra przejęła ok. 20 proc.
polskiego rynku win oraz 33 proc. rynku win musujących.
W 1996 r. Ambra otworzyła rozlewnie win musujących w Kałudze pod Moskwą oraz w
czeskim Jabloncu. Szacowano, że rocznie można sprzedać w Rosji ponad miliard
butelek. Rosjanie uzyskali znak towarowy Ambry, technologię produkcji wina
musującego. W Kałudze miało być rozlewane najpopularniejsze wino Ambry – Dorato.

Przez cały czas Palikot dążył do zbudowania silnej firmy na rynku alkoholi,
przejęcia innych spółek z tej branży, tak aby stać się potentatem. W latach 90.
Ambra nawiązała współpracę z łódzką spółką Cin-Cin, która należała do Andrzeja
Pawelca, prezesa łódzkiego klubu sportowego Widzew. Pod koniec rządów AWS
Palikot uczestniczył w prywatyzacji lubelskiego Polmosu.

Polowanie z Komorowskim
W tamtym czasie stronił od działalności politycznej, chociaż posiadał liczne
znajomości wśród polityków, zwłaszcza członków UD i UW. Jednym z nich był
Bronisław Komorowski.
Swoje bliskie kontakty z Komorowskim opisał w 2007 r. na swoim blogu: "Bronka
poznałem bodaj w 1994 roku podczas sylwestra w leśniczówce w Lasach Janowskich.
Byliśmy potem na wielu prywatnych wyprawach i spędziliśmy razem ostatnich pięć
sylwestrów. Z tych wszystkich wydarzeń najbardziej niezwykły był nasz wspólny
pobyt w Rosji i polowanie na głuszca. To było dobre 300 km od Moskwy, w kierunku
na Białoruś, jak sobie przypominam – w marcu 1997 lub 1998 roku. (…) Dawne KGB
podesłało nam na wieczór jakiegoś niby-sąsiada, który raczył nas wódką i
próbował wyciągać na debaty polityczne. W pewnym momencie powiedział
prowokacyjnie: mówcie, co chcecie, ale Polska to prostytutka! Jak Rosja była
silna – to była z Rosją, kiedy silna stała się Ameryka, to poszła za Ameryką. I
patrząc na nas dodał: tylko się nie gniewajcie, ja wam tylko prosto mówię, co
myślę…
Bronek czujnie nie dał się sprowokować, zaczął coś swoim zwyczajem mądrze i
historycznie tłumaczyć. Ja zaś w pewnym momencie powiedziałem: to i ja ci coś
powiem – Rosja to było, jest i będzie gówno. Gawno! Tylko się nie gniewaj,
wiesz, bo ja tak tylko po prostu ci mówię… co myślę. I tak sobie we trójkę
gaworzyliśmy, budując przyjaźń polsko-postradziecką. I popijając jakimś bimbrem
z soku z sosny" – pisał Palikot. Fakt, że Bronisław Komorowski (w przeszłości
były wiceminister i minister MON) polował w rosyjskich lasach, nie był ujawniany
przez szereg lat.
W ostatniej książce Palikot przedstawił trochę inny przebieg tego polowania –
gości z rosyjskich służb specjalnych miało być dwóch. Podał w niej również inną
datę nawiązania kontaktów z obecnym prezydentem. Palikot stwierdził, że poznał
Komorowskiego w noc sylwestrową z 1996 na 1997 r. we wspomnianej leśniczówce. W
2010 r. Palikot aktywnie wspierał byłego szefa MON w wyborach prezydenckich, z
drugiej strony mógł liczyć na wsparcie Komorowskiego nawet w trudnych dla siebie
chwilach.

Na salonach wśród najbogatszych i najważniejszych
Przez wiele lat Palikot nie udzielał się w życiu politycznym. Był członkiem
wielu organizacji gospodarczych. Działał w Loży Zamojskiej Business Centre Club.
W 1996 r. BCC przyznało mu wyróżnienie – Lider Polskiego Biznesu ´96.
Od połowy lat 90. tygodnik "Wprost" umieszczał Palikota na liście najbogatszych
stu Polaków.
Zagadką jest, w jaki sposób Palikot znalazł się w gronie Komisji Trójstronnej (The
Trilateral Commission), wpływowej instytucji założonej w 1973 r. przez Dawida
Rockefellera. Komisja określana jest mianem "nieformalnego rządu światowego".
Grupuje zwolenników tzw. globalizmu. Należeli do niej wpływowi politycy,
przedsiębiorcy, naukowcy, dziennikarze z Europy, Ameryki i Japonii. Jej
członkami byli np. prezydenci USA Jimmy Carter i Bill Clinton, Henry Kissinger.
Wśród członków Komisji byli lub są w dalszym ciągu m.in. Andrzej Olechowski,
Jerzy Baczyński, Jerzy Koźmiński, Wanda Rapaczyńska, Zbigniew Wróbel oraz
właśnie Janusz Palikot. W jaki sposób przedsiębiorca z Lubelszczyzny uzyskał
dostęp do najważniejszych osób na świecie?

Maska konserwatysty
Przez wiele lat Palikot starał się przedstawiać jako konserwatysta, przywiązany
do tradycji, szanujący wartości. "Dziennik" pisał, że jeszcze kilka lat temu
budował wizerunek człowieka z rodu, którego korzenie sięgają Francji. Stylizował
się na ziemianina, chadzał w angielskich marynarkach, zakładał stylowe apaszki.
W Jabłonnie pod Lublinem kupił dawny dwór, w którym podobno był ośrodek
szkoleniowy MSW. Zatrudnił angielskich specjalistów, żeby odrestaurowali
300-letni park przy dworku, chwalił tradycyjne życie na wsi. Pielęgnował życie
rodzinne.
Sponsorowanie przez Palikota konserwatywnego tygodnika "Ozon" mieściło się w
granicach ukształtowanego wizerunku. Redaktorem naczelnym był Grzegorz Górny,
szef kwartalnika "Fronda". Z tego środowiska pochodziło również kilku innych
publicystów. Jednak wizerunek konserwatysty legł w gruzach, kiedy Palikot
znalazł się w Sejmie.

Teczka Gilowskiej, zaplanowana akcja WSI?
Dopiero w lutym 2001 r. oficjalnie włączył się do życia politycznego, znalazł
się w grupie inicjatywnej PO okręgu lubelskiego.
Do wielkiej polityki wkroczył w 2005 r., kiedy zdobył mandat posła PO z okręgu
lubelskiego.
Po wejściu do Sejmu zrezygnował z funkcji w należących do niego firmach. Rok
później został szefem Platformy województwie lubelskim. Przejęcie władzy
związane było ze skandalem wokół materiałów SB na temat profesor Zyty
Gilowskiej, która w rządach PiS była wicepremierem.
Paweł Gilowski, syn wicepremier, mówił "Dziennikowi": "Wiem, że mama miała taką
ogólną wiedzę, że Janusz Palikot chodzi i coś tam opowiada, że mama była
agentką".
15 stycznia 2006 r. w czasie rozmowy z lokalnym politykiem PO Palikot mówił, że
Gilowska wkrótce będzie miała kłopoty lustracyjne: "Ja mam taką informację
(…), że w tym tygodniu mają ujawnić teczkę o tajnym współpracowniku o
pseudonimie "Beata"". Rozmówca Palikota nagrał spotkanie, potem przekazał
prasie.
Tymczasem dwa dni po tej rozmowie Rzecznik Interesu Publicznego wezwał
wicepremier Gilowską na przesłuchanie. Skąd więc Palikot wiedział o wszczęciu
tej sprawy?
Dla Gilowskiej nagranie rozmowy Palikota było dowodem, że oskarżenie jej o
współpracę z SB było zaplanowaną prowokacją. Prokuratura wszczęła śledztwo w
sprawie tzw. szantażu lustracyjnego. Palikot twierdził, że powtarzał krążące
plotki.
Gilowska oznajmiła, że już w 2004 r. jeden z generałów służb specjalnych
ostrzegał ją przed taką prowokacją. Media sugerowały, iż akcja mogła być
przygotowana przez ludzi związanych z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Faktem
jest, że delegaturą ABW w Lublinie przez lata kierował były oficer WSI.

Skandalista z Platformy
W okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości Palikot zmienił publiczny wizerunek –
ze zwolennika tradycyjnych wartości przeistoczył się w skandalizującego
polityka, łamiącego kolejne społeczne tabu. Przybrał rolę "etatowego
skandalisty" Platformy.
Lubelski poseł PO walczył z politykami prawicy, ośmieszał śp. prezydenta Lecha
Kaczyńskiego, niszczył bariery moralne. Podobną rolę odgrywał po przejęciu
władzy przez PO. Niejednokrotnie w momentach przesilenia politycznego Palikot
wszczynał nową awanturę. W ten sposób odwracał uwagę społeczeństwa od
rzeczywistych problemów rządu Donalda Tuska, obniżał autorytet śp. prezydenta
Lecha Kaczyńskiego i atakował opozycję.
W książce "Daleko od miłości" autorzy wskazali, że jeden z brutalnych ataków
Palikota – tzn. wpis w jego blogu na temat rzekomego nadużywania alkoholu przez
śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego – pojawił się nieprzypadkowo, bo właśnie tuż
przed zwołanym przez prezydenta posiedzeniem Rady Gabinetowej w sprawie służby
zdrowia, żeby odwrócić uwagę od sytuacji w służbie zdrowia. Akcje Palikota były
akceptowane przez kierownictwo Platformy, zresztą do sierpnia 2010 r. był
członkiem władz partii, m.in. wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego.
Oficjalnie Palikot był przywoływany do porządku i symbolicznie karany, ale w
kuluarach składano mu gratulacje za kolejne ataki na PiS i śp. prezydenta
Kaczyńskiego. W czerwcu 2009 r. "Dziennik" opisał jedno ze spotkań liderów PO:
"Przyszła wiadomość, że poparcie dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego spadło do
najniższego poziomu w historii. Tusk skomentował: "Zawdzięczamy to temu
człowiekowi" i wskazał na Palikota. Janusz dumnie wypiął pierś".
Władze PO tolerowały jego skandaliczne zachowania, także po katastrofie
smoleńskiej, kiedy brutalnie atakował rodziny poległych polityków (np. śp.
Przemysława Gosiewskiego).

Walka z chrześcijaństwem
Jesienią 2010 r. Palikot zarejestrował Ruch Palikota, potem zrezygnował z
członkostwa w klubie PO, w styczniu 2011 r. złożył mandat poselski. Zaczął
budować swoją partię, przygotowywać się do wyborów parlamentarnych. Przez długi
czas nikt się nie spodziewał, że jego ugrupowanie odniesienie sukces. Oceny
zmieniły się latem 2011 r., kiedy Palikot uzyskał poparcie części środowiska
postkomunistycznego, tej najbardziej wrogiej Kościołowi, tradycyjnym wartościom
i prawicowej opozycji – Jerzego Urbana oraz pisemek "Nie" i "Fakty i Mity". Na
listach wyborczych znalazły się osoby pracujące w tych tytułach (tzn. Andrzej
Rozenek i były ksiądz Roman Kotliński) oraz byli funkcjonariusze SB – kandydatem
Ruchu Palikota z województwa podlaskiego był Michał Mackiewicz, który przyznał
się, że w latach 70. pracował w SB (za: http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID
=/20111002/REGION/338599626).
Palikotowi nie zaszkodziły również liczne informacje o możliwych
nieprawidłowościach finansowych, zatargach z byłymi współpracownikami, śledztwie
CBA, kłopotach z podziałem majątku, oskarżenia byłej żony o wyprowadzeniu części
majątku itd.
W 20-letniej historii III RP partia Palikota jest ewenementem, niewielu
ugrupowaniom udało się w okresie kilku miesięcy przeskoczyć z 1 proc. poparcia
do ponad 10 procent. Fakt, że Palikotowi udało się wprowadzić do Sejmu 40
posłów, dowodzi, iż środowisko, które go wspiera, posiada duże możliwości
organizacyjne.
Pierwszy postulat tej partii – żądanie usunięcia krzyża – jest namacalnym
dowodem, że polityczna walka z Kościołem, chrześcijaństwem wciąż trwa.

 

Piotr Bączek publicysta
 


Autor był członkiem komisji weryfikacyjnej WSI, a do grudnia 2007 r. szefem
Zarządu Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu
prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura
Bezpieczeństwa Narodowego.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl