Służbiści przejmują władzę

Czym się różni norma prawna od normy moralnej? Tym, że pierwsza
opatrzona jest sankcją przymusu, stoi za nią przemoc państwa, podczas gdy druga
– nie. Dla przykładu – nawet Jacek Kuroń uważał, że aborcja jest „złem”,
podobnie jak, dajmy na to, „antysemityzm”, ale stanowczo sprzeciwiał się jej
penalizowaniu, tzn. wprowadzeniu zakazu prawnego.

Co do konieczności karania „antysemityzmu” nie miał, o ile pamiętam, żadnych
wątpliwości. Nawiasem mówiąc, kiedy w początkach lat 90. toczyła się dyskusja na
temat dopuszczalności aborcji, zaproponowałem projekt ustawy składającej się z
jednego zdania, w postaci kolejnego paragrafu art. 148 kodeksu karnego: „W razie
zabójstwa dziecka jeszcze nieurodzonego sąd może podżegacza uwolnić od kary”. Na
tej podstawie osoba przeprowadzająca aborcję odpowiadałaby jak za zabójstwo – i
to z niskich pobudek, bo z chęci zysku, zaś w konkretnych sprawach sądy mogłyby
uwzględniać sytuację matki (podżegacza) i nawet uwalniać ją od kary, bo od winy,
ma się rozumieć – nie. Oczywiście głuche milczenie było mi odpowiedzią i w
rezultacie większość stanęła na nieubłaganym gruncie „kompromisu”, to znaczy –
zalegalizowania aborcji, wprowadzając przy tym cały system przekupywania
kobiet.
Ostatnio przed Sejmem odbyła się nieliczna demonstracja rodziców
obawiających się następstw ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Opinia
publiczna słusznie nisko ocenia poziom moralny naszych posłów, ale ocenę tę
należałoby uzupełnić o niską ocenę również poziomu intelektualnego. Czy posłowie
potrafią przewidzieć nawet oczywiste następstwa własnych decyzji? Raczej nie, bo
w przeciwnym razie nasze ustawodawstwo wyglądałoby zupełnie inaczej. Problem
polega na tym, że większość naszych elit, zwłaszcza politycznych, stanowią
półinteligenci. Półinteligenci – a więc ludzie wprawdzie niemądrzy, ale na tyle
spostrzegawczy, że zdają sobie z tego sprawę. Ambicja nie pozwala im jednak się
do tego przyznać, w związku z tym największą ich troską jest staranne ukrycie
tego mankamentu. Najbezpieczniejszą metodą jest śpiewanie w chórze i stąd
właśnie bierze się popularność „Gazety Wyborczej”, w której red. Michnik ze
swoimi kolesiami podpowiada im, co wypada dzisiaj myśleć, a co nie uchodzi, no i
oczywiście Bruksela, gdzie „pianista pierze bieliznę swą w chemicznej pralni, a
wszyscy śliczni tacy są i kulturalni”. Nieliczna demonstracja rodziców pokazuje,
czym tak naprawdę interesuje się większość naszego społeczeństwa. Gdyby tak Sejm
podniósł cenę kiełbasy, na Wiejskiej pojawiłyby się tłumy wyjące: „Zło-dzie-je,
zło-dzie-je!”. Ponieważ jednak tym razem nie chodziło o kiełbasę, tylko o
dzieci, to sprawą zainteresowali się już tylko nieliczni. Tymczasem ustawa o
przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie w sposób systematyczny, stopniowo prowadzi
do likwidacji władzy rodzicielskiej, a w konsekwencji – do likwidacji rodziny w
dotychczasowej postaci. Pretekstem jest zwalczanie „przemocy”, a przemoc ta
definiowana jest jako powtarzające się lub jednorazowe „umyślne działanie lub
zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste innej osoby, w szczególności
narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, niezaspokojenie
podstawowych potrzeb ekonomicznych, naruszające ich godność, nietykalność
cielesną, wolność – w tym seksualną, powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym
lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy moralne u osób
dotkniętych przemocą”. Pomijam już okoliczność, że rozpoznawaniem sytuacji w
poszczególnych rodzinach będą trudnili się biurokraci lub stójkowi i na
podstawie donosów rozmaitych „życzliwych” będą dokonywali „izolowania sprawców
przemocy od ich ofiar”, to znaczy odbierania dzieci rodzicom. Lewica – a
stosowny projekt wspierają jej posłowie – zawsze miała ciągoty do społecznych
inżynierii realizowanych przez wybitnych przywódców socjalistycznych, a rodzina,
jako jedna z postaci porządku spontanicznego, zawsze kłuła ich w chore z
klasowej nienawiści oczy. Ważniejsze jest bowiem to, że ustawa wprost prowadzi
do likwidacji władzy rodzicielskiej – bo odbiera rodzicom możliwość zastosowania
jakiejkolwiek sankcji wobec dzieci – a władza pozbawiona sankcji staje się
własną karykaturą. Jest w tym metoda; najpierw, pod pretekstem roztoczenia nad
nimi opieki, ludzie zostali pozbawieni władzy nad bogactwem, jakie wytwarzają, a
teraz – pod podobnym pretekstem – nawet nad własnymi dziećmi. Miał rację Fredro,
ostrzegając, że „socyalizm każdemu równo nosa utrze. Bogatych zdusi jutro, a
biednych pojutrze”.

 
Stanisław
Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl