„Umarli wołać nie przestaną”

prof. Jerzy Robert Nowak

W „Naszym Dzienniku” z 6-7 stycznia 2007 r. poruszyłem sprawę publikowanego w „Słowie Żydowskim” oburzającego tekstu prof. Marka Safjana, do niedawna prezesa Trybunału Konstytucyjnego. W poniższym artykule chciałbym zwrócić przede wszystkim uwagę na ciemne rysy biografii ojca prof. M. Safjana – red. Zbigniewa Safjana, współtwórcy serialu „Stawka większa niż życie” i obecnego redaktora naczelnego „Słowa Żydowskiego”. (Sylwetki obu Safjanów planuję opisać w drugim tomie mojej książki „Czerwone dynastie”).

Zabójczy donos

Ciągle zbyt mało osób wie, że Zbigniew Safjan jako oficer Ludowego Wojska Polskiego w 1944 r. zhańbił się morderczym donosem na swego kolegę w wojsku, byłego żołnierza AK Jana Nesslera. Donos miał bardzo tragiczne konsekwencje – młodziutkiego, zaledwie 21-letniego Nesslera skazano na śmierć i rozstrzelano. Całą historię przedstawił wraz z obszerną dokumentacją sprawy świetnie redagowany, choć niskonakładowy krakowski dwumiesięcznik „Arka” (dziś „Arcana”) w numerze 6 (48) z 1993 roku. Przypomnijmy przynajmniej skrótowo przebieg sprawy. 15 grudnia 1944 r. Zbigniew Safjan złożył po rosyjsku donos na J. Nesslera do Romanowskiego, sowieckiego oficera informacji 5. Zapasowego Pułku Piechoty 2. Armii Wojska Polskiego. W donosie Z. Safjan pisał m.in.: „Jan Nessler był członkiem AK, starał się nawiązać kontakt z AK i kontynuować robotę”. Nesslera natychmiast aresztowano, a już 1 lutego 1945 r. postawiono przed sądem. Jedynym świadkiem oskarżenia na rozprawie był Zbigniew Safjan, który najwyraźniej w nagrodę za donosicielską „gorliwość” został w międzyczasie awansowany z instruktora sanitarnego na dowódcę kompanii do spraw polityczno-wychowawczych. Oskarżając swego kolegę, Z. Safjan powiedział m.in.: „Dlatego zameldowałem o tym, gdyż uważałem Nesslera, że jest elementem negatywnym. Początkowo sam nie byłem zdecydowany. Gdy przemyślałem wszystko, doszedłem do wniosku, że z takimi jak Nessler trzeba prowadzić bezkompromisową walkę, i chociaż czułem do Nesslera słabość, lubiłem go, zdecydowałem się donieść oficerowi informacji, chciałem się sam przekonać, że jestem zdolny do bezkompromisowej walki” (por. „Stawka większa niż życie, Patrząc wstecz”, „Arka”, nr 6 z 1993 r., s. 168).

Wyrokiem sądu wojskowego, któremu przewodniczył znany z okrucieństwa sędzia Marcin Dancyg, Jana Nesslera skazano na karę śmierci. Niestety, nic nie pomogła wstrząsająca prośba Nesslera o ułaskawienie, w której napisał m.in.: „Jako młody partyzant niejednokrotnie narażałem swoje życie, walcząc z odwiecznym wrogiem.(…)Proszę Pana Generała o darowanie mi życia, gdyż mam dopiero 21 lat i dotąd tylko uczyłem się, poświęcałem dla ogółu. Jeżeli mam już zginąć, to chociaż żeby z korzyścią. Proszę mi zezwolić na szukanie śmierci na Polu Chwały”. Po odrzuceniu przez gen. Karola Świerczewskiego prośby o ułaskawienie Nesslera rozstrzelano 11 lutego 1945 roku. Do dziś nie znamy miejsca jego egzekucji i pochówku.

W jednym z komentarzy do opisanej w „Arce” sprawy zabójczego donosu Z. Safjana na J. Nesslera prof. Jan Prokop akcentował: „Jak możemy domagać się od Rosjan rozliczenia zbrodniarzy katyńskich, jeśli sami nie chcemy wyświetlić dokonanych w imieniu PRL przestępstw. Ale umarli wołać nie przestaną” (por. „Stawka większa niż życie…”, s.172).

W kolejnym komentarzu redaktor naczelny „Arki” (dziś „Arcanów”) prof. Andrzej Nowak napisał: „Zbigniew Safjan jest realnie istniejącym obywatelem III Rzeczypospolitej. Polskie biesy żyją naprawdę, lubią podróże, tenis (aluzja do podanych w „Kto jest kim w Polsce, 1984” ulubionych zajęć Z. Safjana). Nie lubią tylko pamięci, którą po dawno zapomnianej śmierci ich ofiar przechowywać mogą nie zniszczone jeszcze „bezduszne” dokumenty”.

Przyspieszona kariera

Zabójczy donos na J. Nesslera był wstępem do późniejszej przyspieszonej kariery Zbigniewa Safjana, majora LWP, a później jednego z najpopularniejszych pisarzy PRL. Antoni Lenkiewicz, pisząc o haniebnym donosie Safjana w grudniu 1944 r. w książce „Typy i typki postkomunizmu” (Wrocław 1997, s. 110-111), przypomniał ponury dowcip z czasów PRL. W odpowiedzi na pytanie: „Jakie trzeba mieć kwalifikacje, aby zostać przyjętym do Związku Literatów Polskich?”, stwierdzano: „Trzeba wydać dwie książki albo kolegę”. Nazywając Safjana jednym z budowniczych PRL, Lenkiewicz pisał, że Safjan swym donosem na Nesslera: „Zdał egzamin z zaprzaństwa i wkroczył na drogę PRL-owskiej kariery”. Już w 1950 r. stał się wraz ze Stefanem Arskim (Arturem Salmanem) i Adamem Kortą współautorem haniebnego paszkwilu na Polskę: „Zmowa grabieżców. Awantura Piłsudskiego w 1920 r.”. W najgorszym okresie stalinizmu – w 1951 r., został kierownikiem działu propagandy i reklamy w Centralnym Zarządzie Księgarstwa i pracował na tym stanowisku do 1955 roku. Przez kilkadziesiąt lat, od 1967 do 1990 r., był członkiem PZPR (podał tę informację w pierwszych informatorach biograficznych i bezwstydnie zataił ją w informatorze biograficznym z 2001 r.). W latach 1971-1973 był nawet członkiem Komitetu Warszawskiego PZPR. W czasie stanu wojennego w 1982 r. organ KC PZPR uhonorował go laurem „Trybuny Ludu” „za całokształt dorobku pisarskiego”. W latach 1982-1984 wchodził w skład Prezydium Tymczasowej Rady Krajowej PRON, potem Rady Krajowej PRON. W latach 1983-1989 był członkiem Narodowej Rady Kultury. W 1986 r. należał do tych członków dotychczasowego kierownictwa ZLP, którzy przepadli w kolejnych wyborach do tych władz (wg „Dzienników politycznych 1984-86” M.F. Rakowskiego, Warszawa 2005, s. 363), wówczas faktycznie „wycięto tych, którzy szli na pasku wydziału kultury KC”. W 1987 r. Safjan był przewodniczącym ogólnopolskiego Zespołu Pisarzy Partyjnych przy KC PZPR.

W latach 1990-1995 był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Skandale”, a od 1992 do 1997 r. tygodnika „Nowe Skandale”. W 2004 r. został naczelnym redaktorem dwutygodnika „Słowo Żydowskie”, niejednokrotnie publikującego wyraźnie jątrzące teksty w sprawach stosunków polsko-żydowskich zamiast prawdziwego wspierania tak potrzebnego dialogu polsko-żydowskiego. Postawiłbym tu pytanie, czy taka persona jak Zbigniew Safjan, który swoim donosem spowodował śmierć niewinnego człowieka, nie powinna do końca życia być pozbawiona możliwości sprawowania jakiejkowiek funkcji publicznej? Jak można pogodzić się z faktem, że autor morderczego donosu jest dziś naczelnym redaktorem jednego z czasopism, i to czasopisma wspieranego finansowo przez ministra spraw wewnętrznych i administracji?

Zbigniew Safjan nigdy nie zdobył się na dokonanie rachunku sumienia i przeproszenie za swój podły, zabójczy donos z 1944 roku. Znamienne, jak czasami otwarcie wychodzi na jaw jego prawdziwa brzydka twarz człowieka, któremu obce jest poczucie etyki, człowieka bez sumienia. Oto jak z satysfakcją konstatował niedawno w ramach sondy na łamach postkomunistycznej „Trybuny” (nr z 3 stycznia 2007 r.): „Zamiar sanacji moralnej ma małe szanse przetrwania”. Najwyraźniej sądził po sobie.

Zdumiewające, że człowiek taki jak Zbigniew Safjan, z jego tak niechlubną komunistyczną przeszłością, stoi dziś na czele czasopisma „Słowo Żydowskie”, które powinno służyć umacnianiu wzajemnego dialogu między Żydami a Polakami. Pod kierownictwem Z. Safjana pismo to jest jak najdalsze od dialogu, wyraźnie służy jątrzeniu we wzajemnych stosunkach. Mimo że jest wspierane finansowo przez polskiego ministra spraw wewnętrznych i administracji, Z. Safjan na czele redakcji dwutygodnika „Słowo Żydowskie” jest równie wielkim nieporozumieniem jak to, że Żydowskim Instytutem Historycznym kieruje dziś dogmatyczny historyk marksistowski Feliks Tych, zięć Jakuba Bermana. Dodajmy, że czołowym publicystą „Słowa Żydowskiego”, najbardziej jadowicie zacietrzewionym na szkodę Polaków w różnych sprawach polsko-żydowskich, jest pisarz Aleksander Minkowski, przez kilka dziesięcioleci członek PZPR, a przez ponad 20 lat, od 1976 do 1990 r., członek Komisji Kultury Komitetu Warszawskiego PZPR. Minkowski należał do grupy pisarzy partyjnych, najbardziej forytowanych w dobie rządów Jaruzelskiego.

Wszystkie te fakty są niezwykle niepokojące, bo wskazują, że tak znaczące fora wypowiadania się narodowej mniejszości żydowskiej, jak Żydowski Instytut Historyczny czy dwutygodnik „Słowo Żydowskie”, są kierowane przez ludzi o zdecydowanie komunistycznym rodowodzie, i to teraz, tyle lat po formalnym odsunięciu komunistów od władzy w 1989 roku. Myślę, że sytuacja tego typu bardzo szkodzi dialogowi polsko-żydowskiemu, a przede wszystkim samej żydowskiej mniejszości narodowej. Wszystko to wskazuje na to, jak bardzo także w tej dziedzinie jest potrzebna gruntowna ustawa dekomunizacyjna. Ustawa, która m.in. położyłaby kres kierowaniu Żydowskim Instytutem Historycznym przez człowieka „wsławionego” dogmatycznymi publikacjami marksistowskimi. I tym bardziej uniemożliwiałaby dalsze sprawowanie funkcji naczelnego redaktora jednego z czasopism w wolnej Polsce przez człowieka, który swym morderczym donosem doprowadził do stracenia 21-letniego AK-owca za jego oddanie Ojczyźnie.

Szkalowanie Polaków za polskie pieniądze

W „Naszym Dzienniku” z 6 stycznia 2007 r. pisałem już o szokującej apologetyce polakożerczego paszkwilu J.T. Grossa, zamieszczonej na łamach „Słowa Żydowskiego” z 17 września 2006 r. przez syna Z. Safjana, a wówczas prezesa Trybunału Konstytucyjnego Marka Safjana. Pisałem m.in., jak skrajnie niebezpieczne i godzące w podstawowe polskie interesy były zamieszczone tam przez M. Safjana fałsze o rzekomym całkowitym zablokowaniu szans zwrotu mienia żydowskiego w Polsce po 1944 roku. Fałsze dające potężną broń żydowskim adwokatom z Nowego Jorku, wojującym pozwami przeciw Polsce. Niestety, wspomniany tekst M. Safjana nie był w żadnym razie tylko jednorazowym wypadkiem przy pracy w praktyce żydowskiego dwutygodnika. Można by przytoczyć aż nadto dużo przykładów, jak ten dwutygodnik, wspierany oficjalnie polskimi pieniędzmi, daje upust różnym uprzedzeniom antypolskim.

Wyraźny prym pod tym względem wiodą pełne najbardziej prymitywnych, nienawistnych epitetów teksty wspomnianego już Aleksandra Minkowskiego. Weźmy dla przykładu jego artykuł „Wolność słowa inaczej” opublikowany w „Słowie Żydowskim” z 17-30 kwietnia 2006 roku. „Idealnie” łączy on dwa szczególnie wyróżniające się elementy publicystyki Minkowskiego – tropienie rzekomych „polskich antysemitów” i maksymalne wybranianie komunistycznej PRL-owskiej przeszłości. W pierwszej części tekstu Minkowski zajadle atakuje słynny już felieton S. Michalkiewicza o „przedsiębiorstwie Holocaust”, wygłoszony na falach Radia Maryja. Z furią oskarża Michalkiewicza o rzekome „wylewanie antenowych pomyj”. Towarzyszą temu oszczercze uogólnienia Minkowskiego o Radiu Maryja jakoby „kompromitującym” Polskę w oczach świata etc., etc. Z kolei całą drugą połowę obszernego felietonu Minkowski poświęca równie furiackiej obronie stanu wojennego i gen. Jaruzelskiego oraz wybielaniu PRL-u. Zarzutom o sowieckim zniewoleniu i bezpieczniackim terrorze Minkowski z werwą przeciwstawia przypominanie darmowego dostępu do edukacji i lecznictwa, wczasów pracowniczych i „organizacji młodzieżowych tętniących życiem”.

Czy pisząc o „organizacjach młodzieżowych”, Minkowski miał na myśli czasy, gdy młode zetempówki z ogromną partyjną „szczerością” demaskowały na zebraniach kolegów jako ukrytych „wrogów klasowych”? A może chwile, gdy peletony zetempowców maszerowały pod oknami więzień politycznych, „odważnie” skandując: „My, ZMP, reakcji nie boimy się”!? A może chodzi mu o zamordowanie rzeczywiście tętniącego życiem tradycyjnego harcerstwa i zastąpienie go straszliwą nudą polskiej odmiany pionierów? A może chodzi mu o „odważnych” młodzianów z ZMS, okładających pałami wspólnie z różnymi ormowcami studenckich manifestantów z marca 1968 roku? A może chodzi mu o tych działaczy młodzieżowych, którzy pomogli w całkowitym zglajszachtowaniu ruchu młodzieżowego, zlikwidowaniu ZSP i utworzeniu ZSMP? A może o te, jakże „tętniące życiem”, młodzieżowe bojówki komunistyczne, które rozbijały siłą spotkania opozycyjnego Latającego Uniwersytetu? Wybielającym PRL kłamstwom Minkowskiego towarzyszy u niego zajadły atak na IPN jako rzekomo zmonopolizowujący najnowszą historię Polski i piszący ją na „polityczne zamówienie” antykomunistycznych przeciwników Jaruzelskiego i innych komunistycznych prominentów.

Wymowną ilustracją skrajnie tendencyjnej, a częstokroć wręcz jątrzącej postawy redakcji „Słowa Żydowskiego” w sprawach stosunków polsko-żydowskich są chociażby kolejne trzy pierwsze pozycje z najnowszego numeru tego żydowskiego dwutygodnika (nr z 17-31 grudnia 2006 r.). W pierwszym tekście, „Jednoczesność”, podpisanym przez Redaktora (przypuszczalnie naczelnego redaktora Z. Safjana), czytamy m.in. oburzające uogólnienie: „Kraj, który ma najwięcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, jednocześnie na pewno nie jest niewinny”. Wśród dowodów polskich „win” wobec Żydów Redaktor eksponuje „prześladowania Żydów w latach 1918-20, w czasach wojny bolszewickiej”. Uskarża się, że polscy Żydzi walczyli o Polskę, „a w tym samym czasie w polskich wschodnich miasteczkach działy się rzeczy, o których pisał Krzemiński [autor cyklu artykułów w „Słowie Żydowskim” – J.R.N]. Pogromy i zbrodnie”.

Stwierdzeniami tymi Redaktor ze „Słowa Żydowskiego” sam kreuje dość szczególny mit o bezgrzesznych rzeszach żydowskich, poddawanych w Polsce pogromom w latach 1918-1920, w tym samym czasie, gdy część Żydów dzielnie walczyła o Polskę przeciw bolszewikom. Przypomnę, że sam pisałem w tomiku „Przemilczani obrońcy Polski” o wybitnych polskich patriotach pochodzenia żydowskiego, którzy walczyli za Polskę w szeregach Legionów lub w oddziałach WP po 1918 roku. Wspominałem tam m.in. takie postacie, jak: oficerowie Legionów A. Bertold (Menkes) Merwin (później ppłk WP) i Henryk Janusz Rajchmann (później major WP, a w końcu minister finansów II RP) czy Bernard Stanisław Mond, który doszedł później do stopnia generała brygady i stanowiska wojskowego komendanta okręgu krakowskiego. Niestety, ci Polacy żydowskiego pochodzenia walczący z ogromnym poświęceniem za Polskę nie stanowili zbyt licznej części środowisk żydowskich. Przypomnijmy tu, że cały żydowski nurt tzw. asymilatorów identyfikujących się z polskością stanowił zaledwie 10 proc. ogółu polskich Żydów. Tym bardziej więc należy docenić odwagę asymilatorów w przeciwstawianiu się nastrojom panującym wśród przeważającej części polskich Żydów. A nie były to na ogół nastroje sprzyjające niepodległości Polski. Słynny żydowski socjolog prof. Aleksander Hertz tak o tym pisał: „Masy tego żydostwa przyjęły fakt powstania państwa polskiego jako coś nieoczekiwanego, niezbyt zrozumiałego, przyjęły go nieufnie, powątpiewająco. W tym sensie Żydzi w 1918 r. byli krajowymi cudzoziemcami” (por. A. Hertz, Żydzi w kulturze polskiej, Paryż 1961, s. 194). W „Naszym Dzienniku”, a potem w książce „Nowe kłamstwa Grossa” opisałem już, jak różne środowiska żydowskie poparły w latach 1918-1920 tendencje odśrodkowe mające na celu oderwanie różnych polskich obszarów na rzecz sąsiadów Polski (Poznańskiego czy Śląska na rzecz Niemiec, Wilna, a nawet Białegostoku na rzecz Litwy, innych regionów na rzecz Ukrainy). Były włoski minister spraw zagranicznych, a od września 1945 do lutego 1947 r. ambasador Włoch w Warszawie Eugenio Reale pisał w skierowanym do włoskiego MSZ opracowaniu na temat problemu żydowskiego w Polsce (z 5 lipca 1946 r.) m.in.: „Żydzi polscy(…)po zakończeniu wojny występowali przeciwko zajęciu przez Polaków Gdańska, Poznania, Opola, Cieszyna, Lwowa, Wilna(…)owo obojętne, a nawet wrogie stanowisko Żydów wobec problemów narodowych Polski, tego rodzaju postawa musiała z konieczności budzić oburzenie narodu tak sentymentalnego jak naród polski”.

Prawda o „pogromach”

Uskarżającemu się na rzekome pogromy Żydów w Polsce lat 1918-1920 autorowi „Słowa Żydowskiego” warto przypomnieć za ks. prof. Zygmuntem Zielińskim historię paru zajść z tamtych lat, które w propagandzie żydowskiej fałszywie przedstawiano jako pogromy. W rzeczywistości zaś były to zajścia sprowokowane przez probolszewickich Żydów. Zacytujmy za książką ks. prof. Z. Zielińskiego: „Polska dwudziestego wieku. Kościół – Naród – Mniejszości” (Lublin 1998, s. 74-75) fragmenty raportu Komitetu Narodowego Polskiego, ogłoszonego w deklaracji z 8 grudnia 1919 r.: „Od pewnego czasu ukazują się w prasie wieści o „pogromach” ludności żydowskiej w Polsce, których winę ponosi rzekomo ludność polska.(…)Na podstawie otrzymanych przez siebie ścisłych wiadomości Komitet Narodowy Polski jest mocen stwierdzić, że żaden z wypadków, które miały miejsce w Polsce i w których ucierpiała ludność żydowska, nie nosił, według jego przekonania, charakteru „pogromu”, organizowanego przez ludność polską na bezbronnej ludności żydowskiej. W niektórych miejscowościach Galicji Zachodniej głodna ludność rzuciła się na składy, w których nieuczciwi kupcy gromadzili żywność, w celu sztucznego podnoszenia jej ceny. Ci spekulanci byli przeważnie wyznania żydowskiego, ucierpieli wszakże bynajmniej nie z racji swego wyznania. W Kielcach, w Królestwie Polskim, grupa składająca się z 300 młodzieńców żydowskich urządziła demonstrację na ulicach miasta, wznosząc okrzyki: „Niech żyje Lenin! Niech żyje Trocki! Precz z Polską!”. Dotknięta tym ludność rzuciła się na nich; w krwawym zajściu, jakie nastąpiło, zginęło 40 demonstrantów. Padli ofiarą nie dlatego, że byli Żydami, lecz dlatego, że byli bolszewikami, że obrazili uczucia narodowe polskie i usiłowali siać w kraju anarchię. Kiedy wojska polskie przechodziły przez Uściług, oddział złożony z 500 Żydów, uzbrojonych w broń palną, dostarczoną prawdopodobnie przez Niemców, dał ognia do Polaków. Ci odpowiedzieli również strzałami i rozproszyli napastników, zabijając 14 i raniąc 47. A oto inny wypadek: major Belina posłał do Włodawy oddział polski. Żydzi uderzyli nań w nocy. Kilku napastników oraz jeden żołnierz polski został zabity. Zajścia te nie mogą być „zakwalifikowane” jako „pogromy” bezbronnej ludności żydowskiej”. Pamiętajmy, że na stosunkach polsko-żydowskich w Polsce niepodległej już od pierwszych lat jej istnienia fatalnie zaciążyły głębokie sympatie wielkiej części Żydów do bolszewickiej rewolucji i państwa sowieckiego. Młodych Żydów entuzjazmował fakt, że na czołowych stanowiskach wielkiego państwa rosyjskiego pojawiło się bardzo wiele osób pochodzenia żydowskiego, od Trockiego, Zinowiewa i Kamieniewa po Radka i Litwinowa. Myśleli o tym z niekłamaną dumą, a wielu nawet nie zdawało sobie sprawy z ogromu zbrodni popełnianych w cieniu bolszewickich sloganów. Pochodzący z rodziny Żydów polskich Pierre Goldman wspominał: „Mój ojciec stał się młodym komunistą w czasie, gdy Armia Czerwona nacierała na Warszawę. Armia Czerwona, kierowana przez Trockiego, której robotnicy żydowscy oczekiwali z nadzieją.(…)Żydzi pragnęli zwycięstwa nad Polską” (P. Goldman, Souvenirs obscure d”une Juif polonais née en France, Paris 1975, s. 28).

Kolejną pozycją „Słowa Żydowskiego” z 17-31 grudnia 2006 r. jest oświadczenie Zarządu Głównego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce (TSKŻ), ostro protestujące przeciw postawieniu w Warszawie pomnika Romanowi Dmowskiemu. Według oświadczenia TSKŻ, „Roman Dmowski był przede wszystkim ideologiem antysemityzmu”.

Tego typu uogólnienia na temat R. Dmowskiego są po prostu żałosne. Sprowadzanie ogromnego dorobku myśli i czynu R. Dmowskiego głównie do sprawy jego stosunku wobec Żydów zakrawa na ponurą groteskę. Dość przypomnieć znaczenie jego tak wielkich dzieł, jak „Myśli nowoczesnego Polaka” czy „Polityka polska i odbudowanie państwa”. Dziwię się pewności siebie, z jaką przedstawicielstwo niewielkiej mniejszości narodowej stara się narzucić swoje stanowisko prawie 40 milionom Polaków. Trudno się pogodzić z oskarżeniami TSKŻ, że „ideologia Dmowskiego zaważyła negatywnie i na życiu publicznym II Rzeczypospolitej, wystarczy wspomnieć getto ławkowe, bojkoty i pogromy, i na postawach wobec Holokaustu”. Dmowski był jak najbardziej przeciwny stosowaniu przemocy, stąd całkowicie mijają się z prawdą wszelkie próby oskarżania go o prowadzenie do pogromów. Po drugie zaś, z gruntu nieprawdziwe są insynuacje o pogromach w II RP. Przypomnijmy choćby fakt, że kilka lat temu ostatecznie obalono mit o najbardziej okrzyczanych jako pogrom zajściach w Przytyku. Zrobił to obecny wicedyrektor pionu archiwalnego IPN dr Piotr Gontarczyk w świetnej książce na ten temat. Skrajnie nieprawdziwe są zarzuty TSKŻ, insynuujące negatywny wpływ ideologii Dmowskiego na polskie postawy wobec holokaustu. Można by długo wyliczać przykłady znanych narodowców typu Jana Mosdorfa czy adwokatów-endeków, którzy w czasie wojny dali jednoznaczny wyraz swym sympatiom dla eksterminowanych Żydów.

Niezgodne z prawdą jest przedstawianie R. Dmowskiego jako rzekomo nieubłaganego rzecznika walki z Żydami, niechcącego z nimi żadnej ugody. Warto tu przypomnieć, że za aprobatą Dmowskiego endecja parokrotnie podejmowała próby porozumienia się z przedstawicielami syjonistów, i to już w grudniu 1918 roku. Rozmowy nie powiodły się z powodu trudnych do spełnienia żądań żydowskich. Syjoniści akcentowali, że nie chcą podziału Żydów zamieszkałych na Ukrainie i Białorusi między dwa państwa. Stąd wskazywali, że w ich interesie leży, aby wschodnia granica Polski była albo na Bugu, albo obejmowała całe terytorium Rzeczypospolitej sprzed pierwszego zaboru. Żądanie takie całkowicie kolidowało z kolei z programem endecji, która nie chciała, aby powstało państwo polskie o tak wielkim obszarze. Byłoby ono bowiem tylko pozornie polskie, a w większości niepolskie, bo na granicach z obszaru Polski przedrozbiorowej Polacy znaleźliby się w mniejszości. Co więcej, Żydzi żądali, żeby na ziemiach Ukrainy i Białorusi przyłączonych do Polski język żydowski był językiem urzędowym obok polskiego i aby Żydzi otrzymali połowę wyższych stanowisk urzędowych we wszystkich władzach administracyjnych. Mamy na temat tych rozmów nader wiarygodne świadectwo, pochodzące spod pióra jednego z czołowych polityków endecji Stanisława Grabskiego, który później zaznaczył się jako ostry krytyk wszelkich przejawów antyżydowskiego ekstremizmu (por. S. Grabski, Pamiętniki, Warszawa 1989, t. 2, s. 97).

Nie oszczędzać Polski?!

Trzecią pozycją w tym dobranym zestawie uprzedzeń „Słowa Żydowskiego” z 17 grudnia 2006 r. jest przedrukowany z amerykańskiego internetu artykuł Andrzeja Krzemińskiego „Trudna prawda”. Już na wstępie autor posuwa się do stwierdzenia: „Jeszcze w 1994 r. po publikacji Michała Cichego dość powszechną reakcją był nienawistny bełkot”. Przypomnijmy, że były kierownik działu kultury w „Gazecie Wyborczej” Michał Cichy dwukrotnie w 1993 r. i w 1994 r. „pozwolił sobie” na ohydne znieważenie pamięci Powstania Warszawskiego. I zrobił to świadomie na krótko przed obchodami jego 50-lecia. Wywołało to nie żaden „nienawistny bełkot”, lecz gruntowne rzeczowe oprotestowanie oszczerstw Cichego m.in. przez takie osoby, jak nieżyjący już prawdziwy autorytet w dziedzinie historii prof. T. Strzembosz czy żydowski żołnierz Powstania Warszawskiego, żyjący w Izraelu S. Aronson. Dodajmy, że właśnie niedawno „Gazeta Wyborcza” wydrukowała (choć świadomie na odległym miejscu) tekst Cichego przepraszający powstańców za jego teksty z 1993 i 1994 r. (por. M. Cichy: „Przepraszam powstańców”, „Gazeta Wyborcza” z 23-26 grudnia 2006 r.). Najmocniej Cichy bije się w piersi w swym skądinąd wykrętnym tekście za artykuł publikowany pod koniec 1993 r., gdy napisał, że w Powstaniu Warszawskim „AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków getta”. Cichy przyznaje dziś, że było to: „Zdanie idiotyczne, uogólniające, krzywdzące i napastliwe (…)”. Cichy przeprosił również za swój tekst publikowany w 1994 r. w „Gazecie Wyborczej” pt. „Polacy-Żydzi: czarne karty Powstania”, przyznając, że tekst był pozbawiony ludzkiej wrażliwości (dodałbym coś więcej – tekst w „Wyborczej” był oparty na świadomych, ordynarnych fałszach, za co Cichy jednak nie przeprasza). W każdym razie wymowny jest sam fakt, że w sytuacji, gdy nawet Cichy przeprosił w „Wyborczej” „wszystkich zranionych” przez jego tekst, to autor „Słowa Żydowskiego” nadal gromko atakuje tych, którzy z tak wielkim uzasadnieniem potępili w 1994 r. haniebny tekst M. Cichego.

Przeważającą część tekstu A. Krzemińskiego stanowią manipulacje deformujące wymowę książki „Dzienniki z lat okupacji Zamojszczyzny” pióra Zygmunta Klukowskiego. Z książki patriotycznego lekarza, opisującego gehennę Zamojszczyzny, martyrologię Polaków i Żydów mordowanych przez Niemców (w pierwszych latach według Klukowskiego mordowano głównie Polaków), Krzemiński starannie wybiera tylko krótkie fragmenty, które pokazują złe zachowania poszczególnych Polaków wobec Żydów. Znów znamienne jest, że w ślad za Grossem starannie przemilcza wszystkie fragmenty pokazujące dobre zachowania Polaków, a nawet oddawanie przez nich życia w rezultacie pomocy Żydom, na przykład zapis dr. Klukowskiego z 22 marca 1943 r. opisujący, jak Niemcy zamordowali polskiego chłopa, jego żonę i dwoje dzieci za ukrywanie Żydów. Równocześnie Krzemiński przemilcza fragmenty mówiące o niegodziwym zachowaniu poszczególnych Żydów, na przykad zapis z 31 października 1942 r. o czterech wyrostkach żydowskich wyspecjalizowanych w tropieniu kryjówek swych żydowskich współbraci (por. szerzej demaskowanie podobnych przemilczeń Grossa w: J.R. Nowak, Nowe kłamstwa Grossa, Warszawa 2006, s. 70-71).

W końcowej części artykułu Krzemiński w swym ataku na zachowanie Polaków wobec Żydów w czasie wojny powołuje się na dość szczególne „świadectwo” – książkę żydowskiego policjanta w getcie Calela Perechodnika „Czy ja jestem mordercą?”. Przypomnijmy, że C. Perechodnik przyznał w swej książce, że sam wyciągnął własną żonę i córeczkę z bezpiecznej kryjówki i odprowadził do transportu śmierci. Po tego typu haniebnych „czynach” Perechodnik tym chętniej oskarża innych, by stworzyć obraz powszechnej odpowiedzialności za zbrodnie.

Podsumowując swe ataki na Polaków, Krzemiński stwierdza, że być może w rezultacie pokazywania całej prawdy o stosunkach polsko-żydowskich w czasie wojny: „Pisarze, autorzy, filmowcy nie będą nas oszczędzać. Ale może o to właśnie chodzi, byśmy umieli jak Francuzi czy Amerykanie traktować własną przeszłość z całym okrucieństwem”. Wbrew twierdzeniom Krzemińskiego Francuzi czy Amerykanie podchodzą dużo delikatniej do swojej historii. Nas w Polsce poddanej sowieckiemu zniewoleniu aż nadto przyzwyczajono za to do wylewania kolejnych kubłów pomyj na polską narodową historię. Ze swym apelem – „nie oszczędzać Polski”, Krzemiński staje się doskonałym kontynuatorem starych żydowskich politruków i naukowców propagandystów z doby stalinowskiej, którzy już ponad pół wieku temu robili wszystko, by dobijać Polskę, jej całą przeszłość. Dość przypomnieć tu takie nazwiska, jak Wiktor Grosz (Izaak Medres), Jerzy Borejsza (Benjamin Goldberg), Żanna Kormanowa, Maria Turlejska, Roman Werfel czy współautor „Zmowy grabieżców” w 1950 r. Zbigniew Safjan.

Pytanie, czy minister spraw wewnętrznych i administracji będzie nadal kontynuował dofinansowywanie czasopisma, które tak wyróżnia się deformowaniem obrazu historii stosunków polsko-żydowskich i wyraźnie służy ich zatruwaniu, niweczeniu możliwości dialogu.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl