Rosja powinna oddać archiwa II RP!

Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierownikiem Pracowni Dziejów Rosji i ZSRR w Instytucie Historii PAN, znawcą stosunków polsko-rosyjskich, rozmawia Mariusz Bober

Domyśla się Pan, jakie „Sekrety polskiej polityki zagranicznej. 1935-1945” będą zawierały dokumenty rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego, reklamowane jako odtajnione?
– Moja wyobraźnia nie jest tak bogata, by to przewidzieć, choć mam doświadczenie w tej dziedzinie w postaci lektury w ciągu ostatnich kilkunastu lat „prac” rosyjskich „historyków”, z których „dowiadywałem się” np., że w czerwcu 1941 r. olbrzymia grupa polskich żołnierzy ramię w ramię z żołnierzami III Rzeszy napadła na Związek Sowiecki (sic!).

Niemożliwe…
– A jednak takie publikacje powstały. Mało tego, ci „historycy” twierdzili, że Armia Czerwona wzięła wtedy do niewoli ponad 60 polskich generałów… Jeśli więc można pisać takie rzeczy w książkach, które publikowane są jako pozycje naukowe przez ludzi z tytułami akademickimi, reprezentującymi najważniejsze instytucje naukowe w Rosji, jak choćby Uniwersytet Moskiewski czy Rosyjska Akademia Nauk, to trudno mi sobie wyobrazić, do jakich wniosków może dojść SWR (Służba Wywiadu Zagranicznego), której wcześniejsze publikacje „historyczne” również miałem okazję już poznać. Ale najważniejsza jest inna sprawa, która wydaje mi się sednem skandalu związanego z zapowiadaną publikacją, a mianowicie źródła wiedzy „historyków” z SWR.

Skąd w takim razie pochodzą?
– Wszystkie publikowane dotąd materiały SWR dotyczące Polski okresu międzywojennego pochodzą z największego rabunku polskich archiwaliów, jaki miał miejsce w XX wieku. Sowieci „wyzwolili” kilka wagonów najcenniejszych polskich archiwów państwowych, ewakuowanych we wrześniu 1939 r. na ziemie wschodnie. Zagarnięte po 17 września przez wkraczającą od wschodu Armię Czerwoną trafiły do Moskwy, do tzw. trofiejnego archiwa, gdzie były przetrzymywane bez możliwości dostępu do nich historyków przez ok. 50 lat. Potem zostały częściowo odtajnione, zaś po 1995 r. po prostu włączone do Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojskowego w Moskwie przy ul. admirała Makarowa. W ten sposób grabież została zalegalizowana przez obecne władze Rosji. Kilka lat temu mogłem zapoznać się z częścią tych materiałów.

Co zawierają?
– Archiwa najważniejszych instytucji II Rzeczypospolitej: prezydenta, rządu, Sejmu, a także polskiego wywiadu, czyli II Oddziału Sztabu Generalnego WP i jego placówek. Są tam jednak także inne dokumenty, np. fragmenty archiwum sekretariatu Prymasa Polski i niemal całe archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego z Warszawy, powołanego z chwilą śmierci Marszałka, w tym wszystkie najcenniejsze jego listy z okresu konspiracji. W zbiorach tych znajduje się też archiwum Legionów Polskich, Polskiej Organizacji Wojskowej itd. Te dokumenty mają podstawowe znaczenie dla historii okresu międzywojennego Polski.

Jak Rosjanie mogą wykorzystać te dokumenty w swojej machinie propagandowej wymierzonej w dzisiejszą Polskę?
– Fantazja propagandystów rosyjskich nie zna żadnych granic. Z dowolnego dokumentu mogą skonstruować „nowy dowód” w dowolnej sprawie. Ulubionym twierdzeniem rosyjskiej propagandy jest istnienie paktu „Piłsudski – Hitler” albo „Beck – Hitler”. Propaganda ta działa od lat na taką skalę, że nawet przeciętnie zainteresowany historią Rosjanin na pytanie, czy przed II wojną światową był jakiś tajny pakt polityczny, odpowie: „pakt Beck – Hitler” albo „Piłsudski – Hitler”. W ten sposób rosyjskie służby propagandowe interpretują pakt o nieagresji podpisany między Polską i Niemcami w styczniu 1934 roku. Wmawiają swoim obywatelom, że pakt ten zawierał tajny protokół mówiący o wspólnej agresji niemiecko-polskiej na Związek Sowiecki. Rozwinięcie tej fantazji w dowolnym kierunku wydaje się łatwe dla rosyjskich propagandystów.

Czy są jakiekolwiek podstawy do stawiania takich oskarżeń?
– Oczywiście, że nie. Najprostsze rozumowanie w tej sprawie jest w stanie przeprowadzić 7-letnie dziecko, które potrafi logicznie myśleć. Przecież gdyby Polska zawarła układ o wspólnym z Niemcami napadzie na Związek Sowiecki, to po pierwsze, nie byłoby sensu zawierania przez Joachima von Ribbentropa 23 sierpnia 1939 r. paktu z Wiaczesławem Mołotowem. Po drugie, we wrześniu 1939 r. Hitler nie napadłby na Polskę, tylko razem z Polską na ZSRS. Tymczasem 17 września to przecież Związek Sowiecki napadł na Polskę. To właśnie uderza w propagandzie rosyjskiej – kompletne, szokujące zerwanie z rzeczywistością. Nawet gdy będziemy stali przed białą ścianą, rosyjski propagandysta będzie przekonywał, jeśli będzie miał takie wytyczne, że ściana jest czarna.

Toczył Pan takie dyskusje z rosyjskimi „historykami”?
– W Rosji uczciwych historyków nie brakuje i z nimi oczywiście warto i trzeba rozmawiać, tyle tylko, że nie mają oni żadnego dostępu do opinii publicznej. Z kremlowskimi propagandystami nie można natomiast w ogóle merytorycznie dyskutować. Nie docierają do nich żadne argumenty. Warto jednak podkreślić, że ta propaganda jest sprzeczna wewnętrznie. Przypomnę, iż kilka tygodni temu w publikacji wydanej przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej postawiono zarzut, że władze II Rzeczypospolitej nie zgodziły się na ustępstwa wobec III Rzeszy i przez to wywołały II wojnę światową. Tylko przepastne możliwości „logiki” rosyjskich propagandystów zdolne są połączyć tezę, że Polska miała układ z Hitlerem, z twierdzeniem, że Polska z jakiegoś powodu nie dogadała się z Niemcami. Obie te tezy podnoszone są w dodatku jako zarzut wobec Polski. Otóż Hitler rzeczywiście proponował Polsce atak na Związek Sowiecki. Takie rozmowy były prowadzone od października 1938 r. do stycznia 1939 roku. Jednak władze Polski mówiły konsekwentnie: „nie” wobec tych planów. Jest nawet grupa historyków, która uważa, że był to błąd. Ja uważam, że była to słuszna decyzja, choć dziś mimo to Rosjanie czynią nam zarzut z tego powodu, że nie chcieliśmy uczestniczyć w napaści na ich kraj.

Nie jest to mimo wszystko jedyna rosyjska teoria na temat przyczyn wybuchu II wojny światowej. SWR będzie chyba również chciała zrzucić winę na państwa zachodnie za to, że wcześniej nie sformowały koalicji i nie powstrzymały Hitlera?
– Ten wątek jest znacznie mniej akcentowany w obecnej propagandzie, oczywiście z powodów politycznych. Wygodnym celem tej propagandy są kraje bałtyckie, Polska oraz Gruzja, ale raczej nie Francja. Tymczasem gdyby szukać sił, które pod koniec lat 30. XX wieku mogły powstrzymać hitlerowskie Niemcy, trzeba byłoby wskazać na Francję i Wielką Brytanię. Jednak obecna propaganda rosyjska unika krytykowania Paryża, ponieważ jest on przedmiotem bardzo aktywnych zabiegów rosyjskiej dyplomacji, by stworzyć coś w rodzaju długiej osi wiodącej z Moskwy, przez Berlin, aż do Paryża. Sedno obecnej propagandy rosyjskiej zostało wyłożone cztery lata temu przez ówczesnego prezydenta Władimira Putina. Działo się to podczas obchodzonej hucznie 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Mogliśmy się wówczas „dowiedzieć”, że głównymi siłami zwycięskimi w II wojnie światowej, w walce z „faszyzmem” były: Związek Sowiecki i jego prawny następca – Rosja, Niemcy (sic!), reprezentowane przez ówczesnego kanclerza Gerharda Schroedera, oraz Włochy (sic!), reprezentowane w Moskwie przez premiera Silvio Berlusconiego. Według nowej wykładni polityki historycznej Rosji, to byli główni tryumfatorzy II wojny światowej. Dlaczego? Bo takie właśnie były interesy polityczne Rosji w roku 2005. Jej przywódcy uznali, że to Rosja i Niemcy są uprawnione do dzielenia wpływów w Europie Wschodniej. Z tej perspektywy Francja i Wielka Brytania (z tą ostatnią Rosjanie i tak mają złe stosunki) mają drugorzędne znaczenie dla Moskwy. Dlatego właśnie w dzisiejszej propagandzie rosyjskiej dominuje pogląd, że Niemcy są wielkim sojusznikiem Moskwy. Co prawda, były przeciwnikiem w II wojnie światowej, ale „wielkim przeciwnikiem”, jedynym „godnym” Rosji.

Co ta propaganda oznacza dla nas?
– Jest bardzo niebezpieczna, ponieważ wynika z niej, że między Rosją i Niemcami nie powinno być żadnych sił upominających się o swoje miejsce w historii II wojny światowej. Wykładnię tę najdobitniej przedstawił Władimir Putin jeszcze jako prezydent 6 maja 2005 r. w wywiadzie dla niemieckiej telewizji ARD ZDF. Powiedział wówczas słowa szokujące, że pakt Ribbentrop – Mołotow był całkowicie uprawnionym aktem dwóch mocarstw, które wcześniej, układem brzeskim z 1918 r. między II Rzeszą Niemiecką i Rosją Sowiecką „darowały” niepodległość małym krajom Europy Wschodniej, a skoro ją dały, to „mogły też im ją odebrać”. Wypowiedź ta zaskoczyła nawet słuchających tego Niemców.

Wypowiedź ta zaskakuje tym bardziej, że Rosja Sowiecka jeszcze w tym samym 1918 r. wypowiedziała traktat brzeski po upadku cesarstwa niemieckiego…
– Dla współczesnej rosyjskiej propagandy historycznej jest to niewart żadnej wzmianki drobiazg. Dla mnie bardziej zaskakujące jest to, że właśnie ten człowiek, który zaledwie cztery lata temu wypowiedział przytoczone powyżej słowa i wokół takiej interpretacji historii osnuł całą propagandę państwową Rosji, został zaproszony do Polski na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Może to konsekwencja „polityki miłości” obecnego rządu, nieoglądającego się, jak widać, nawet na obiekty tej „miłości”. Wracając zaś do sprawy publikacji SWR – czy nie jest ona właśnie próbą „ustawiania” naszych władz przed wizytą premiera Putina?
– Rosja prowadzi tę propagandę konsekwentnie przez cały okres rządów Putina, najpierw jako prezydenta, a teraz premiera. Dlatego nie widzę niczego nowego w ostatnich publikacjach, choć dopiero przed wizytą Putina w Polsce zwróciły na nie uwagę nasze media. Stawiane w nich tezy czytałem w materiałach, które ukazują się niemal każdego miesiąca w Rosji. Takie treści pojawiają się też w programach publicystycznych, filmach fabularnych itd. Tyle tylko, że wcześniej jakoś nasze media tego nie zauważały.

Dlaczego w takim razie minister Andrzej Przewoźnik wyraził zadowolenie z zapowiadanej publikacji SWR?
– Ta wypowiedź ministra Przewoźnika bardzo mnie zaskoczyła. Twierdzenie, że wniesie ona nowe informacje na temat mechanizmów działania wywiadu zagranicznego NKWD w tamtym okresie, jest dla mnie niezrozumiałe. SWR nie ujawni oczywiście żadnych tajemnic operacyjnych. Ujawni tylko, jak już powiedziałem wyżej, materiały ukradzione Polsce w 1939 roku, naturalnie poddane propagandowej obróbce i odpowiedniej „interpretacji”.

Czy to oznacza, że SWR tak naprawdę nie ma własnych informacji o posunięciach polskich władz w tym okresie?
– Nie. I nie oznacza to również, że obecny wywiad rosyjski jest źle zorganizowany. Jest wprost przeciwnie. Właśnie dlatego, że wywiad ten działa sprawnie, nie odsłoni mechanizmów swojego działania.

Więc możemy się nie przejmować tymi publikacjami?
– Moim zdaniem, istotne nie jest to, co znowu wymyślą rosyjscy propagandyści. Mogą bowiem wymyśleć wszystko i nie ma sensu się tym przejmować. Istotne jest to, że będą posługiwali się „materiałem dowodowym” pochodzącym z kradzieży dokonanej na najcenniejszych polskich archiwaliach okresu II Rzeczypospolitej. Te archiwa, blisko 20 lat po upadku ZSRS, nadal są w Rosji. Co ważniejsze, żaden rząd III Rzeczypospolitej ani prezydent nie upomnieli się publicznie, by ta największa grabież archiwów polskich w XX w. została wynagrodzona przynajmniej w postaci ich zwrotu. Jest to dla mnie w obecnej sytuacji największy skandal. Wizyta premiera Władimira Putina w Polsce wydaje mi się najlepszą okazją, by prezydent RP albo premier rządu upomnieli się o to. Jakim prawem Rosja do tej pory przetrzymuje archiwa II RP? Może to być tylko prawo agresora, prawo rabusia, jakim w 1939 roku na równi z hitlerowskimi Niemcami był stalinowski Związek Sowiecki.

Ale chyba nie tylko to powinien usłyszeć premier Putin, skoro już zaproszono go na Westerplatte?
– Byłoby najlepiej, gdyby do Polski nie przyjechał na te obchody. Człowiek, który kieruje taką propagandą historyczną wymierzoną w Polskę, nie powinien być zapraszany na uroczystości upamiętniające II wojnę światową. Chyba że mielibyśmy podstawy sądzić, iż zmieni całkowicie swoje poglądy, i to nie w ten sposób, że wypowie w Gdańsku kilka ciepłych słów pod adresem Polski, ale że zmieni na stałe prowadzoną w Rosji propagandę. Nie mamy jednak żadnych podstaw, by przypuszczać, że tak się stanie. Co innego dotyczy kanclerz Angeli Merkel. Bowiem Niemcy – choć może nie całkiem konsekwentnie – dokonały jednak rozliczenia z przeszłością i rolą w niej Hitlera. Takiego rozliczenia wobec zbrodni Stalina Rosja nie dokonała. Z premierem Putinem można i trzeba rozmawiać o sprawach politycznych i gospodarczych, jak np. sprawa kontraktu gazowego czy polskiej inwestycji w Możejkach. Obawiam się jednak, że Putin ma teraz okazję rozmawiać o tym z obecnymi władzami, łącząc te rozmowy z kwestiami historycznymi. Obawiam się – obym się mylił, iż rząd Donalda Tuska, dla którego najważniejszy jest PR, w zamian za jakiś „półuśmiech” Putina albo w podzięce za to, że w ogóle „zechciał zaszczycić nasz kraj” swoją obecnością, albo że nie obrazi nas w Gdańsku – może zapomnieć o obronie podstawowych interesów politycznych i gospodarczych Polski. Obawiam się, że Donald Tusk może np. zgodzić się na niekorzystny dla nas kształt umowy przedłużającej import gazu od Gazpromu albo obiecać wycofanie się Orlenu z inwestycji w Możejkach, która to rafineria ma dla Rosji strategiczne znaczenie z punktu widzenia planów ekspansji energetycznej tego kraju. Tematy gospodarcze trzeba po prostu oddzielić od rozmów o problemach historycznych, o których z obecnymi władzami rosyjskimi nie da się rozmawiać.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl