Tusk i „Propaganda-Amt”

Po ponad pół wieku od buntu robotników w Poznaniu, którzy wyszli na ulice z hasłami „pracy i chleba”, te same słowa można było zobaczyć dwa dni temu na transparentach w Warszawie na całej długości traktu od Sejmu do Urzędu Rady Ministrów, traktu w tym roku – jak nigdy dotąd – bogatego w wyszukane oraz kosztowne dekoracje i ozdoby świąteczne.

Likwidacja stoczni, zapoczątkowana z wielką determinacją 20 lat temu przez ostatniego sekretarza KC PZPR towarzysza Mieczysława Rakowskiego, została dokończona z sukcesem przez ludzi odwołujących się do „etosu Solidarności”, byłych działaczy antykomunistycznej opozycji skupionych później w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, a dziś także w rządzie Donalda Tuska.

Wtorkowa manifestacja stoczniowców pod URM w Warszawie, w której uczestniczyło także wielu innych pracowników z zamykanych czy zagrożonych likwidacją zakładów pracy, przejdzie jednak (jak i poprzednie demonstracje) bez echa. W Polsce nie ma już „klasy robotniczej”, którą dzisiejsi liberałowie pogardzają, tak jak dawniej pogardzała nią komuna, i nie ma też solidarności wśród pracowników. Związek zawodowy o tej nazwie, który miał już dawno „zwinąć sztandary”, czego domagał się wielokrotnie Lech Wałęsa, jest dziś nieliczny i pozbawiony dawnej siły. Żadnego wrażenia nie robią już ryk syren, hałas gwizdków, wznoszone okrzyki, palone kukły lub opony czy przepychanki z policją.

Ekipa Donalda Tuska doskonale opanowała sposób markowania „wrażliwej reakcji” na wszelkie tego typu uliczne manifestacje. Wysunięcie na pierwszą linię konfrontacji ze związkowcami ministra Michała Boniego okazuje się jednym z najlepszych pociągnięć socjotechnicznych rządu. Sprawia on wrażenie kompetentnego, bardzo wygadanego, jest zawsze uprzejmy i daleki od arogancji, przy tym stale coś obiecujący i zapowiadający jakieś nowe kroki i decyzje premiera, może przyjmować następne delegacje strajkujących bez ryzyka kompromitacji rządu. Po spotkaniu z delegacją manifestantów, których reprezentował Janusz Śniadek, szef NSZZ „Solidarność”, Michał Boni zapowiedział dalsze rozmowy i podkreślił bardzo miłą atmosferę spotkania, które skończyło się nawet „podzieleniem opłatkiem” ze związkowcami. W taki też sposób manifestację tę prezentowały media. Na przykład „Wiadomości” TVP 1 przypomniały, że zwalniani stoczniowcy i tak mają dziś znacznie lepiej niż inne grupy zawodowe pozbawione pracy.

Nikt już nie powraca do tego, czym mógłby być dla przyszłości Polski nowoczesny przemysł stoczniowy. Wiadomo, recesja, doskonała wymówka dla miernot. Nie mówi się, że Niemcy swój przemysł stoczniowy ocalili jednak od likwidacji, a nasz upadł w wyniku kompletnej nieodpowiedzialności rządu za wspólne mienie państwowe.

Pomocna, bo usprawiedliwiająca motywy działania rządu Donalda Tuska, okazała się Unia Europejska. Jej celem i tak była likwidacja naszych stoczni, a rząd nie zamierzał nawet z nią polemizować, zyskując dzięki temu w oczach „międzynarodowej opinii” uznanie i tak oczekiwane poparcie na przyszłość.

Kompletnym fiaskiem okazał się „pakiet antykryzysowy rządu”. Zestaw kilkunastu konkretnych rozwiązań prawnych, które miały być gwarancją utrzymania miejsc pracy, krytykują dziś zarówno pracodawcy, jak i pracownicy. I nic dziwnego, skoro rząd nie wyłożył na ten cel pieniędzy z budżetu państwa, a potrzeby chce zrealizować poprzez środki z Funduszu Pracy.

Nie ma już u nas dyscypliny gospodarczej, którą dałoby się regulować bez akceptacji (notyfikacji) Unii Europejskiej. Zgodnie z ustawą antykryzysową, polska firma mogłaby liczyć na pomoc publiczną, jeżeli w ciągu 3 miesięcy odnotuje spadek przychodów powyżej 25 procent. Łatwo obiecać i zapisać coś w ustawie, znacznie trudniej otrzymać akceptację odpowiedniej komisji Unii Europejskiej. A pamiętać trzeba, że w Unii pełny socjalizm, procedury, terminy i niepewność, czy eurobiurokraci poprą dobre rozwiązanie dla Polski, czy nie.

Najwyższy czas, aby rząd przestał naiwnie chwalić się naszym wzrostem PKB w sytuacji, gdy Unia Europejska jeszcze długo będzie odnotowywała spadek produktu krajowego brutto. Nie byliśmy i długo nie będziemy „zieloną” wyspą wśród europejskich państw notujących spadki w gospodarce. Wzrost bezrobocia w Polsce będzie się pogłębiał w stopniu znacznie większym niż w krajach „starej” Unii Europejskiej. Nie należy liczyć tylko na fundusze europejskie. To nie może być motor napędowy naszej gospodarki.

Trzeba wydobyć potencjał do zrealizowania własnych inwestycji. Ratować w polskiej gospodarce zakłady pracy. Nawet gorzej zarabiający pracownik jest lepszym rozwiązaniem niż bezrobotny na zasiłku, a potem na ulicy. Polska musi przyciągać inwestycje zagraniczne i podejmować samodzielne interwencje na polu gospodarczym.

Kraj biednieje. Młodzi Polacy nie wracają z zagranicy. Kolejni szykują się do wyjazdu w poszukiwaniu pracy. Mówi się, że wyjechało już ponad 2 miliony ludzi. Ile dokładnie, nikt nie wie. W zawrotnym tempie rosną deficyt budżetowy i dług publiczny. Nie widać wyjścia z sytuacji także dlatego, że nie znamy pełnej prawdy o naszej kondycji finansowej i gospodarczej. A za to odpowiada rząd Donalda Tuska, rządowa kreatywna księgowość i jego „Propaganda-Amt”.


Wojciech Reszczyński
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl