Sejm Niemy – powtórka z historii

Mistrzem wydobywania z mroków historii faktów dla nas nie tylko
niewygodnych, ale po prostu haniebnych był doc. dr hab. Jerzy Łojek. Opisywał,
jak to w Rzeczypospolitej hojnie korzystano z rosyjskich dotacji, szczególnie
gdy polityczne orientacje kłóciły się ze sobą. Im większa była kłótnia, tym
bardziej rosła szansa na większy strumień pieniędzy od państwa ościennego.
Pisał, jak to w epoce Stanisława Augusta, która zakończyła naszą suwerenność,
panowie dygnitarze przechodzili na płatną służbę Rosji.

Byli i tacy polscy magnaci, którzy potrafili zapłacić Rosji niezłą gotówkę
(np. Szczęsny Potocki), by ta nieco Polskę złupiła. Punktem kulminacyjnym hańby
w wojsku był moment, kiedy to aż czterech hetmanów – polskich i litewskich (Adam
Sieniawski, Mateusz Rzewuski, Ludwik Pociej i Stanisław Denhoff), porzuciło
polskie wojsko i znalazło się na służbie w rosyjskiej armii. Był też w naszej
historii sejm, tzw. niemy (1 lutego 1717 r.), kiedy to posłowie w kompletnym
milczeniu godzili się na traktat dyktowany przez Rosję ograniczający polską
armię do liczby wręcz symbolicznej. Była też w naszej historii zaprzedana Rosji
polska „familia”, której przeciwstawiali się jak zwykle słabo zorganizowani i
nieliczni „republikanie”, czyli patrioci. Dziś jeszcze „familią” nazywają
niektórzy nasi publicyści tzw. salon III RP. A nad skłóconym Narodem niezmiennie
czuwała rosyjska ambasada i zgromadzone tuż przy granicy wojska auxiliarne,
czyli „sojusznicze”.
„Uległość króla Stanisława Augusta Poniatowskiego wobec
dworu rosyjskiego – pisze Jerzy Łojek – nie została nawet nagrodzona rezygnacją
Rosji z podsycania konfliktów w Rzeczypospolitej”. A było wręcz odwrotnie. Na
przykład kuszony obietnicami książę Karol Radziwiłł, zwany „Panie kochanku”,
błagał Katarzynę II o specjalne gwarancje ustrojowe dla Polski.
Być może to
prawda, że „Panie kochanku”, jak pisze Jerzy Łojek, był mało inteligentny, ale
książę ten z pewnością opowiadał bardzo zabawne anegdoty, tzw. facecje.
Oczywiście, lubił także polowania. Pewnego razu opowiadał, jak to strzelał do
jelenia pestkami, gdyż zabrakło mu naboi, a po roku w tym samym miejscu zobaczył
jelenia, któremu między porożem wyrosło drzewko wiśni. Co ustrzelił Bronisław
Komorowski na polowaniu w Rosji, o czym nie omieszkał opowiadać jego przyjaciel,
poseł Janusz z Lublina, tego nie wiemy, ale pewne jest, że „hrabia” też niezłe
kawały opowiada. Na spotkaniu wyborczym ze studentami rzucił taką oto facecję:
„Mowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie”.
Mieliśmy też w historii sejm
tzw. delegacyjny, który zawiesił swoje prawa i powierzył władzę wybranym prawem
kaduka posłom, tzw. delegacji. Otóż w roku 1767 przywódcy opozycji
patriotycznej, na czele której stał krakowski biskup Kajetan Sołtyk, zostali
nagle w nocy aresztowani przez rosyjskich żołnierzy i wywiezieni do Kaługi. Było
też tragiczne wydarzenie, które powtórzyło się dokładnie po 178 latach. Wtedy to
podobnie postąpiono z 16 przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego, których w
1945 r. Sowieci zwabili na spotkanie pod pretekstem politycznych rozmów, po czym
aresztowali ich i wywieźli do Moskwy, by postawić przed własnym sądem. Trzech z
nich: ostatni dowódca AK gen. Leopold Okulicki, wicepremier Jan Stanisław
Jankowski i delegat rządu RP na kraj Stanisław Jasiukowicz, zostało
zamordowanych.
Przywołałem dawne czasy, o PRL nie wspominając, bo historia
zaprzaństwa polskiego w tym nieodległym jeszcze okresie jest niektórym dobrze
znana z autopsji. Zawsze było tak, że część polskich elit, kiedy była w stanie
wojny z Narodem – że tak jest w tej chwili, twierdzi na przykład Andrzej Wajda –
szukała pomocy u sąsiadów, najczęściej w Rosji. Ta haniebna samobójcza polska
skłonność nazywana jest u nas od końca XVIII w. targowicą.
Niedawno
mieszkańcy Warszawy, Wrocławia, Gdańska i wielu innych miast, o czym media
niespecjalnie mówiły, podczas spontanicznie zwołanych manifestacji domagali się
od rządu tylko jednej rzeczy. Aby śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem
prowadziły polskie władze, a nie Rosja, która ma wpływ na wszystkie dowody, i od
której zależy skuteczność prowadzenia śledztwa. Prawo i Sprawiedliwość
przygotowało projekt rezolucji wzywającej premiera Donalda Tuska, aby wystąpił
do Rosji o przekazanie Polsce postępowania wyjaśniającego przyczyny katastrofy
prezydenckiego samolotu. Przypomniano, że teren katastrofy nie został właściwie
zabezpieczony, a dowody mogą być na zawsze utracone. Przejęcie śledztwa przez
polskie władze mogłoby zapobiec mnożącym się wątpliwościom co do prowadzenia
śledztwa przez Rosjan.
Wydawałoby się, że domaganie się przejęcia śledztwa od
Rosjan to „oczywista oczywistość”. Tak postąpiłoby każde państwo, które czuje
się nie tylko wolne i suwerenne, ale rzeczywiście zdeterminowane do tego, by od
początku do końca wyjaśnić dramat, jaki rozegrał się nieopodal Katynia.
Jak
można się było spodziewać, rezolucja upadła, a PiS, jako mniejszość, zostało
przegłosowane. Przy okazji pojawiły się pewne znane z naszej historii tony.
Poseł PSL Janusz Piechociński wyraził obawę, że rezolucja „podważy wiarygodność
rosyjskiej prokuratury i całego dochodzenia, na którego czele stoi premier
Władimir Putin”. Dla Grzegorza Schetyny pomysł rezolucji to „kampania wyborcza”.
Zresztą odkąd zaczęła się kampania, polityk ten nic już innego w kraju nie
widzi, tylko jedną wielką kampanię.
A więc mamy pogodzić się z faktem, że
przyczyny tragedii pod Smoleńskiem najlepiej wyjaśni obcy rząd. Mamy uwierzyć,
że nikt nie jest tak zainteresowany wyjaśnieniem okoliczności jak Rosja, obce
państwo, na terenie którego doszło do tragedii. Jak wielka przepaść dzieli
myślenie naszych tzw. elit o własnym państwie od myślenia o Polsce zwykłych
obywateli, tych, których mogliśmy zobaczyć i usłyszeć na Krakowskim
Przedmieściu, przed Pałacem Prezydenckim, w dniach żałoby po katastrofie. To w
ich imieniu Prawo i Sprawiedliwość wystąpiło ze swoją rezolucją. Polski Sejm AD
2010 okazał się nie tylko niemy, ale i ślepy.
Jerzy Łojek pisał, że prawdziwą
istotą konfliktu między Polską a Rosją, począwszy od XVIII w. aż po dziś dzień,
jest utrzymanie Polski przez Rosję w stałej od siebie zależności. O tym
pamiętali nasi przodkowie i my musimy o tym pamiętać w każdej sytuacji, tym
bardziej że nie wszyscy Polacy przestrogę tę traktują
poważnie.

Wojciech Reszczyński

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl